Lęk jest jak linie papilarne – każdy z nas ma swój niepowtarzalny scenariusz lękowy. Jeśli znasz jego schemat, łatwiej jest ci przeżywać lęki. Nie uciekać przed nimi, nie zaprzeczać, że są, nie wypierać i nie zamrażać ich – tylko poczuć, wytrzymać, przeżyć i żyć dalej.
My kobiety boimy się bardziej, częściej i inaczej niż mężczyźni. Przede wszystkim dlatego, że rządzą nami hormony. To one wpływają na to, co czujemy, jak i kiedy. Od dzieciństwa aż do menopauzy nasz mózg bez przerwy bombardowany estrogenem, progesteronem i całą resztą hormonalnego koktajlu sprawia, że emocje wpływają na odbiór świata. Bywa, że śmiejemy się, choć wcale nie jest nam do śmiechu, a innym razem boimy się, choć tak naprawdę pod naszym lękiem czai się złość. Lęk zamiast złości ma również kulturowe uzasadnienie. Z mlekiem matki wysysamy przekonanie, że złość piękności szkodzi, za to bać się możemy do woli.
Kilka machnięć pędzlem w tym lękowym arcydziele wykonała także natura, obdarzając nas instynktem, który od narodzin aż̇ do śmierci każe nam mocniej reagować na najmniejszy stres. Zamartwianie się o to, czy pensji wystarczy do końca miesiąca, czy informacja o zwolnieniach grupowych to jedynie plotki albo czy wrażliwa córka poradzi sobie w szkole – to takie nasze kobiece „obowiązki”.
Oto opowieść jednej z moich pacjentek: „Wchodzę do kuchni, gdzie mąż i nastoletni syn prowadzą zażartą dyskusję. Okazuje się, że rozmawiają o rodzajach kawiarek. Próbuję się włączyć do rozmowy, ale żaden z panów mnie nie słyszy. W pewnej chwili syn, nie patrząc na mnie, rzuca pod nosem: »Mamo, kawa się skończyła«. Kawę, o której mowa, pije tylko on. Próbuję coś powiedzieć, ale dalej jestem niewidzialna i niesłyszalna. Wybiorczo, bo ta informacja w sprawie kawy, która się skończyła, była chyba do mnie. Czuję gorącą kulę, która z wnętrza brzucha wędruje do góry. Kiedy dotrze do gardła i zaciśnie krtań, będzie to znaczyło, że moja złość sięgnęła zenitu. Boję się, że za chwilę wybuchnę, zacznę wrzeszczeć, tupać nogami, może nawet szarpnę syna za rękaw koszuli. Z całej siły próbuję powstrzymać swoją złość. Gorąca kula zamienia się w grudkę lodu, całe ciało drży z zimna. Opuszczam głowę, ramionami obejmuję klatkę piersiową, kulę się w sobie. I wtedy staje się widzialna. Syn pokazuje mnie palcem: »Tata patrz, mama ma znowu te swoje strachy na lachy«, śmieje się. Wolę lęk niż złość. Przynajmniej nikomu nie zrobię krzywdy” – kończy swoją opowieść.
Inna sytuacja. Rodzeństwo, chłopiec 13 lat i 8-letnia dziewczynka. Kłócą się o bałagan w salonie. Mama kazała im posprzątać, próbują zwalić ten obowiązek jedno na drugie.
– To twoje papierki po lodach – krzyczy chłopiec.
– Nieprawda! Ja dziś nie jadłam lodów, oszukujesz jak zwykle – dziewczynka nie pozostaje mu dłużna.
– Jesteś okropna, nikt cię nie kocha, nawet rodzice – słowa chłopaka ranią do żywego.
– Zabije cię, nie chcę żebyś żył – krzyczy ona. Za chwilę chyba dociera do niej, co powiedziała. Ucieka do swojego pokoju, wołając matkę na ratunek: – Mamo, on mnie bije.
– Przecież on nawet do ciebie nie podszedł. Dlaczego kłamiesz? – matka kątem oka widziała całe zajście.
Dziewczynka trzęsie się ze strachu, nie może opanować płaczu. Wcale nie przestraszyła się brata, tylko swojej złości. W każdej komórce jej ciała zapisany jest przekaz: kobiety mają prawo do lęku, ale nie wolno im się złościć.
Prawo, a czasami wręcz obowiązek, bania się wysysamy z mlekiem matki. Wiele z nas już jako dziewczynki usłyszało od matki: „W naszej rodzinie wszystkie kobiety cierpią na nerwicę lękową”. Długo nie wiedziałyśmy, czy to przekleństwo, czy część emocjonalnego posagu. Ten posag to trochę jak kula u nogi, ale rezygnacja z niego to występek przeciwko rodzinnej lojalności, bo skoro wszystkie kobiety w naszej rodzinie…
Każdy powód jest dobry, by się bać. Lęk istnieje przede wszystkim w twojej głowie, twoich myślach, fantazjach, obawach, twoim martwieniu się. Bywa, że przychodzi w snach, wyłaniając się z czeluści podświadomości. Potrafi uprzykrzyć ci życie, stanąć na drodze do realizacji najwspanialszych marzeń, uniemożliwić realizację ważnych planów, zepsuć największą przyjemność, a mimo to boisz się go puścić, jakby był czymś najcenniejszym, co posiadasz.
Lęk jest mieszanką tzw. rozmaitych cech, okoliczności i wydarzeń, typu twojego układu nerwowego, rodzaju więzi z rodzicami, sposobu, w jaki tłumaczyli ci świat, przekonań na temat tego, co bezpieczne, a co zagrażające itp. W najmniejszym stopniu jest skutkiem doświadczeń życiowych – bo jak często masz realne powody, żeby się bać?
Lęk może dotyczyć każdej sfery życia i każdej pełnionej przez ciebie roli. Na różnych etapach życia dokuczają ci rozmaite lęki.
Przypomnij sobie swój ostatni powód lęku? Co to takiego było?
Może bałaś się z powodu awansu, choć to powód do radości, ale ty przestraszyłaś się, że sobie nie poradzisz. Albo że inni szybko odkryją, że nie nadajesz się na kierownicze stanowisko.
A może poznałaś kogoś, w kim zakochałaś się w drugiej minucie rozmowy, a w dziesiątej w miejsce miłosnego zauroczenia pojawił się lęk przed odrzuceniem? Ten lęk to druga strona lęku przed pochłonięciem. Obydwa każą ci uciekać, gdy relacja staje się zbyt bliska.
Dalej lęk związany z rodziną, przed ślubem, ciążą, porodem, odejściem dorosłych dzieci z domu. Wszystkie doskonale go znamy. Albo lęk o dziecko, który towarzyszy ci od momentu, gdy na teście ciążowym zobaczyłaś dwie kreski. Najpierw pojawiały się radość i miłość, zaraz potem na plan pierwszy wysunął się lęk. O to, czy uda się donosić ciążę, czy dziecko będzie zdrowe, czy będziesz dobrą matką. Kiedy maluch pojawił się na świecie cały i zdrowy, lęk wcale cię nie opuścił – właściwie urósł w twojej głowie. Pierwsze przeziębienie dziecka – niby nic, wszystkie dzieci chorują… ale tu chodziło o twoje dziecko.
„Niech ono już dorośnie, może wtedy przestanę się tak bać” – myślisz, ale to płonne nadzieje. Znasz przysłowie: małe dziecko – mały kłopot, duże dziecko – duży kłopot?
Lęk wynikający z samooceny, a także przed oceną i krytyką – założę się, że bardzo dobrze go znasz: „Czy jestem wystarczająco dobrą: matką, pracowniczką, żoną, kochanką, przyjaciółką itd.?”
I wreszcie lęk przed chorobą i śmiercią. Psychoanalitycy uważają, że u podłoża wszystkich lęków leży właśnie ten najbardziej pierwotny lęk przed stratą życia.
No i lęk przed lękiem, który często jest silniejszy niż sam lęk – wszyscy bez wyjątku boimy się bać, wolimy o tym nie mówić, nie myśleć, wypierać… w konsekwencji lęk staje się jeszcze większy.
Moja mądra terapeutka ma cudowne remedium na lęk – kiedy odczuwasz lęk, pomyśl, co najgorszego może się stać i… zgódź się na to. Kiedy np. twój lęk sięga zenitu, pojawia się przerażająca myśl: „Boję się, że umrę” – powiedz na głos: „No to umrę i już” i sprawdź, co się stanie.
Żyjemy w czasach, w których straszą nas wszyscy wszystkim. Ilość przerażających informacji, które docierają do nas ze wszystkich źródeł, jest nie do „przerobienia” nawet przez osobę o „żelaznych” nerwach. Leki „na uspokojenie” przepisywane są coraz częściej i brane przez pacjenta coraz dłużej. Wysyp guru – specjalistów od lęku, którzy oferują swoje cudowne recepty na pozbycie się lęku, bywa bardziej groźny niż sam lęk.
Nie oddawaj nawet najlepszemu terapeucie odpowiedzialności za radzenie sobie z lękiem, bo ty sama jesteś jedyną i najskuteczniejszą ekspertką od swojego lęku. Każda z nas boi się inaczej i gdzie indziej ma ukryte źródło lęku.
Z lękiem nie warto walczyć, lepiej się z nim pogodzić. Nie da się przed nim również uciec. Uciekanie przed sytuacjami wywołującymi lęk utrwala wzorzec unikania, co podtrzymuje i generalizuje lęk, a to w konsekwencji może doprowadzić do rozwoju fobii.
Wyobraź sobie, że wszystkie twoje lęki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Od dziś niczego się nie boisz, niczym się nie martwisz, nie snujesz czarnych scenariuszy. Co teraz czujesz?