1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Wysoka wrażliwość – dziecko, które czuje i przeżywa za bardzo

Wysokiej wrażliwości nie rozpatruje się w kontekście zaburzenia i autorzy odnoszący się do spopularyzowanej koncepcji również to wyraźnie podkreślają. (Fot. iStock)
Wysokiej wrażliwości nie rozpatruje się w kontekście zaburzenia i autorzy odnoszący się do spopularyzowanej koncepcji również to wyraźnie podkreślają. (Fot. iStock)
Wysoka wrażliwość stanowi przedmiot wielu badań i jest żywym doświadczeniem konkretnych osób, również dzieci. Jak być wspaniałym rodzicem dla dziecka, które czuje i przeżywa wszystko za bardzo? Jak pomóc mu funkcjonować we współczesnym świecie? Z pomocą przychodzi dr Agata Majewska – autorka bloga rodzicielskiego „Mama Sowa” – której książka „Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe” będzie miała premierę 19 października.

Fragment książki „Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe”, dr Agata Majewska, wyd. MUZA. Premiera: 19 października

Wysoka wrażliwość to nie zaburzenie

Wysokiej wrażliwości nie rozpatruje się w kontekście zaburzenia i autorzy odnoszący się do spopularyzowanej koncepcji również to wyraźnie podkreślają. Mam jednak poczucie, że zatroskanym rodzicom – szczególnie małych dzieci – jest trudno przyjąć, że maluch rozwija się prawidłowo, że jego zachowania są spodziewane czy normalne. Wprawdzie nie przepadam za słowem „normalne”, ale to jest coś, co dla rodziców wysoko wrażliwych dzieci jest ważne, żeby od specjalisty usłyszeć. […] Słowo – „normalne” – wprowadza jakiś spokój w codzienność rodziców i otwiera możliwość do przyglądania się temu, jakie to ich dziecko właściwie jest. Już bez takiego poziomu napięcia i wzmożonej czujności, ale bardziej z ciekawością, z większą otwartością na to, że ich dziecko się różni albo że jest bardzo do nich podobne.

[…]

Rodzice bardzo często są osadzeni w „tu i teraz”. I nie jest to dla nich takie łatwe, żeby zobaczyć to wszystko, co może się zmienić, co może nadejść wraz z kolejnymi etapami rozwojowymi ich pociechy. Gdy mówi się rodzicom, że np. swoim bliskościowym podejściem kładą trwałe fundamenty pod ich wspólną relację z dzieckiem, to niby to słyszą, niby rozumieją, ale nie do końca ufają, że to się wydarzy, że te dotychczasowe starania mają sens. Bardziej oczekują, że ważna dla nich zmiana – poprawa zachowania ich dziecka, mniejsza intensywność, słabsze przeżywanie, rzadsze przejmowanie się – nadejdzie „pojutrze”. Bo po czym poznajecie, że coś działa? Zazwyczaj po tym, że robi się łatwiej. A tutaj niekoniecznie zrobi się łatwiej „pojutrze”.

Nawiązałam do przykładu z rodzicielstwem bliskości, ponieważ parę razy zdarzyło się, że do mojego gabinetu przyszli rodzice, którzy podzielili się swoją historią w następujący sposób: „Staraliśmy się wychowywać swoje dziecko w duchu rodzicielstwa bliskości, bo jest on dla nas ważny, ale nic się nie zmienia, a wszyscy wokół nas mówią, że to nasza wina i naszych metod”. Myślę, że bardzo skutecznie jest zasiać w młodych rodzicach nutkę niepewności co do ich sposobu na budowanie relacji z dzieckiem, na opiekowanie się nim w jakimś wybranym nurcie. Rodzice przychodzą wtedy sprawdzić, czy rzeczywiście może być tak, że robią coś, co nie służy ich dziecku i im jako rodzinie. Czasem przychodzą, bo chcą usłyszeć: „Tak, proszę dalej sobie ufać i robić podobnie” albo „Nie, proszę zmienić swoje postępowanie”. Znów czuję, że szuka się jakiejś łatwości, jasnych (a może prostych i szybkich?) strategii. Szuka się chyba odpowiedzi – „tak” lub „nie”. A ja zachęcam do robienia przestrzeni dla – „nie wiem”, „może”, „potrzeba więcej czasu”, „to zależy”, „poczekajmy”.

Przyznam, że czasem mnie zaskakuje to, ile razy można przeczytać lub usłyszeć, że wysoka wrażliwość nie jest zaburzeniem rozwoju. Sama zresztą też to podkreślam za innymi autorami. Widzę jednak, że rodziców, którzy do mnie przychodzą, jakoś to specjalnie nie uspokaja, że dziecko przejawia wysoką wrażliwość i że ogólnie rzecz biorąc wydaje się – na podstawie ich historii i przeprowadzonego wywiadu – że „wszystko” jest w normie. Z tyłu głowy wybrzmiewa rodzicom wciąż echo: „to nie zaburzenie”, „to nie zaburzenie”, „to nie zaburzenie”, które po chwili brzmi jak: „to nie zaburzenie?”, a później – „czy to na pewno nie zaburzenie?”, aż w końcu – „a może to zaburzenie?”. I żeby była jasność, rodzice, którzy kontaktują się ze mną, odwiedzili wcześniej różne inne miejsca – byli u psychologów, przeszli przygodę z integracją sensoryczną, rozmawiali z pedagogami w szkole, do której uczęszcza ich pociecha, a zaczęli w ogóle od pediatry. Sprawdzali na każdym prawie możliwym polu – „czy to nie zaburzenie?”.

Kiedy pytam ich, czemu więc szukają dalej, co ich trapi, co jest dla nich ważne, to najczęściej słyszę, że nie radzą sobie z codziennością, że jest im trudno towarzyszyć swojemu wysoko wrażliwemu dziecku. Kiedyś nawet usłyszałam, że pewien tata wolałby, żeby to było jakieś zaburzenie, bo przynajmniej wiedziałby, że ktoś zaproponuje mu konkretny plan działania i ułatwi rzeczywistość. Oczywiście różnych rodziców przerastają różne rzeczy – nie da się wyłonić jednego sztywnego zestawu wkurzających spraw. Ale to ich wkurzenie, przemęczenie, niezrozumienie, napięcie, to jedna strona medalu. Drugą najczęściej jest prośba – „Proszę coś zrobić, żeby moje dziecko się tyle nie przejmowało! Ono wszystkim się przejmuje, wszystko bierze do siebie i potem płacze, przeżywa, analizuje; zadaje mnóstwo drobiazgowych pytań, a ja nie mam siły już odpowiadać”.

I to jest ciekawy wątek wspierania dzieci wysoko wrażliwych, bo nieraz mam poczucie, że wsparcie jest naprawdę potrzebne – ale rodzicom, których staram się dobrze zrozumieć, a przynajmniej wysłuchać. Niestety nie da się zrobić tak, że rodzic wysyła dziecko do specjalisty z tego tylko powodu, że przejawia ono cechy osoby wysoko wrażliwej. Jeżeli ktoś przyjmuje dziecko do siebie wyłącznie dlatego, że rodzic zadzwonił i powiedział: „Mój syn jest wysoko wrażliwy i musimy coś z tym zrobić”, to nie jest to okej. Dzieci nie potrzebują objechać pół miasta specjalistów i mówić o sobie co chwilę obcym dorosłym. To ważne, żeby podkreślić, że nie każdy człowiek potrzebuje konsultacji, nie każdy potrzebuje uczestniczyć w terapii. Czasem dziecko potrzebuje, żeby jego rodzic sobie coś poukładał, posprawdzał, dopytał, doczytał, wsparł dobrym słowem, zrozumiał, zrobił miejsce na oddech, odpuścił, popracował nad okazywaniem emocji albo nazwał i spróbował rozwiązać problemy tkwiące w rodzinie. Bo dziecko zazwyczaj jest delegatem tego, co próbuje się ukryć. A ukrywa się coś z różnych powodów, które znam, które sobie potrafię wyobrazić i które potrafię zrozumieć. Dziecko tego rozumieć nie musi, ale może się pewnie sporo martwić…

[…]

Nieśmiałe dziecko nie istnieje

Chciałabym podzielić się moim przekonaniem, że nieśmiałe dziecko nie istnieje. Nie lubię określenia „dziecko nieśmiałe”. Jest dla mnie bardzo oceniające i zamyka drogę do poznawania drugiego człowieka, do przyglądania się temu, jakie jest, co lubi, czym się interesuje. Uważam, że nawet powtarzające się zachowanie w różnych sytuacjach nie może decydować w sposób całościowy o tym, jakie dziecko naprawdę jest. Wolę mówić o występowaniu nieśmiałości u dziecka czy o nieśmiałym zachowaniu. Chociaż, jak można zauważyć, posługuję się określeniem „dziecko wysoko wrażliwe” i ono też stanowi w pewnym sensie jakąś etykietę. Mimo dobrych intencji, mimo tłumaczenia się w poszczególnych fragmentach książki – jeśli „coś” nazwiemy, to „jakoś” o tym myślimy – nawet jeśli bierzemy pod uwagę różnice indywidualne. Jednak określenie „dziecko nieśmiałe” ma w sobie pewną negację, niesie jakąś informację o braku, niedostatku. Nawet jeśli wysoka wrażliwość mieści w sobie różne trudności, to jednak już z samej nazwy skłania do myślenia w kierunku czegoś, czego jest dużo. A samo pojęcie „wrażliwość” kojarzy się (przynajmniej ja tak sobie to wyobrażam) raczej pozytywnie.

Myślę, że chyba potrafimy mniej więcej określić, czym jest nieśmiałość, w jaki sposób może się ona objawiać. Część z nas ma nawet pomysły, jak sobie z nią radzić w życiu. Innym może się wydawać, że nieśmiałości trzeba się koniecznie pozbyć ze swojej codzienności, że jest czymś niepożądanym, czymś, co sprawia trudność. Przeważnie z nieśmiałością może też kojarzyć się nam wstyd czy lęk – np. przed publicznymi wystąpieniami. A tych wystąpień robi się mnóstwo, jeśli myślimy o przedszkolu czy szkole. Pomyślcie o swoich doświadczeniach, które prowadzą was do publicznych wystąpień, do bycia na świeczniku, na widoku. Uczulam też wszystkich rodziców i grono pedagogiczne na sytuacje, w których, gdy dzieci coś prezentują, np. z okazji Dnia Mamy, to zaproszone osoby wyciągają telefony i nagrywają takie przedstawienia. Jest to mocno obciążające dla wielu maluchów. W ogóle nagrywanie przez obce osoby jest czymś, co stresuje – nie wiadomo, czy ktoś nie będzie później wykorzystywał takich filmików; nagrywanie kojarzy się też z oceną i utrwalaniem na danym nośniku różnych emocji, zachowań – jakiegoś naszego intymnego kawałka, który, jeśli jest zapisany na czyimś telefonie, to mimo wszystko trochę jakoś obnażony i już nie tylko nasz własny.

Przyjrzyjcie się sytuacjom takim jak urodziny waszego dziecka. Zapraszacie członków rodziny, kolegów i koleżanki waszej pociechy. Może nawet wynajmujecie jakąś salę zabaw albo wyprawiacie przyjęcie w restauracji. Dziecko się cieszy, czeka na ten dzień, planuje, wyobraża sobie, jak to będzie. Wydaje się, że w dniu imprezy wasze dziecko będzie najszczęśliwszym maluchem pod słońcem, a potem się okazuje, że jest inaczej, niż to sobie zakładaliście. Nie wita się z częścią gości (albo w ogóle unika rozmów czy wymiany spojrzeń), jest trochę wycofane, kiedy widzi swoich rówieśników czekających na to, żeby wręczyć mu prezent i złożyć życzenia. Może wasze dziecko wpada w złość i trudno jest mu z niej wyjść, a może się chwilowo zamraża. Od rodziców czy innych dorosłych najczęściej usłyszy znane wam pewnie komunikaty:

  • „Nie wstydź się”;
  • „To nieładnie się nie przywitać”;
  • „To są twoi goście, zachowuj się”;
  • „Wszyscy czekali na ciebie, a ty uciekasz”;

[…]

Dzieci przejawiające nieśmiałość niejednokrotnie porównują się z innymi, czują się w pewnych sytuacjach nie dość dobre i obawiają się oceny. Agnieszka Stein wyjaśnia, że wszystkie dzieci rodzą się z podstawową nadzieją na to, że będą dla kogoś wartościowe i kochane. Dopiero później ich doświadczenia albo potwierdzają tę nadzieję, albo są z nią sprzeczne. Od najbliższych dziecko dowiaduje się o tym, że jest godne szacunku, że jego istnienie na świecie jest czymś pozytywnym.

Jakich więc błędów nie popełniać, skoro wiemy, że rola rodziców jest niezastąpiona we właściwym prowadzeniu dziecka przez etap nieśmiałości? Wiemy przecież doskonale, że popełniamy czasem błędy, na które zwraca również uwagę M. Cholewińska-Dacka proponując, aby:

  • Nie oceniać dziecka – np. niezdara, ciapa, co może rzeczywiście zostać uznane przez dziecko jako ważny element obrazu siebie. Przyznacie chyba, że jest różnica między powiedzeniem, że zachowanie było niezdarne, a nazwaniem dziecka niezdarą?;
  • Nie bagatelizować uczuć – nie ignorować potrzeb dziec­ka (chodzi m.in. o słynne: „nic się nie stało”);
  • Nie wyręczać i nie ograniczać dziecka – (częsta myśl rodzica: „Jestem mamą, to zrobię to za ciebie lepiej i szybciej”);
  • Nie stosować systemu kar i nagród – bo to po prostu niczego dobrego nie wnosi, a przede wszystkim nie buduje motywacji wewnętrznej dziecka i nie wspiera budowania przez niego poczucia własnej wartości;
  • Dostosować oczekiwania do możliwości dziecka (np. dziecko potrafi policzyć do trzech, więc może nie zabierajmy się od razu za tabliczkę mnożenia);
  • Nie zaprzeczać nieśmiałości dziecka i nie zmuszać go do zmiany za wszelką cenę (ono ma prawo mieć swoje nieśmiałe momenty);
  • Nie krytykować – efektem może być pozostawanie w tym, co znane i bezpieczne, a to rodzi niechęć do próbowania nowych rzeczy itp.

Takie propozycje mogą wydawać się niektórym oczywiste, chociaż nie zawsze czytelne przez zawarte na początku komunikatów słowo „nie”. Bo wielu rodziców wie, że „nie”, ale nie wie „jak” (pewnie dlatego sporo tytułów publikacji zaczyna się od „jak”).

[…]

Więcej w: „Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe”, dr Agata Majewska, wyd. MUZA. Premiera: 19 października

„Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe”, dr Agata Majewska, wyd. MUZA. Premiera: 19 października „Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe”, dr Agata Majewska, wyd. MUZA. Premiera: 19 października

„Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe” to poradnik napisany przez dr Agatę Majewską – autorkę bloga rodzicielskiego „Mama Sowa”. To książka przede wszystkim o dzieciach, ale też o rodzicach, o ich przeżyciach, o znaczeniu udzielania sobie wzajemnego wsparcia. Ta książka to źródło wiedzy i wskazówek, z których warto czerpać w codziennych wyzwaniach rodzicielskiej rzeczywistości – nie tylko tej wysoko wrażliwej. Premiera: 19 października

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze