Zdaniem wielu rodziców dzieci powinny spędzać dnie bardziej efektywnie i rozwijać w zorganizowany sposób. Uznana psycholożka rozwojowa dr Aleksandra Piotrowska apeluje do dorosłych o pokorę i zdrowy rozsądek w planowaniu zajęć dodatkowych – zwłaszcza dla przedszkolaków i uczniów wczesnych klas szkolnych.
Psychologowie alarmują, że przeciążamy małe dzieci zajęciami dodatkowymi. Rodzice też są zmęczeni wożeniem na zajęcia pozalekcyjne, odbieraniem z nich, kalkulowaniem, ile czasu potrzeba na dojazd. Czują, że przesadzają, ale nie zmieniają grafiku. Czy to dlatego, że tak bardzo boimy się zmarnować zdolności dziecka?
Pozwoliliśmy sobie wmówić, że dziecko powinno mieć zajętą każdą minutę i że to sprzyja jego rozwojowi. Rodzice dążą do wypaczonego ideału rodzicielstwa, który polega na zapewnianiu dziecku jak najwięcej atrakcji.
Ale jak zachować równowagę? Trudno się nie porównywać do innych.
Apeluję do rodziców o pokorę. Skąd wiecie, że wasze dzieci potrzebują aż tyle zajęć? Nie jesteśmy wszystkowiedzący, nie mamy monopolu na rację i pewność, czego trzeba mojemu dziecku. Patrzcie na sprawy z punktu widzenia swojego dziecka, czego jemu potrzeba, czego ono chce.
Musimy pamiętać, że każde dziecko jest inne, niepowtarzalne, a więc ma też inne potrzeby. Pięcioro zajęć w tygodniu, które wytrzyma Jasio sąsiadów, może zabić rozwój mojego dziecka, bo ono nie jest Jasiem.
Czy rzeczywiście nadmiar zajęć dodatkowych może w jakiś konkretny sposób zaszkodzić dziecku?
Tak. Nawet jeśli wszystkie zajęcia pozalekcyjne, na które uczęszcza dziecko, są wysokiej jakości, ich nadmiar będzie zaburzać rozwój, a nie go stymulować. Przemęczone dziecko to nie jest dziecko, które się dobrze rozwija. Niestety, rośnie liczba dzieci, które mają pierwsze syndromy przemęczenia już jako kilkulatkowie; pojawiają się zanik radości z dnia codziennego, apatia, zmniejszenie naturalnej dziecięcej ruchliwości i ciekawości. Przy większym nasileniu ten stan wręcz przypomina depresję. Znak naszych czasów.
Jednak niektóre dzieci same chcą chodzić na wszystko, co oferują na przykład przedszkole albo klubiki sportowe przy szkole.
Takie dzieci trzeba chronić przed nimi samymi. Bywa, że dziecko samo się wpuści w nazbyt wiele aktywności i bardzo szybko się wypali. Rodzice zobaczą to – po pierwsze: jako brak radości z życia, po drugie: niechęć do podejmowania jakiejkolwiek aktywności. Gdy kilkulatek musi się zmuszać, żeby umyć zęby albo wstać z fotela, to znak, że jest przeciążony. Stracił zapał i entuzjazm. To poważna sprawa u dziecka.
Czy są jakieś zajęcia pozalekcyjne dobre dla wszystkich dzieci, załóżmy przedszkolaków i uczniów klas początkowych?
Jeśli miałabym wybierać zajęcia pozalekcyjne, to zawsze przed aktywnościami ściśle intelektualnymi będę stawiała zajęcia ruchowe. Dzisiejsze dzieci w przeogromnej większości cierpią na deficyt aktywności fizycznej. Już od dobrych kilkunastu lat obserwujemy w Polsce dramatyczne pogarszanie się sprawności ruchowej dzieci.
Jedną z prób mierzenia sprawności ruchowej jest skok z miejsca obunóż. Dzisiejsze dzieci skaczą o połowę bliżej niż dzieci w latach 70. ubiegłego wieku! Czy to nie paranoja? A doprowadzamy do tego my, dorośli, pozwalając na stopniowe rugowanie z dziennych zajęć właśnie aktywności fizycznej. Rodzice nie zachęcają dzieci do takiej aktywności, bo z małymi dziećmi musieliby na ten dwór wyjść, a niekoniecznie im się chce. W rezultacie dzieci wykazują drastyczny niedobór aktywności ruchowej, szczególnie tej na dworze. Nie popieram w odniesieniu do małych dzieci żadnych specjalistycznych treningów. Żadnego trenowania czegokolwiek. Popieram zajęcia pozalekcyjne ruchowe, które uaktywniają wszystkie grupy mięśni.
Jednak praktyka pokazuje, że dzieci chcą chodzić na wyspecjalizowane zajęcia pozalekcyjne i mieć odpowiedni strój i sprzęt. Potem szybko zmieniają zainteresowania. Jaś we wrześniu chciał chodzić na karate, a już w listopadzie chce być pływakiem. A kimono już kupione i to za niemałe pieniądze.
Kimono należy sprzedać na portalu internetowym, a Jasia zapisać na pływanie. Nonsensem jest wymaganie od kilkuletniego dziecka, żeby wiedziało, czego chce. Ono nie ma jeszcze pojęcia, na czym polega uczestnictwo w zajęciach z karate, tenisa, pływania czy z tańca. Ma jakieś swoje dziecięce wyobrażenie, które może się całkowicie rozminąć z tym, co na zajęciach będzie mu zaoferowane. Okażmy naszemu dziecku szacunek i dajmy mu prawo do zmiany decyzji, zwłaszcza że w tym wieku nie miał pojęcia, na co się pisze.
A nie jest to rządzenie rodzicami? Kilkulatek ma prawo zmieniać zdanie dowolnie często?
Tak, ma prawo zmieniać zdanie. To nie jest żadna patologia nawet u starszych dzieci. Naszym, czyli rodziców, zadaniem jest pokazać dziecku różne obszary życia – bez sportów wyczynowych, które wyłącznie szkodzą, oraz bez wymuszonej gry na instrumentach muzycznych. A dziecko ma prawo zajrzeć na zajęcia pozalekcyjne i potem już nie chcieć tam chodzić, bo nie sprawia mu to radości. Radość dziecka to klucz w tym temacie.
Wiele dzieci tryska radością z chodzenia na zajęcia pozalekcyjne tylko dlatego, że chodzi na nie kolega.
I co w tym złego? Dlaczego rodzice czasem nie znoszą, gdy dziecko chce chodzić na zajęcia pozalekcyjne z modelarstwa, bo koledzy z klasy tam chodzą? Tymczasem to znakomita motywacja. Jeśli dziecko biega na takie zajęcia pozalekcyjne z entuzjazmem, to znaczy, że spełniają one swoją funkcję.
Wrócę do twojego pytania o jedne zajęcia: zajęcia pozalekcyjne sportowe i umuzykalniające to dwie grupy najlepiej działających na dziecko rodzajów swobodnej aktywności.
Dlaczego akurat takie, a nie lekcje języka czy kółko małego ekonomisty?
Dlatego, że różne obszary w mózgu są ze sobą połączone. Na przykład sprawność artykulacyjna ma bezpośredni związek ze sprawnością rączek. Sprawne paluszki wpływają na to, jak mówi nasze dziecko, bo te dwa ośrodki sąsiadują w mózgu. Warto zatem z dzieckiem babrać się w błocie, zbierać kamyki, lepić z plasteliny, budować z klocków i mazać kredą. Sprawność fizyczna i motoryka drobna realnie przekładają się na rozwój umysłowy.
A czy słuchanie muzyki może przynieść większe korzyści niż profesjonalna nauka gry na skrzypcach?
Swobodny kontakt z muzyką, słuchanie jej, śpiew, swobodna gra na instrumentach – sprzyjają rozwijaniu sprawności intelektualnej, myślenia przyczynowo-skutkowego. Przykładem mogą być laureaci Nagrody Nobla z obszaru nauk ścisłych. Wielu z nich hobbistycznie bardzo dobrze gra na instrumentach muzycznych. Polecam kontakt z muzyką, ale nie taki, żeby wyhodować nasze dziecko na drugiego Paganiniego, tylko właśnie swobodny, dający radość.
Nie musimy dziecka zapisywać na specjalistyczne zajęcia pozalekcyjne prowadzone przez muzyka. Przeciętna nauczycielka przedszkola jest wystarczająco kompetentna, żeby poprowadzić świetne zabawy umuzykalniające, które są wystarczające dla małych dzieci.
Zatem swobodna aktywność fizyczna i muzyka, ale w jakim wymiarze? Czy możesz dać jakieś wskazówki, na ile zajęć i jakich powinno uczęszczać współczesne dziecko?
Nie mogę. Nie istnieje żadna formalna tabelka mówiąca o tym, ile zajęć i jakich jest odpowiednie dla dziecka w określonym wieku. Wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji dziecka – podkreślam: indywidualnych. To, że starszy brat Jasia chciał chodzić na naukę pływania w wieku lat pięciu, nie znaczy, że Jaś też będzie tego potrzebował. Dzieci z jednego domu, z jednej puli genetycznej mogą się skrajnie różnić. Indywidualne potrzeby dziecka w zakresie ruchu, bycia z innymi, intensywności bodźców są kluczowe w doborze rodzaju i ilości zajęć.
Czy wiesz, że przez ostatnie 15 lat czas snu dzieci skrócił się o godzinę? To bardzo dużo. Dzieci nie mają kiedy spać, bo mają tak dużo zajęć, a przecież potrzeby fizjologiczne w tym zakresie nie zmieniły się. Dziecko niewyspane jest rozdrażnione, osłabione, podatne na choroby. Gdyby było w dobrej formie fizycznej, jego ciało poradziłoby sobie w kontakcie z bakterią. Gdy dziecko jest niewyspane, układ immunologiczny jest osłabiony. To dlatego przeciążone dzieci tak często chorują.
To co proponować zamiast zajęć? Domyślam się, że powiesz: zabawę. Czy w dzisiejszych czasach to nie jest strata czasu?
Strata czasu? Mówimy o kilkuletnich dzieciach. Wielu rodziców widzi zabawę właśnie tak, jako jakąś głupotkę, nic ważnego. Coś, czym może zajmować się maluch, zanim zacznie robić poważne rzeczy, takie jak chodzenie na lekcje tenisa. Tymczasem dzieciństwo to czas, kiedy człowiek ma zdobywać wiele różnych sprawności i umiejętności właśnie poprzez swobodną zabawę. To najważniejsza aktywność małego dziecka. Uniemożliwienie zabawy równa się uniemożliwienie rozwoju. Dziecko musi się bawić, inaczej mu zaszkodzimy. Zabawa jest po prostu niezastąpiona.
Rodzice zostawiają wakacje jako czas na zabawę, a rok szkolny, nawet dla przedszkolaka, jest od tego, żeby się czegoś uczyć, coś konkretnego robić.
Błędem jest zostawianie zabawy tylko na wakacje. Nie da się nadrobić zabawy codziennej. Warto mieć świadomość, że każdy z okresów naszego rozwoju jest jednym z ogniw wzajemnie się warunkujących. Jeśli czegoś nie załatwimy w odpowiednim czasie, czyli wtedy, kiedy matka natura to przewidziała, to możemy odczuć negatywne konsekwencje wiele lat później. Żeby sprawnie myśleć abstrakcyjnie w wieku lat 18, musimy wykonać pewne aktywności, kiedy mamy lat dwa, trzy i cztery. Nie da się tego oddzielić. I tu właśnie ogromna rola zabawy.
Nie ma pilniejszych zajęć dla dziecka przedszkolnego i w klasach młodszych niż swobodna zabawa; między innymi na dworze. Dziecko potrzebuje wolnego czasu do dobrego rozwoju. To jest taki czas, który nie jest w żaden sposób przez dorosłych zagospodarowany. Pokazując dziecku frajdę, jaką jest jazda na rowerze czy łażenie po błocie, wyposażymy je w ważne kompetencje. Pokazujemy, jak radzić sobie ze stresem. Gdy w przyszłości napięć i frustracji będzie w jego życiu za dużo, nie sięgnie po narkotyki czy alkohol, bo będzie umiało rozładować napięcie poprzez bieganie, wrotki, pływanie, czytanie, słuchanie muzyki czy taniec.
Czyli bawiąc się swobodnie z dzieckiem, wyposażmy je w narzędzia zapobiegające w przyszłości depresji, nałogom, frustracji i chorobom? Mało kto tak patrzy na dzikie zabawy naszych dzieci.
Zabawa pełni funkcję poznawczą – podczas zabawy dzieci gromadzą wiedzę o świecie, ćwiczą spostrzeganie, pamięć, myślenie – ale ma też bardzo ważną funkcję terapeutyczną. Dlatego proponuję zabawę zamiast kolejnych zajęć dodatkowych, zwłaszcza ukierunkowanych na rozwój intelektualny. Dzieci i tak same nauczą się angielskiego i obsługi komputerów.
Rozmawiamy dziś o przeciążeniu dzieci nadmiarem zajęć dodatkowych. Da się jakoś rozpoznać, że dziecko nie powinno już uczęszczać na zajęcia pozalekcyjne?
Bardzo prosto – jeśli dziecko na proponowaną mu aktywność nie reaguje marudzeniem, płaczem, buntowaniem się, można ją kontynuować. Ale siłą sadzać malucha do fortepianu naprawdę nie wolno. Rodzic musi odróżniać zachęcanie w ukierunkowywaniu dziecka od zmuszania go i nie być przeświadczonym, że jedynie to, o czym on mówi, jest sensowne i słuszne.
Nie namawiam do rezygnacji z dodatkowych zajęć, tylko do ich rozważnego doboru, uwzględniającego preferencje i chęci dziecka. I dopuszczajmy ich zmianę.
Aleksandra Piotrowska, doktor psychologii, emerytowana pracowniczka naukowa Wydziału Pedagogicznego UW. Prowadzi pracę naukową i doradztwo dla rodziców oraz nauczycieli, współpracuje z Komitetem Ochrony Praw Dziecka. W latach 2008–2018 była społeczną doradczynią Rzecznika Praw Dziecka.