1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak mężczyźni znoszą rozstania?

Wśród mężczyzn cały czas funkcjonuje przekonanie, że chłopaki nie płaczą. Słabość to nie jest coś, z czym mężczyzna sobie radzi. (Fot. Westend61/Getty Images)
Wśród mężczyzn cały czas funkcjonuje przekonanie, że chłopaki nie płaczą. Słabość to nie jest coś, z czym mężczyzna sobie radzi. (Fot. Westend61/Getty Images)
Czy mężczyźni są dobrzy w kończeniu związków? Dla świętego spokoju trwają nawet w tych niesatysfakcjonujących czy raczej preferują ostre cięcie? A co, kiedy sami zostają porzuceni? Jak to znoszą? Czy w ogóle się z tym godzą? Jak to widzą ich żony i partnerki? Dopytuje, trochę prowokacyjnie, Martyna Harland. Odpowiada Jacek Masłowski.

Co to właściwie znaczy: koniec związku? Na co już nie możemy liczyć?
Z mojej, psychologicznej, perspektywy koniec związku to ustanie więzi. Nie ma między nami emocji: ani tych silnie pozytywnych, ani tych silnie negatywnych. Każde z nas ma swoje odrębne życie, własne sprawy. To, co robisz, nic mi nie robi, i vice versa. Jesteśmy po prostu znajomymi.

A czy mężczyźni są dobrzy w kończeniu takich związków? Bo według mojej prywatnej sondy nie do końca…
Znam to ze swojego gabinetu – mężczyźni funkcjonują w związkach, które z różnych przyczyn nie spełniają ich oczekiwań, ale znakomita większość nic z tym nie robi, do czasu aż poznają inną kobietę, najczęściej młodszą. Największy dramat jest, gdy para ma niepełnoletnie dziecko. Bo takie rozstanie wiąże się z bataliami w sądach, niebywałym praniem brudów, kłopotem z dzieleniem opieki nad dziećmi oraz podziałem majątku. Mężczyźni zaczynają rozumieć, że nie bardzo mogą sobie pozwolić na nowe życie, bo jest to dla nich zbyt kosztowne.

Myślisz, że dla mężczyzny, który chce się rozstać, hamulcem mogą być dzieci i koszta rozwodowe?
Tak, bo to zwykle kobiety wygrywają sprawy dotyczące opieki nad dziećmi, alimentów czy podziału majątku. Znam mnóstwo historii mężczyzn, którzy w związku z tym decydują się na podwójne życie, czyli ukrywają, że mają inną partnerkę. Co oczywiście prędzej czy później wychodzi na jaw i nigdy nie kończy się dobrze.

A co z kończeniem związków, jeśli dzieci w związku nie ma? Jak to wtedy wygląda?
Wtedy jest łatwiej, ale takich relacji jest o wiele mniej niż tych, o których mówiłem wcześniej. Bo jest relatywnie mniej mężczyzn niemających dzieci niż tych, którzy je mają. Mówię oczywiście o mężczyznach, którzy są w przedziale wiekowym, w którym istnieje potrzeba walki o lepsze życie. Nie mówię tu o sześćdziesięciolatkach i starszych.

Mężczyzna, który nie ma dzieci, nie jest tak obciążony poczuciem winy wynikającym z tego, że kończy związek. Co nie znaczy, że nie ma poczucia, że krzywdzi partnerkę. Takich historii też trochę współprzeżyłem w procesach terapeutycznych i zaobserwowałem, że pojawia się tam często potrzeba wykupywania się z takiej relacji.

Co to znaczy?
Branie na siebie pełnej odpowiedzialności za rozpad związku i dostarczanie jakiegoś rodzaju rekompensaty, zwykle materialnej.

Może dlatego coraz częściej słyszymy o zerwaniach przez SMS czy przez e-mail, bez normalnej rozmowy? To pozwala porzucanej osobie szybciej zdewaluować porzucającego. Tak chyba czasem łatwiej, nie tylko dla osoby, która odchodzi?
Odwołując się do doświadczeń, które są mi dostępne, wygląda to dokładnie odwrotnie. Tak potraktowani mężczyźni czują się potwornie zranieni, porzuceni, w dodatku nie wiedzą, co było przyczyną, a to powoduje u nich głęboką ranę. I nie mówię o relacjach opartych na przyjemnym spotykaniu się od czasu do czasu i ewentualnie seksie. Mówię o związku, gdzie jest zaangażowanie emocjonalne ze strony mężczyzny, a nie trzy randki z Tindera.

Pamiętajmy, że wśród mężczyzn cały czas funkcjonuje przekonanie, że chłopaki nie płaczą. Słabość to nie jest coś, z czym mężczyzna sobie radzi. Dlatego bycie porzuconym przez kobietę, i to jeszcze porzuconym bez feedbacku, jest dla faceta podwójną raną. Pojawia się dobijająca bezradność.

Ale to samo mężczyźni fundują kobietom. Albo znikają, przestają odbierać telefony czy zrywają wspomnianym SMS-em; albo zapraszają kobietę na kolację, ona się cieszy, a oni mówią, że to koniec.
Tak też bywa. Podam przykład z naszych męskich kręgów. Ponieważ znamy się już długo, rozmawiamy ze sobą bardzo otwarcie. Zdarza się, że ktoś mówi, że postanowił wziąć ślub, a jeszcze rok wcześniej twierdził, że ślub go kompletnie nie interesuje. Pytamy: skąd ta zmiana? I zaczyna się racjonalizowanie, argumentowanie: tyle się znamy i dogadujemy. A wtedy my w śmiech: „Aha, Stefan, rozumiemy, że to była wasza wspólna decyzja”.

A może on po prostu dojrzał do tego, żeby się ożenić?
Niestety, zwykle to oznacza, że mężczyzna podporządkował się temu, czego chce kobieta. Wielu mężczyzn nie potrafi wejść dzisiaj w konfrontację z kobietami. Albo obawiają się różnego rodzaju sankcji, jak wykluczenia na tydzień, miesiąc, na zasadzie „nie gadam z tobą, nie znam cię, w ogóle cię nie widzę”, albo zarzutu, że są agresywni. Dlatego wolą ulec.

Mężczyzna, dla świętego spokoju – a przypominam, że patronem współczesnych mężczyzn jest święty spokój – wybiera unik. Woli utopić się w alkoholu, w grach, pornografii, pracy albo w cichych relacjach z koleżankami, które na razie są dyskretne, niż skonfrontować się z rzeczywistością, czytaj: z wkurwem kobiety. Mężczyźni kompletnie nie radzą sobie ze złością kobiet!

A kiedyś radzili sobie z nią lepiej czy po prostu kobiety nie wyrażały jej wprost?
To jest faktycznie stosunkowo nowe zjawisko. Dziś mężczyźni mają większe przyzwolenie społeczne, by okazywać swoją słabość, więc uczą się płakać, a kobiety uczą się przyjmować ten płacz. Z drugiej strony jest też większe przyzwolenie społeczne, by kobiety nie były miłe i łagodne, stąd coraz bardziej otwarcie wyrażają swój gniew. Przed mężczyznami stoi więc kolejne wyzwanie: współistnieć z wkurzonymi kobietami i zrozumieć, że to nie jest dla nich zabójcze. Tyle że większość się jednak tego bardzo boi. Dlatego obserwujemy lawinowy wzrost postaw pasywno-agresywnych u mężczyzn wobec partnerek, zamiast postaw agresywnych wprost jak wcześniej.

Często słyszę o tym od kobiet. Tego typu pasywno-agresywne męskie zachowania są bardzo trudne w obsłudze, właściwie nie wiadomo, jak reagować…
A to jest właśnie pokłosie tego, że męska złość czy agresja postrzegana jest dzisiaj od razu jako przemoc i dlatego nie może być wyrażana. A przecież ona nie zniknie, tylko trochę zmieni swoje oblicze. Bierna agresja jest agresją o wiele trudniejszą do obsługi, rozpoznania i radzenia sobie z nią, zarówno przez partnerkę, jej adresatkę, jak i przez partnera, jej nadawcę.

Czyli najlepiej byłoby się jednak konfrontować, okazywać sobie wprost także te trudne emocje?
Według mnie idealnym modelem związku jest włoska rodzina, czyli: wszystko na wierzchu! Pisze o tym terapeuta Steve Biddulph w biblii dla mężczyzn „Męskość”. Tylko w relacji, w której ludzie się kłócą, a potem godzą, jest życie i przestrzeń do rozwoju. Bo istnieje możliwość doświadczania i wyrażania wszystkich emocji. I to nie kończy się wcale rozpadem rodziny.

A jak mężczyźni radzą sobie z byciem porzuconym przez kobietę? Moim zdaniem dużo gorzej niż kobiety. Dlatego akurat w przypadku, gdy to kobieta chce odejść, nowy partner przydaje się, bo pomaga zrozumieć temu staremu, że to naprawdę koniec. Inaczej będzie próbował przekonać partnerkę na różne sposoby, i nie odpuszczał.
Myślę, że możemy tu mówić o trzech różnych kategoriach mężczyzn. Pierwsza – mężczyźni, którzy nisko cenią sobie jakość relacji z partnerką, ale nie mają odwagi, żeby tę relację skończyć. Ci mężczyźni często przyjmują strategię prowokowania kobiety do tego, żeby podjęła decyzję o rozstaniu. I rzeczywiście są w tym skuteczni, taka kobieta chce zakończyć związek, co – jak pewnie się domyślasz – nie rani tego mężczyzny, a jest zwieńczeniem jego starań.

Druga kategoria to mężczyźni, którzy są przez swoje partnerki porzucani i przeżywają bardzo silne zranienie. Dobrze, żeby taki mężczyzna wszedł po takim zdarzeniu w proces żałoby, przy czym pamiętajmy, że zaczyna się on od złości, i to nie tylko na tę jedną kobietę, ale na wszystkie kobiety. Z psychologicznego punktu widzenia ma to sens – złość ma chronić mężczyznę przed tym, żeby nie wchodził za szybko w relację „plaster”.

Trzeci typ to mężczyzna, który walczy o sprawczość, a nie o relację. To on chce skończyć związek, a nie na odwrót.

Niektórzy mężczyźni w ogóle nie godzą się z rozstaniem i mamy stalking. Obserwujesz to w gabinecie?
Nie twierdzę, że takich rzeczy nie ma, ale w gabinecie terapeutycznym nie pojawiają się mężczyźni, którzy są stalkerami. Mówią mi raczej o takich zachowaniach wśród partnerek. Za to nagminnie obserwuję ostatnio taką sytuację: mężczyzna przychodzi do mnie i mówi, że jego kobieta znalazła sobie kochanka. W dodatku obwinia o to swojego partnera, bo gdyby był inny, gdyby spełniał jej oczekiwania albo czegoś jej nie zabronił – to ona by czegoś takiego nie zrobiła.

No i coś w tym jest. Mężczyzna ma w tym, co się stało, swój współudział i współodpowiedzialność…
Tyle że mężczyźni tego nie rozumieją, co o tyle jest dobre, że wcześniej czy później wzbiera w nich złość i bardzo szybko odklejają się od takiej relacji.

Niektórzy mężczyźni mówili mi, że z wiekiem łatwiej się rozstać, bo przyzwyczajasz się do niepowodzeń i obniżasz swoje oczekiwania względem kobiet.
Prawdę powiedziawszy, to ja nie znam samotnych mężczyzn… My tutaj rozmawiamy o rozstaniu, ale nie rozmawiamy o samotności. Bo samotność mężczyzn nie dotyczy prawie w ogóle. Właściwie wszyscy, których znam, są w jakichś relacjach albo mają przyjaciółki z opcją seksu.

Ile powinien trwać proces żałoby po zakończeniu związku?
Tak długo, jak silne ma człowiek mechanizmy obronne… Mówi się jednak, że mniej więcej do dwóch lat.

Ale to co, teraz po każdym poważniejszym związku, abstynencja od partnerek na dwa lata? Już widzę, jak mężczyźni się do tego stosują…
A właśnie, że się stosują! Ci, którzy chodzą na terapię, bardzo często tak robią, ponieważ rozumieją, że to jest czas na to, żeby siebie zbudowali. Nie powiem, że od nowa, bo to nie o to chodzi, ale żeby w bardziej świadomy sposób zatroszczyli się o siebie. Rolą terapeuty jest, żeby w niektórych wypadkach wytłumaczyć, co się aktualnie dzieje i skąd to się bierze. Co później zrobi z tym pacjent, to już inna historia.

A jak pozbierać się po byciu porzuconym? Na pewno przydaje się otwarcie na jakąś nową przestrzeń, niekoniecznie na nową osobę, ale na pasję, pracę…
Żałoba jest po to, żebyśmy weszli w relację z samym sobą. Nie chodzi tylko o to, żeby się skupić na przeżywaniu trudnych emocji, ale też na samodbałości. Czyli zaczynam testować różne nowe opcje, które do tej pory, z różnych powodów, nie były dostępne.

A może powinno się wymyślić jakieś nowe słowo na określenie byłych partnerów czy małżonków, żeby nie patrzeć wstecz, tylko w przód?
W przestrzeni, w której się poruszam, mówi się po prostu: „to było w poprzednim życiu”. I niech tak zostanie.

Jacek Masłowski, filozof, coach, psychoterapeuta w Instytucie Psychoterapii Masculinum, współtwórca i prezes Fundacji Masculinum, współautor książek. Najnowsza to „No, bez jaj. W poszukiwaniu męskości”.

Polecamy książkę „No, bez jaj. W poszukiwaniu męskości”, wyd. Zwierciadło, do kupienia na sklep.zwierciadlo.pl.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
No, bez jaj
Autopromocja
No, bez jaj Jacek Masłowski; Martyna Harland Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze