1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

„Pewne rzeczy wiem bez myślenia”. Katarzyna Miller o intuicji

„Lęk jest najsilniejszym mechanizmem blokującym głos intuicji” – mówi Katarzyna Miller. (Fot. Jerzy Bryczek)
„Lęk jest najsilniejszym mechanizmem blokującym głos intuicji” – mówi Katarzyna Miller. (Fot. Jerzy Bryczek)
Przypisuje się ją kobietom, i słusznie. Bo choć nie wyklucza dedukcji, to jest wiedzą bez myślenia i bez analizy. O tym, czym jest, a czym może być dla nas intuicja, z psycholożką Katarzyną Miller rozmawia Joanna Olekszyk.

Jakie są Twoje relacje z intuicją?
Po pierwsze, mam pewność, że jestem intuicjonistką. Odwołuję się tu do jungowskiego podziału na cztery rodzaje osobowości: myśliciela, uczuciowca, intuicjonistę i percepcjonistę albo doznaniowca.

Zgodnie z tym podziałem myśliciele są mistrzami w dziedzinie rozumowania, w przeciwieństwie do uczuciowców, którzy reagują na wszystko najpierw emocjonalnie. Percepcjoniści to w dużej mierze realiści, którzy ufają głównie temu, z czym wchodzą w namacalny kontakt. Intuicjoniści są z kolei wyostrzeni na sygnały płynące od tzw. szóstego zmysłu, czyli na przeczucia i znaki.
Moim zdaniem jest to silnie związane z elementem duchowym. Co nie znaczy, że intuicjonista nie ma w sobie tych innych jakości: uczuciowości, dedukcji czy chęci do doświadczania. Każdy ma w sobie wszystko, ale pewne cechy w nas dominują. Dla intuicjonisty czy intuicjonistki wiodąca jest właśnie ta kategoria. To ktoś, kto ma przebłyski, stany „aha”, coś, co bardzo trudno nazwać. Intuicja to też rodzaj prekognicji, czyli wiedzy o przyszłych zdarzeniach, umiejętność ich przewidywania, widzenie więcej, dalej.

Zawsze to w sobie miałaś?
Myślę, że to było we mnie zawsze, ale musiałam to też odkryć. Po prostu coś wiedziałam, przeczuwałam, potrafiłam nazwać czy dookreślić pewne rzeczy bądź procesy, które dzieją się między ludźmi albo we mnie. Co to oznacza, do czego to prowadzi, czym to jest i na czym polega. Ale też: co z tym zrobić. Kiedy tego głosu w sobie nie słuchałam, popełniałam błędy.

Sporo czytałam o intuicji i zdziwiło mnie, jak wiele jest różnic w podejściu do tego terminu czy też tej jakości. Niektórzy badacze mówią, że to jest przeczucie czegoś, co będzie. Inni twierdzą, że intuicja odwołuje się do zdarzeń, które już były, pewnych schematów i mechanizmów. Czyli coś kojarzy Ci się z czymś, czego już doświadczyłaś. Te dwie rzeczy – przewidywanie przyszłości i odwoływanie się do przeszłości – wydają mi się jednak sprzeczne.
One może nie tyle są ze sobą sprzeczne, co inne. Jak mówiłam, intuicja ma w sobie coś na kształt prekognicji, ale skojarzenie czegoś z czymś też może być intuicyjne i trafne. Ja bym tych dwóch rzeczy nie wykluczała, ale nie użyłabym słowa „schemat”, raczej: „podobieństwo”. Czyjś ton głosu, spojrzenie czy ruch podobne do tych, które zapisały się nam w pamięci – to ważna wskazówka. Trochę na tej zasadzie pracowała słynna panna Marple, bohaterka stworzona przez Agathę Christie. I był to zupełnie inny tryb pracy i dochodzenia do wniosków niż u innego jej bohatera – Herkulesa Poirot. Pamiętasz, panna Marple mówiła na przykład: „też kiedyś znałam podobną parę; na początku się kochali, a potem się okazało, że jego przeszłość zaważyła na ich uczuciu, więc, kochana, uważaj, bo on mi go trochę przypomina”. I zwykle się okazywało, że intuicja jej nie myliła.

To nie tak, że panna Marple miała pewność co do rozwoju wypadków, ale coś jej zapachniało w kontekście danego mężczyzny. O, widzisz, „zapachniało” – to bardzo trafne określenie w kontekście intuicji. Podobnie jak „zabrzmiało”, „zabłysło”, „zadzwoniło”. Bo intuicja karmi się też doświadczeniem. Poza tym ona się pogłębia, kiedy uczymy się jej słuchać i jej ufać. Pewne potwierdzenia ją wzmacniają. Na przykład dana osoba już po pierwszym spotkaniu wydaje ci się bratnią duszą i rzeczywiście świetnie się dogadujecie.

Bo kojarzy mi się z kimś bliskim, z kim też się dobrze dogaduję?
Bardziej niż osobę przypomina stan, w jakim jesteś z tamtą osobą. Powiedziałabym tak, że jeśli ja się przy tobie poczuję tak dobrze jak przy ludziach, z którymi się dobrze czułam, to prawdopodobnie będziemy się tak dalej czuć. Nie dlatego że jesteś taka jak one, możesz być kompletnie różna, w końcu jesteś sobą, ale stan czy rodzaj aury, która się tu pojawia; wrażenie po rozmowie czy w jej trakcie – jest ten sam. Ludzie czasem mówią: kliknęło nam.

Jakiś czas temu pracowałam podczas terapii z parą. Kiedy do mnie przyszli, pomyślałam o mężczyźnie: „o, będzie trudno”, bo zrobił na mnie wrażenie bardzo zamkniętego w sobie i zamkniętego na kontakt. Tymczasem okazało się, że on, owszem, był „zatkany”, ale to był jego mur, jego próba obrony. On tu przyszedł się nie dać, zaciągnięty przez swoją partnerkę, jeszcze w dodatku do innej baby, która na pewno będzie przeciwko niemu. Kiedy to w nim dostrzegłam, moje pierwotne wrażenie odpuściło, a i on zrozumiał, że nie jestem przeciwko niemu, tylko za porozumieniem ich dwojga; ostatecznie bardzo dobrze się dogadaliśmy. Czyli pozór był zupełnie inny niż esencja. Od tego momentu czułam, że będzie dobrze. Czyli w intuicji bierze udział nie tylko doświadczenie, ale też uczucia, a na pewno empatia.

A myślenie, analiza, dedukcja?
One też są przydatne. Dzięki myśleniu czy analizie zaczynamy znajdywać dowody na to, że intuicja nas nie myli.

Przykład, o którym mówisz, przywiódł mi na myśl jeden z artykułów, który określał intuicję jako przekonanie. A są w nas przekonania prawdziwe i fałszywe. Czy zgodziłabyś się na takie podsumowanie, że Twoje pierwsze przekonanie dotyczące zamkniętości tego mężczyzny było fałszywe, a kolejne – że będzie dobrze – było już intuicyjne, czyli prawdziwe?
Tak, zgodziłabym się. To pierwsze przekonanie było fałszywe dlatego, że było zewnętrzne, jeszcze niczym niepoparte i bazujące na stereotypie myślowym. Miał minę zaciętą, czyli będzie z nim trudno. A potem okazało się inaczej. Drugie przekonanie było już oparte na tym, co ja dopuściłam w sobie do głosu albo co wypuściłam. Bo aby intuicja w nas zadziałała, musimy coś jednocześnie wypuścić i wpuścić. Pozwolić temu swojemu zwierzątku, jakim jest intuicja, zadziałać, a nie zostawać przy swoim pierwszym sztywnym nastawieniu.

Jedna z felietonistek miesięcznika „Sens”, psycholożka Dorota Hołówka, wyjaśniała kiedyś, jak stwierdzić, czy jeśli pojawia się w Tobie niechęć na przykład do pójścia w dane miejsce, to jest ona intuicyjna czy jednak lękowa. Pamiętam jej słowa, które brzmiały mniej więcej tak: intuicja nigdy nie jest na „nie”. Czyli nie mówi ci: „nie idź tam, nie rób tego”. Raczej: „idź gdzie indziej, zrób coś innego niż planowałaś”. Bo intuicja to zawsze pozytywny przebłysk.
Mogę się z tym zgodzić, bo pamiętam, jak na studiach wiele razy zdarzyło mi się nie pójść na zajęcia, które ostatecznie się nie odbyły. Dobrze pamiętam, że miałam wtedy myśl: „a jednak zostanę w domu”. Czyli nie tyle nie chciało mi się iść, co bardziej chciało mi się zostać. Aspekt „nie chce mi się” też był, ale bardziej wyraźny był „zostaję”. Jakbym czuła, że to dla mnie lepsze, że mi się bardziej opłaca, że to wolę.

Przytaczam słowa Doroty Hołówki, bo chcę spytać, czy czasem naszych uprzedzeń i obaw nie nazywamy mylnie właśnie intuicją.
Jak najbardziej. Zwłaszcza lęk jest najsilniejszym mechanizmem blokującym i zagłuszającym prawdziwy głos intuicji. Ja też nie powiem, że zawsze trafiam. Cóż, czasem i przeze mnie przemawiają – bardziej niż moja mądrość – uprzedzenia. W końcu człowiek nie jest zapisany tylko drukowanymi literami, mamy też przypisy drobnym drukiem. Natomiast zdecydowanie wielokrotnie potwierdziło mi się, że jeśli bardzo czegoś nie chcę, na przykład nie chcę gdzieś iść, ale jednak w imię innych wartości – bo intuicja też jest moją wartością – zdecyduję się pójść, to potem żałuję. A kiedy postanawiam zostać, to potem słyszę od tych, co byli, że niewiele straciłam.

Nie masz wrażenia, że intuicja odnosi się głównie do innych ludzi i naszych relacji z nimi?
Nie tylko do ludzi, ale i całej materii ożywionej, czyli też do przyrody. Intuicyjnie, być może wyczuwając pewne prądy w powietrzu czy na ziemi, możemy czuć, że jutro lepiej zostać w domu, bo wiele nie zrobimy; że to będzie trudny dzień.

Intuicją są też te wszystkie głosy, które mówią ci: „nie idź, odpocznij, jesteś zmęczona”. Jeśli ich nie słuchamy, przekraczamy nie tylko intuicję, ale też możliwości swojego organizmu, co zwykle kończy się chorobą czy innym niedomaganiem.

Ja od jakiegoś czas zaczęłam słuchać tego głosu, który mi mówi, że nie mam na coś siły. Że nawet jeśli teraz zabiorę się do pracy, to ją albo zrobię źle, albo niepotrzebnie. I faktycznie, zwykle się okazuje, że sprawy przez ten czas się skomplikowały i tamto zadanie jest nieaktualne. Tymczasem ja zarwałabym noc, by je skończyć.
Te głosy „postaw na sen, postaw na spokój, nie warto się w to mieszać” – dla mnie to wszystko intuicja. Podobnie jak taki głos: „nie ma co się nad tym zastanawiać, będzie co będzie”. I rzeczywiście, kiedy to zostawiam, okazuje się, że świat się nie zawalił, a ja miałam przynajmniej wolną głowę i dobre samopoczucie. Dla mnie intuicja to taki czysty prąd w nas, rdzeń, wolny od tych wszystkich nakładek, które dostajemy od dzieciństwa. Począwszy od tego, jak wyglądasz, po to, co masz na sobie, co masz wypuścić z ust czy pokazać ludziom – przecież to wszystko może być o wiele prostsze. I to przekonanie zawdzięczam właśnie intuicji. Dlatego wiele lat temu zdecydowałam, że ja nie jestem od nauki, a od praktyki. Ja ludzi czuję i bardzo dobrze się z nimi dogaduję, mogę więc ufać temu, co we mnie się pojawia jako taki zarysowany plan, pomysł czy odczucie.

Intuicja to nasza pierwotna, surowa mądrość?
Coś właśnie takiego. Nasz wewnętrzny drogowskaz. Kiedy coś piszę czy układam, na przykład wiersze czy słowa piosenki, muszę znaleźć się na ścieżce, która mnie poprowadzi. I wtedy wiersze i piosenki same się układają. Trochę nazwałabym to natchnieniem, także rytmem, muzyką, która musi we mnie zagrać. I na tę ścieżkę, na tę drogę wprowadza mnie właśnie moja intuicja. Są tacy, co piszą wiersze i piosenki na zamówienie – powiedziałabym, że to są myśliciele. Jeśliby ktoś coś u mnie zamówił, to pewnie bym to robiła, ale nie umiałabym powiedzieć, na kiedy. Bo to by zależało od tego, kiedy bym znalazła tę ścieżkę.

Wracając na chwilę do Herkulesa Poirota i panny Marple, powiedziałabyś, że to są dwa rodzaje dochodzenia do prawdy: poprzez dedukcję i poprzez intuicję?
Tak, i nic dziwnego, że pierwszy to facet, a druga to kobitka.

No właśnie. Czy intuicja jest kobietą? Mężczyźni czasem mówią, że intuicja to dedukcja, z której nie zdajemy sobie sprawy. Kobiety zaś zwykle twierdzą, że z myśleniem to nie ma nic wspólnego, bardziej z uczuciami.
Widzisz, to nie jest tak, że ja jako intuicjonistka zdaję się tylko na uczucia, ja też dużo myślę. Umiem sobie wiele rzeczy ponazywać, wydedukować i wyindukować, że tak powiem. Natomiast kierunek drogi zawsze jest u mnie intuicyjny.

Rozumiem, ale chodzi mi o to, czy to są dwie drogi? Że pewne rzeczy wiesz, bo połączyłaś dedukcję z przeczuciem albo wiesz dzięki samej dedukcji, a pewne wiesz bez myślenia.
Zgadza się, pewne rzeczy wiem bez myślenia. I uważam, że to jest wybitnie kobieca specjalność. Stąd wiedźmy, czyli te, które wiedzą. Wiedźminów też było trochę, ale wiedźmy zajmowały się jednak czymś innym – życiem codziennym i relacjami, podczas gdy wiedźmin walczył choćby z potworami.

A może to dlatego, że intuicja jest czymś, co przychodzi z ciała, a kobiety z własną cielesnością mają większy kontakt, począwszy już od tego, że co miesiąc ciało wysyła nam informację w postaci krwawienia?
Powiedziałabym, że w ciele kobiety dzieją się różne procesy niezależne od niej – oprócz miesiączki też menopauza czy rozwój płodu i poród, który odbywa się przecież bez naszej woli, choć z naszym udziałem. Prawdopodobnie dlatego jesteśmy bardziej wyczulone na wszelkie wskazówki i sygnały, nawet te bardzo subtelne.

Intuicja korzysta ze wszystkiego: z doznań z ciała, z doświadczenia, z oglądu, z wiedzy, z uczuć – tylko zbiera to w taką całość, gdzie nie bardzo wiadomo, co jest początkiem, a co końcem. Bardziej bym narysowała obłok niż strukturę, okrąg niż strzałę. Intuicja nie jest dogmatyczna, niczego nie zakłada z góry.

Dlaczego ludzie się tak trudno nawzajem odczytują? Bo mają wzorce. To tak jak z tym słynnym rysunkiem wazonu – jak jesteś zafiksowana na wazonie, nie zobaczysz, że po bokach są dwie twarze z profilu. A intuicja to po prostu wie.

Ja intuicją nazywam również taki głos we mnie, który odzywa się w momencie, kiedy na przykład stawiam dzbanek na stole i coś mi mówi: „postaw na środku, bo tu się wyleje”. I rzeczywiście, jeśli go nie przestawię, potem go w którymś momencie niechcący potrącam i woda się wylewa. Nauczyłam się ufać temu głosowi, choć czasem, kiedy go słyszę, to przewracam oczami…
No to jest zdecydowanie prekognicja, czyli mądrość, która mówi, że jak coś nie jest dobrze usadowione, to się może wywalić. Oczywiście czasem jakiś głos mówi mi, bym wzięła parasol, a jednak nie pada. No ale gdybyśmy zawsze wiedzieli, co będzie, mielibyśmy zupełnie inne życie. Wciąż zajmuje nas cała kupa różnych rzeczy. To robi chaos. Aby pozwolić dojść wewnętrznemu głosowi do świadomości, trzeba najpierw zrobić trochę porządków. Odcedzić te wszystkie „wypada – nie wypada”, „tu trzeba być miłą”, „tu trzeba być cicho”… Tyle głosów w nas się odzywa, za którym iść?

No właśnie, za którym?
Powiedziałabym, że to bywa różnie. Są takie miejsca, w których jednak chichrać się nie jest najlepiej, a są takie, że jeśli coś cię bawi, to chichraj się do woli.

Nazwałaś intuicję swoim zwierzątkiem. Jak sądzisz, jak ono wygląda? Jak je sobie wyobrażasz?
Moje najpewniej byłoby jakimś puszystym ssakiem, ale to dlatego, że one po prostu mi się najbardziej podobają. Niesamowicie uwiodła mnie idea dajmonów z trylogii Philipa Pullmana „Mroczne materie”. Powstał na jej podstawie serial, także film „Złoty kompas”. W świecie Pullmana każdy człowiek ma swojego dajmona w postaci zwierzęcia; dopóki jest dzieckiem, dajmon może zmieniać kształt, ale stopniowo przyjmuje swoją ostateczną postać. Główna bohaterka miała na przykład białą łasiczkę, a jej tata – śnieżną panterę. Dajmony zawsze były przy swoim człowieku i jako pierwsze reagowały na wszystko, co się działo dookoła, a także na dajmony innych osób.

A oddzielenie człowieka od jego dajmona prowadziło do wewnętrznej pustki i poczucia ogromnego cierpienia.
Zupełnie jakby oddzielano go od jego duszy, albo może intuicji właśnie. Wracając do Twojego pytania, ja bym widziała jako mojego dajmona zwierzę stadne, które jednocześnie lubi samotność. Czyli trochę wilk, trochę niedźwiedź, a trochę tygrys.

Katarzyna Miller, psycholożka, psychoterapeutka, pisarka, filozofka, poetka. Autorka wielu książek i poradników psychologicznych, m.in. „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi” czy „Daj się pokochać, dziewczyno” (wydane przez Wydawnictwo Zwierciadło).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze