1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Warsztaty tańca Święto Snów, czyli choreoterapia według Anny Godowskiej i Sławka Krawczyńskiego

Warsztaty tańca Święto Snów, czyli choreoterapia według Anny Godowskiej i Sławka Krawczyńskiego

Taniec jest znakomitym narzędziem, ponieważ zdejmuje nadmiar zobowiązania, jakie wytwarza terapia. Jednocześnie za sprawą tańca łatwiej jest poczuć własną moc, kiedy już przekroczy się pewną granicę. (Fot. iStock)
Taniec jest znakomitym narzędziem, ponieważ zdejmuje nadmiar zobowiązania, jakie wytwarza terapia. Jednocześnie za sprawą tańca łatwiej jest poczuć własną moc, kiedy już przekroczy się pewną granicę. (Fot. iStock)
Warsztaty prowadzone przez choreografkę Annę Godowską i reżysera Sławka Krawczyńskiego czerpią z dorobku Carla Gustava Junga i psychologii zorientowanej na proces Arnolda Mindella. Ich uczestnicy za pomocą tańca trafiają do świata snów i badają, jak wpływa on na ich życie. Co dzięki temu się w nich zmienia?

Czym dokładnie zajmujecie się zawodowo?
Anna Godowska: Jesteśmy artystami, którzy w swojej twórczej praktyce – trwa to już prawie 20 lat – rozwijają własne techniki mające korzenie w terapii analitycznej Junga oraz pracy z procesem Mindella. Skupiamy się na procesie twórczym, nie zajmujemy się terapią, choć efektem ubocznym naszych działań może być dobre samopoczucie. To, co robimy, to coś w rodzaju warsztatów rozwojowych.

Sławek Krawczyński: Bardzo ważnym momentem było dla mnie spotkanie ze spektaklami Tadeusza Kantora. Aktorzy jego teatru przekraczali zwyczajną codzienną formę bycia, a tym samym odsłaniali coś, co jest w człowieku ukryte. Tamto doświadczenie pomogło mi określić moje własne cele dotyczące sztuki. Im dłużej się tym zajmuję, tym głębsze mam przekonanie, że praca wokół tego, co w nas nieznane i sekretne, jest właściwym kierunkiem, także w społecznym sensie, ponieważ to, co nieznane, buduje inną wrażliwość i odrywa nas od schematów.

A.G.: Kiedy pracujemy z ludźmi na warsztatach, zmierzamy w kierunku nieświadomości, krok po kroku wchodzimy w stany śnienia mindellowskiego, ale tylko po to, żeby uświadomić sobie, co tam jest. Istotne jest to, by przywrócić umiejętność korzystania z bogactwa snu, z jego niezwykłych zasobów. Taniec, który się z tego rodzi, jest jedyny w swoim rodzaju.

Sama praca podczas warsztatów opiera się na zastosowaniu równoległych obecności; jesteśmy w dwóch światach: w świecie nieświadomym – świecie snu i jednocześnie w świecie realnym. To bardzo poszerza percepcję. W istocie, bez względu na to, czy grasz w spektaklu, czy uczestniczysz w warsztatach – możesz być totalnie oddany temu, co robisz, możesz śnić swój sen, a potem wracasz do swojej realności.

Kiedy wpadliście na pomysł prowadzenia warsztatów i kto w nich może uczestniczyć?
A.G.: Najpierw prowadziłam wyjazdowe warsztaty dla tancerzy. Jeździłam z grupą ludzi w góry i pracowaliśmy tam po 12 godzin dziennie. To był bardzo intensywny i eksperymentalny projekt, podczas którego rozwijałam własne podejście do tańca, silnie zakorzenione w pracy z psychiką. To był pierwowzór naszych dzisiejszych warsztatów. Ważny etap stanowiła fascynacja psychologią analityczną Junga, która zresztą trwa do dzisiaj. Jakiś czas później Sławek ukończył kurs psychologii zorientowanej na proces Mindella w Akademii POP w Warszawie. Te wszystkie inspiracje łączyliśmy z naszymi indywidualnymi, a potem już wspólnymi doświadczeniami. Stopniowo krystalizowała się pewna spójna metoda.

Warsztaty w ramach Festiwalu Ciało/Umysł były otwarte dla wszystkich ludzi (niekoniecznie związanych z tańcem), którzy chcieli zgłębić swoje doświadczenia wewnętrzne i zobaczyć, co się w nich kryje. Po warsztatach dostaliśmy informacje zwrotne, że to były cudowne dwa dni.
S.K.: Właściwie to nie ma znaczenia, czy na warsztatach są zawodowcy, czy ludzie niezwiązani z tańcem, bo dla każdego człowieka jest to wejście w nowy świat: świat snu, w proces świadomego śnienia za pomocą ciała, wyobraźni i pewnych technik medytacyjnych oraz tanecznych. Jest to świat, w którym każdy człowiek, bez wyjątku, może odkryć dla siebie cenne informacje i znaleźć inspiracje. Każde pytanie znajduje tu niezwykle ciekawą odpowiedź.

(Fot. Marta Ankiersztejn) (Fot. Marta Ankiersztejn)

Czego dotyczą te pytania?
A.G.: Nasze warsztaty zwykle mają temat przewodni, np. te ostatnie były poświęcone tematowi wolności. Przygotowujemy odpowiednie ćwiczenia, które pozwalają zgłębić dany obszar. Warsztat zaczyna się od wspólnej rozgrzewki dopasowanej do poziomu grupy. Następnie przechodzimy do ćwiczeń przygotowawczych, które m.in. mają na celu odkrycie, w jaki sposób sen odzwierciedla się w postaci jakichś tendencji w ciele. Chodzi o to, żeby zobaczyć pozornie proste, nieraz banalne sygnały, na przykład to, że po przebudzeniu czuję, że moja prawa noga jest cięższa niż lewa albo że odczuwam jakiś dyskomfort w karku – to są symptomy, które mają mi coś ważnego powiedzieć. Wchodząc w to napięcie, pogłębiając je, tańcząc – mogę się dowiedzieć, jaka treść za tym stoi.

Chodzi też o to, by zrozumieć, że sen, który śniliśmy w nocy, przeniknął do naszego ciała i że ciągle jest obecny. Czasami budzimy się i nie pamiętamy snu, ale jesteśmy w jakimś określonym nastroju – dobrym lub złym. Wtedy pojawia się pytanie, czym jest ten nastrój i o czym on opowiada. Nas interesują właśnie odpowiedzi na te pytania. W rozwiniętej formie te odpowiedzi stają się tańcem.

Czy wasza metoda pozwala odkryć granice, które stawiamy światu bądź nie?
A.G.: Z pewnością pozwala ona bardziej poczuć je w ciele poprzez pogłębienie i uświadomienie stanu, w którym uczestnik warsztatów aktualnie się znajduje, a nieraz już samo to wzmacnia te granice, bo kiedy człowiek jest silniej zakorzeniony w sobie samym, staje się bardziej odporny na oddziaływanie świata, zwłaszcza w jego negatywnym aspekcie.

S.K.: Na warsztatach problemem często jest sposób, w jaki ludzie próbują definiować siebie: „Jak wyglądam w ruchu, czy to, co robię, jest ładne, interesujące?”. Zawodowi tancerze zazwyczaj mają bardzo dużą samokontrolę ciała, mają też pewne wzorce, które narzucają im, jak należy się poruszać, co jest dobre, co jest wartościowe. Porzucanie tej kontroli, żeby wejść we własny świat, a nie ten wyuczony, narzucony, bywa czasami trudne. Okazuje się wtedy, że te jednostkowe granice były już dużo wcześniej ze strony świata naruszone przez usztywnienie pewnych wzorców poruszania się i myślenia o sobie.

Kiedy wchodzimy w doświadczenie, które jest żywe i niepowtarzalne, wszystko staje się łatwiejsze. Takim doświadczeniem jest ruch, taniec podczas naszych warsztatów. Kiedy ludzie zaczynają tańczyć, ich wewnętrzna przestrzeń zaczyna się poszerzać i są na dobrej drodze, by zacząć twórczo odróżniać to, co jest ich własne, indywidualne, od tego, co zbiorowe. Granice, o które pytałaś, zaczynają się krystalizować na nowo, z korzyścią dla człowieka.

A.G.: Jeśli chodzi o granice, jakie stawiamy światu, to odkrywanie ich jest bardzo ciekawym procesem i może być zaskakujące. Wyobraźmy sobie osobę, która do tego stopnia nie znosi, kiedy ktoś jej mówi, co ma robić, że nawet zwrócenie jej uwagi: „Czy może się pani przesunąć?”, budzi agresję. Kiedy zaczynamy z tym pracować, nagle okazuje się, że po drugiej stronie (w sferze snu/nieświadomości) są jakieś wypierane treści, które są dla tej osoby na ten moment adaptacyjnie lepsze, służące jej rozwojowi, ale ona nie czuje się jeszcze na to gotowa.

W procesie rozwoju w naturalny sposób dążymy do przekraczania granic. Jeżeli z jakichś powodów nie potrafimy tych granic przekroczyć, to wtedy cierpimy. Na warsztatach tak dobieramy ćwiczenia, żeby uczestnicy mogli – w tych swobodnych, warsztatowych warunkach – spróbować te granice przekroczyć. Taniec jest tutaj znakomitym narzędziem, ponieważ zdejmuje z uczestników nadmiar zobowiązania, jakie zapewne wytwarza terapia. Jednocześnie za sprawą tańca łatwiej jest poczuć własną moc, kiedy już przekroczy się wspomnianą granicę.

Wróćmy do pracy z symptomami, np. odczuwam ścisk w gardle, tak jakby jakaś dłoń zaciskała się na mojej szyi. Gdybym jako psychoterapeutka pracowała z tym objawem, pewnie zaczęłabym od fantazjowania, czyja to ręka, pewnie doszłabym do relacji z rodzicami...
A.G.: My nie pracujemy z przeszłością, tylko z tym, co się dzieje tu i teraz. Będziemy więc pracować z tym gestem zaciskania, a nie z rodzicem, którego być może ta ręka symbolizuje. Chcemy wyjść z tego doznania „bycia duszonym”. Pracujemy z tą siłą, która wywołuje ścisk w gardle. Chodzi o to, żebyś wyszła z roli ofiary.

S.K.: Stań się tą ręką, która zaciska się na twojej szyi. Zacznij tańczyć, tak jakbyś była tańczącą ręką.

Mocne i trudne.
S.K.: Ludzie zazwyczaj dość szybko w to wchodzą.

A.G.: Nie chodzi o to, żeby przeskoczyć na drugą stronę na zawsze, ale o to, żeby poczuć, że to (realność i sen) jest spójne, jak dzień i noc. Czujesz się ofiarą, dlatego że nie kontaktujesz się z energią ręki, która zaciska się na twojej szyi. A gdybyś otworzyła się na myśl, że ta ręka jest nieznaną częścią ciebie samej? Może warto spróbować wziąć sobie trochę tej energii do swojego życia na teraz, jak na przykład szczyptę pieprzu do zupy – kiedy ją dodasz, zupa będzie smaczniejsza.

(Fot. Marta Ankiersztejn) (Fot. Marta Ankiersztejn)

Dopóki nie stanę się tą ręką, która zaciska się na mojej szyi, dopóki nie zatańczę jako ta ręka, to co?
A.G.: To ciągle jesteś w roli ofiary, a sen ma nad tobą władzę.

S.K.: Twój sen z tobą wędruje, przenika nie tylko ciało, ale także środowisko, w którym jesteś. Poczucie duszenia może powtórzyć się w różnych okolicznościach, na przykład przy kasie w supermarkecie, bo kasjerka powie takim tonem, który jest gdzieś zapisany w twojej psychice jako wyzwalacz doznania ręki zaciskającej się na twojej szyi. Dlatego bezpieczniej jest pracować ze snami na sali, w tańcu.

Dlaczego akurat taniec jest dobrą formą do pracy ze snami?
S.K.: Moim zdaniem taniec i sen to naczynia połączone. Kilka lat temu zrobiliśmy spektakl poświęcony twórczości Georges’a Bataille'a, autora koncepcji literatury transgresji, który twierdził, że w ludzkiej naturze zawiera się immanentne pragnienie transgresji, czyli totalnego przekroczenia granic. To jest nienormatywne, często bolesne i okrutne doświadczenie. I co z tym zrobić?

Sądzę, że wiele naszych snów ma charakter transgresyjny. Sen nie dba o nasze kulturowe wzorce ani o naszą społeczną tożsamość. Sny niewiele robią sobie z poglądów, które co dzień głosimy jako nasze moralne czy społeczne credo. Wrzucają nas brutalnie w rzeczywistość „przekroczoną” i drastycznie odmienną od codzienności. Odsłaniają szczelinę w naszym systemie myślenia i w naszych poglądach. I tutaj dochodzimy do tańca. Taniec był od zawsze narzędziem transgresji we wszystkich społeczeństwach. Był odpowiedzią na to pragnienie graniczne i sposobem harmonizowania naszej psychiki, a zarazem najbardziej skuteczną formą komunikowania się pomiędzy świadomością i nieświadomością.

W naszej współczesnej kulturze zatraciliśmy zdolność transgresji. Nasz system jest pod tym względem chłodny i jałowy. Już Jung ubolewał nad nadmiernym racjonalizmem naszego świata, a od tamtego czasu minęło kilkadziesiąt lat i ten stan tylko się pogłębił. Jednostronny racjonalizm i oddziaływanie nauki sprawiły, że otacza nas próżnia, z której – odwołując się do wiersza Leśmiana – zwyczajnie drwimy. Uważam, że to bardzo niebezpieczna sytuacja. Jednakże cały czas śnimy i cały czas możemy tańczyć. Taniec w naszym podejściu jest ekspresją i kontynuacją snu. To swego rodzaju wehikuł, który pozwala nam wejść w przestrzeń niepojętego, gdzie możemy doświadczyć oczyszczenia, radości i odnowy, a nawet uzdrowienia.

A.G.: W naszej nieświadomości istnieje wiele różnych możliwości, które sen pozwala odkryć, a dzięki tańcowi możemy ich dotknąć i zrozumieć ich sens. W trakcie warsztatów ludzie czasami popadają w smutek, a po chwili pracy zaczynają się śmiać. Dzięki temu nabierają dystansu do tego, co czują, i nie zatracają się tylko w jednym stanie, jednej emocji. Widzą swoją złożoność i za sprawą tańca mogą tę, czasem trudną, złożoność zharmonizować.

Anna Godowska, choreografka, tancerka, pedagog tańca współczesnego, badaczka. Rezydentka m.in. Centre national de la danse w Paryżu. Wspólnie ze Sławkiem Krawczyńskim prowadzą prekursorski projekt badawczo-artystyczny Święto Snów.

Sławomir Krawczyński, reżyser teatralny, dramatopisarz, scenarzysta, badacz. Rezydent m.in. Centre national de la danse w Paryżu, Centrum Maison Folie w Mons. Wspólnie z Anną Godowską był liderem Teatru Bretoncaffe.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze