1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Mobbing może mieć wiele twarzy. Jak zauważyć problem i sobie pomóc – wyjaśnia Katarzyna Miller

Osoby mobbingowane przeważnie są bardzo pracowite i perfekcjonistyczne, mają zaniżone poczucie własnej wartości – łatwo ich wbić w poczucie winy lub niższości, ale też odseparować od grupy. (Fot. iStock)
Osoby mobbingowane przeważnie są bardzo pracowite i perfekcjonistyczne, mają zaniżone poczucie własnej wartości – łatwo ich wbić w poczucie winy lub niższości, ale też odseparować od grupy. (Fot. iStock)
Człowieka można gnębić bardzo różnymi rzeczami: spojrzeniem lub brakiem spojrzenia. Słowem lub milczeniem. Omijaniem lub wpadnięciem na niego – mówi psycholożka Katarzyna Miller. Jak zauważyć, że dzieje się nam krzywda, i jak się sobą wtedy zaopiekować? – pyta Joanna Olekszyk.

Czy doświadczenie mobbingu to jest coś, z czym często przychodzą do Ciebie kobiety i mężczyźni?
Nawet dość często. A to znęca się koleżanka, a to szefowa, a to ogólny nastrój w pracy jest nie do zniesienia. Zwykle wygląda to tak: było świetnie, pracownicy tworzyli zgrany zespół, mieli motywację, aż nagle zmienił się szef i teraz ciągle są jakieś nieporozumienia, ludzie zaczęli ujawniać swoją niefajną stronę: podlizywactwo, intryganctwo.

Trafnie to ujęłaś, bo aby wystąpił mobbing – czy to w szkole, w miejscu pracy, czy w domu – musi najpierw pojawić się sprzyjająca mu atmosfera. Nagradzanie niekoleżeńskich zachowań, presja, a czasem milcząca zgoda…
Jeżeli z góry idzie niedobry przykład, jeśli ludzie nie czują się bezpiecznie i blisko ze sobą, czyli nie wykuła się między nimi wspólna misja – będą sięgać po rozwiązania napędzane lękiem czy rywalizacją. Nie na darmo wielcy imperatorzy wymyślili kiedyś zasadę „dziel i rządź” – kiedy ludzie są wobec siebie nastawieni antagonistycznie, łatwiej jest nimi zarządzać, wykorzystywać jednych przeciwko drugim. Jeśli rozdaje się awanse czy podwyżki nie podług zasług, a własnego widzimisię, wszyscy to czują – i ci, którzy je dostają, i ci, których one omijają.

Czy to nie sprawia właśnie, że osobom, które doświadczają mobbingu, trudniej jest zdać sobie z tego sprawę, nazwać mobbing po imieniu?
Nie umiem Ci na to jednoznacznie odpowiedzieć. Myślę, że jeżeli ktoś ma mały dostęp do siebie i swoich uczuć, a w dodatku dość luźne relacje z resztą zespołu, to może być przyzwyczajony do tego, że wokół niego dzieją się różne rzeczy. Że ktoś coś szepcze za jego plecami, że jest pomijany we wspólnych wyjściach na obiad czy do pubu. Znam takie osoby. Wykonują swoje zadania, ale poza tym są pozamykane na grupę, nie do końca potrafią się kolegować. Z jednej strony są do tego przyzwyczajone, z drugiej – swoim zachowaniem wywołują taką reakcję otoczenia, że ciągle za coś obrywają. Albo pracują za dużo, albo pracują za dobrze i podnoszą standardy, albo są za cisi i za spokojni, albo nadmiernie wrażliwi i podatni na wpływy, niepotrafiący asertywnie odpowiedzieć na zarzut czy krytykę.

Dotarłam do różnych badań na temat mobbingu i wszystkie one wykazują, że osoby mobbingowane przeważnie są bardzo pracowite i perfekcjonistyczne, mają zaniżone poczucie własnej wartości – łatwo ich wbić w poczucie winy lub niższości, ale też odseparować od grupy. Z kolei sprawcy mobbingu zwykle są dobrze wykształceni i ambitni, mają wysokie, ale zaburzone mniemanie o sobie.
Na pewno są to osoby, które czują się na swojej pozycji zagrożone. Bo inaczej nie miałyby powodu uciekać się do takich środków. Uważają, że dlatego właśnie trzeba kogoś pacnąć, by się nie piął za wysoko, nie zawyżał standardów i nie okazał się od nich lepszy.

Ja doświadczyłam mobbingu w jednej z pierwszych prac. Jego sprawczyniami były trzy kobiety, starsze ode mnie i trzymające się razem. Traktowały mnie jak powietrze, nie odpowiadały na „dzień dobry” czy na moje pytania, szeptały za plecami, nastawiały grupę przeciwko mnie. Dwa lata wytrzymałam w takiej atmosferze i odeszłam. Zresztą za radą szefa. Powiedział mi: „Tu się nic nie poprawi, a ty sobie świetnie poradzisz w każdym miejscu. Jeszcze mi za to podziękujesz”. Nie umiał pomóc inaczej, to pomógł mi tak.

Dlaczego one to robiły? Jak na to dzisiaj patrzysz?
One nie zachowywały się tak od pierwszego dnia, zaczęły dopiero wtedy, kiedy stałam się ważna w naszym zespole. Mogły mnie lubić i ze mną współpracować, ale wolały mi zazdrościć.

Dla mnie najbardziej smutnym wnioskiem z badań, o których wspomniałam, jest to, że dobrzy, ambitni, wykształceni pracownicy mobbingują innych dobrych, ambitnych i wykształconych pracowników. Więcej korzyści przyniosłaby im współpraca.
Do tego w moim przypadku były to psychoterapeutki!

Wiele się mówi o mobbingu także w moim środowisku – dziennikarskim. I też robią to naprawdę światłe osoby, świetni dziennikarze i dziennikarki…
A może my chcielibyśmy, by one były światłe… To, że ludzie są wykształceni, nie znaczy, że są samoświadomi.

Mówiłyśmy, że przykład idzie z góry, ale wiele zależy od samych pracowników, od tego, czy jest w nich pewien rodzaj otwartości… Przyznam, że ja jej wtedy nie miałam, nie umiałam nazwać tego, co się działo, po imieniu. Ciekawe, co by się wtedy stało… Może to by coś dało? A może nie? Było mi bardzo niewygodnie, ale dawałam sobie radę i robiłam swoje.

Może sprawcy mobbingu robią to dlatego, że i im było to robione? Wciąż obecna jest kultura tzw. kotowania, gdzie nowi rekruci czy studenci muszą przejść dość upokarzający chrzest bojowy, polegający na wykonywaniu bezsensownych poleceń, „służeniu” starszym rocznikom czy znoszeniu przykrych żartów. Żeby dalej nie szukać, co słyszymy w domu czy na rodzinnych spotkaniach? „A coś ty się tak wystroiła?”, „Patrzcie, jaka mądra”. A w szkole? „Takie zabawne ci się to wydaje? Może opowiesz nam wszystkim i się razem pośmiejemy?”.
A pewnie, serwuje się to nam już od najmłodszych lat. Doświadczamy tego też od rówieśników. Zwykle to chłopcy są wobec siebie opryskliwie żartobliwi, dziewczyny jednak się wspierają, zbierają w grupki. Z drugiej strony ile znamy przykładów grupek dziewcząt, które znęcają się nad jakąś bogu ducha winną koleżanką? Bo jest inna, za fajna, bardziej atrakcyjna albo ma coś, czego one nie mają. Używamy narzędzi, w jakie nas wyposażono, bo one są po prostu bardziej dostępne, mamy je pod ręką.

Mobbingowi sprzyja nie tylko atmosfera czy kultura, w jakiej jesteśmy wychowywani, ale też przez wieki pokutujące przekonanie, że geniuszom czy osobom wyżej postawionym lub lepiej urodzonym – więcej wolno. Mogą być nieprzyjemni dla innych, mogą sobie pozwalać na niesmaczne żarty, na poniżanie.
Znamy to od wieków: jeśli ktoś był królem, lordem czy innym arystokratą – zawsze był lepszy od innych. Królowie tłumaczyli to wprost: boskie namaszczenie. A przecież nikt nie będzie się sprzeciwiał woli boskiej. Potem to samo zaczęto myśleć o tych, co mają większe pieniądze albo większy talent, nazywany z kolei iskrą bożą. Czyli znów: Bóg pozwolił, by się bogacili, Bóg obdarzył ich geniuszem. Jakby byli zrobieni ze złota czy diamentów! Weźmy dzisiejszy kult celebrytów czy gwiazd – dlaczego to ich pyta się, jak żyć? Nie są mądrzejsi od innych – oni są tylko popularniejsi. W ludziach stosunkowo mało refleksyjnych jest obecne takie myślenie, że komuś, kogo bardziej widać i kogo wszyscy traktują z czołobitnością, wolno, a nawet trzeba dawać więcej.

W ten sposób oddajemy innym władzę nad sobą. Mogą zrobić z nami wszystko, co chcą.
Co więcej, ludziom u władzy też na to pozwalamy. Jest w tym i wygodnictwo, i lęk, jest w tym niewiara w siebie, jest brak doświadczeń i wzorów.

Co prawda żadna toksyczność nie ma płci, nie ma jej też mobbing, ale dla wielu osób, także kobiet, zaskoczeniem jest to, że kobiety mobbingują na równi z mężczyznami, choć może inaczej. Mówiłaś o chłopcach i dziewczynkach, że pierwsi „dowalają sobie” w sposób dość otwarty, z kolei dziewczyny potrafią robić to niezauważalnie, tak że nie wiesz, czy ona jest twoją przyjaciółką, czy twoim wrogiem.
Cóż, dziewczynki są nadal wychowywane inaczej niż chłopcy. Poza tym kobiety przez wieki nie bardzo miały zezwolenie społeczne na to, by podnosić dumnie głowę i mówić, co myślą. Nauczyły się więc intrygować i nawiązywać sojusze.

A może to, czy mobbing jest jawny, czy bardziej subtelny, nie tyle zależy od płci, co od zajmowanej pozycji? Szef czy szefowa robią to bardziej wprost, kolega czy koleżanka – za plecami, podprogowo.
I to wtedy silniej oddziałuje. Coś, co jest wyrażane wprost, można zauważyć i nazwać. Coś, co jest ukryte, pozostaje w cieniu. Przecież jest OK, o co ci chodzi?

Łatwiej nazwać mobbingiem choćby wyśmiewanie na zebraniu, bo jest na tyle jawne, że aż bolesne dla wszystkich – także tych, którzy są jego świadkami. Trudniej zobaczyć mobbing na przykład w dawaniu komuś zadań poniżej jego możliwości, żmudnych, monotonnych czy nie do wykonania.
To są też takie szkolne, szczeniackie zagrania, jak to, że ktoś ci coś schowa, przełoży do innej szufladki, coś ci zepsuje, zaleje wodą albo że wszyscy siadają do stołu i dla ciebie nie ma już miejsca. Czujesz, że odstajesz, że jesteś zbyteczna, że sobie nie radzisz.

Człowieka można gnębić różnymi rzeczami: spojrzeniem lub brakiem spojrzenia. Słowem lub milczeniem. Omijaniem lub wpadnięciem na niego. Kiedyś używało się określenia „kozioł ofiarny”. Wszyscy na niego „włazili” i za wszystko go obwiniali. Taka osoba odgrywała bardzo ważną rolę w każdej społeczności, bo to ona była zła, a nie my. W niej samej często budziło to niezgodę lub złość.

Wiele osób doświadczających mobbingu czuje nie złość, a bezradność.
Powiem więcej, ta ich bezradność jest na tyle widoczna, że właśnie z jej powodu stają się ofiarami mobbingu. Są ludzie, którzy mają taki poziom dojrzałości, rozwoju własnego czy też tolerancji i akceptacji dla innych, że to, iż ktoś jest słabszy czy inny, nie powoduje w nich odruchu wyszydzania, a raczej pomocy czy wsparcia. Natomiast są i tacy, którzy z zadowoleniem stwierdzają: „ktoś jest ode mnie słabszy, ktoś jest inny, mogę więc sobie na nim popodskakiwać, przynajmniej nie będę tą najgorszą, tą najdziwniejszą”. Ktoś, kto staje się celem mobbingu, wcale nie musi być nieśmiały czy nadwrażliwy, może być po prostu introwertykiem, skupionym na swojej pracy.

Sama mówisz, że wytrzymywałaś mobbing tak długo, bo po prostu robiłaś swoje. Ale też, że ten mobbing nie pojawił się pierwszego dnia. Jest w tym coś ze słynnej metafory z żabą pływającą w wodzie, która stopniowo była podgrzewana. Dała się ugotować.
Masz rację, absolutnie. Do tego stopnia lubiłam miejsce, do którego trafiłam, że kiedy zaczęło się w nim dziać źle, długo nie odchodziłam, bo starałam się je ratować. Po czasie zdałam sobie jednak sprawę, że to już nie jest to samo cudowne miejsce, i bardzo cieszyłam się, że je opuściłam.

Prawo na szczęście umożliwia występowanie przeciwko osobom mobbingującym na drogę sądową. Mimo to często pierwszą radą, jaką słyszymy po tym, jak opowiemy znajomym czy bliskim o niefajnym zachowaniu koleżanki, kolegi czy przełożonych, nie jest wcale: „Zgłoś to”, tylko: „Wytrzymaj, zaciśnij zęby, w każdej pracy jest tak samo”.
W wielu polskich rodzinach tak się reaguje na wszelkie konflikty, czyli: połóż uszy po sobie i cicho siedź. Kiedy jako dziecko przynosiłam do domu dzienniczek pełen uwag od bardzo zaburzonej wychowawczyni, to mama na mnie krzyczała, nie na nią. Na szczęście miałam wsparcie w tacie. Dziś pracuję z dziewczynami, które kompletnie w siebie nie wierzą, bo nikt nie wierzył im.

Wszystkie afery mobbingowe, które teraz wychodzą na światło dzienne, pokazują, że taka jest właśnie rzeczywistość. W takich miejscach funkcjonujemy od lat, jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
Weźmy choćby szkoły aktorskie, w których gnębiono, szykanowano i poniżano młodych, wrażliwych ludzi. To był wręcz stały element edukacji. Bo jeśli nie jest ci ciężko, to znaczy, że się nie starasz. Nie dajesz rady w szkole – jak dasz sobie radę w tym zawodzie?

Tym bardziej cieszy, że dożyliśmy czasów, w których nazywamy rzeczy po imieniu. Powiedzieć głośno: „To, co robisz, to mobbing” – to często obronić siebie.
Pod warunkiem że powie to więcej niż jedna osoba. Bardzo ważne jest, by mieć ludzi, którzy za tobą zaświadczą, świadków tego, co ciebie spotkało lub które spotkało coś podobnego.

Co ważne, mobbingu można doświadczać nie tylko od przełożonych czy kolegów, ale też od podwładnych.
Tak, jeżeli przełożeni są słabsi psychicznie lub są nowi i ich pozycja jest jeszcze niepewna.

Niektórzy jednak mobbingiem nazywają coś, co nim nie jest.
Na przykład merytoryczną krytykę. Czyli coś, co opiera się na faktach, co można wykazać, co jest udokumentowane. Co ważne, taka krytyka nie odnosi się do kogoś personalnie, tylko dotyczy jego działań.

Jak wygląda taka krytyka wyrażona słowami?
„Trzeci raz nie oddajesz w terminie pracy, choć się zobowiązałeś” albo: „To powinno być robione inaczej; bardziej starannie, dogłębnie”. Oczywiście jeżeli ktoś mówi to w sposób napastliwy i nieprzyjemny, mamy do czynienia z czymś więcej niż z krytyką – z dotkliwą naganą. Bo gdy szef rzuca na biurko teczkę z komunikatem „Co to za gówno?! Proszę to poprawić”, to musisz wiedzieć, czy robi to pierwszy raz, czy już któryś z kolei. Jeśli jest to sytuacja wyjątkowa – wystarczy, że przeprosi, jeśli jednak to się powtarza i przełożony regularnie wykorzystuje sytuację twojego błędu czy nieprzygotowania do tego, żeby sobie poużywać – to trzeba nazwać to mobbingiem.

No właśnie, podkreślmy to, mobbing to naganne zachowanie, które się powtarza.
Powtarzalność jest ważnym wyznacznikiem. Można czasem przestrzelić z żartem albo dać się ponieść złości, ale jeśli widzimy reakcję współpracowników i mimo to nie przestajemy, to jest to już działanie z premedytacją.

Czyli jak najlepiej bronić się przed mobbingiem?
Być przy sobie i stać za sobą. Ale też mieć jakąkolwiek świadomość, że ludziom jest łatwo nas wytrącić z poczucia równowagi albo że w ogóle tej równowagi w sobie nie mamy. Naprawdę warto się do tego zabrać jak najszybciej, bo to będzie się odzywało w wielu dziedzinach naszego życia. Można sobie z góry postanowić, że poszukam takiej pracy, w której nie będę zmuszona robić rzeczy nielubianych przeze mnie. W ogóle warto wiedzieć, do czego się nadajemy a do czego nie.

Druga sprawa, ponieważ nie zawsze możemy liczyć na to, że ludzie nas uszanują, trzeba sobie pomóc, czyli na przykład nauczyć się większej asertywności. Ale jeśli jest ci gdzieś źle, jeżeli mimo twoich starań nic się tu nie zmienia, wyjdź i zamknij za sobą drzwi. Tam, gdzie normą jest patologia, nie ma co liczyć na poprawę.

To podobnie jak w sytuacji, gdy twoje dziecko doświadcza bullyingu w szkole. Jeśli widzisz, że nauczyciele ani dyrekcja nie reagują albo reagują, ale mimo to problem pozostaje, zabierz stamtąd dziecko, wybierzcie inną szkołę. Wtedy pokażesz mu, że o nie dbasz. Że jego potrzeby i uczucia są ważne.
Owszem, można to porównać do sytuacji osoby dorosłej, doświadczającej mobbingu w pracy, z jednym zastrzeżeniem. Jeśli dorosła osoba trafia po raz kolejny na podobną sytuację, to powinna się sobie dobrze przyjrzeć. Co sprawia, że w jej życiu się to znów powtarza?

Oczywiście, są sprawcy i są ich ofiary, winni są tylko ci pierwsi, ale ci drudzy mogą zrobić naprawdę dużo, by na przyszłość się uchronić przed podobnym losem, na przykład przećwiczyć jakiś nowy rodzaj zachowań. Nie rezygnujmy z walki od razu. Ale też nigdy nie rezygnujmy z pracy nad sobą.

Katarzyna Miller, psycholożka, psychoterapeutka, pisarka, filozofka, poetka. Autorka wielu książek i poradników psychologicznych, m.in. „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi” czy „Daj się pokochać, dziewczyno” (wydane przez Wydawnictwo Zwierciadło).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze