1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

NAJLEPSZE TEKSTY 2023: Przemoc domowa – dlaczego tak trudno odejść od agresora?

Osoby przemocowe bardzo sprytnie uzależniają kobiety od siebie, podporządkowują je sobie. Utwierdzają w przekonaniu, że złe rzeczy, które dzieją się w związku, są ich winą, że to one prowokują, niewystarczająco się starają albo źle się prowadzą. (Ilustracja: iStock)
Osoby przemocowe bardzo sprytnie uzależniają kobiety od siebie, podporządkowują je sobie. Utwierdzają w przekonaniu, że złe rzeczy, które dzieją się w związku, są ich winą, że to one prowokują, niewystarczająco się starają albo źle się prowadzą. (Ilustracja: iStock)
Po latach życia w toksycznych związkach wreszcie odchodzą. Ale zanim do tego dojdzie, kobieta musi pożegnać się z wyobrażeniami o idealnej rodzinie, iluzją, że on się zmieni, oraz uwolnić się od poczucia współwiny... Zamiast więc pytać ze zdumieniem „dlaczego nie odejdziesz”, lepiej obdarzyć ją zaufaniem i wspierać w konkretny sposób – podpowiadają Joanna Warpas i Danuta Awolusi, autorki książki „Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera”.

#NAJLEPSZE TEKSTY 2023 tak oznaczyliśmy wybrane artykuły opublikowane w minionym roku, które chcemy Wam, Drodzy Czytelnicy, przypomnieć, bo warto. Ich lektura wzbudziła w Was chęć dyskusji, zainspirowała do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Dostaliśmy od Was wiele słów uznania oraz krytyki. Za wszystkie dziękujemy.

Asia otwarcie pisze w mediach społecznościowych, że ma za sobą traumatyczne małżeństwo. Czy ta książka oparta na rozmowach z kobietami, które przeszły przez podobne piekło i postawiły się swoim oprawcom, była formą autoterapii?
Joanna Warpas:
Przepracowałam dawne demony i cieszę się nowym życiem, które urządziłam sama po rozwodzie. Odzyskałam siebie oraz siłę i dzisiaj mogę podzielić się nią z kobietami, które wciąż jeszcze tkwią w przemocowych związkach. A jest ich mnóstwo, bo kiedy opublikowałam po raz pierwszy post o swoich doświadczeniach małżeńskich na Instagramie, zostałam zasypana lawiną podziękowań i wyrazów uznania, że mam odwagę o tym mówić. Dwa dni później wystąpiłam w live, czyli transmisji na żywo, którą zdominowała rozmowa o przemocy. Po tym spotkaniu przez pół nocy odpisywałam na napływające wiadomości od kobiet, które dzieliły się ze mną swoimi historiami. Zadzwoniłam do Danusi i powiedziałam, że musimy napisać książkę.

Danuta Awolusi: Literatura faktu wydawała mi się ciekawą odmianą po beletrystyce, którą dotychczas tworzyłam. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że będzie to aż tak emocjonalne przeżycie. Relacje kobiet, które wpływały na założonego przez Asię maila, często były wręcz przerażające. Po ich lekturze przez kilka dni musiałam się pozbierać i oswoić z tym tematem.

Czy to właśnie z tych maili pochodzą historie opisane przez Was w książce?
Joanna Warpas:
Tych wiadomości było tyle, że musiałyśmy je jakoś pogrupować. Zauważyłyśmy, że choć każda ofiara przeżywa swój dramat indywidualnie i wydaje jej się, że coś takiego spotyka tylko ją, schematy działań oprawców są bardzo podobne. W wielu historiach wystarczyło tylko zmienić imiona i wiek głównych bohaterów, opis zdarzeń był niemal identyczny. Wybrałyśmy więc najczęściej powtarzające się wzorce działań. Odrzuciłyśmy skrajne historie, zależało nam, żeby pokazać przekrój typowych związków przemocowych.

Książka miała być zwieńczeniem tego tematu, a tymczasem stała się początkiem odkrywania tego, co dzieje się w wielu polskich domach. Od jej premiery, która odbyła się w lipcu, wciąż dostajemy kolejne historie. Wiele kobiet pisze, że jesteśmy pierwszymi osobami, z którymi tak szczerze dzielą się swoimi doświadczeniami, że nigdy nie miały odwagi opowiedzieć o tym.

Jak to możliwe, że w XXI wieku kobiety wciąż boją się mówić o tym, że są ofiarami przemocy?
Joanna Warpas:
Wstydzą się, boją oceny, mają poczucie, że nikt im nie uwierzy, a jednocześnie wierzą oprawcom, że bez nich nie poradzą sobie finansowo, życiowo, psychicznie. Z tych powodów nie podejmują też decyzji o rozstaniu. Doskonale to rozumiem, musiałam przejść przez terapię, żeby nauczyć się mówić o swoim małżeństwie, nie brać na siebie odpowiedzialności i nie karmić poczucia winy. Przełamanie własnych oporów i blokad to jedno, do tego dochodzi jeszcze zderzenie z tak zwanym systemem, który dla kobiet jest bezduszny.

Co masz na myśli?
Joanna Warpas:
Wyjaśnię na przykładzie. Ostatnio zadzwoniła do mnie zapłakana dziewczyna, którą pobił partner. Chciała znaleźć lekarza, by zrobić obdukcję. Załatwienie takiej wizyty na cito graniczyło z cudem, a rzecz działa się w Warszawie. Skontaktowałam się więc ze znajomym lekarzem medycyny ratunkowej i doradził mi, że w takiej sytuacji najlepiej pojechać na SOR, tam opiszą w karcie wszystkie widoczne obrażenia i zlecą niezbędne badania. A więc kobieta z podbitym okiem i licznymi siniakami najpierw odsiedziała na izbie przyjęć pięć godzin, bo nikt jej nie traktował jako pacjenta z zagrożeniem życia, chociaż była w tragicznym stanie psychicznym. Kiedy w końcu trafiła na badanie, lekarz stwierdził, że niczego nie będzie opisywał, bo obrażenia są za małe, czyli mówiąc wprost, partner za słabo ją pobił.

Cały czas byłyśmy w kontakcie telefonicznym, powiedziałam jej więc, by poprosiła o odmowę badania na piśmie. Dopiero wtedy wykonano badanie. Gdyby była w tej sytuacji sama, ze swoim bólem, strachem, stresem uniemożliwiającymi logiczne myślenie, pewnie wyszłaby z gabinetu bez niczego. A przecież cała masa kobiet nie ma w takiej sytuacji żadnego wsparcia, zdana jest wyłącznie na łaskę i niełaskę systemu, który ewidentnie nie działa. Od policjantów też dziewczyny często słyszą, że nie mają podstaw, by cokolwiek zrobić czy je ochronić.

Ale w opisanych przez Was historiach niewiele jest też niestety solidarności kobiecej.
Joanna Warpas:
Przez królujący patriarchat i kult rodziny, w którym jesteśmy wychowywane, kobiety wychodzą z założenia, że skoro ja cierpiałam, to i ty możesz.

Często tłumaczymy swoje zachowania wzorcami lub deficytami wyniesionymi z domu. I faktycznie widać je w wielu opowieściach, które przytaczacie. Alicja nie dostała do rodziców miłości. W domu Marty była przemoc fizyczna, ale już Julka dorastała w szczęśliwej rodzinie, a i tak weszła w toksyczną relację, mimo jasnych sygnałów ostrzegawczych.
Danuta Awolusi:
Warto pamiętać, że nawet osoby ze szczęśliwych rodzin wychowują się w społeczeństwie, w którym spotykają się z różnymi wymogami. U nas od kobiet wciąż oczekuje się przede wszystkim założenia rodziny i posiadania dzieci, co ostatnie wypowiedzi polityków pokazują bardzo dobitnie. A zatem nawet jeśli nie dorastasz w patriarchalnym układzie w domu, to i tak się z nim wcześniej czy później stykasz, bo jest on mocno uwarunkowany kulturowo.

Historia Julii doskonale pokazuje, że możesz być wykształcona, świadoma, wsłuchana w siebie, a to wszystko nie wyklucza toksycznej relacji, która może się każdej z nas przytrafić. Jednak nawet jeśli weszłaś w taki związek pomimo ostrzeżeń, nie oznacza to, że musisz w nim tkwić do końca życia.

Większość Waszych rozmówczyń latami nie potrafiła się jednak wyrwać z tych relacji, jakby strach przed oprawcą przegrywał z lękiem przed rozstaniem.
Joanna Warpas:
Osoby przemocowe bardzo sprytnie uzależniają kobiety od siebie, podporządkowują je sobie, utwierdzając je w przekonaniu, że złe rzeczy, które dzieją się w związku, są ich winą, że to one prowokują, niewystarczająco się starają albo źle się prowadzą. I najbliższe otoczenie kobiety często to potwierdza, rodzina przekonuje, że to superfacet, świetny ojciec, idealny partner, nie pije, pracuje, przynosi pieniądze, jest uczynny.

O co ci chodzi? Z czym masz problem? Chcesz rozbić rodzinę? Zabrać dzieciom ojca? Wszystko to sprawia, że kobiety tracą umiejętność oceny rzeczywistości. Wyjście z takiej relacji wydaje się właściwie niemożliwe, chyba że ktoś kobietę z niej wyrwie albo trafi ona wreszcie w takie środowisko, które sprawi, że zacznie myśleć inaczej.

Jedna z Waszych bohaterek przyznaje, że na samą myśl o porzuceniu męża robiło jej się niesamowicie smutno; kiedy człowiek wbije sobie do głowy, że to ten jeden jedyny, później trudno się z tego wyplątać. Może więc ciężko nam również zrezygnować z własnych planów na życie, wyobrażeń o idealnym związku?
Danuta Awolusi:
Oczywiście, że tak, bo to najprostszy, powielany przez wieki schemat miłości romantycznej, w którym cierpienie i poświęcenie jest naturalną częścią związku, a wręcz czymś pożądanym. Im większą ofiarę złożysz, tym bardziej ta druga osoba będzie cię kochać, bo na miłość trzeba przecież zasłużyć. Relacja między dwojgiem ludzi to rzeczywiście nieustanna praca i dialog. Czym innym jest jednak kompromis obu stron, a czym innym poświęcenie jednej osoby. Ponadto w przypadku przemocy mówimy o totalnie zaburzonej relacji, w której poświęcenie nic nie zdziała, bo ta druga strona nigdy go nie doceni.

Łatwo o tym rozmawiać na chłodno, ale kobieta żyjąca w takim toksycznym układzie ma w pamięci wymarzony ślub, który był sielanką, natomiast rozwód jawi się jej jako prawdziwy koszmar, bo to przecież długa, trudna i wymagająca procedura, szczególnie jeśli są dzieci. Poza tym jak przyznać się przed tymi wszystkimi gośćmi, którzy wznosili toasty za zdrowie młodej pary, że to była jednak pomyłka?

Jedna z kobiet, które do nas napisały, nie powiedziała swojej rodzinie, że była bita, bo bała się, że wybuchłaby afera i brat prawnik zniszczyłby jej męża. Martwiła się, że jeśli wyjawi prawdę, to rodzina zareaguje gwałtownie, wyrwie ją z tej relacji i sprawi, że sprawca poniesie konsekwencje. Najpierw byłam zaskoczona tym wyznaniem, ale później zrozumiałam, że ofiara przemocy chce się czuć gotowa na to, by przerwać związek.

Kobiety często tłumaczą, że tkwią w tych relacjach dla dobra dzieci.
Joanna Warpas:
A do mnie piszą również dziewczyny wychowywane w takich przemocowych domach i wiele z nich ma ogromny żal do rodziców, że w porę się nie rozstali, że zgotowali im piekło, bo musiały patrzeć na awantury albo znosić totalny chłód.

Dlatego zawsze powtarzam: nie pisz sobie usprawiedliwień kosztem dzieci, bo one mogą ci później powiedzieć kilka gorzkich słów albo zupełnie znikną z twojego życia, jak córka Diany, jednej z naszych bohaterek.

Jej historia opowiada także o tym, że nigdy do końca nie znamy osoby, z którą mieszkamy pod jednym dachem, sypiamy, mamy dzieci. Idealny mąż Diany, którego poznała jeszcze na studiach, nagle z dnia na dzień stał się dla niej zupełnie obcym człowiekiem.
Joanna Warpas:
Ależ tam były wyraźne sygnały ostrzegawcze. Diana regularnie trafiała na różne dowody jego niewierności, tylko w związku z tą złotą klatką, którą sobie zbudowali, trudno jej było zrezygnować ze wspólnego dorobku. W jakimś sensie godziła się na niewierność męża, licząc na to, że nie pójdzie to dalej i uczucie, którym się darzyli, przetrwa. Tymczasem nie ma co się łudzić, rozciąganie swoich granic komfortu i wytrzymałości psychicznej kończy się zazwyczaj bardzo źle.

Paradoksem licznych opisanych historii jest to, że często to oprawca, a nie ofiara kończy związek.
Joanna Warpas:
Wystawienie kobiety z jedną walizką za drzwi wcale nie jest końcem. Nam się tylko wydaje, że najgorsze już się stało, ale później następuje proces rozwodowy, który często jest totalnym piekłem, bo kobiety na sprawie sądowej znowu są postawione przed oprawcą i muszą godzinami słuchać różnych obelżywych słów na swój temat, nieprawdziwych zeznań niedawnych znajomych lub zupełnie obcych ludzi. Wtedy puszczają im nerwy, płaczą, brakuje im słów, by się bronić, są więc oceniane jako niestabilne emocjonalnie. A kiedy już przejdą przez rozwód, który może trwać latami, nagle budzą się w świecie bez przyjaciół, bez pieniędzy, często bez pracy. Muszą zająć się dzieckiem, zorganizować się zawodowo, zapewnić sobie bezpieczeństwo finansowe. Często są w tym wszystkim zupełnie same, bo dla miłości zrezygnowały z rodziny i przyjaciół albo bliscy się od nich odwrócili.

Wiele kobiet rozpada się właśnie na tym etapie. Kiedy mają już wszystko za sobą, nagle wpadają w depresję, pojawiają się nerwice, ataki paniki, stany apatii. Dlatego tak ważne jest, żeby się wspierać, motywować, nie oceniać. Kobiety żyjące w opresyjnych związkach często słyszą pytanie: skoro tak ci źle, to dlaczego nie odejdziesz? Co to zdanie ma zmienić w ich życiu? Jeżeli nie możesz takiej osobie zaoferować mieszkania, opieki nad dzieckiem, wsparcia psychicznego czy finansowego, to po co zadajesz jej takie bezsensowne pytanie? Nie ma w nas odruchu, by zaproponować wsparcie.

Może pomóc ci szukać psychologa lub prawnika? Może chcesz, żeby ci zrobić zakupy albo zaopiekować się dzieckiem? A może po prostu potrzebujesz się wygadać.

Z raportu „Stosunek Polaków do rozwodów”, który przytaczacie w książce, wynika, że zdaniem 67 proc. ankietowanych należy ratować związek za każdą cenę, bo rozwody są złe. Może więc kobiety nie odchodzą także dlatego?
Joanna Warpas:
Wszystkie dziewczyny, które rozwód mają już za sobą, mówią, że była to najlepsza decyzja w ich życiu. Natomiast kobiety, które są przed podjęciem decyzji o przerwaniu toksycznej relacji, często czują strach i postrzegają rozstanie jako osobistą porażkę. Radzę im wtedy, żeby przyjrzały się swojemu lękowi i zastanowiły, co naprawdę go wywołuje.

Danuta Awolusi: Bardzo stygmatyzujemy porażki, postrzegamy je jako coś bardzo złego, co jest nieprawdą, bo czasem trzeba ponieść wiele klęsk, żeby odnieść sukces. Dla kobiet porażka w życiu rodzinnym, do którego rzekomo zostały stworzone, jest jednak szczególnie dotkliwa. Do tego dochodzi tkwiące w nas przekonanie: sama wybrałam tego mężczyznę, więc to mój błąd.

Joanna Warpas: A od bliskich słyszymy: widziały gały, co brały, więc teraz nie narzekaj.

Danuta Awolusi: Z drugiej strony przy rodzinnym stole wciąż jeszcze padają pytania: kiedy mąż? Kiedy dziecko? Taka presja mnóstwo kobiet wpycha w nieprzemyślane związki.

Joanna Warpas: Naprawdę jesteśmy w stanie wiele znieść, by nie psuć tej osławionej rodzinnej atmosfery. Jedna z dziewczyn zdecydowana już na rozwód powiedziała mi, że wniosek złoży dopiero po świętach, chce, żeby jej dzieci ostatni raz miały prawdziwe Boże Narodzenie, bo święta w toksycznej rodzinie są postrzegane jako normalne, najważniejsze, żeby mama i tata byli razem.

Często słyszymy też, że nie warto palić za sobą mostów.
Danuta Awolusi:
Ale w relacji przemocowej nie ma czego palić, bo tam nigdy nie było żadnych mostów. Jest tylko przepaść, którą trzeba jak najszybciej przeskoczyć i iść swoją drogą.

Problem polega na tym, że trudno tę przemoc czasami dostrzec, bo ofiara jest z nią oswajana stopniowo. Oprawca rzadko zaczyna od drastycznych form, te są dopiero „wisienką na torcie”, często pojawiają się po latach przemocy psychicznej. Dlatego tak ważne jest wsparcie osób trzecich, które pomogą te mechanizmy dostrzec. Ale, żeby było jasne, my absolutnie nie chcemy mówić ludziom: rozwódźcie się, nie stygmatyzujemy małżeństw, bo jest wiele sytuacji, w których można ratować związek, próbować się dogadać, ale na pewno nie z przemocowcem.

Joanna Warpas: Terapia małżeńska ma sens wtedy, kiedy obie strony zgadzają się na jej konsekwencje, to znaczy mają świadomość, że może ona przynieść poprawę relacji, ale może też pokazać, że ich drogi dawno się rozeszły i nie ma już skrzyżowania, na którym się spotkają. Po takim rozstaniu można liczyć na normalny rozwód, a nawet przyjacielskie stosunki. Dlatego uważamy, że nasza książka jest nie tylko dla kobiet tkwiących w toksycznych relacjach. Każdy żyjący w związku powinien ją przeczytać, by w porę wyłapać moment, w którym coś się psuje.

Nie zachęcamy do rozwodów, zachęcamy do rozmowy, mówienia o swoich potrzebach, do partnerskich relacji.

Czy doświadczenie rozwodu może trwale zmienić człowieka, czy to tylko chwilowa odmiana?
Joanna Warpas:
Dla mnie zerwanie toksycznej relacji było początkiem zadbania o siebie, odnalezienia poczucia własnej wartości, rozwijania się, nawiązywania nowych znajomości, odkrycia wolności w podejmowaniu decyzji. Poczułam zupełnie inną energię, przestałam się bać, co przyniesie nowy dzień, bo odzyskałam poczucie sprawczości. I za nic już tego wszystkiego nie oddam.

Danuta Awolusi: Często jednak kobiety, które wychodzą z jednego przemocowego związku, wpadają w drugi. Dlatego ważne, by zrywając toksyczną relację, odrobić też jakąś lekcję, wykonać pracę nad sobą, nauczyć się czegoś, żeby nie iść znowu w ten sam ogień.

Nasze bohaterki wykorzystały trudny, dramatyczny rozwód jako trampolinę do nowego życia. Choć to nie jest tak, że po rozwodzie wszystko się resetuje, nie zaczyna się życia z nową kartą, tylko z nowym doświadczeniem.

Jedna z bohaterek książki za swój największy sukces po rozwodzie uznała to, że umie być sama. A tkwiąc w nieszczęśliwym małżeństwie, tak bardzo się tej samotności bała.
Joanna Warpas:
Zazwyczaj myślimy głównie o tym, czego chcemy. Chcemy być szczęśliwe, mieć superdzieci, świetnego partnera, piękny dom etc. Tymczasem toksyczne relacje uświadamiają coś znacznie ważniejszego, a mianowicie to, czego w życiu nie chcemy. To bolesna, ale cenna lekcja samoświadomości.

Joanna Warpas, specjalistka w dziedzinie optyki okularowej, samodzielna mama, absolwentka szkoły tanga i kursów rozwojowych z przeróżnych dziedzin, influencerka. Aktywnie prowadzi konto na Instagramie oraz TikToku (@poranna_joanna) i na Facebooku
(@porannajoanna), gdzie wspiera kobiety żyjące w przemocowych związkach.

Danuta Awolusi, pisarka, autorka powieści obyczajowych i reportaży. Nauczycielka w szkole Pasja Pisania. Wraz z przyjaciółką prowadzi kanał recenzencki na YouTube (Książki Zbójeckie). Niezależna copywriterka i dziennikarka związana z portalem literackim Granice.pl. Marzy o tym, aby wszyscy ludzie mogli być równi, i walczy o społeczną akceptację.

Polecamy książkę: „Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera”, wyd. SQN. Polecamy książkę: „Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera”, wyd. SQN.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze