1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Czy władza ład wprowadza? [„Za i przeciw” – cykl Bogdana de Barbaro]

Czy władza ład wprowadza? [„Za i przeciw” – cykl Bogdana de Barbaro]

Bogdan de Barbaro (Fot. Jakub Ociepa/Agencja Wyborcza.pl)
Bogdan de Barbaro (Fot. Jakub Ociepa/Agencja Wyborcza.pl)
Rodzice, nauczyciele, przełożeni, przywódcy, lekarze… Władza często nam się kojarzy z siłą, przemocą, ale też z tej władzy nadużywaniem – pisze prof. Bogdan de Barbaro w kolejnym odcinku cyklu „Za i przeciw”.

Spróbujmy się przyjrzeć, jak się układają nasze relacje z naszymi władcami. Banalnym i narzucającym się przykładem związku między tym, który ma władzę, a podwładnym jest relacja między policjantem strzegącym bezpieczeństwa na drogach publicznych a kierowcami. Nie przypadkiem w czasach PRL-u do milicjanta mówiło się, trochę schlebiając, trochę ironizując: „Panie władzo…”. A jak to się dzieje w życiu codziennym, gdy rzecz nie dotyczy przekraczania dozwolonej prędkości?

Najpierw władają nami rodzice. Jak dobrze pójdzie, to oprócz tego, że wydają nam polecenia, jeszcze nas otaczają miłością, co – jak podkreślają psycholodzy – jest fundamentem siły psychicznej w dorosłości. Pokazują, co dobre, co złe. Co bezpieczne, co niebezpieczne. Budują nasz ład psychiczny. W szkole władają nami nauczyciele. Od tego, czy dostaniemy dobre oceny, nie tylko zależy nastrój naszych rodziców, ale też to, czy będziemy mieli prawo przejść do następnej klasy. A ponadto: czy będziemy z siebie zadowoleni, czy raczej uznamy, że jesteśmy mało warci. Z kolei na studiach będziemy zależeć od egzaminatorów i to ich władanie sprawi, że dostaniemy dyplom uczelni, a w konsekwencji prawo do wykonywania zawodu wymagającego wyższego wykształcenia. A gdy już weźmiemy dorosłe życie w swoje ręce, w pracy polecenia będzie nam wydawał szef i od tego, czy będzie zadowolony z tego, jak je wykonujemy, może zależeć, czy dostaniemy podwyżkę, awans albo jakieś prestiżowe wyróżnienie. Tak więc od maleńkości po wiek dojrzały – że nie wspomnę o wieku starczym, kiedy to słabość fizyczna, psychiczna czy społeczna oddaje nas we władanie naszych opiekunów – pozostajemy w relacji, w której jesteśmy podwładnymi.

Powyższe władania są w miarę oczywiste, można wręcz powiedzieć, że bez nich byłby jakiś nieład. Ale warto zauważyć, że to władztwo jest w znacznym stopniu sprzężone z wiedzą: bo rodzic lepiej wie od dziecka, jak trzymać nóż przy krojeniu chleba, nauczyciele lepiej znają nauczany przedmiot niż uczniowie, a nawet szefowie często lepiej się znają na zadaniach firmy, w której pracujemy. Powstaje więc domniemanie, niebanalnie opisane przez francuskiego filozofa Michela Foucaulta, że to ich wiedza daje im władzę. Ów związek Foucault opisuje także w odniesieniu do obszarów bardziej subtelnych niż tylko w tych okolicznościach, nazwijmy to „rozwojowych”. Na przykład wiedza lekarza daje mu władzę nad pacjentem: „należy te tabletki zażywać dwa razy dziennie”. I broń Boże, gdyby się pacjent nie stosował do tego polecenia. A w przypadku psychiatrii sytuacja może być jeszcze bardziej dramatyczna. Bo jeśli osoba chora swoim zachowaniem zagraża swemu życiu albo zdrowiu lub życiu innych, to psychiatra, zgodnie z regulacją ustawową, może pacjentowi zabrać wolność, kierując go na leczenie psychiatryczne, nawet bez jego zgody. A więc, w tym szczególnym przypadku, na szczęście rzadko występującym, można utracić wolność, nie popełniając przestępstwa.

Powyższe przykłady wskazują, jak bardzo – chcąc nie chcąc – jesteśmy otoczeni tymi, którzy nami władają, a naszym zadaniem jest podlegać władzy. Oczywiście, gdy ktoś nami włada, mamy ochotę się temu sprzeciwić. Dzieci bywają nieposłuszne i chodzą na wagary, studiowanie i praca dla wielu freelancerów okazują się niekonieczne, a polecenia lekarzy często zdarza nam się ignorować. A jednak wiele wskazuje na to, że bez hierarchicznej struktury społecznej nie udałoby się funkcjonować w świecie zadowalająco. Wręcz – o zgrozo – władza jest konieczna. Bo brak byłoby ładu. Dziecko by zmarniało i byłoby bezradne wobec skomplikowanego świata, gdyby nie dostało podpowiedzi od rodziców i nauczycieli. Nie byłoby efektywnej regulacji życia społecznego. A gdyby pacjent nie wykonywał poleceń lekarza, marne byłoby jego zdrowie. Innymi słowy, trudno sobie wyobrazić porządek społeczny bez powszechnej zgody na to, że pozostajemy w rolach: władający – podwładny.

Dotąd rozważaliśmy sytuację podwładnego. A jaka jest sytuacja tego, kto włada? Zacznijmy od konstatacji, że władza „smakuje”. Zdaniem wiedeńskiego psychiatry, twórcy psychologii indywidualnej, zmarłego w 1937 roku Alfreda Adlera zachowanie człowieka wynika z jego dążenia do mocy. Przyglądnijmy się dzieciom w piaskownicy, uczniom i uczennicom na szkolnym podwórku czy pracownikom jakiejś korporacji. Ich wspólnym mianownikiem może być pragnienie wyższości. Zdaniem Adlera ta potrzeba cechuje głównie mężczyzn, a nawet dzisiejsze czasy, wiek później, dostarczają – mimo postępu idei feministycznych – wiele danych na potwierdzenie tej tezy.

Pozostawiając jednak wątki genderowe na boku, zauważmy, że owo dążenie do mocy ma swoje blaski i cienie. Z jednej strony osoby niesione tą energią mogą tworzyć, być wynalazcami. Odkrywać nowe lądy, nieść radość innym, dawać dobro i działać na rzecz społeczeństwa. Jednak władanie ma też swoje pułapki. Ojciec może być odrzucający, nauczycielka – surowa i unieważniająca, a kierownik zakładu pracy – stosować mobbing. Bo chociaż władanie ma służyć innym, to ułatwia nadużycia. Trudno uznać za przypadek, że przestępcami seksualnymi wobec dzieci są ci, którzy mają silną władzę nad kimś bezbronnym: to może być dziadek czy ojczym (bo ma władzę rodzinną), ksiądz (bo ma władzę duchową nad dzieckiem) czy trener sportowy (bo ma władzę, która ma prowadzić do sukcesu dziecka). Warto przy tym wziąć pod uwagę, że władanie nadmiarowe i krzywdzące nie dotyczy tylko przemocy fizycznej czy seksualnej, ale może być też pisane cienką kreską, np. poprzez – żeby się odwołać do niezwykle ważnej pracy Czesława Miłosza – zniewalanie umysłu.

Na atak ze strony wirusa władzy narażeni są także politycy, bo oni do władania potrzebują zwolenników. Jakże ważna jest dojrzałość emocjonalna polityka, by ów wirus władania nie ogarnął go do tego stopnia, że zacznie przedmiotowo traktować swych – w pewnym sensie – poddanych. Jakże potrzebna jest uważność obywatelska, by społeczeństwo nie zostało zniewolone hasłami odwołującymi się – wprost lub pośrednio – do nienawiści. I tu pojawia się paradoks: zdarza się, że władcą rządzą własne potrzeby, nieuwzględniające tych, którym ma służyć poprzez owo władanie, a do nadużyć ze strony władzy dochodzi wtedy, gdy władcą zaczyna władać wirus władzy. Bo wówczas władca przestaje dbać o ład i nie służy tym, za których ponosi odpowiedzialność – czy to będzie rodzic, czy nauczyciel, czy szef korporacji, czy polityk. Tak więc władza jest i niezbędna, i niebezpieczna.

A morał z tej opowieści jest prosty: czy władasz, czy jesteś podwładnym, bądź uważny na to, co się dzieje w tej relacji. I na jej uczestników. I sprawdzaj, czy władza dobrze służy tym, którymi włada. Czy jest odpowiedzialna, a co za tym idzie: czy odpowiada na potrzeby, możliwości i wartości tych, którymi włada.

Bogdan de Barbaro, psychiatra, psychoterapeuta, superwizor psychoterapii i terapii rodzin. W latach 2016–2019 był kierownikiem Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego – Collegium Medicum. Współpracuje z Fundacją Rozwoju Terapii Rodzin „Na Szlaku”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze