1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Dlaczego odrzucanie bolesnych emocji nam nie służy?

Tłumiąc smutek, stajemy na przeszkodzie radości. Emocje bolesne i przyjemne to dwa końce tego samego kontinuum – dwie strony tej samej monety. (Fot. iStock)
Tłumiąc smutek, stajemy na przeszkodzie radości. Emocje bolesne i przyjemne to dwa końce tego samego kontinuum – dwie strony tej samej monety. (Fot. iStock)
Odruchowo robi to większość z nas – odrzucamy bolesne emocje. No bo kto chce czuć smutek, rozpacz, żal? Nikt z nas. Jednak, jak przekonuje dr Tal Ben-Shahar w książce „Jak cieszyć się życiem. Dobrostan w pięciu odsłonach”, takie działanie ma dokładnie odwrotny do zamierzonego skutek.

Otóż mamy tu do czynienia z paradoksalnym zjawiskiem – odrzucając bolesne emocje, zwiększamy ich intensywność. Dr Ben-Shahar tłumaczy, że aby doświadczyć prawdziwego szczęścia, musimy najpierw dopuścić do siebie… nieszczęście. Według niego innej drogi nie ma. Czy daje nam jednocześnie nadzieję? Jak najbardziej! Pisze bowiem, że kiedy zdecydujemy się zaakceptować i przyjąć bolesne emocje, te nie pozostają z nami zbyt długo. Po krótkiej wizycie ruszą w dalszą drogę.

Kto nie widzi słonia?

Bez wątpienia żałoba po stracie jest jedną z najsilniejszych bolesnych emocji. Jak pisze dr Tal Ben-Shahar, wyniki badań wskazują, że osoby przechodzące przez ten etap można podzielić na dwie główne grupy. Członkowie pierwszej z nich to ludzie uważani za twardych. Kiedy doznają straty, postanawiają, że będą „mocni”, „silni”, „przetrwają”, „nie dadzą się”. Zagryzają zęby i postanawiają żyć dalej. Natomiast przedstawiciele drugiej grupy to osoby bardziej miękkie. Czują i mówią, że „nie dadzą sobie rady”, „nie przetrwają” czy wręcz „nie wiedzą, jak dalej żyć”. Często mówią o stracie, intensywnie płaczą czy wręcz rozpaczają.

Gdyby spojrzeć z zewnątrz na przedstawicieli obu grup, wniosek nasuwa się sam – ci pierwsi budzą podziw, myślimy: „Świetnie się trzymają”, stan tych drugich bardzo martwi, budzi niepokój. Tymczasem z badań, na które powołuje się dr Tal Ben-Shahar, wynika, że po roku od straty członkowie drugiej grupy prawdopodobnie czują się znacznie lepiej niż przedstawiciele tej pierwszej, ci „twardziele”. Dlaczego? Druga grupa pozwoliła sobie na – jak mówi autor książki – człowieczeństwo, a dzięki temu mogła przejść naturalny proces żałoby.

Dlaczego żałoba, lęk czy zazdrość funkcjonują w ten sposób? Czemu bolesne emocje ustępują, kiedy je przyjmujemy, i nasilają się, kiedy je odrzucamy – pyta dr Tal Ben-Shahar? I poleca, by zrobić mały eksperyment. Naszym zadaniem jest przez najbliższe dziesięć sekund nie myśleć o słoniu, o małym Dumbo z wielkimi uszami…

„Mam mocne podejrzenie, że pomyślałeś o słoniu – bo słysząc te same słowa powtarzane w kółko, zaczynamy o nich myśleć. A kiedy do tego słyszymy: »Nie myśl o tym« i staramy się stłumić daną myśl, wzrasta prawdopodobieństwo, że będziemy nadal ją wizualizować. Leży to w naszej naturze” – tłumaczy dr Tal Ben-Shahar. I dodaje, że zjawisko to, opisane przez psychologa Daniela Wegnera w ramach jego teorii procesów ironicznych zachodzi również w przypadku bolesnych emocji. Przestrzega, że kiedy staramy się je odrzucić, rosną w siłę i utrzymują się dłużej. A za ignorowanie faktu, że wszystkie emocje są częścią natury ludzkiej, częścią przyrody – możemy zapłacić wysoką cenę.

Dr Tal Ben-Shahar przytacza swoją własną historię. Kiedy zaczął wykładać, największym wyzwaniem była jego introwersja. Bardzo denerwował się, stając przed dużą grupą słuchaczy – zarówno realnych, jak i wirtualnych. Początkowo, przygotowując się do zajęć, powtarzał sobie: „Tal, nie bój się! Nie denerwuj!”. I jak pisze – czuł się wtedy jeszcze bardziej spięty. Miał palpitacje serca, spocone dłonie i czoło, a także gonitwę myśli. A kiedy zaczął pozwalać sobie na człowieczeństwo – czyli zaakceptował lęk, zamiast go odpychać – nerwowe emocje w końcu się rozproszyły, zamiast się potęgować. Doktor nadal nieco się denerwuje przed wykładami, ale zamiast powtarzać sobie: „Tal, nie denerwuj się”, mówi: „Ależ się cieszę, że żyję i że nie jestem psychopatą”. I wtedy lęk zazwyczaj ustępuje miejsca ekscytacji.

Autor pisze, że technika intencji paradoksalnych Viktora Frankla rozwija teorię procesów ironicznych Wegnera. Zakłada ona, że nie tylko nie powinniśmy zakłócać przepływu bolesnych emocji, ale wręcz należy go pobudzać. Na przykład, jeśli nie chcemy czuć zdenerwowania, powinniśmy powtarzać sobie: „Bój się bardziej. To za mało nerwowej energii. Dawaj więcej lęku!”. I, co ciekawe, namawiając się, by poczuć lęk – co oznacza właściwie danie sobie pozwolenia na odczuwanie go – zwykle go osłabiamy, tłumaczy autor. Dodaje, że ma tu miejsce jeszcze jeden paradoks: kiedy odrzucamy negatywne emocje lub ich unikamy, nie tylko sprawiamy, że przybierają one na sile, ale także uniemożliwiamy sobie odczuwanie pełnej gamy emocji przyjemnych. Wszystkie nasze uczucia bowiem – zarówno te przyjemne, jak i te bolesne – płyną tym samym kanałem. Zatem blokując na przykład zazdrość, niechcący blokujemy również miłość. Ograniczając lęk, ograniczamy także ekscytację. Tłumiąc smutek, stajemy na przeszkodzie radości. Emocje bolesne i przyjemne to dwa końce tego samego kontinuum – dwie strony tej samej monety.

Poziomy cierpienia

Cierpienie możemy rozważać na dwóch poziomach. Pierwszy z nich to naturalne, automatyczne odczuwanie bolesnych emocji, takich jak gniew, smutek, frustracja czy lęk. Wszyscy ich od czasu do czasu doświadczamy w związku z niezliczonymi zdarzeniami, które mogą pociągnąć za sobą bolesną reakcję emocjonalną – oczekiwania na zbliżającą się prezentację, niebezpieczna sytuacja, utrata dochodów lub śmierć bliskiej osoby itd., tłumaczy autor. I rozwija, że istnieje jednak drugi poziom cierpienia, który zadajemy sobie, walcząc z tym z poziomu pierwszego. To znaczy – kiedy mówimy sobie: „Nie powinienem się złościć!”, „Nie powinienem się bać!” – walka z tymi emocjami jedynie przysparza nam bólu. Tu dr Tal Ben-Shahar powołuje się na „Tao Te Ching” – twierdzi, że aby żyć spełnionym życiem, musimy żyć zgodnie z naturą – czyli płynąć z nurtem spraw, zamiast mu się opierać.

Pierwszy poziom cierpienia jest dla człowieka nie do uniknięcia. W przypadku drugiego mamy wybór . Jeżeli zaakceptujemy emocje – unikniemy zaprzeczenia, które tylko pogarsza sprawę. Pozwalając sobie na człowieczeństwo, wzmacniamy zdolność radzenia sobie z trudnościami, stajemy się bardziej elastyczni w stosunku do emocji bolesnych i otwieramy się na więcej emocji przyjemnych. Brzmi zachęcająco, prawda? Jak się otworzyć na bolesne emocje? Autor książki podpowiada, że są trzy sposoby pozwalania sobie na człowieczeństwo:

  1. Płacz. Jeśli tylko czujesz taką potrzebę, to zamknij się w pokoju i płacz. Badania dowodzą, że płacz ma właściwości uspokajające: prowadzi do uwolnienia substancji poprawiających samopoczucie, takich jak oksytocyna i pewne opioidy, które pomagają łagodzić smutek i stres.
  2. Mów o bolesnych emocjach. Jeśli nie mieszkasz pod jednym dachem z osobą, z którą mógłbyś się w nie zagłębić, znajdź kogoś do rozmowy. Wyrażaj emocje, zamiast je tłumić, dziel się nimi, zamiast trzymać je w sobie. Sama rozmowa – z zaufanym przyjacielem lub z terapeutą – o trudnościach i wyzwaniach, którym musimy stawić czoła, pomaga złagodzić napięcie i poprawić samopoczucie.
  3. Pisz o emocjach. Poświęć chociaż dziesięć minut, by opisać w dzienniku trudne doświadczenie, przez które przechodziłeś lub wciąż przechodzisz. Pisz o tym, co czułeś i co czujesz, o czym myślałeś wtedy i co dzieje się w twojej głowie teraz. Nie musisz przejmować się gramatyką, stylem czy nawet sensem – dziennik jest przeznaczony tylko dla ciebie, spisuj więc wszystko, co masz w sercu i co przyjdzie ci do głowy, podążając za swobodnymi skojarzeniami.

Więcej znajdziesz w książce: „Jak cieszyć się życiem. Dobrostan w pięciu odsłonach”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Jak cieszyć się życiem
Autopromocja
Jak cieszyć się życiem Tal Ben-Shahar Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze