1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Nastolatek u psychoterapeuty. Kiedy warto? Czego się spodziewać? Jak się przygotować?

Rozprawmy się ze szkodliwym przekonaniem rodziców „Zaprowadzę dziecko do specjalisty, on z nim porozmawia, i dziecko będzie naprawione”. (Ilustracja: iStock)
Rozprawmy się ze szkodliwym przekonaniem rodziców „Zaprowadzę dziecko do specjalisty, on z nim porozmawia, i dziecko będzie naprawione”. (Ilustracja: iStock)
Dorastanie wiąże się z kwestionowaniem autorytetu dorosłych i eksperymentowaniem z samodzielnością. Jakie zachowanie nastolatka może wykraczać poza rozwojowy bunt? Kiedy zachęcać córkę czy syna do terapii? Czego się po niej spodziewać? – odpowiadają specjalistki psychiatrii i psychoterapeutki dr Agnieszka Dąbrowska i Marta Niedźwiedzka.

Fragment książki „Nastolatki na krawędzi”, Agnieszka Dąbrowska, Marta Niedźwiedzka, Krystyna Romanowska, wyd. Muza. Wybór, skrót i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Kiedy iść z nastolatką do psychiatry lub psychoterapeuty?
Marta Niedźwiedzka:
O pomoc do specjalisty warto zwrócić się zawsze, kiedy widać wyraźną, niepokojącą zmianę w funkcjonowaniu dziecka. Nie lekceważyłabym też, jeżeli o takich zmianach mówi nam np. wychowawca, psycholog czy pedagog szkolny. Czasami rodzice przegapiają, że dzieje się coś niepokojącego, dlatego sugestia szkoły jest bardzo ważna. Niestety, można nie zauważyć nie tylko subtelnych zmian zachowania czy nastroju, ale nawet tak wyraźnych sygnałów, jak samookaleczenia. Długie rękawy, długie spodnie od piżam zakrywają rany. Zdarza się, że samouszkodzenia wychodzą na jaw dopiero podczas wizyty u psychiatry, bo większość nastolatków jest po prostu szczera. Jeśli się je o to zapyta – powiedzą.

Czego można się spodziewać po spotkaniu ze specjalistą?
Agnieszka Dąbrowska: Na początku rozprawmy się ze szkodliwym i wciąż pokutującym przekonaniem rodziców: „Zaprowadzę dziecko do specjalisty, on z nim porozmawia, nawet niech i kilka razy, i dziecko zostanie naprawione”. Tak nie będzie. Dziecka nie może „naprawić” obcy człowiek, który widzi je pierwszy (czy nawet kolejny) raz w życiu. Nie istnieje żadna instrukcja obsługi człowieka.

Bywa niestety też tak, że rodzice na spotkaniach ze specjalistą nie chcą omawiać szerszego kontekstu dotyczącego funkcjonowania całej rodziny, zależy im wyłącznie na tym, żeby specjalista zobaczył dziecko. To kolejne błędne założenie. Do specjalisty przede wszystkim powinni udać się dorośli, a nie tylko dziecko. Ba, bywa nawet, że psychiatra czy psychoterapeuta nie spotyka się regularnie z dzieckiem, ale terapia i tak okazuje się skuteczna, bo w jej trakcie rodzice dostają np. skuteczne narzędzia komunikacyjne: wskazówki, jak rozumieć dziecko, a także informacje, czego w danym momencie dojrzewania potrzebuje. Oczywiście, nie dzieje się tak we wszystkich przypadkach, najczęściej obecność dziecka w procesie terapii jest niezbędna, zwłaszcza przy poważniejszych zaburzeniach.

Nieraz też – wyraźnie widać to w naszych gabinetach – rodzice są przekonani, że wizyta u psychiatry jest podobna do wizyty u każdego innego lekarza: pediatry, endokrynologa, diabetologa. Myślą, że gdy przyjdą z małym pacjentem, kompletem badań i objawami, to lekarz – po rozmowie z nimi i z dzieckiem – od razu postawi diagnozę. Psychiatra nie ma możliwości w pełni odpowiedzieć na pytanie, co dolega pacjentowi, którego widzi pierwszy raz. Opisane przez rodziców i nastolatka objawy, rodzaj kontaktu z dzieckiem, dane z wywiadu oczywiście pozwalają postawić pierwsze hipotezy. Możemy powiedzieć rodzicom: „Państwa córka ma objawy depresji, zaburzeń odżywiania, napady lęku”, ale na pewno na pierwszej wizycie nie odpowiemy na pytanie rodziców: „Dlaczego ona tak się czuje?”.

Postawienie diagnozy nie powinno zakończyć się na nadaniu numeru rozpoznania choroby. Psychiatra dziecięcy musi brać pod uwagę kontekst rozwojowy, rodzinny i środowiskowy.

Na jakie pytania specjalisty trzeba się przygotować?
M.N.: Rodzice, kiedy przychodzą jeszcze bez dziecka, zostaną zapytani: „Co państwa sprowadza? Od kiedy dzieją się niepokojące rzeczy? Jak dotychczas funkcjonowało dziecko?”. Będą pytani o jego rozwój, o historię rodzinną, historię relacji, chorób rodzinnych, przede wszystkim psychicznych, ale nie tylko. Niech rodziców nie zdziwią pytania także o historię generacyjną, czyli o babcie, dziadków, o uzależnienia, przypadki samobójstw w rodzinie.

A.D.: Bywa tak, że kiedy pytamy np. o przypadki samobójstwa w rodzinie, sytuacja w gabinecie robi się niezręczna, zapada cisza i nagle jeden z rodziców mówi: „Moja siostra popełniła samobójstwo”. A drugie z rodziców jest zdziwione, ponieważ pierwszy raz o tym słyszy. Okazuje się, że ludzie nie dzielą się z partnerem tak ważnymi szczegółami ze swojego życia. Od razu wtedy w mojej głowie pojawia się pytanie, o czym jeszcze się w tym domu nie mówi. Bo to, o czym nie mówimy, ma ogromne znaczenie.

Historia rodziny jest ważna także z biologicznego punktu widzenia. Inaczej podejdziemy do diagnozy i leczenia dziecka, w którego rodzinie były poważne choroby psychiczne: schizofrenia, choroba afektywna dwubiegunowa. Zastosujemy inny sposób pomocy wobec dziecka z historią samobójstwa w rodzinie albo z epizodami depresji czy schizofrenią u opiekunów. Tym bardziej że dziedziczność chorób psychicznych jest dosyć duża – nawet do kilkunastu procent.

Jak wygląda proces stawiania diagnozy? Rozumiem, że już w trakcie tego pierwszego spotkania specjalista ma jakieś hipotezy?
A.D.: Istotnie, nieraz psychiatra już podczas rozmowy z rodzicami stawia pierwsze hipotezy. Potem – badając dziecko – zawęża swój wybór do tych, które wydają mu się najbardziej prawdopodobne. Następnie zleca badania dodatkowe, najczęściej psychologiczne, które mają wykluczyć lub potwierdzić zaburzenia neurorozwojowe: ADHD, spektrum autyzmu, zaburzenia poznawcze czy umiejętności szkolnych. W uzasadnionych przypadkach powinien też zlecić badania dodatkowe z krwi czy konsultacje innych specjalistów.

Ale może też zdecydować się na pogłębiony wywiad z rodzicami. Czasami może to być wywiad tylko z jednym rodzicem, jeżeli zdaniem specjalisty są podejrzenia, że np. drugi z opiekunów stosuje przemoc fizyczną lub psychiczną. Ten fakt może się okazać kluczowy dla zrozumienia sytuacji. Będziemy się wtedy np. zastanawiać, czy dziecko na skutek doznawanej przemocy nie cierpi na PTSD. Odczytamy inaczej jego swoiste „zawieszenia” na lekcji, które mogą wynikać z tak zwanych stanów dysocjacji (krótkich stanów odłączenia od bycia tu i teraz) spowodowanych radzeniem sobie z doświadczaną traumą. Oczywiście w takich przypadkach pomoc będzie kierowana do całej rodziny, skoncentrowana na problemie przemocy.

Ale bywają także sytuacje, kiedy długo nie wiemy, jaka może być poprawna diagnoza. Wówczas w trakcie kolejnych spotkań z dzieckiem, rodzicami badamy różne wątki, uważnie obserwując i słuchając tego, co wnoszą rodzice i dziecko.

Co jest poważnym błędem, jeżeli chodzi o terapię osób nastoletnich?
M.N.: Najgorsze jest przetrzymywanie ich w terapii, której nie chcą. To może rodzić w dziecku przekonanie, że nie ma na nic wpływu. Nie można też zmuszać dziecka, żeby powiedziało coś, czego nie chce powiedzieć. Kiedy przychodzi do nas np. szesnastolatka, która od czwartej klasy szkoły podstawowej chodzi na terapię, jestem tym bardzo zaniepokojona, bo świadczy to o tym, że prawdopodobnie została źle zdiagnozowana albo nawet wcale się nad jej diagnozą nie pochylono. Jeżeli u depresyjnej nastolatki po roku terapii nie ma efektów, zastanawiałabym się nad rewizją postawionej diagnozy i być może zmianą terapii. Czasami wskazana jest zmiana terapeuty, niekiedy postawienie warunku terapii małżeńskiej rodziców.

Warto też, aby rodzice wiedzieli, że na początku terapii nastolatek może być mocno w kontrze do rodziców. Wynika to z faktu, że terapeuta staje się dla niego trochę „idealnym rodzicem”, więc naturalne jest, że młody człowiek wścieka się na nierozumiejących go dorosłych w domu. Potem zaczyna się to zmieniać na lepsze, poprawia się komunikacja.

Myślę, że spory kawałek pracy psychiatry to przekonanie rodziców, uspokojenie ich: „To nie jest wasza wina”.
A.D.: Rodzice często zadają sobie pytania: „Co ja takiego zrobiłam(-łem), że tak się stało?”, „Dlaczego w porę nie zauważyłem(-łam)?”, „Może gdybym tyle nie krzyczał(a), byłoby inaczej?”. Obwiniają się: „Jestem za mało uważna(-ny)”. Faktycznie niektórzy rodzice długo nie zauważają sytuacji dziecka, bo nie chcą tego zauważyć. Ale są też tacy, którzy nie mają szansy, bo dziecko się ukrywa. Są dzieciaki, które mówią wprost: „Nie chcę martwić rodziców”. W depresji poczucie winy jest głównym objawem: dziecko nie chce przysparzać problemów.

Pomijając naprawdę drastyczne zaniedbania, w większości sytuacji rodzice naprawdę nie od razu mają szansę zauważyć, że coś złego się dzieje. Bywa też tak, że dziecko z powodu swojej wrodzonej konstrukcji psychicznej jest „słabym ogniwem”. Przypuśćmy, że zdarza się rozwód w rodzinie, w której jest trójka dzieci – bywa tak, że tylko jedno się zaburza. Jego możliwości adaptacyjne się po prostu załamują – trudno uznać, że to wina rodziców. To po prostu skumulowany duży stres i kruchość, delikatność psychiczna, słabe możliwości adaptacyjne dziecka. Obwinianie rodziców nie ma najmniejszego sensu. Poczucie winy nie jest konstruktywne w terapii.

Czy terapeuci, psychiatrzy zawsze powinni stać po stronie dziecka? Często w kontrze do rodziców?
A.D.: Jako psychologowie czy psychiatrzy zawsze stoimy za dzieckiem. Niezależnie, co się dzieje, to ono jest w centrum naszego zainteresowania. Jednocześnie nie możemy być „antyrodzicielscy”. I staramy się nie być. Praca z rodzicami to warunek udanej terapii. Rodzina jest środowiskiem, w którym dziecko żyje, dlatego praca z nią jest kluczowa. Oczywiście, jeżeli krzywda jest ewidentna: zaniedbanie, przemoc, wykorzystanie seksualne – nie mamy wątpliwości, po której stronie stoimy. Wówczas bezwzględnie podejmujemy interwencje chroniące dziecko.

Ale my, dorośli, rodzice, nawet jeśli nie bijemy i nie stosujemy przemocy, nieświadomie „robimy” naszym dzieciom różne rzeczy. To trzeba rozpoznać i nazwać. Jako specjaliści nie możemy rodziców za to po prostu winić, tylko trzeba zaprząc ich do współpracy i zrobić wszystko, żeby zrozumieli, co – i dlaczego – się dzieje z dzieckiem, a także jaki jest w tym ich udział (ale nie wina).

Co z nastolatką, która nie chce iść do psychiatry?
A.D.: Zmuszanie dziecka do terapii psychiatrycznej czy psychoterapeutycznej nie ma sensu. Czasami terapia może się odbywać „przez rodzica” – jego edukację. Bardzo nie lubię sytuacji, kiedy podczas pierwszego spotkania, które odbywa się tylko z rodzicami, pytam: „Czy Kasia chce tu przyjść?” i słyszę w odpowiedzi: „Jeszcze nic o tym nie wie”. „Dlaczego?” „Bo nie będzie chciała”. Rodzice nie wiedzą, jak ją przekonać, więc zakładają, że jej wydadzą polecenie albo zmuszą ją szantażem. W takiej sytuacji wspólnie zastanawiamy się, czy jest coś w życiu Kasi, co jej przeszkadza, a co psychiatra mógłby szybko zmienić. To ją może zachęcić do przyjścia, a jak już wejdzie do gabinetu – to moja w tym głowa, żeby ją przekonać do diagnozy i terapii.

Nastolatki nieraz – nawet jeśli już trafią do specjalisty – później buntują się przeciwko przyjmowaniu leków. Rodzice się zgadzają na farmakoterapię, ale ich trzynastoletnia czy piętnastoletnia córka odmawia. Tutaj również zmuszanie nie wchodzi w grę. Rozmawiam więc z nastolatką. Wyjaśniam, na co pomogłyby jej te leki, ale nie forsuję niczego na siłę. Proszę ją tylko, żeby przyszła za miesiąc, abyśmy mogły omówić to, jak się czuła przez ten czas. Być może wtedy uzna, że jednak chciałaby się czuć lepiej. Czasami już ta wstępna rozmowa jest na tyle skuteczna, że dziecko zmienia zdanie i zgadza się na wzięcie leku. Dzieje się tak, bo my, dorośli, daliśmy mu wybór. Rodzice czasami nie rozumieją, jak bardzo jest to ważne. Podobnie, jak nie rozumieją tego, że dzieci powinny wiedzieć, że są leczone i przez kogo. Zdarza się, że rodzice mówią: „Idziesz się spotkać z panią psycholog”. Ale ja nie jestem psychologiem, tylko lekarzem psychiatrą. Nie zgadzam się na takie niedomówienia.

Kiedy można już zakończyć proces terapeutyczny?
A.D.: Kiedy nastolatek czuje się lepiej, lepiej funkcjonuje albo mówi: „Już nie potrzebuję, chcę w tym czasie iść na basen albo do kina, mam dość”. Oczywiście, zawsze należy to jeszcze skonsultować ze specjalistą. Najczęściej dzieciaki mówią: „Już nie chcę”, a po roku, półtora przychodzą, żeby jeszcze coś „dogadać”. Czasami wracają do specjalisty dopiero w kolejnych etapach rozwojowych. W moim przekonaniu to oznacza, że doświadczenie terapii było dla nich dobre. I że terapia została skończona we właściwym momencie.

Agnieszka Dąbrowska, dr. n. med., psychiatra i certyfikowana psychoterapeutka w nurcie psychoanalitycznym. Zajmuje się leczeniem depresji, zaburzeń lękowych, zaburzeń odżywiania, ADHD u dzieci i dorosłych.

Marta Niedźwiedzka, psychiatra, certyfikowana psychoterapeutka w nurcie poznawczo-behawioralnym. Zajmuje się leczeniem depresji, zaburzeń nerwicowych, zaburzeń odżywiania, ADHD u dzieci i dorosłych oraz psychoz.

Polecamy książkę: „Nastolatki na krawędzi”, Agnieszka Dąbrowska, Marta Niedźwiedzka, Krystyna Romanowska, wyd. Muza. Polecamy książkę: „Nastolatki na krawędzi”, Agnieszka Dąbrowska, Marta Niedźwiedzka, Krystyna Romanowska, wyd. Muza.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze