1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Honor w dzisiejszych czasach – czym jest, jaki ma sens? Zastanawiamy się nad tym z prof. Bogdanem de Barbaro

(Ilustracja: Joanna Gwis)
(Ilustracja: Joanna Gwis)
„Dziwny wynalazek, co zabił wielu, a nikogo nie ocalił. Cnota, co ją tylko raz stracić można, ale bezużyteczna jak wszystko, co człek do grobu ze sobą zabiera” – pisał Paweł Potoroczyn w „Ludzkiej rzeczy”. Jaki sens ma dzisiaj bycie honorowym, zastanawiamy się wspólnie z prof. Bogdanem de Barbaro.

Choć jest jedną z najmniej szarganych i krytykowanych wartości, nawet dzisiaj, w czasach, kiedy wartości są dewaluowane, to mam wrażenie, że honor się ostatnio skompromitował. W moim odczuciu to wartość niedojrzała i powierzchowna, kojarzę ją z salwami honorowymi i honorowymi zabójstwami w Indiach czy Iranie. Czyli z pewnym napuszeniem i przewrażliwieniem na własnym punkcie plus bezsensowną agresją. A Pan jakie ma skojarzenia?
Jako kibic piłkarski, nie mylić z kibolem, cenię sobie na przykład tak zwane honorowe gole, czyli kiedy drużyna przegrywa 0:5, ale w 89. minucie strzela bramkę i wynik, jaki idzie w świat, to 1:5. Czyli nie jesteśmy tacy bezgranicznie beznadziejni, a honor drużyny został uratowany. Oczywiście mówię to trochę pół żartem, pół serio, zwracając uwagę na to, że honor ma wiele wspólnego z zachowaniem twarzy. Ale też z dumą. Na przykład będąc studentem medycyny, byłem honorowym dawcą krwi, z czego byłem bardzo dumny. Co prawda ta duma nie oznaczała całkowitej bezinteresowności, bo dostawaliśmy za to bułkę z szynką, a proszę mi wierzyć, że wtedy bułka z szynką była czymś tak egzotycznym jak dziś wyprawa balonem nad Tatrami… Ale mniejsza o anegdoty.

Zgodziłbym się, że honor jest dziś pojęciem trochę zbrukanym i podejrzanym. Bywa wplątywany także w niecne okoliczności. Niektórzy ludzie idący ulicami ze sztandarami „Bóg, honor, ojczyzna” mają w sobie tyle agresji, że można powiedzieć, że plugawią Boga, nie wiedzą, co to znaczy honor, a ojczyznę traktują jako rodzaj hasła pomagającego im realizować agresję. Z drugiej strony jest w tym „honorze” jakiś powab szlachetności.

Słownik wskazuje na łacińskie honor, czyli cześć. Jest w nim jakaś szlachetność, jak Pan mówi, ale jest też wyższość moralna…
Tak, ma Pani rację, jest tu też czoło dumnie uniesione i pierś wypięta do orderu. Dla mnie honor oznacza poczucie godności osobistej, dobre imię, ale i wspomniane zaszczyty.

Kiedy kogoś honorujemy, okazujemy mu szacunek i oddanie.
Na przykład tych, którzy mają akademicki tytuł doktora honoris causa. Ale też bohaterów narodowych, żołnierzy… Uznanie kogoś za honorowego członka jakiegoś stowarzyszenia czy honorowego mieszkańca miasta to wyraz uznania dla jego bezinteresownej dobroci, odwagi czy bezinteresownych zasług. Podkreślam: bezinteresownych. Czyli jest to jednak wartość do uratowania.

Też nie miałabym nic przeciwko jej uratowaniu. Ale przyzna Pan, że dziś „honor” brzmi trochę staroświecko. Pewnie lepiej byłoby zastąpić go „godnością” lub „poczuciem tożsamości”. Ja jednak mam pewien problem ze zrównaniem honoru z godnością. Bo o ile godność można zachować niezależnie od tego, co robi czy mówi otoczenie, o tyle honoru jednak ciągle trzeba bronić lub go poświadczać.
Honor ktoś nam może odebrać, tak jak zerwać medale z piersi. Godności odebrać chyba jednak nie można, choć niektórzy próbują… Poza tym, jeżeli ktoś naruszałby moją godność, to przecież ja nie będę się za to mścił. Nie będę szukał rękawiczki, by go uderzyć w policzek i wyznaczyć spotkanie o świcie na Błoniach w celu odbycia pojedynku, jak to kiedyś robiono.

A jak pięknie to się wtedy nazywało – „żądanie satysfakcji”.
Rolling Stonesi rozumieli satysfakcję zupełnie inaczej, prawda? Chyba da się to określić jednak rozwojem cywilizacyjnym… Wracając do tematu, godność, tak jak Pani mówi, jest czymś bardziej wewnętrznym, honor jest jednak interakcyjny. Poza tym godność ma jednoznacznie pozytywną wymowę, honor jest bardziej dyskusyjny, zwłaszcza jeśli jest powierzchowny, jak wtedy gdy wypinam pierś do orderu, a pod spodem chowam niecnotę. Godność jest ze szlachetnego kruszcu, honor bywa pozłacany.

Ja zrównałabym honor z wizerunkiem, reputacją.
I chyba znów bym się z Panią zgodził, zwłaszcza co do reputacji. Ją też się zdobywa, pracuje na nią i zasługuje. Reputację można zszargać i stracić, ale też oczyścić, odzyskać. Z jednej strony my ją kształtujemy, z drugiej – inni również mają na to wpływ.
Ponieważ z pojęciem honoru można zajść w ślepą uliczkę, to chciałoby się uratować taką konotację tego słowa, żeby mu przywrócić blask. Gdybyśmy szukali skojarzeń, co jest honorowe, oprócz tego gola czy krwiodawstwa, to powiedziałbym, że honorowym zachowaniem było i jest zachowanie Polaków zmierzających do granicy z Ukrainą, by zaoferować pomoc napadniętemu sąsiadowi. To coś tak pięknego, że chętnie uznałbym to za honorową solidarność czy honor realizowany poprzez solidarność. A więc w czasach postprawdy, barbarzyńskiej wojny i ciągle nakręcającej się spirali nienawiści chciałoby się, by honor był jednak bardziej szanowany i poważnie brany pod uwagę. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że łatwo o wyświechtanie i dewaluację tego słowa.

Czyny powszechnie uznawane za honorowe to ujmowanie się za słabszymi, ale też dotrzymywanie słowa, zwrot długu, przyznanie się do porażki. Swoją drogą zemsta czy rodzinna wendeta też są zachowaniami honorowymi. Z kolei za niehonorowe uznaje się kłamanie w żywe oczy, kopanie leżącego, okradanie sierot…
Jeśliby sobie wyobrazić, że nie ma takiego pojęcia jak „honor”, to te ostatnie zachowania określilibyśmy pewnie jako niegodziwe, przestępcze czy nieetyczne. Gdyby do tego tylko sprowadzić kategorię honoru, to łatwo można by dokonać dekonstrukcji tego słowa. Może dlatego tam musi być coś ważnego głębiej schowane. Wyobrażam sobie, że honorowe jest coś, co człowiek robi w imię wyższych wartości. I taka wersja honoru mi się podoba. Natomiast zdecydowanie nie podoba mi się wersja związana z obroną honoru, czyli idea zemsty, wendety.

W tym sensie uważam go za wartość niedojrzałą, bo wikłanie się w wielopokoleniową zemstę nie jest rozwojowe, blokuje uzyskanie kompromisu i przeradza w niekończącą się walkę.
Ma Pani na myśli to, że chciałoby się, by rządziło nami prawo, a nie honor? A może te dwie regulacje się nie wykluczają?

Przeczytałam gdzieś, że społeczeństwa dzielą się na te, w których obowiązuje kodeks honorowy, i te, w których obowiązuje kodeks prawny. Honor jest wtedy takim substytutem prawa, jego nierozwiniętą, niedojrzałą wersją. Dość szybką, emocjonalną reakcją na wyrządzoną krzywdę lub złamanie zasad.
Zastanawiam się, na ile honor, którym kierują się takie społeczeństwa czy rodziny oddające się wendecie, jest ufundowany na dumie i godności, a na ile na niegodziwości. Bo co jest winien prawnuk, że jego pradziadek skrzywdził innego pradziadka? W mojej ocenie jest to rodzaj wzorca kulturowego, który pozwala na upust bezkarnej agresji oraz zakłada antypodmiotowość odpowiedzialności. Dlaczego mamy ponosić odpowiedzialność za grzechy swoich przodków?

Podoba mi się to rozróżnienie: czy honor jest zbudowany na dumie, czy na krzywdzie. Może od tego właśnie zależy, czy jest on dojrzały, czy nie? Pamiętam, że kiedy jako dziecko oglądałam filmy o drugiej wojnie światowej, poprzysięgłam sobie, że nigdy nie będę się uczyła języka niemieckiego. Życie zweryfikowało moje plany, bo w czwartej klasie język niemiecki pojawił się jako przedmiot obowiązkowy. Tłumaczyłam sobie to wtedy tak, że dobrze znać język wroga. Mówimy o latach 90., tymczasem wiele osób to moje dziecięce myślenie stosuje w dorosłości.
Częścią składową tak rozumianego honoru, opartego na krzywdzie, będzie właśnie zamknięcie na Innego. Przypomina mi to inne zdarzenie z mojego życia. Jako młody psychiatra byłem na stypendium w Stanach Zjednoczonych i na kalifornijskiej plaży spotkałem się z grupą Niemców. Dla mnie to był ważny moment, bo do tej pory miałem w sobie pieśń „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”. A gdy spotkałem tych Niemców – zresztą z jednym z nich, dziś już emerytowanym profesorem psychiatrii z Hamburga, bardzo się zaprzyjaźniłem – pierwszy raz doświadczyłem takiej identyfikacji, że oni i ja to Europejczycy, a tamci, inni, to Amerykanie. Zrozumiałem wtedy, jak bardzo pojęcie „Innego” jest relatywne.

Możliwe, że tak pojmowany honor może nas więzić w uprzedzeniach. Moja mama, córka oficera zamordowanego w Katyniu, też mi tłumaczyła, kiedy nie chciałem się uczyć rosyjskiego: „Trzeba znać język swoich wrogów”. Tak jak tłumaczyła to sobie Pani jako dziecko. Wszyscy wpadamy czasem w pułapkę honorowego wyjścia z wewnętrznego konfliktu.

Przeciwieństwo honoru to zhańbienie. Boli mnie, że nadal dotyka ono kobiecej seksualności. W wielu kulturach kobieta sprowadza hańbę na rodzinę tylko dlatego, że utrzymuje stosunki przedmałżeńskie, chce się rozwieść czy choćby odsłania włosy.
To są właśnie honorowe wzorce kulturowe. Należy do nich także to, o czym dowiedzieliśmy się niedawno –mówię o żołnierzach rosyjskich gwałcących ukraińskie kobiety podczas wojny za naszą wschodnią granicą. Robili to nie tylko dlatego, że mają tak rozhamowany popęd seksualny, ale też dlatego, że jest to traktowane jako akt pohańbienia przeciwnika. Takie hańbienie jest rozmyślnym czynem, który ma na celu unieważniać, niszczyć i upokarzać tych, którzy są wrogiem narodu. A kobiety są „materiałem” do niszczenia i hańbienia. Trzeba to nazwać wprost – barbarzyństwem. Przejmujące jest to, jak ta wojna cały czas uwyraźnia podział na Wschód i Zachód i jednoznacznie pokazuje, że dziś barbarzyństwo jest wschodnim obyczajem.

Pojęcia honoru i hańby to pozostałość patriarchatu?
Niestety tak, zwłaszcza na Wschodzie patriarchat ma się dobrze i jest orężem w walce.

A zgodziłby się Pan ze zrównaniem honoru z ego?
Raczej jego narcystycznej części. Salwy armatnie na cześć jakiegoś generała, który z zadartą brodą przyjmuje honory od stojących równiutko szeregów – tak, widzę w tym rys narcystyczny. Jeśli ci, którzy kroczą dumnie przed tymi szeregami, odbierają tę maskaradę dosłownie i przeżywają ten rytuał wewnętrznie, to ich ego musi być zaiste nieźle karmione.

Sądzi Pan, że honor jest w ogóle wartością na nasze czasy? W czym mogłoby pomagać nam bycie honorowym?
Jeśli w Pani pytaniu jest zachęta, by jakieś fragmenty honoru były jednak obecne w społeczeństwie, to tak, widziałbym takie obszary. Na przykład dla mnie plugawe wypowiedzi pod adresem drugiego człowieka – czy to w sejmie, czy pod jakimś artykułem w Internecie – są właśnie niehonorowe. Chciałoby się, by ludzie mieli świadomość, kiedy zachowują się niehonorowo. By informacja: „To niehonorowe anonimowo komuś ubliżać” była czymś, co spowoduje, że ktoś się opamięta, zaproszeniem do bycia godziwym. Ale obawiam się, że znajdzie się wielu, którzy z przyjemnością wyśmieją i zhejtują taką tezę.

Zamiast „niehonorowo” można powiedzieć „nieelegancko”, „obciach”…
Nieelegancko – to jednak zbyt delikatnie powiedziane. Obciach i honor rzeczywiście znajdują się na przeciwległych biegunach, ale mnie chodzi o coś takiego, by bycie honorowym dla tych, którzy nie będą tego słowa lekceważyć, miało moc drogowskazu.
Z naszej rozmowy wynika, że honor jest związany ze stosowaniem się do określonych wartości i zasad. Ale wspólnych czy partykularnych? Złodzieje też mają kodeks honorowy, a przecież sama kradzież uchodzi za zachowanie niehonorowe. Zastanawiam się, czy choć myślistwa jako takiego nie szanuję, to szanowałabym myśliwego przestrzegającego kodeksu myśliwskiego…
Mam podobny kłopot, trudno mi myśleć o myśliwych pozytywnie.

Ale gdyby zdobywanie pożywienia w taki sposób było potrzebne naszej społeczności do przeżycia?
No tak, to jest przykład na to, że wszystko zależy od miejsca, czasu i wzorca kulturowego. W różnych społeczeństwach i w różnych czasach stosuje się inne kodeksy honorowe. Niechby tylko z tego nie wynikał „tozależyzm”, który na wszystko się zgadza.

Wspominaliśmy o Ukrainie. Wojny też można toczyć honorowo lub nie. W dużej mierze zależy to od tego, czy atakujemy, czy się bronimy.
Pomijając absurdalność wojny i zabijania, to jest przecież taki obyczaj, że jak przegrywający wywieszają białą flagę, to już się do nich nie strzela. Inaczej odpowiada się przed międzynarodowym trybunałem za zbrodnie wojenne.

Słusznie zatem podaje Wikipedia, że „honor to pojęcie dotyczące moralności i obyczajowości. Występuje w skali jednostkowej i społecznej w określonym czasie i na określonym terytorium”. Czyli honor może być jednostkowy, rodzinny, ale i narodowy – że wspomnę znaną nam dumę narodową.
I tutaj pojawia się pytanie, jak nie pęknąć z dumy... Przypomniało mi się teraz, że jak w dzieciństwie ktoś mnie pytał o jakąś sprawę, a ja odpowiadałem i dodawałem: „Słowo honoru”, to rzeczywiście nie byłem w stanie skłamać. Dla dziecka honor to naprawdę wysokie słowo i wielka wartość. Dziś zdarza mi się mówić: „Zwracam honor” w znaczeniu „miałeś rację, myliłem się”.

A myśli Pan o sobie jako o człowieku honoru? Chciałby Pan być człowiekiem honoru?
Nie, nie myślę tak o sobie, a czy chciałbym? Chciałbym być po prostu dobrym człowiekiem, to by mi wystarczyło. Wtedy honor byłby podzbiorem w większym zbiorze o nazwie „dobro”.
Swoją drogą ciekawe, jak słowo „honor” wędruje w naszej rozmowie od pojedynku na Błoniach poprzez mecze piłkarskie po naprawdę wielkie i ważne sprawy. Bywa orężem w zacnych sprawach i opakowaniem dla spraw niekoniecznie szlachetnych. Dlaczego wspomniana już przeze mnie fraza „Bóg, honor, ojczyzna” jest nadal tak chwytliwa? Bo odnosi się zarówno do transcendentu, do czegoś osobistego i do społeczeństwa. Dotyka najważniejszych obszarów w życiu człowieka.

Czyli honor to jednak wartość do uratowania?
Z naszej rozmowy mogłoby wynikać, że jest to pojęcie tak wieloznaczne, że aż niekonieczne. Jednak myślę, że chociaż „honor” to słowo wzięte z archiwum, to warto by było je odkurzyć i nadać mu moc. W tym chaotycznym świecie, gdzie hasło „wszystko na sprzedaż” ma się coraz lepiej, a odróżnianie dobra od zła staje się coraz trudniejsze, troska o honor mogłaby nam pomagać w dbaniu o jakość własnego życia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze