1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Brak kontaktu z dzieckiem – ból wyobcowanego rodzica

(Ilustracja: iStock)
(Ilustracja: iStock)
„Zajmować się własnymi uczuciami i myślami można dobrze lub źle” – pisze w jednym z rozdziałów swojej książki „Dom, którego nie ma” Joshua Coleman, zwracając się do rodziców, którzy – z bardzo różnych powodów – stracili kontakt ze swoimi dziećmi, a także dziadków, którzy nie mają kontaktu ze swoimi wnukami.

Pierwsza rada, którą ma dla nich, to – zaakceptowanie swojego bólu. Czy on będzie wam towarzyszył? Tak – pisze Coleman. „Nic, co powiem lub zrobię, nie uśmierzy twojego bólu. Kiedy zobaczysz na ulicy babcię pchającą wózek z wnuczką, z uśmiechniętą córką u boku, poczujesz ból. Kiedy będziesz słuchać któregoś z przyjaciół lub członków rodziny opowiadającego o fantastycznej wycieczce, na którą wybrali się całą gromadą z dziećmi i wnukami, poczujesz ból. Kiedy obudzisz się ze snu, w którym syn pojednał się z tobą i przypomnisz sobie, że nie masz z nim kontaktu od siedmiu lat, poczujesz ból. Kiedy pomimo silnych ostrzeżeń twojego wewnętrznego głosu ponownie zajrzysz na konto swojego dziecka na Facebooku lub Instagramie czy gdziekolwiek indziej, gdzie zamieszcza zdjęcia swoje, rodziny męża/żony, przyjaciół – wszystkich poza tobą – poczujesz ból” – tłumaczy dosadnie autor. I właśnie dlatego owy ból trzeba zaakceptować.

Jednak Coleman odkrył, że warto rozróżnić ból od cierpienia, ponieważ te uczucia nie są tożsame. Ból jest integralną i niemożliwą do nieodczuwania częścią życia każdego z nas, a więc i wyobcowanego rodzica. Niestety – jak pisze autor – nasza kontrola nad nim jest mocno ograniczona. Z drugiej jednak strony można nauczyć się kontrolować, jak długo będziemy go odczuwać. Można bowiem zredukować jego znaczenie, działania, które się przyczyniają do jego intensywności, i zasięg jego wpływu na inne aspekty życia. I to jest właśnie cierpienie – tłumaczy Joshua Coleman.

I dodaje, że zrozumienie, na czym polega różnica między bólem i cierpieniem, to buddyjska mądrość, która utorowała sobie drogę do współczesnej psychoterapii. Powołuje się na psychiatrę Marka Levine’a, twórcę programu „Mind to Mindful”. Levine daje następujący przykład: „Wyobraźmy sobie, że idąc przez kuchnię, uderzyłem się w wielki palec u nogi, który mocno teraz boli. To jest ból. Ale po chwili zaczynam sobie mówić, co myślę o waleniu się w palec: »Ty idioto, dlaczego nie patrzysz pod nogi?« albo »Następnym razem rozbijesz sobie twarz o podłogę albo złamiesz nogę!« albo »Ale z ciebie niezdara, jak zawsze. Kolejny przykład, że jesteś do bani«. To jest cierpienie. Cierpienie wydłuża doświadczanie bólu, ponieważ tworzy niekończącą się poznawczą pętlę sprzężenia zwrotnego, której punktem końcowym jest ból, a cierpienie rodzi cierpienie, które rodzi cierpienie. I w ten sposób można go doświadczać bez końca”.

Jedno jest według Colemana pewne – rodzic, który nie ma kontaktu ze swoimi dziećmi, czuje się wyobcowany.

Naznaczeni

„Jednym z powodów, dla których tak trudno jest żyć z wyobcowaniem, jest praktycznie nieistniejąca świadomość społeczna i brak wsparcia dla wyobcowanych rodziców. Stron internetowych, książek i warsztatów przeznaczonych dla osób zmagających się z rozwodem, chorobą, śmiercią czy umieraniem jest bez liku. Czy rodzic, którego dziecko nie chce mieć z nim nic wspólnego, nie zasługuje na podobne wsparcie? Czy musi każdego dnia walczyć o swoje prawo do uznania siebie za porządnego człowieka, który robił wszystko, by zapewnić dziecku dobre życie? A jeśli popełnił poważne błędy, to czy resztę życia powinien spędzić w otchłani poczucia winy i smutku? W więzieniu, z którego zwolnić go może jedynie przebaczenie dziecka?” – pyta Coleman.

I bardzo trafnie opisuje sytuację wyobcowanego rodzica – jeśli twoje dziecko umrze, wszyscy będą cię żałować i ci współczuć. Jeśli przestanie się do ciebie odzywać, to wszyscy będą cię osądzać. A przynajmniej tak to będziesz odczuwać. W efekcie twoja zdolność właściwego przeżywania smutku i należytego zadbania o siebie będzie znacznie upośledzona – podsumowuje autor.

Co jest konieczne, kiedy znajdziemy się w takie sytuacji? Coleman nie ma wątpliwości – to samowspółczucie. „Samowspółczucie jest wszystkim. Bez niego nie ma spokoju ducha, zadowolenia, odporności, przyszłości. Twoje życie będzie niekończącym się piekłem nienawiści i zwątpienia w siebie. Odwrócisz się od tych, których kochasz, i tych, którzy kochają ciebie. A jeśli się od nich nie odwrócisz, to sam ich od siebie odepchniesz nieumiejętnością zadbania o siebie” – tłumaczy.

Jednak na drodze do niego stoi przynajmniej kilka przeszkód, które samowspółczucie skutecznie blokują.

  1. Twoja przeszłość

Z zawodowego doświadczenia wiem, że im gorzej byłeś traktowany w okresie dorastania, tym trudniej się zdobyć na samowspółczucie. Jeśli wychowywałeś się w rodzinie, w której wobec ciebie stosowano nadużycia, zaniedbywano, poddawano częstej krytyce czy zawstydzano, to najprawdopodobniej twoja samoocena była już bardzo niska, zanim zostałeś rodzicem.

Poza tym w twoim życiu mogły się dziać inne rzeczy, takie jak upokarzanie przez rówieśników czy rodzeństwo, które doprowadziły cię do irracjonalnego przekonania, że jesteś osobą wyjątkowo wybrakowaną. W efekcie: masz bardzo słabą odporność na krytykę ze strony twojego dziecka; masz poczucie, że może zasługujesz na odrzucenie, a nawet całkowite wykluczenie; masz skłonność do obwiniania się za coś, czego nie zrobiłeś, lub masz problemy z oceną, na co miałeś wpływ, a na co nie; masz poczucie winy za rzeczy, które nawet nie mają związku z rodzicielstwem; nękają cię stany lekowe i depresja.

  1. Stereotypy

„Jedną z największych przeszkód stojących na drodze do spokoju umysłu jest panujące powszechnie przekonanie, że bycie dobrą matką oznacza ciągłe obwinianie się i wyrzuty sumienia z powodu popełnianych błędów lub też obwinianie siebie za błędy, które zdaniem dziecka popełniłaś” – opisuje autor. I dodaje, że to wcale nie znaczy, że wyobcowanie jest dla ojców drobnostką. Coleman wie to z własnego doświadczenia. Poza tym męska skłonność do maskowania depresji gniewem, społecznym wycofaniem i kategoryzowaniem sprawia, że mężczyźni wydają się mniej poturbowani, niż w rzeczywistości są. Z drugiej strony w męską tożsamość wpisany jest pewien stopień egocentryzmu, dzięki któremu ojcowie mogą sobie lepiej radzić z poczuciem winy, agresywniej bronić przed odepchnięciem ze strony dzieci i czuć się mniej zobligowanymi do kontynuowania prób ponownego nawiązania relacji.

Kobiety nie dysponują podobnym kulturowym bezpiecznikiem, tłumaczy Coleman. Typowa definicja macierzyństwa może skłaniać do: stawiania siebie na ostatnim miejscu, szczególnie w kontekście dzieci, nawet dorosłych; ciągłego dawania, nawet gdy to prowadzi do cierpienia; poświęceń nawet wówczas, gdy nie jest to w żaden sposób uzasadnione; ciągłego zamartwiania się o dzieci; troszczenia się o dobrostan dzieci znacznie ponad to, co dobre dla wszystkich stron. Widać od razu, jak bardzo te powszechne poglądy na temat idealnego macierzyństwa nie pozwalają zrzucić z barków poczucia winy, żalu i smutku. Zgodnie z wymogami kulturowymi, jeśli się od tych emocji uwolnimy, oznacza to, że jesteśmy osobami przynajmniej do jakiegoś stopnia samolubnymi, nieodpowiedzialnymi i nieumiejącymi kochać – innymi słowy: nie nadającymi się na matki.

  1. Gniew

Gniew jest naszym przyjacielem i jednocześnie wrogiem – przestrzega Coleman. Może da nam znać, że potraktowano nas niesprawiedliwie, a nasz dobrostan jest zagrożony i przygotuje na działanie. Dla wyobcowanych rodziców może być tarczą zapewniającą ochronę przed kimś, kto ich skrzywdził i może dalej to robić.

Mówi się, że depresja to gniew skierowany do środka. Zdaniem Colemana depresja jest czymś znacznie bardziej złożonym, jednak w tym powiedzeniu jest ziarno mądrości, z którego mogą skorzystać wyobcowani rodzice. Być może warto napisać do syna czy córki, zięcia czy synowej czy kogokolwiek innego, kto zatruł naszą studnię, poczuć ten gniew, żeby mieć siłę stoczyć bitwę z wewnętrznym głosem mówiącym, że mamy cierpieć przez resztę życia.

Z drugiej strony, być może odczuwamy zbyt silny gniew, co negatywnie oddziałuje na nasze życie. Może tak być, jeśli: gniew zżera cię do tego stopnia, że w niczym nie znajdujesz przyjemności; zauważasz, że twoją wściekłość kierujesz ku niewłaściwym ludziom; gniew zakłóca ci radość z pozostałych dzieci, jeśli je masz, życiowego partnera bądź przyjaciół.

Jeśli podpisujesz się pod którąś z powyższych opcji, według Colemana prawdopodobnie oznacza to, że wkładasz za dużo wysiłku w obronę siebie. Zazwyczaj za takim gniewem kryją się poczucie winy, samokrytyka i żal. W takiej sytuacji autor zaleca popracowanie nad: samowspółczuciem, wybaczaniem sobie, wybaczaniem dziecku.

Jak zaleczyć wyobcowanie?

„Nie bez powodu z przeróżnych mediów dociera do nas niemal codziennie mnóstwo informacji na temat konieczności regularnych ćwiczeń, wysypiania się, zdrowego odżywiania, uprawiania technik zapewniających wyciszenie umysłu, takich jak joga czy medytacja, oraz dbałości o sieć wsparcia bliskich osób – wszystkie te elementy są konieczne dla życiowej równowagi i z tego względu tym istotniejsze w procesie zaleczania ran powstałych w wyniku wyobcowania. Żeby powrót do zdrowia był możliwy, musisz wypracować w sobie właściwą postawę, równowagę i odporność, co pozwoli ci nie poddać się bólowi, który nie przemija. Buddyści nazywają ten stan umysłu „upekkha”. Zasoby, których źródłem jest wystarczająca porcja snu, zbilansowana dieta, regularne ćwiczenia oraz ludzie, którym na tobie zależy, są konieczne, by móc funkcjonować, gdy obok ciebie kroczy ból” – podsumowuje Joshua Coleman.

Więcej w książce „Dom, którego nie ma”, Joshua Coleman, Wydawnictwo Zwierciadło

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Dom, którego nie ma
Autopromocja
Dom, którego nie ma Joshua Coleman Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze