1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Ostatni dzwonek. Co możemy zrobić, żeby dzieciom chciało się żyć? 

Ostatni dzwonek. Co możemy zrobić, żeby dzieciom chciało się żyć? 

Joanna Flis (Fot. Katarzyna Stefanowska/archiwum prywatne Joanny Flis)
Joanna Flis (Fot. Katarzyna Stefanowska/archiwum prywatne Joanny Flis)
Tym, co równie mocno kastruje poczucie sprawczości dzieci, a co za tym idzie – wpływa na poczucie ich wartości, jest nadopiekuńczość. Nadopiekuńczy rodzic to rodzic, który jest wciąż przestraszony, kontroluje nie to, co trzeba, nie tam, gdzie trzeba – tłumaczy Joanna Flis, psycholożka, pedagożka, współtwórczyni narzędzia badawczego i ekspertka w projekcie „Młode Głowy”. 

Słyszymy od pewnego czasu bardzo niepokojące informacje o dramatycznej wręcz kondycji psychicznej dzieci i młodzieży, statystyki dotyczące samobójstw młodych ludzi są zatrważające. Raport fundacji Unaweza „Młode Głowy” powstał w odpowiedzi na te dane.
Tak, rzeczywiście jest reakcją na wzrost zachowań samobójczych, które obserwujemy w Polsce. Kryzys psychiczny młodych ludzi przybrał dramatyczną dynamikę, w której dzieci widzą tylko jedno rozwiązanie – żeby przerwać cierpienie, targają się na swoje życie, nie widzą żadnego innego sposobu wyjścia z tej sytuacji.

Sama skala depresji młodzieńczej w ciągu ostatnich lat wcale tak bardzo się nie zmieniła, ale zmieniała się właśnie jej dynamika, czyli młodzi znaczenie szybciej sięgają po rozwiązanie ostateczne.

Raport jest zatem także punktem wyjścia do pewnej propozycji związanej z profilaktyką. Postanowiliśmy przygotować program profilaktyczny zgodnie ze sztuką. Czyli wyjść od diagnozy, która odpowie nam na pytanie, dlaczego tak się dzieje i co należałoby zmienić, by zatrzymać tę falę zamachów samobójczych.

Rozumiem, że w podtekście nie liczymy na system, zupełnie niewydolny, nie liczymy także na to, że w najbliższych latach coś się w nim zmieni. I chodzi o to, by zacząć działać oddolnie.
Nie liczymy na system z różnych powodów… Ale także dlatego, że brakuje nam ekspertów, a specjalizacja w psychiatrii to bardzo długi proces, więc nawet gdyby znaleźli się dziś masowo ludzie chętni zasilić swoją osobą polską psychiatrię dzieci i młodzieży, ten moment bardzo odwlecze się w czasie. A wiemy, że sytuacja jest na tyle dramatyczna, że tego czasu zwyczajnie już nie ma. To absolutnie ostatni dzwonek, by reagować. Fundacja Unaweza postanowiła przygotować program profilaktyczny – ogólnopolski, ogólnodostępny, obejmujący dzieci, nauczycieli i rodziców. Chodzi o wypracowanie systemu wczesnego reagowania, wczesnego rozpoznawania kryzysu psychicznego. Bo z pewnością jednym z wielkich problemów jest fakt, że młodzi ludzie trafiają po pomoc zbyt późno, są już przesyceni ogromnym cierpieniem, stąd uciekają się do tak dramatycznych ruchów. Skoro wiemy, że nie możemy liczyć na system, nie możemy go zmienić, zadaliśmy sobie pytanie, co realnie zmienić możemy. I wniosek jest taki, że musimy, między innymi, nauczyć się udzielać sobie wzajemnie tzw. pierwszej pomocy psychologicznej.

Należy działać razem, dlatego do projektu zaprosiliśmy wiele fundacji, wielu ekspertów.

Mówi Pani o pierwszej pomocy psychologicznej. Czym jest pierwsza pomoc, wielu z nas wie. Wielu z nas wzięło udział w kursach, które jej dotyczą – zatem wiemy coś o oddechu, o tym, jak zatamować krwawienie itd. A na czym polega pierwsza pomoc psychologiczna?
Przede wszystkim musimy nauczyć się rozpoznawać, że mamy do czynienia z osobą, która cierpi. Chcemy stworzyć listę „sygnałów pierwszego reagowania”, pracujemy nad nią.

Wymieńmy kilka takich sygnałów.
Na pewno musimy reagować za każdym razem, kiedy młoda osoba opowiada nam o cierpieniu. To wydaje się trywialne, ale prawda jest taka, że my, rodzice, dorośli, bardzo często bagatelizujemy takie opowieści. Dziecko mówi, że jest mu smutno, że źle o sobie myśli, że nie może czegoś wytrzymać, że coś jest dla niego problemem i w odpowiedzi słyszy: „Daj spokój, ja w twoim wieku też tak miałam/miałem”, „To jest normalne w okresie dojrzewania”, „Wszyscy mają problemy”, „Nie przesadzaj, to nie są problemy, prawdziwe problemy to będziesz mieć, jak dorośniesz”. Pierwszym sygnałem jest po prostu sygnał werbalny. Jeśli go zbagatelizujemy raz, drugi, dziecko trzeci raz już nie przyjdzie. Zacznie dawać już inne sygnały – na przykład przestanie się uczyć, chodzić do szkoły, zacznie się okaleczać, czyli pojawią się zachowania autodestrukcyjne. I one są właśnie tym drugim ważnym sygnałem.

Bo te sygnały dziecko zawsze wysyła, prawda? Często słyszymy, jak otoczenie młodego człowieka, który próbował popełnić samobójstwo, mówi gremialnie: „Ale nic nie było wcześniej widać, nie było żadnych znaków, że źle się z nią/nim dzieje…”.
Nie chcę powiedzieć, że dziecko sygnały wysyła zawsze, chcę ważyć słowa, ale widzę to w swoim gabinecie – te znaki dzieci jednak wysyłają. Nie zdarzyło mi się przez lata pracy, żeby dziecko rozpoczęło swoją historię od zdania: „I tego dnia postanowiłam/łem odebrać sobie życie”. Nie, ta trudna historia zawsze zaczyna się w innym miejscu, najczęściej zaczyna się kilka lat wcześniej… Pojawiły się problemy ze skupieniem, ze snem, problemy z relacjami z rówieśnikami itd. Przecież to są wszystko komunikaty, które daje młody człowiek. Zanim dojdzie do tych dramatycznych rozstrzygnięć, na które nie da się już zamknąć oczu, unieważnić ich, czasem wiele miesięcy czy nawet lat upływa w cierpieniu…

Co jeszcze zaliczamy do pierwszej pomocy psychologicznej?
Musimy wiedzieć także, dokąd taką osobę skierować, czyli jakie są numery alarmowe, pod które można zadzwonić. Już całkiem małe dzieci uczymy, jakie są numery na policję, pogotowie czy straż pożarną; numeru telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży nie uczymy. W końcu rzecz, której musimy się nauczyć, to… słuchanie. Musimy nauczyć się słuchać i słyszeć. Naszym problemem jest to, że staramy się rozwiązywać problemy za innych, doradzać, a nie umiemy właśnie słuchać, być, obcować z cudzym cierpieniem – stąd zdarza nam się szkodzić, a nie pomagać.

Trzeba wiedzieć, czego oczekuje osoba cierpiąca. Bo czasem wydaje nam się, że oczekuje tego, że weźmiemy na siebie odpowiedzialność za jej cierpienie i proces zmiany – i to może nas przerażać, więc automatycznie będziemy uciekać. Kolejny ważny aspekt to fakt, że jesteśmy dziś społeczeństwem o bardzo niskim stopniu zaufania społecznego. Zadaję sobie zresztą pytanie, czy kiedykolwiek umieliśmy udzielać sobie wsparcia społecznego… Badania CBOS pokazują, że nasze zaufanie społeczne jest dramatycznie niskie od 20 lat – od momentu, kiedy w ogóle zaczęto je badać. Ośmielam się postawić, być może odważną, tezę, że Polacy nie mieli okazji tego zaufania społecznego doświadczyć, przetestować, to jest dla nas coś zupełnie nowego.

Z czego to wynika?
„Umiesz liczyć, licz na siebie” – ile razy usłyszała Pani w swojej przeszłości to zdanie?

Wiele razy.
No właśnie. Słyszeliśmy także, że sięganie po pomoc to wyraz słabości. „Dam radę sam/a” itd. Zatem nauczenie się sięgania po pomoc to nie jest wcale lekcja do odrobienia dla naszych dzieci, one lepiej sobie z tym radzą. To jest przede wszystkim nasza lekcja do odrobienia. Dzieciom musimy nie tylko mówić, że warto to robić – one muszą zobaczyć, że my to przykazanie sami stosujemy. Czyli np. polskie matki – Zosie samosie – muszą przestać zaciskać zęby i działać same do upadłego… Dajmy przykład. Problemem, który my, terapeuci, często zauważamy w gabinetach, nie jest brak gotowości do pracy, brak otwartości dzieci, młodych, ale właśnie ich rodziców. Oni traktują problemy swoich dzieci jako własną porażkę, jako coś, co ich zawstydza.

Mamy, jako rodzice, poczucie winy…
Tak, a ono skutecznie uniemożliwia zaangażowanie się w proces udzielania pomocy dziecku, w proces zmiany. Mam też wrażenie, że współcześni rodzice nie wierzą w swoje kompetencje rodzicielskie. Ciężko im korzystać ze swojej rodzicielskiej intuicji. Nie umiemy korzystać także z wiedzy innych, których mamy blisko. Nie dorośliśmy jeszcze ponownie do tego, że potrzebujemy „całej wioski”, by wychować dziecko. Boimy się informacji zwrotnej na temat naszego rodzicielstwa. Napinamy się na te informacje, każdą traktujemy jak atak. Bo sami byliśmy wychowani w myśl zasady, że to, co dzieje się w domu, powinno zostać w domu. I jesteśmy więźniami tego przekonania, chowamy się przerażeni ze swoim wstydem i poczuciem winy. Widzę w swoim gabinecie rodziców z ogromnym poczuciem porażki. Ale nie takiej refleksyjnej, która jest etapem, pozwala pójść dalej, działać. To jest poczucie, że nie nadaję się na rodzica i raczej nigdy nie będę się na niego nadawał. Paradoksalnie ci rodzice, którzy popełniają najwięcej błędów, to ci, którzy mają w głowie najwyższe standardy odnośnie do rodzicielstwa.

Wpadamy we własne sidła.
Dokładnie – standardy są niemożliwe do osiągnięcia, fantazje są tak wyśrubowane, że dochodzi do rodzicielskiego wypalenia. A wypalenie skutkuje frustracją, która przyczynia się do popełniania błędów. I koło się zamyka. Każdy perfekcjonizm kończy się porażką.

Z naszego raportu wynika, że młodzi ludzie mają dzisiaj ogromny problem z poczuciem sprawczości. Są bezradni wobec wyzwań dnia codziennego, nie wierzą w to, że poradzą sobie z różnymi trudnymi sytuacjami. A niskie poczucie sprawczości często jest jednym z elementów depresji. Tymczasem z raportu wynika, że aż 80 procent dzieci ma skrajnie niskie poczucie sprawczości… To wynik, który poraża.

Czuję, że nie bez powodu poruszyła Pani ten wątek, kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o rodzicach…
Tak. Bo to, co bardzo silnie wpływa na poczucie sprawczości, a co za tym idzie – poczucie wartości naszych dzieci, to oczywiście zaniedbanie rodzicielskie, to wiemy. Ale chyba nie wiemy – a to bardzo mocno manifestuje się wśród dzisiejszych rodziców – że tym, co równie mocno kastruje poczucie sprawczości, jest nadopiekuńczość.

Nadopiekuńczy rodzic to rodzic, który jest wciąż przestraszony, kontroluje nie to, co trzeba, nie tam, gdzie trzeba. To jest rodzic „helikopter” – cały czas krąży nad swoim dzieckiem, także we własnych myślach, wciąż się zamartwiając. Chcę powiedzieć to bardzo jasno, bo to szalenie ważne – nadopiekuńczość jest przemocą! W definicji słowa „przemoc” poza tym wszystkim, co z nią kojarzymy – przemocą fizyczną, ekonomiczną, zaniedbaniem itd – znajdziemy także to, z czym jej zupełnie nie kojarzymy – nadopiekuńczość! Jest przemocą, ponieważ uniemożliwia dziecku rozwój, uszkadza poczucie wartości i sprawczości. Ponieważ pokazuje dziecku na każdym kroku: „Beze mnie sobie nie poradzisz”. A my jesteśmy od tego, żeby je przekonywać, że poradzi sobie w każdej sytuacji, bo ma zasoby. A jeżeli nie poradzi sobie samo, to zrobi to z pomocą innych, kiedy poprosi ich o pomoc, bo „ja mama, ja tata nie jesteśmy niezastąpieni”.

Czynimy z naszych dzieci centrum naszego świata, bo uważamy, że rodzic, który kocha, to ten, który ma dziecko wciąż blisko, wciąż „na oku”. To jest pomysł najgorszy z możliwych. Poza tym, co już powiedziałam, w ten sposób ograbiamy także nasze dzieci z szansy na odkrywanie, czym jest nuda, czym jest samodzielność; odbieramy im szansę socjalizowania się z innymi.

Stara zasada w psychologii rozwojowej – po pierwsze: nie przeszkadzać. A my im swoją nadgorliwością przeszkadzamy.
Poza nadopiekuńczością to, co przyczynia się do niskiego poczucia sprawczości, to świat cyfrowy. Jego architektura jest taka, by tworzyć postać bierną, podążającą za bodźcem. Świat cyfrowy nie uczy nas bycia aktywnym uczestnikiem, aktywnym podmiotem tego świata; jesteśmy odbiorcą, który angażowany jest do tego, by swoją uwagą podążać właśnie za tym, co nam rzeczywistość cyfrowa proponuje. Specjaliści w Dolinie Krzemowej bardzo intensywnie pracują nad tym, byśmy nie myśleli, tylko podążali. To często przyczynia się do tego, że młodzi są wręcz wyćwiczeni w pozycji bezradności: „Powiedz mi, co mam zrobić, to to zrobię”. I kolejna rzecz, która wiąże się ze światem cyfrowym, to aktywność fizyczna, której młodzi mają za mało. A przecież to dzięki aktywności fizycznej możemy czasem coś wygrać, kogoś prześcignąć czy wspiąć się na drzewo, które wydaje się ogromne, i poczuć „Jednak potrafię”.

Nasze dzieci mają za mało możliwości, by odkryć, że mogą zaufać swoim zasobom. Te możliwości odcina im „komputer” oraz odcinają je nadopiekuńczy rodzice…

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze