Jeszcze do niedawna funkcjonował stereotyp macho, człowieka wiecznie zabieganego, który nie ma czasu się sobą zająć, a często wręcz nie wypada mu się sobą zajmować – zauważa prof. Michał Rabijewski, androlog i endokrynolog. Czy taka postawa to już przeszłość? Co dziś najbardziej dręczy męskie ciała i dusze? I jak mogą sobie z tym poradzić?
Co jest najsłabsze w ciele mężczyzny i „siada” jako pierwsze, gdy mężczyzna jest np. wypalony zawodowo?
To trudne pytanie. Mężczyzna to dosyć wrażliwa struktura. Do tego kulturowo nie może okazywać słabości, bo przecież „chłopaki nie płaczą”. W ostatnich latach takie podejście odbija się nam czkawką. Obserwujemy zwiększenie częstotliwości wszelkich zaburzeń psychicznych, głównie depresji. Nie pomogła nam pandemia, społeczna izolacja ani praca zdalna. Dotyczy to w równym stopniu kobiet i mężczyzn, a jednak to ci drudzy, wbrew pozorom, są bardziej podatni na niesprzyjające okoliczności. 90 proc. samobójstw popełniają mężczyźni!
Często powstaje błędne koło. Mężczyźnie obniża się nastrój, więc siedzi w domu. To prowadzi do otyłości, która wywołuje czynnościowy niedobór testosteronu. Ten z kolei nasila lub powoduje depresję. Pogarsza się libido, pojawiają się zaburzenia erekcji, spirala nieporozumień z partnerką narasta. Mężczyzna ucieka w sport, który może spowodować lub pogłębić czynnościowe zaburzenia hormonalne. Temat jest złożony.
Co można zrobić?
Najważniejsze to nie ulegać mitowi, że mężczyzna nie może sobie pozwolić na słabość. I pamiętać, że dbanie o swoje zdrowie nie jest wyrazem słabości. Coraz częściej mówi się o tym, i coraz więcej mężczyzn zgłasza się po pomoc.
No właśnie, dbanie o zdrowie. A jednak mężczyźni nie lubią się badać. Z czego to wynika?
Po pierwsze z tego, że nie mają swojego lekarza, tak jak kobiety, które minimum raz w roku – przynajmniej w teorii – powinny wybrać się do ginekologa. Tymczasem mężczyźni do lekarza zazwyczaj trafiają dopiero wtedy, gdy coś się dzieje, i zazwyczaj nie zgłaszają się na badania kontrolne. To oczywiście coraz bardziej się zmienia. Jeszcze do końca lat 90. funkcjonował stereotyp macho, człowieka wiecznie zabieganego, który nie ma czasu się sobą zająć, a często wręcz nie wypada mu się sobą zajmować. W ostatnich 10-15 latach przyjmuję jednak coraz więcej mężczyzn, którzy przychodzą do mnie w ramach profilaktyki. Na pewno pomagają w tym wszelkie programy typu „bilans czterdziestolatka”, „zdrowie mężczyzny”, w ramach pakietów zdrowotnych opłacanych przez pracodawców.
Jakie więc choroby są istotne z punktu widzenia mężczyzny?
Mężczyźni dużo częściej zapadają na choroby układu krążenia. Częściowo wynika to ze stylu życia: stresu, pracoholizmu, mniejszej dbałości o zdrowie, nadużywaniu alkoholu oraz otyłości, która dla wielu nie jest problemem medycznym, co najwyżej estetycznym.
Kolejną grupą męskich chorób są te związane z gruczołem krokowym. Ten narząd „psuje się” u każdego mężczyzny, to tylko kwestia czasu. Łagodny rozrost gruczołu krokowego może dotyczyć zarówno pięćdziesięcio- czy sześćdziesięciolatków, jak i nawet trzydziestopięciolatków.
Trzecią sferą, która niegdyś była tabu, są zaburzenia o podłożu seksualnym. Po 45. roku życia częstość zaburzeń erekcji gwałtownie wzrasta. Od zawsze był to niesłychanie wstydliwy problem, a lekarze nie mieli możliwości, by go leczyć. W 1998 roku pojawiła się Viagra, a za nią inne leki przeznaczone na zaburzenia erekcji. Dziś pacjenci nie wstydzą się do nich przyznać.
Jest jeszcze czwarta grupa schorzeń – na tle zaburzeń hormonalnych, spowodowanych nie chorobą, a wiekiem. Po 35.– 40. roku życia zmiany hormonalne mogą istotnie wpływać na jakość życia. Hormonalny anti–ageing może wiele zmienić. Moda na niego przyszła ze Stanów Zjednoczonych, w Internecie jest dużo informacji na ten temat. Coraz więcej panów zaczyna badać hormony.
Zaburzenia hormonalne. Zatrzymajmy się przy tym. Jakie mogą być zaburzenia hormonalne?
Przede wszystkim zmniejszenie wydzielania testosteronu. To najważniejszy hormon, który warunkuje to, że jesteśmy mężczyznami, mamy popęd seksualny, libido, erekcję, pewność siebie, dobre samopoczucie, chęć do walki, witalność. Do tego jest to hormon niezwykle ważny metabolicznie. Jego niedobór powoduje nadwagę, nadciśnienie, choroby układu krążenia czy osteoporozę. Niestety testosteron nie jest dany raz na zawsze, a jego poziom zaczyna spadać po 25-30 roku życia – średnio 1 proc. rocznie. Pięćdziesięciolatek może mieć już 25 proc. mniej testosteronu i bardzo to odczuwać. Warto jednak podkreślić, że na niedobór testosteronu wpływają także inne czynniki związane ze stylem życia, chorobami współistniejącymi, nadwagą, a także nadmiernym uprawianiem sportu.
Drugim hormonem, którego poziom zmniejsza się u mężczyzn wraz z wiekiem jest dehydroepiandrosteron, czyli DHEA. Produkowany przez nadnercza, zaczyna spadać po 35. roku życia.
W obecnych czasach obserwujemy też u mężczyzn postępujący z wiekiem wzrost stężenia estradiolu. To hormon kobiecy, który u mężczyzn powstaje z testosteronu w tkance tłuszczowej. Pacjent z nadwagą lub otyłością może mieć nadmiar estradiolu, co spowoduje u niego szereg zaburzeń zdrowotnych, związanych z libido czy erekcją.
Kiedy słyszę, że coś zmienia się wraz z wiekiem, przychodzi mi do głowy skojarzenie z kobiecą menopauzą. Czy rzeczywiście mężczyźni przechodzą odpowiednik kobiecej menopauzy? Mówi się przecież, że mężczyźni są płodni do końca życia.
Termin andropauza, bardzo nośny medialnie, został wymyślony pod koniec lat 90. XX wieku jako kalka terminu menopauza; w odniesieniu do mężczyzn jest jednak nieprawidłowy. Menopauza dotyczy w końcu każdej kobiety, która około 50. roku życia przestaje miesiączkować, staje się bezpłodna, boryka się z zaburzeniami hormonalnymi związanymi ze zmniejszeniem wydzielania estrogenów.
U mężczyzn jest inaczej. Są płodni bardzo długo. Niektórzy zostają ojcami w wieku 70 lat. Oczywiście jakość plemników z wiekiem spada, ale nawet wtedy mają one zdolność do zapładniania. Mężczyznom dokuczają za to związane z wiekiem zaburzenia hormonalne. I to z ich powodu ukuliśmy termin andropauza. Wcześniej o niedoborze testosteronu mówiliśmy hipogonadyzm. Co ważne, może on być spowodowany nie tylko wiekiem, ale i stylem życia.
Co zatem najbardziej przyczynia się do niedoboru testosteronu?
Przede wszystkim stres. Również nadwaga i otyłość. Oraz paradoksalnie – zbyt intensywne uprawianie sportu. Dotyczy to zwłaszcza sportowych neofitów, którzy spędzili 20 lat za biurkiem, a teraz zaczynają szaleć i biegać w maratonach po czterdziestce. Testosteron spada też pod wpływem gwałtownego chudnięcia, a także u mężczyzn stosujących leki psychotropowe, używki, marihuanę. W 30 proc. nie znamy przyczyny hipogonadyzmu. Po prostu pacjent ma niższy poziom testosteronu niż powinien mieć.
Jakie są objawy tego niedoboru?
Jest ich mnóstwo i można je podzielić na trzy grupy. Pierwsza jest związana ze sferą seksualną. Obserwujemy obniżenie libido, a także zaburzenia wzwodu. Mężczyźni nie tylko nie mają ochoty na seks, ale też możliwości odbycia stosunku. Pierwszym objawem jest często brak spontanicznych, porannych wzwodów.
Druga sfera dotyczy psychiki. Testosteron to hormon walki. Jesteśmy mężczyznami, ponieważ go mamy. Dzięki niemu myślimy jak mężczyźni, działamy jak mężczyźni, podejmujemy decyzje jak mężczyźni. To od niego zależą szeroko pojęta jakość życia, nastrój, to że w ogóle chce nam się wstać z łóżka. Mężczyzna z niedoborem testosteronu będzie miał obniżony nastrój, a nawet depresję, problemy z podejmowaniem decyzji. Będzie mniej pewny siebie. Jednocześnie pamiętajmy, że nie każdy mężczyzna z depresją ma obniżony poziom testosteronu.
Trzecia sfera, która rzadko spędza sen z powiek pacjentom, a jednak warto o niej pamiętać, to kwestie metaboliczne. Wysokie stężenia testosteronu zapobiegają groźnym chorobom. Przy jego niedoborze mężczyzna może mieć tendencję do zmian miażdżycowych, otyłości, cukrzycy, nadciśnienia, zaburzeń lipidowych. Zwiększa się ryzyko osteoporozy. I przede wszystkim – chorób serca.
Mówi się, że dzisiejszy świat nie sprzyja hormonalnemu zdrowiu. Wszechobecny plastik zawiera bisfenol, który zakłóca prawidłowe wydzielanie hormonów. Dodatkowo powszechnie stosowana przez kobiety antykoncepcja powoduje przedostawanie się estrogenów do wody pitnej. Jaki to ma wpływ na współczesnych mężczyzn?
Faktycznie, istnieje sporo pułapek hormonalnych, które nazywamy endocrine disruptors. To wszelkiego rodzaju substancje, właśnie np. bisfenol, konserwanty, pestycydy – cała ta otaczająca nas chemia czy zanieczyszczenie środowiska, które wpływają na układ hormonalny oraz na płodność.
Dużym zagrożeniem są fitoestrogeny, czyli estrogeny pochodzenia roślinnego, zawarte np. w soi, która jest tania i masowo dodawana do żywności. Nie wspominając już o kurczakach, karmionych paszą z dodatkiem hormonów, które sprawiają, że szybciej rosną. Kurczaki to najtańsza, najbardziej dostępna forma białka, a jednocześnie najbardziej niezdrowa. Fitoestrogeny zawiera również piwo.
Na czym polega zagrożenie związane z estrogenami? Jakie niepożądane efekty wywołują?
Na przykład ginekomastię, czyli powiększenie się gruczołu piersiowego.
A estrogeny z antykoncepcji, które dostają się do wody?
Największy wpływ mają na młodych chłopców w wieku 15-20 lat, czyli w okresie dojrzewania. Poza tym zmieniają środowisko, w którym żyjemy. Od jakiegoś czasu obserwujemy np. postępującą feminizację pewnych gatunków ryb. Niedługo przestaną się rozmnażać, bo zabraknie samców. To dlatego, że estrogeny z antykoncepcji hormonalnej trafiają najpierw do toalet, później wód gruntowych, a wreszcie oceanów. I dzieje się tak od 60. lat XX wieku, odkąd wynaleziona została pigułka antykoncepcyjna.
Wspomniał Pan o negatywnej – paradoksalnie – roli sportu, i o tym, że wielu mężczyzn około czterdziestki zaczyna np. biegać w maratonach...
Faktycznie, jest na to moda. Mężczyzna, który całe dorosłe życie spędził za biurkiem, nagle pragnie zrobić sobie selfie na mecie półmaratonu i zaczyna dążyć do tego w mało przemyślany sposób. Niesie to całe mnóstwo zagrożeń.
Wysiłek fizyczny jest bardzo ważny i każdy z nas powinien go podejmować. Musi być jednak zrównoważony. Wytrzymałościowy, inaczej cardio, czyli wszelkie aktywności podejmowane przez „białe kołnierzyki”, takie jak bieganie, rower czy wiosłowanie – z punktu widzenia hormonalnego są niekorzystne. Jeśli terning jest zbyt intensywny, to powoduje czynnościowy niedobór testosteronu. Później przychodzą do mnie pacjenci, którzy mówią że są przemęczeni, nie regenerują się, mają zaburzenia erekcji, cierpią na obniżenie nastroju.
Jest również druga forma wysiłku, czyli siłowy. Ten jest korzystniejszy, choć niestety wielu mężczyzn na siłowniach wspomaga się sterydami.
A jak zatem powinna wyglądać zdrowa aktywność, skoro – jak wiemy – jest ważna?
Najlepiej będzie, jeśli połączy się te oba typy wysiłku i poświęci na nie maksymalnie cztery i pół godziny tygodniowo. Nie więcej.
Prof. Michał Rabijewski, dr hab. n. med, specjalista chorób wewnętrznych i endokrynolog, androlog kliniczny, kierownik Zakładu Zdrowia Prokreacyjnego Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, prof. CMKP. Autor polskich standardów rozpoznawania i leczenia zespołu niedoboru testosteronu u mężczyzn; rabijewski.pl