„Znowu się spóźnia”, „nie wie, jak posłać łóżko”, „skoro nie pamięta, że umówiliśmy się na obiad, to znaczy, że ma mnie w nosie”. Z takimi myślami borykają się partnerzy osób z ADHD, zanim poznają diagnozę tego zaburzenia. O tworzeniu własnej „instrukcji obsługi” tego zaburzenia w związku mówią Richard Pink i Roxanne Emery, autorzy książki „Brudne pranie”.
W opowieściach dorosłych ludzi z ADHD dominują anegdoty, mało jest natomiast informacji o prawdziwych problemach w codziennym życiu. Co wtedy myślicie?
Roxanne Emery: Wtedy zawsze chciałabym powiedzieć, że to dużo szerszy temat… I choć rozumiem, dlaczego ludzie nie mówią otwarcie o problemach finansowych czy kwestiach higieny, to myślę, że to zakłamuje prawdziwy obraz tego, jak ludzie żyją i z czym się na co dzień mierzą. Po wysłuchaniu takiej lukrowanej historyjki jakaś osoba z ADHD może sobie pomyśleć: „aha, inni mają jedynie problem ze spóźnianiem się, a ja mam co innego, czyli to pewnie moja wina, to obrzydliwe, że taki, taka jestem”. Dlatego moim zdaniem dobrze mówić o wszystkim. My tak zrobiliśmy, i ludzie, którzy obserwują nasze profile w mediach społecznościowych, zaczęli się odnajdywać w tym, o czym piszemy, komentować, że mają dokładnie tak samo.
Richard Pink: Jeśli komuś się wydaje, że ADHD sprowadza się do gubienia rzeczy albo bycia hiperaktywnym, to dlatego, że za mało się o tym mówi – podobnie jak w przypadku spektrum autyzmu. Popularny przekaz jest często taki, że takie osoby są dobre z matematyki i dziwnie zachowują się w sytuacjach towarzyskich, ale tu chodzi o dużo więcej, więc im więcej informacji, tym większa będzie świadomość i zrozumienie.
Jak wyglądała wasza rzeczywistość przed diagnozą, z czym się borykaliście? Pamiętam z lektury książki, że ty, Rox, czułaś się zawstydzona swoim zachowaniem, a ty, Richard, byłeś zły, że ona cię lekceważy, robi na odwrót, nie szanuje twoich próśb.
Roxanne: Diagnoza była takim „aha!”, ale to był tak naprawdę początek drogi i uczenia się – zarówno o samym syndromie, jak i siebie na nowo. A zaraz za tym przyszła decyzja, żeby stać się osobą odpowiedzialną. Bo nawet jeśli niektóre zachowania wynikają z ADHD i nie są moją winą, wciąż jestem odpowiedzialna za ich efekty. Bo nie chcę zdenerwować czy zmartwić kogoś i pozwolić na to, by myślał, że robię to specjalnie czy ze złej woli.
Ale zanim poznaliśmy diagnozę, było naprawdę ciężko. I oboje mówimy o tym otwarcie, że nie wiadomo, czy przetrwalibyśmy jako para. Nie mieliśmy właściwego języka na to, z czym się mierzymy, więc wszystko sprowadzało się do tego, że jestem leniwa i mi nie zależy, a Richard ciągle się złości. Pogrążałam się we wstydzie i w nienawiści do siebie, że znowu zapomniałam o zaplanowanym obiedzie czy czyichś urodzinach, że nie odpowiedziałam na SMS... A kiedy widziałam, że Richard znowu jest zirytowany, to było dla mnie jak rozdrapywanie rany, robiłam się jeszcze bardziej przewrażliwiona i przyjmowałam postawę obronną, więc nie było szans na sensowną rozmowę.
Richard: Nagle odkryty język ADHD pozwolił spojrzeć na zachowanie obydwojga nas bardziej prawdziwie. Dostrzec, że to nie jest brak szacunku ani zaangażowania. Jednak spotkanie z psychoterapeutą to jedno, a potem przychodzi doświadczenie prawdziwego życia, więc wciąż zostaje wiele do organizowania, planowania i robienia rzeczy razem. Ale dzięki temu staliśmy się lepszą parą. No i teraz jest między nami mniej wstydu.
Roxanne: Dowiadujesz się na przykład, że stres pogłębia symptomy ADHD, a kiedy ten stres ukrywasz i udajesz, że jest okej, to robi się jeszcze gorzej. Inaczej jest, gdy pozwalasz sobie na otwartość i szczerość. Jasne, wciąż popełniam błędy, choć drobniejsze, cały czas czuję się zagubiona, ale jest tego o wiele mniej.
Dla mnie to cudowne uświadomić sobie, jakim lekiem jest prosta komunikacja. Gdy mówię otwarcie, np. dlaczego czegoś nie zrobiłam, i po drugiej stronie widzę akceptację i zrozumienie, to jest wyzwalające, niesie z sobą ogromną ulgę. Bo na co dzień symptomy ADHD sprawiają, że inni cię odtrącają. Kiedy więc ktoś nagle mówi: „okej, nic się nie stało”, mogę być po prostu sobą. Zatrzymać ten głos w głowie, który mówił, że jestem leniwa, beznadziejna, przegrana – i odpowiedzieć mu we właściwym języku.
Richard: Stałaś się dla siebie milsza, bardziej wyrozumiała.
Byłaś zła, kiedy poznałaś diagnozę? Że tyle to trwało, że mogłaś mieć ją dużo wcześniej?
Roxanne: Kiedy dorastałam, o ADHD mówiło się w kontekście niegrzecznych chłopców. Pewnie powinnam trafić do systemu opieki zdrowotnej, ale tak się nie stało. Nie byłam zła, to była raczej radość i żal. Radość, że wreszcie rozumiem, skąd brało się to wrażenie bycia „zepsutą”, więc poczułam ogromną ulgę i gotowość do nauki, by poczuć się lepiej. A żal za utraconymi latami, zwłaszcza na uczelni, kiedy naprawdę się starałam, a moja obecność na zajęciach oscylowała wokół 5 proc. W moim pokoju był absolutny syf, ja piłam, żeby zagłuszyć niepokój. Byłam przyzwyczajona do ukrywania mojego niepokoju, do nieprzyznawania się, że coś zgubiłam albo że mam właśnie atak paniki i płaczę w łazience.
Zastanawiam się jedynie, czy gdybym poznała właściwe osoby albo otrzymała sensowne wsparcie, może skończyłabym studia, i ta myśl mi ciąży. Ale dziś mam wsparcie, jestem szczęśliwa i mogę opowiadać o ADHD ludziom, którzy jeszcze nie mają diagnozy.
Richard: Nieustająco zaskakuje nas świadomość, że ktoś zobaczy nasze filmy albo przeczyta książkę i uświadomi sobie, że może powinien z kimś porozmawiać o swoich trudnościach. Dajemy innym osobom z nierozpoznanym ADHD taką samą wolność, jakiej sami doświadczyliśmy. Myślę, że gdyby to tak się nie potoczyło, to nie napisalibyśmy też tej książki.
Jak wyglądały wasze początki uczenia się siebie na nowo i rozmowy ze sobą?
Richard: Tym, co nas cieszyło, a na pewno cieszyło mnie, było to, że wcisnęliśmy przycisk „reset”. I od nowa zaczęliśmy ze sobą rozmawiać na temat rzeczy, które były trudne dla Rox – jak ścielenie łóżka. Zniknął wstyd i mogła zacząć otwarcie mówić, że takie tzw. zwykłe sprawy są dla niej trudne. Zacząłem pokazywać jej krok po kroku, jak ja radzę sobie z tymi prostymi z mojej perspektywy rzeczami, żeby mogła to zobaczyć i się nauczyć. To brzmi może dziecinnie, ale właśnie wokół tych drobnych rzeczy narastał problem i wstyd, bo Rox mówiła: „Powinnam wiedzieć, jak to się robi, nie podoba mi się, że nie umiem”, ale cały czas szczerze rozmawialiśmy i mogliśmy wspólnie wypracować rozwiązanie. To było piękne doświadczenie.
Roxanne: Podobało mi się obserwowanie, jak powoli uczę się lepiej funkcjonować, ale też to, że mogę bez wstydu poprosić o pomoc, otrzymać ją i nauczyć się, jak zrobić coś dobrze. A to zmieniło atmosferę w domu na bardziej otwartą, w której nie ma wstydliwych pytań i tematów, nawet jeśli chodzi o bardzo proste czynności. Mówimy tutaj o ścieleniu łóżka, ale to naprawdę jest sytuacja, kiedy mój mózg nie potrafi zebrać tych puzzli do kupy: nie wiem od czego zacząć, to mnie przytłacza i zaczynam głęboko siebie nienawidzić, bo przecież wszyscy wiedzą, że to łatwe. Ale wtedy Richard mi mówi: „zacznij od poduszek, zdejmij je, popraw prześcieradło – o tak, powlecz tak kołdrę – o tak”, i nagle umiem to zrobić, nie super, ale rozwijam umiejętności.
W książce opisujecie dawną sytuację, w której Rox postanowiła wziąć dzień wolny, żeby posprzątać duży pokój, a Richard wrócił i widzi, że nic nie jest uprzątnięte, a Roxanne zajęła się malowaniem kurtki. Jak dziś by to wyglądało?
Roxanne: Nie sądzę, że dziś to by się wydarzyło. Dziś Richard powiedziałby: „Nie wystawię cię na porażkę”. Więc gdyby doszło do tego, że chcę posprzątać pokój, to oboje wiedzielibyśmy, że coś może pójść nie tak, że coś może mnie rozproszyć, nie intencjonalnie, więc pisalibyśmy do siebie i rozmawiali. I Richard wysłałby mi przyjacielski SMS z przypomnieniem, żebym się nie rozpraszała. Nie zostałabym zostawiona sama sobie.
Richard: Tak, w naszym domu mamy zasadę, że nikogo nie wystawiamy na porażkę. Pomagamy w tym, z czym druga strona sobie nie radzi. Borykaliśmy się przez długi czas ze spóźnianiem się, piszemy o tym w książce. Załóżmy, że zaplanowaliśmy obiad albo wyjście razem. Kiedyś w ciągu dnia nie rozmawialibyśmy o tym, i gdyby Rox nie wróciła nas czas do domu, to pewnie pomyślałbym: „no tak, miała być, a jej nie ma” – udowodniłbym sobie i jej, że nie można na niej polegać, bo jej to nie obchodzi. Ale dziś sprawdzam kilka razy, czy pamięta, przypominam albo pytam, czy mogę jej jakoś pomóc, żeby się udało. W rezultacie Rox może pokazać, że zależy jej, żeby ten czas spędzać razem, żeby się nie spóźnić.
Roxanne: Ludzie zawsze widzieli we mnie złą wolę, że robię coś specjalnie albo mi nie zależy, że kogoś nie szanuję. Nie miało sensu mówić, że to nieprawda, bo moje zachowanie sprowadzało się właśnie do tego, że mam to gdzieś, a nie ma sensu przepraszać bez zmiany zachowania. A ty zobaczyłeś mnie przez pryzmat zmiany i to pomaga. Coraz częściej jestem punktualna, a to daje naprawdę radość.
Richard: Mam taką metaforę z latarką, która bardzo mi pomogła. Moja latarka świeci szerokim światłem, najwyraźniej widzę rzeczy pośrodku, ale też dostrzegam rzeczy po bokach. A w latarce Roxy strumień światła jest ustawiony bardzo wąsko. Ona widzi tylko to, na co pada światło w tym konkretnym momencie, więc wszystko to, o czym rozmawialiśmy wcześniej, czyli plany, obietnice – jest niewidoczne.
Czy kiedykolwiek poczułeś się przytłoczony, wypalony tą rolą opiekuna, który pilnuje deadlinów, zajmuje się sprawami cudzymi, a nie swoimi? A przecież nie można być czyimś asystentem cały czas.
Richard: Liczy się przeżywanie każdego z nas, więc nie chodzi o to, że w domu dbamy o Rox i ADHD, tylko o to, że są sprawy, w których mogę czasami pomóc. Kiedy próbuję zorganizować różne rzeczy i tracę przy tym kontrolę, wtedy siadamy i rozmawiamy, bez oceniania, bez konfrontacji. Za to razem próbujemy zaplanować, jak wyjść z impasu – zamiast pozwolić, żeby frustracja narastała. Nie chcę czekać, aż napięcie między nami wybuchnie, wolę od razu werbalizować, że coś jest dla mnie trudne.
Roxanne: Robisz dla mnie tak dużo, jesteś kompasem, który wszystko ukierunkowuje i spaja, aż czasem biorę to za oczywistość i trudno mi zauważyć co się dzieje. Dla mnie wiele rzeczy jest skomplikowanych, ale gdy widzę, że sam się męczysz, to myślę sobie: „o nie, nie może być tak, żeby to było przeze mnie”. Dlatego wtedy siadamy i wspólnie wymyślamy rozwiązania problemu, i nawet jeśli nie mogę zrobić czegoś dla siebie, to próbuję to zrobić dobrze ze względu na Richa. Ostatnio on szukał samochodu do wynajęcia i nagle poczuł się tym za bardzo przytłoczony, więc poprosiłam go, żeby pozwolił mi spróbować.
Richard: Znamy swoje mocne strony. Wiemy, że ja jestem dobry w wykonywaniu rzeczy, a Rox dostarcza świetnych pomysłów, więc nad książką pracowaliśmy w ten sposób, że ja pisałem, a Rox udawała, że występuje na TEDexie, jest na scenie i opowiada. To było zabawne, ale tylko w taki sposób ta książka mogła powstać. Każde z nas może błyszczeć na swoim polu.
Wyobrażam sobie, że łatwo przekroczyć linię, gdy osoba, która na co dzień wspiera, zacznie kontrolować sytuację w związku i traktować drugą osobę jak dziecko. Jak pomóc bez przekraczania granic drugiej osoby?
Roxanne: To ważne, żeby zawczasu ustalić, gdzie są granice: jak chcemy, by do nas mówiono, jakim tonem zwracać się ma ktoś, gdy o czymś nam przypomina, żeby wciąż mieć poczucie kontroli. My też tak robiliśmy. Ale jestem tylko człowiekiem, więc są dni, kiedy Richard przypomina mi o czymś ważnym, ja potwierdzam, że pamiętam i będę na czas, a potem się spóźniam… Cały czas balansujemy, szukamy równowagi, potykamy się, bo ja potrzebuję pomocy w podstawowych sprawach. Jednak czasem oburzam się na tę potrzebę pomocy i chcę być w stanie zrobić coś sama. A wtedy różnie wychodzi. Kiedy Rich mi o czymś przypomina, to nie robi tego w protekcjonalny czy zawstydzający sposób, tylko tak, żeby pomóc. Bo inaczej robi się bałagan, a ja rozsypuję się emocjonalnie.
Richard: Chodzi o to, żeby ta osoba nie straciła poczucia sprawczości. Rox jest dorosła, podejmuje swoje decyzje, robi to, co chce robić. Ma swój kalendarz, planuje swoje wydarzenia towarzyskie, ma menedżera od spraw muzycznych – więc wszystko jest pod kontrolą. A ja pomagam wtedy, kiedy jest potrzeba. Każdy związek wypracowuje sobie własny język i system bycia. Między tym, czego obie strony potrzebują i chcą, oraz jak to komunikują, musi być równowaga.
Richard Pink, kiedyś menedżer wysokiego stopnia w bankowości, twórca projektu @ADHD_Love o zasięgu ponad 200 mln. obserwatorów w różnych mediach internetowych
Roxanne Emery, brytyjska wokalistka, multiinstrumentalistka i producentka muzyczna, znana pod pseudonimem scenicznym RØRY
Polecamy książkę „Brudne pranie. ADHD u dorosłych i jak sobie z nim radzić”, Richard Pink, Roxanne Emery, tłum. Katarzyna Dudzik, wyd. Insignis.