Od lat słyszymy, że jeśli chcemy realizować swoje marzenia, musimy nieustannie przekraczać swoje granice. Jednak – zauważa Kristen Butler, autorka książki „Strefa komfortu” – to przekonanie wykreowało całe pokolenia zestresowanych pracowników. Bo czy można cieszyć się pełnią życia, czując się niekomfortowo?
Przekonanie, że aby osiągnąć sukces, trzeba wyjść poza strefę komfortu, nie jest niczym nowym. Stało się jednak szczególnie popularne w 2008 roku, kiedy Alasdair White, teoretyk zarządzania, opublikował swoje pierwsze spostrzeżenia na ten temat w tekście „Ze strefy komfortu do zarządzania wynikami”. Odnosił się w nim do trzech różnych badań psychologicznych, wskazujących, że pewien poziom lęku może działać jako katalizator i pobudzać nas do bardziej efektywnego działania. Na tej podstawie White zdefiniował strefę, w której osiągamy najlepsze wyniki. Nazwał ją strefą optymalnej wydajności i umieścił poza strefą komfortu. Od tej pory jego teorię powtórzono w setkach artykułów, memów, inspirujących postów i chwytliwych sloganów. Pełno jest porad, zgodnie z którymi musimy wyjść ze strefy komfortu, by osiągnąć sukces. Rzadko kiedy były one kwestionowane. Aż do teraz.
Okazuje się bowiem, że pomimo tak wielkiej liczby poradników i materiałów uczących pozytywnego myślenia badania sugerują, że ponad połowa Amerykanów żyje w stanie ciągłego stresu, przygnębienia i frustracji, a według najnowszego sondażu Instytutu Gallupa jeden na pięciu mieszkańców Stanów Zjednoczonych czuje się tak przygnębiony lub zdenerwowany, że nie jest w stanie wykonywać codziennych czynności – podaje Kristen Butler. Tym danym blisko do wyników uzyskanych w Polsce. Human Power w raporcie o kondycji pracowników polskich organizacji alarmuje, że ośmiu na dziesięciu respondentów odczuwa zmęczenie, a 41 proc. badanych nawet odpoczynek nie zapewnia regeneracji. Żyjemy w czasach, w których wieczne przepracowanie jest czymś godnym podziwu. Nauczyliśmy się, że być zestresowanym oznacza być żywym. Kwintesencją tego przekonania jest stwierdzenie: „Odpocznę po śmierci”.
Wielu z nas ma obsesję na punkcie stawiania sobie coraz ambitniejszych celów, wychodzenia poza strefę komfortu i podejmowania ryzyka w imię postępów. Ludzie zbyt długo uznawali za rzecz zupełnie normalną, że potrzeba wypoczynku czy rozrywki jest drugoplanowa. W efekcie, kiedy jadą na urlop albo spędzają więcej czasu z rodziną, nie opuszcza ich poczucie winy albo niepokoju. „Poświęcając radość życia w imię rozwoju, zapominamy, że to rozwój powinien sprawiać nam radość, a gdy osiągniemy nasze cele, powinniśmy czuć się pełni energii i szczęśliwi, a nie wyczerpani i wypaleni” – czytamy u Butler. Co gorsza, do przekonania o nieustannej potrzebie przekraczania swoich granic i możliwości doszły jeszcze inne, promowane współcześnie wymagania, według których powinniśmy być cały czas pozytywni, spokojni, zdrowi i otoczeni gronem przyjaciół. Jak to wszystko pogodzić? Nie wychodząc ze strefy komfortu – przekonuje autorka książki.
Według psychologów strefa komfortu to „stan behawioralny, w którym osoba działa w warunkach neutralnych pod względem lęku, stosując ograniczony zestaw zachowań w celu zapewnienia stałego poziomu wydajności, zwykle bez poczucia ryzyka”. Zgodnie z definicją komfort to stan zapewniający wygodę i spokój przy jednoczesnym braku kłopotów. Instynktownie dążymy do niego, kiedy staramy się rozwiązać jakikolwiek problem.
„Kiedy wynaleźliśmy koło, dążyliśmy do komfortu. Kiedy zbudowaliśmy schronienie z drewna i kamieni, dążyliśmy do komfortu” – wymienia Butler. I pyta, czy możemy wskazać wokół siebie choć jedną rzecz, która nie ma na celu zapewnienia nam komfortu. Krzesła, stoły, poduszki, pilot do telewizora, długopis, telefon – wszystko to stworzono, aby żyło nam się wygodniej. Jak to więc możliwe, że tak chętnie uwierzyliśmy w slogan głoszący, że nasze marzenia są po drugiej stronie komfortu? Kiedy czujemy się niekomfortowo, nie popycha nas to do cięższej pracy i większego wysiłku, wręcz przeciwnie, pozbawia siły wewnętrznej i dodatkowo pogarsza nasze problemy. Gdy staramy się wyjść ze strefy komfortu, to tak, jakbyśmy odrzucali samych siebie, tracimy poczucie własnego ja, a przez to przestajemy wierzyć własnym instynktom, zaczynamy wątpić, że zasługujemy na miłość, a świat wydaje nam się niebezpieczny i wrogi.
„Kiedy bliżej przyjrzałam się osobom, które żyły pełnią życia, doszłam do wniosku, że nasza definicja i zrozumienie strefy komfortu są fałszywe, a co najmniej niepełne. Strefa komfortu jest jak nasz dom, w którym czujemy się bezpiecznie i możemy swobodnie wyrażać siebie, bez obaw, jak ocenią nas inni. To przestrzeń bardzo osobista, gdzie możemy przebywać i utrzymywać siłę ducha w momentach zagrożenia z zewnątrz. Dlatego prawdziwego i długotrwałego sukcesu nie da się osiągnąć nigdzie indziej” – puentuje autorka.
Strefa komfortu nie jest miejscem statycznym. Jeśli tylko na to pozwolimy, będzie się stale poszerzać. Widać to doskonale u dzieci, które na początku czują się komfortowo tylko w pobliżu rodziców, ale z wiekiem zwiększają dystans, nawiązują nowe przyjaźnie i odważnie idą swoją drogą.
„To niezwykle ciekawe, że jesteśmy gotowi dać dzieciom czas na rozszerzenie ich strefy komfortu, ale nie potrafimy zrobić tego samego dla siebie. Rozumiemy, że aby się rozwijać, nasze dzieci muszą czuć się na tyle bezpiecznie i komfortowo, by poznawać otaczający je świat bez obawy, że zostaną zranione czy porzucone. Natomiast jeżeli chodzi o nas samych, nagle zaczynamy wierzyć, że bezpieczeństwo i komfort tylko nas powstrzymują i hamują” – czytamy w poradniku. Tymczasem życie w strefie komfortu oznacza, że jesteśmy zawsze świadomi tego, jak się w danym momencie czujemy. W związku z tym zamiast drogi wywołującej lęk, strach czy stres wybieramy drogę, która zapewni nam poczucie bezpieczeństwa.
Kristin Butler podkreśla, że to w strefie komfortu mamy dostęp do wiary w siebie, poczucia własnej wartości i autentyczności. Poza nią natomiast zaczyna nas ogarniać presja, żeby się zmienić, i tracimy szacunek do tego, co przychodzi nam w sposób naturalny. „Mówimy sobie, że aby cokolwiek osiągnąć, musimy udoskonalić swoje ja oraz postępować i żyć w sposób, w jaki robią to inni. A potem zaczynamy się zastanawiać, dlaczego nie czujemy się dobrze we własnej skórze i dlaczego jesteśmy wobec siebie tacy krytyczni” – pisze. I proponuje: wyobraź sobie, że żyjesz z osobą, która nigdy nie słucha tego, co mówisz, zupełnie cię ignoruje, kiedy dzielisz się z nią swoimi pragnieniami, myślami i preferencjami, a każdą twoją dobrą radę kwituje stwierdzeniem, że lepiej zapyta o zdanie kogoś innego. Tak właśnie traktujemy siebie, kiedy żyjemy poza strefą komfortu, bo tylko w niej możemy usłyszeć swój wewnętrzny głos. Aby jednak móc zamieszkać w strefie komfortu, trzeba ją najpierw odnaleźć. Nie jest to łatwe, skoro większość z nas od lat głównie zajmuje się pogonią za nieuchwytnym celem lub walką o przetrwanie.
Aby trafić do strefy komfortu, musisz najpierw określić, gdzie się znajdujesz. Wszyscy funkcjonujemy w trzech strefach życia: strefie samozadowolenia, przetrwania i komfortu. Na co dzień przemieszczamy się między nimi i jest to całkiem naturalne. Jednak o jakości naszego życia i wyborów decyduje to, w której z tych stref spędzamy najwięcej czasu. Samozadowolenie brzmi całkiem nieźle i wielu osobom może kojarzyć się właśnie z poczuciem komfortu, jednak przebywanie w tej strefie nie ma nic wspólnego z dobrostanem, bo choć osoby żyjące w samozadowoleniu są ukontentowane, tak naprawdę bliżej im do apatii niż pełni życia. To „zadowolenie” wynika bowiem często z doświadczenia wielu porażek, które sprawiły, że człowiek nie oczekuje już niczego więcej, myśląc, że cokolwiek by zrobił, i tak się nie uda. Mieszkańcy tej strefy są nadmiernie wrażliwi i zranieni życiem, niezbyt się lubią, mają krytyczne nastawienie do siebie i innych. Zazdroszczą tym, którym jest łatwiej, a czasami wręcz ich nienawidzą. Często obwiniają innych za to, co jest poza ich kontrolą. Nadużywają słów „zawsze” i „nigdy”, które nadają trwały charakter ograniczającym przekonaniom. Większość z nas zawitała do tej strefy przynajmniej raz. Kiedy jednak zostajemy w niej na dłużej, popadamy w coraz większą niemoc i strach przed porażką.
Przebywanie poza strefą komfortu może wynikać również z przesadnych ambicji, które z kolei lokują nas w strefie przetrwania. Tu – jak sama nazwa wskazuje – króluje wysiłek, panują niekończące się porównania i konkurowanie z innymi, co prowadzi do zawiści, krytykowania i nienawiści. Mieszkańcy tej strefy często osiągają sukcesy, ale ich poczucie zaspokojenia jest bardzo nietrwałe. Wspaniałe dni przeplatają się tu z dniami pełnymi klęski. A koszty zwycięstwa są duże, bo zazwyczaj towarzyszy im zmęczenie, a nawet choroby. Bez względu na to, który z tych dwóch opisów jest ci bliższy, droga do strefy komfortu rozpoczyna się od akceptacji tego, co tu i teraz. „Nie można dotrzeć do żadnego miejsca bez przyznania się przed sobą, skąd wychodzimy”. To tak, jakbym chciała ustawić nawigację, wpisując jako punkt wyjścia inny adres. Program wyznaczy drogę, lecz na nic mi się ona nie przyda. Właśnie tak robimy, kiedy nie przyjmujemy do wiadomości naszej obecnej sytuacji ze strachu przed prawdą. Życie w strefie komfortu oznacza akceptację tego, gdzie jesteśmy i kim jesteśmy w danym momencie. Nie ma to nic wspólnego z porzuceniem swoich marzeń. Wręcz przeciwnie, bardzo ułatwia ich spełnienie, gdyż jesteśmy w stanie podjąć faktyczne działania, aby przedostać się tam, gdzie chcemy być.
Samoświadomość to bardzo istotny element samoopieki, natomiast uczuciem, które potrafi nas w jednej chwili przenieść do strefy komfortu, jest miłość, także ta do siebie samego.
Drogę do lepszego, spokojniejszego i bardziej zrównoważonego życia można też wydeptywać małymi krokami. Kristen Butler proponuje, by na co dzień korzystać z afirmacji i medytacji, praktykować wdzięczność, która wymaga od nas dostrzegania tego, co dobre i pozytywne. „Wdzięczność pracuje jak mięsień. Im więcej dostrzegamy rzeczy, za które należy być wdzięcznym, tym więcej takich rzeczy znajdujemy. Uważam, że to uczucie leży u podstaw transformacji” – podkreśla.
Ważne jest także kultywowanie radości życia, dawanie sobie przyzwolenia na zabawę i beztroskę, robienie rzeczy dla samej przyjemności robienia, bez żadnego wymiaru praktycznego. W dotarciu do strefy komfortu pomocne może być też wizualizowanie sobie swojego przyszłego, wymarzonego „ja” i zaprzyjaźnienie się z nim tak silnie, by stało się trzonem nowej tożsamości. A także przygotowanie tablicy marzeń strefy komfortu, która składa się z trzech okręgów wpisanych w siebie. Przestrzeń najmniejszego pierścienia powinna przedstawiać rzeczy, za które jesteś wdzięczna, zrealizowane już cele i osiągnięcia. W drugim okręgu umieść wizerunki rzeczy, których pragniesz, ale nie są one zbyt bardzo oddalone od strefy komfortu. A w trzecim nieco bardziej odległe cele. Kristen Butler podkreśla jednak, że największą sztuką nie jest zbudowanie życia, którym możemy się cieszyć, ale raczej umiejętność cieszenia się życiem, które mamy. Kiedy się tego uczymy, dzieje się coś cudownego. Nasza radość przyciąga do nas więcej ludzi i sprawia, że pojawią się nowe możliwości, związki oraz kolejne momenty pełne szczęścia. „Nigdy nie mogę wyjść z podziwu nad tą pętlą dodatniego sprzężenia zwrotnego, która zaczyna działać, kiedy na pierwszym miejscu pojawia się radość” – pisze w swojej książce.
Warto spróbować!