Wkurzona, poirytowana, wściekła? „Pewnie ma menopauzę”. Ma! I to najlepszy moment, aby w złości, którą odczuwa, znalazła sojuszniczkę.
Złość jest na cenzurowanym. Zwłaszcza jeśli dotyczy kobiet, nie mówiąc już o kobietach dojrzałych, u których wszelkie przejawy złości kojarzą się z rozchwianiem emocjonalnym. Tymczasem to emocja, która – jeśli tylko się jej nie zdławi – może pomóc zaspokoić nasze potrzeby i wyrazić ukryte pragnienia.
O tym, o czym informuje nas złość i jak możemy sobie z nią radzić, rozmawiam z Ewą Tyralik-Kulpą, psychoterapeutką w nurcie Gestalt, trenerką, autorką książek „Uwaga! Złość” oraz poradnika „Ewka, co cię ugryzło? Jak się zrozumieć i porozumieć”.
Burza emocjonalna to jeden z przejawów menopauzy. Częściej jesteśmy podenerwowane, łatwiej wyprowadzić nas z równowagi. Czasem nawet ciskamy gromy. O kobiecie w okresie menopauzy mówi się często…
Wściekła baba!
Wściekła baba, histeryczka, wariatka. Niemal każda emocjonalna reakcja kobiet po pięćdziesiątce przypisywana jest menopauzie. I choć wiemy, że zmiany hormonalne mają wpływ na nastrój, nie chcemy, aby nasze emocje były postrzegane negatywnie i stereotypowo.
Podobnie jak wtedy, kiedy miałyśmy PMS. Zmiany hormonalne w oczywisty sposób wpływają na nastrój i choć jestem daleka od tego, aby każdy przejaw złości zrzucać na karb hormonów, chciałabym zwrócić uwagę na ważną sprawę. Rzeczywiście jest tak, że w okresie rozrodczym, dzięki hormonom, jesteśmy na ogół łagodniejsze, bardziej spolegliwe, skłonne do współpracy. Myślę, że ma to bardzo głęboki sens dla przetrwania gatunku – z punktu widzenia biologii jesteśmy w tym czasie zaprogramowane do tego, aby innych otoczyć opieką. Potem skład i poziom hormonów ulegają zmianie: zataczamy swoiste koło, wracając pod tym względem do czasów, gdy byłyśmy dziewczynkami.
Takimi, które łatwo się wkurzają.
Buntują się, nazywają krzywdy po imieniu, są skupione na sobie, dość bezkompromisowe w wyrażaniu emocji.
Zauważ, że potem to się wycisza. Nasza uwaga kieruje się na zewnątrz: na relacje z partnerem i na dzieci, a powraca ku sobie właśnie w okresie menopauzy. I tu mi się przypomina historia, która dotyczy wprawdzie macierzyństwa, ale jest bardzo na temat. Gdy byłam mamą małych dzieci, miewałam chwile zwątpienia, że coś zrobiłam nie tak, coś przegapiłam, a czas tak szybko mija i nie wiem, czy uda mi się nadrobić stracone chwile. Tymczasem moment, kiedy moje córki weszły w okres nastoletni, okazał się nowym rozdaniem, czasem, w którym mogłam podejść do naszych relacji z większą mądrością i doświadczeniem.
Według mnie menopauza też jest takim nowym rozdaniem. Znów jesteśmy bardziej nakierowane na siebie, więc bardziej świadome naszych potrzeb. I podobnie jak kiedyś, gdy byłyśmy dziewczynkami, frustrację, która płynie z niezaspokojonych potrzeb, potrafimy wyrazić wprost, bez owijania w bawełnę.
Rozumiem, że nasza mądrość życiowa pomaga nam lepiej zagospodarować złość, która w nas czasem kipi.
To nie zawsze jest kipiąca złość – na początku to raczej frustracja, irytacja. Uczucia mniejszego kalibru, które mogą przerodzić się w złość, a nawet w furię, gdy w odpowiednim momencie nie dostrzeżemy ich i jakoś nie zadziałamy.
Taka jest dynamika złości, która – podobnie jak głód, pragnienie czy też inne emocje – mówi nam: „Halo, halo, twój dobrostan, psychiczny, emocjonalny albo cielesny, został naruszony! Jest w tobie jakaś niezaspokojona potrzeba”. I teraz pytanie, czy i kiedy my ten sygnał usłyszymy i jak na niego zareagujemy.
Jakie sygnały świadczą o nadciągającej złości?
Każdy z nas czuje to zapewne nieco inaczej. Myślę jednak, że pierwsze o naszej złości wie ciało. Problem w tym, że my jesteśmy bardzo dobrze kulturowo zaprogramowane do tego, żeby nie rozpoznawać sygnałów z ciała.
Dlatego w pierwszej kolejności warto siebie poobserwować. Ja już wiem, że gdy spłycam oddech, czuję charakterystyczny rodzaj napięcia w szczękach i robi mi się ciepło, to moje ciało uprzedza mnie o nadciągającej złości. Dostrzegam to dużo wcześniej, zanim zidentyfikuję bodziec, który ją powoduje. Gdybym to zignorowała i odpowiednio nie zareagowała, rozdrażnienie mogłoby zamienić się w złość.
Co wtedy robisz?
Sprawdzam, co jest bodźcem. Gdy na przykład wracam do domu po pracy i od progu jestem rozdrażniona, mogę przyjąć, że jest nim zmęczenie. W czasie menopauzy łatwiej się męczymy, potrzebujemy częstszej regeneracji, choć o tym bardzo często zapominamy.
A tymczasem domownicy oczekują, że się nimi zajmiesz, na przykład podasz obiad.
No właśnie. Jeżeli rozpoznam, że pod moim rozdrażnieniem kryje się zmęczenie, a co za tym idzie – potrzeba odpoczynku i dam sobie pół godziny na relaks, moja irytacja najprawdopodobniej rozpłynie się i nie przybierze formy złości.
Mało kobiet to potrafi.
Ja też nie umiałam kiedyś odpuścić. Nie pozwalałam sobie na odpoczynek, zwłaszcza gdy dzieci były małe. Trudno nie przygotować dwulatkowi obiadu, gdy jest głodny i domaga się natychmiast czegoś do jedzenia. Jednak już nastolatek, mąż czy partner mogą zrozumieć twoją potrzebę i przygotować sobie posiłek sami albo poczekać, aż odzyskasz siły.
Czytaj także: Hormonalna terapia menopauzalna – czy jest się czego bać? Pytamy dr Katarzynę Skórzewską, specjalistkę ginekologii i endokrynologii, znaną jako dr menopauza
Czy każdy z nas ma swój indywidualny repertuar sygnałów świadczących o złości?
Zazwyczaj tak, dlatego tak ważne jest to, aby się obserwować i rozpoznawać nasze reakcje, zwłaszcza że te same symptomy z ciała mogą dotyczyć również innych emocji. Zauważ, że na przykład spłycenie oddechu może świadczyć zarówno o złości, jak i o przerażeniu czy też zawstydzeniu. Warto poczekać na dalsze reakcje ciała, dać sobie chwilę na rozeznanie sytuacji. Baczna obserwacja siebie w różnych sytuacjach pomaga nauczyć się siebie.
„To my się jeszcze nie wystarczająco dobrze znamy?” – pomyślałam w pierwszej chwili, gdy o tym mówiłaś, ale z drugiej strony – wchodzenie w etap dojrzałości to czas, kiedy się bardzo zmieniamy.
Domyślam się, że myśl o tym, że nadal trzeba się czegoś uczyć, zwłaszcza siebie, może być frustrująca. W kontekście menopauzy myślę raczej o tym jako o szansie, o tym, że nie tyle muszę, ile chcę. Chcę się poznać na nowo, aby jak najlepiej się o siebie zatroszczyć. Wyrazem troski o siebie jest też odpowiednie reagowanie na towarzyszące nam emocje. Pamiętajmy, że – zwłaszcza w kontekście złości – nie chodzi o to, aby nauczyć się je opanowywać albo tłumić, ale o to, aby dostrzec w odpowiednim momencie, że się pojawiają. I spróbować zrozumieć, o czym one świadczą.
Powiedziałaś, że ważne, aby zauważyć złość na wczesnym etapie – dlaczego to takie istotne?
Bo jeżeli ona się rozhula, przybierze postać wściekłości, to bardzo trudno będzie ją zatrzymać.
Tak jak z migreną.
Właśnie. Jeżeli w odpowiednim momencie nie zażyjesz tabletki, ćmiący ból głowy może przeobrazić się w ciężką migrenę.
Skoro już porównałyśmy złość do migreny: czy myślisz, że istnieje tabletka na złość?
Na złość pomaga prawda. Jeżeli będę ze sobą szczera, łatwiej będzie mi dojść do tego, co mnie frustruje, irytuje, a w konsekwencji prowadzi do złości. To wbrew pozorom trudne, bo niektóre prawdy są bardzo niewygodne. Powiedzmy, że od piętnastu lat to ja co rano robię śniadania i wyprawiam dzieci do szkoły. A teraz mam tego dość, to mnie męczy i denerwuje, zwłaszcza że ja także wychodzę do pracy.
Rozumiem, że to mogą być sprawy większego kalibru: czyli od lat tkwię w toksycznym związku albo w pracy, która mnie niszczy.
Na przykład. Jeżeli nic nie zmienimy, nie odkryjemy prawdy, narastająca w nas złość zacznie z nas wychodzić choćby pod postacią zgorzkniałości. Staniemy się jęczącymi, wiecznie niezadowolonymi osobami, których nikt nie traktuje poważnie.
Doktor Christine Northrup, autorka przełomowej książki „Ciało kobiety, mądrość kobiety”, przywołuje badania, które świadczą o tym, że kobiety, które lekceważą uczucie złości, mają bardziej uciążliwe uderzenia gorąca i inne objawy somatyczne towarzyszące menopauzie.
Tymczasem my boimy się złości, postrzegamy ją jako przejaw nieumiejętności panowania nad emocjami. Gdy mężczyzna się złości, nikt nie nazwie go histerykiem, prawda? Złość w przypadku kobiet jest na cenzurowanym, dlatego nauczyłyśmy się kamuflować ją innymi emocjami, na przykład smutkiem. Gdy jesteśmy smutne, dostajemy zazwyczaj wsparcie i zrozumienie. A jak się złościmy, jesteśmy zawstydzane, choćby przez to, że nazywa się nas histeryczkami. Gdy złość zaczyna mieszać się ze wstydem, boimy się jej bardziej, bo wstyd to wyjątkowo trudna emocja. Albo kiedy miesza nam się z lękiem. Takie sprzężenie złości z lękiem trochę przypomina jazdę na zaciągniętym hamulcu albo naprzemiennym dodawaniu gazu i naciskaniu na hamulec.
Oj, to strasznie szarpie.
I jest zabójcze dla silnika. A wracając do nas: pochłania mnóstwo energii, powodując ogromne zmęczenie.
Z czym jeszcze można pomylić złość?
Choćby z poczuciem bezradności i żalu. Kobietom w okresie menopauzy może być trudno dopuścić do siebie myśl, że coś się bezpowrotnie kończy. Niektóre przeżywają to niemal tak jak żałobę po stracie wielu ról, które do tej pory pełniły, choćby matki i opiekunki. Nie wiedzą jeszcze, że ta energia troski i miłości nie znika, że można ją zainwestować w twórczość, w pasje, w inne obszary działania.
W wolontariat…
Tak, ale również w pracę zarobkową. Mamy więcej czasu, możemy się skupić bardziej na pracy. Niestety w tym obszarze wszystko stoi na głowie, bo kobiety po pięćdziesiątce stają się dla pracodawców z niewiadomego powodu niewidoczne. Uważam, że to głęboko niesprawiedliwe, bo właśnie wtedy zazwyczaj mamy w sobie dużo chęci do działania i uwolnione pokłady kreatywności, które mogłybyśmy z powodzeniem wykorzystywać na rynku pracy.
Wiele kobiet smucą, a czasem złoszczą zmiany wyglądu.
Bo żegnamy także młodość, nie mamy już tak gładkiej skóry, smukłej sylwetki. Do tego dochodzi kwestia słynnej przezroczystości. Mężczyźni nie patrzą na nas „tym wzrokiem”, zerkają raczej w stronę młodszych kobiet. I to też jest powodem do złości, która być może przykrywa żal i stratę.
Wspomniałaś o tym, że złość operuje na dużej skali: od podenerwowania, przez irytację, po wściekłość i furię. I że lepiej złapać ją na wstępie, aby się nie rozhulała. Co zrobić, gdy jednak pójdą konie po betonie?
No to już trzeba naprawdę nadludzkiej siły. A tak serio: wtedy jest już dużo trudniej sobie z nią poradzić. Ja na przykład wychodzę wtedy na świeże powietrze i staram się świadomie oddychać albo korzystam z jednej z metod sugerowanej przez Aleksandra Lowena: zwijam ręcznik, zagryzam na nim zęby i warczę.
Jak w czasie porodu.
Złość bardzo lubi okolice żuchwy, więc choć brzmi to zabawnie, bardzo pomaga. Takie wywarczenie złości pozwala zapobiec sytuacji, że się zagalopujemy, zrobimy awanturę i powiemy kilka słów za dużo.
Złością można zranić zarówno innych, jak i siebie.
Dobrzy byłoby w takim okresie, w którym doświadczamy złości częściej niż zwykle, na przykład w okresie menopauzy, móc o tym otwarcie rozmawiać. Wówczas, jak sądzę, mogłybyśmy liczyć na większe zrozumienie. Cudownie byłoby, gdybyśmy o naszych emocjach mogli i umieli rozmawiać od najmłodszych lat.
Tymczasem, gdy wcześniej o tym nie mówiliśmy, teraz może wydawać się to dziwne.
I niewygodne. To trochę tak, jakbyśmy uczyli się nowego języka. Sądzę jednak, że lepiej na początku kaleczyć trochę „gramatykę języka emocji”, niż w ogóle zrezygnować z tej komunikacji.
Jakby to było pięknie móc usiąść z własnym mężem i powiedzieć: „Zauważam w moim ciele zmiany, mam mniejszą ochotę na seks, jak ty się z tym masz? Co moglibyśmy z tym zrobić, aby zachować intymne relacje?”. Albo: „Wiesz, ostatnio więcej rzeczy mnie irytuje, kiedyś miałam więcej cierpliwości, a teraz jej nie mam. Chcę, żebyś o tym wiedział, bo wierzę, że to, co mnie irytuje, ma naprawdę sens”.
To brzmi jak rozmowa z filmu.
No właśnie tak, i szkoda, bo jednak takie rozmowy mogą być szansą na to, aby nasza relacja nie tyle przetrwała, ile się pogłębiła i rozwinęła w nowym kierunku.
Wróćmy jeszcze do tego, co nas może najbardziej złościć w tym okresie życia.
Złości nas dokładnie to, co powinno nas denerwować: jakiś rodzaj przeciążenia, nierównowagi, niesprawiedliwości. Ja naprawdę wierzę, że złość ma dla nas ważne informacje. Jest strażniczką naszych potrzeb. Przywołam przykład z porannym przygotowywaniem śniadania: robię je co rano od piętnastu lat, teraz już nie małym dzieciom, ale nastolatkom, przygotowuję drugie śniadanie do pracy mężowi, a jednocześnie sama szykuję się do wyjścia. Tak jest codziennie i coś tu jest nie tak, bo ja czuję narastającą złość. No i co ja z nią zrobię? Mogę wylać ją na bliskich, wykrzykując: „Jesteście beznadziejni, w niczym nie pomagacie, ja tu sama haruję”, czyli wejdę w buty ofiary. To nie jest specjalnie skuteczne, nagadam się i nic z tego nie wyniknie, a do mnie przyklei się łatka histeryczki.
Mogę też wziąć sobie tę złość do serca i doszukać się tego, co jest jej powodem. W tym przypadku to rzecz o nierównowadze. Ciągnąc dalej tę myśl, zastanowię się, jak ja się do niej przyczyniam. To nie tylko oni są źli, że korzystają z moich śniadanek – odpowiedzialność leży też po mojej stronie, bo mam w głowie przekonania, że matka musi wszystkich wykarmić. Albo że będą mnie lubili wtedy, gdy będę spełniać ich oczekiwania. A otoczenie pewnie jeszcze ten zestaw przekonań wspiera i nagradza.
Co w takiej sytuacji zrobić?
Kobiety różnie sobie z tym radzą. Ostatnio popularność zyskują kręgi dla kobiet właśnie w okresie przejścia, związane nie tylko z fizjologicznym aspektem menopauzy, ale również z problemami dotyczącymi psychiki i relacji w tym okresie. Jeśli kobieta usłyszy, że nie tylko ona ma dość robienia tych śniadanek, to może zrozumie, że to nie z nią jest coś nie tak, tylko problem leży w kulturze, która od niej tego wymaga.
Wspaniale byłoby mieć też nieoceniającą przyjaciółkę, sprzymierzeńczynię, z którą można rozmawiać. Taką, która nie powie „uspokój się!”, kiedy jestem wściekła. Bo to akurat zupełnie nie działa.
A co zadziała?
Mówiłam już o odpoczynku, o oddychaniu, o warczeniu… powiem jeszcze o jednej świetnej metodzie, czyli o wizualizacji. Gdy jesteś wściekła, wyobraź sobie, że wybucha wulkan i gorąca lawa zalewa miejsce, w którym jesteś; wszystko płonie, a ty wychodzisz z tego cało jak Feniks z popiołów. Wierz, że to pomaga! Obraz działa na mózg lepiej niż jakiekolwiek słowa.
Wspaniałe!
Tego typu wizualizacja pomaga skanalizować złość, w tym przypadku lepiej nie wyobrażać sobie białych aniołów głaszczących cię po głowie, ale właśnie wybuchający wulkan i Feniksa albo lwa rozszarpującego upolowane zwierzę. Dzięki temu łatwiej nam złość przez siebie przepuścić, nie dopuszczając do tego, aby się w nas kumulowała.
Techniki, o których wspomniałam, mają nam przynieść ulgę w danym momencie, tak aby potem móc na spokojnie zastanowić się nad pierwotną przyczyną złości: komu muszę powiedzieć „stop”, na co się więcej nie godzić, czego już nie robić. Bo to jest naprawdę ważne, abyśmy w istotnych dla nas sprawach i relacjach nauczyły się ją wyrażać – stanowczo i dobitnie. Wyobrażasz sobie na przykład powiedzieć coś takiego: „Kiedy mówisz: »A co ty tam możesz o tym wiedzieć«, złości mnie to. Ja to przeżywam jako brak szacunku i wolałabym, abyś w ten sposób nie komentował moich słów, zwłaszcza kiedy jesteśmy ze znajomymi”.
Złość jest dość podstępna. Nieumiejętnie wyrażana może być nieskuteczna i niezrozumiana, tłumiona zaś może powodować poważne kłopoty ze zdrowiem.
Nie od dziś wiadomo, że tłumiona złość może odpowiadać za migreny i nadciśnienie. Słyszałam, że według medycyny chińskiej odkłada się w wątrobie i może zatruć ciało.
Mnie martwi jednak najbardziej to, że przez nią możemy zgorzknieć i stać się martwe w relacjach. Jeżeli nie posłuchamy pojawiającej się w menopauzie złości, będziemy się od niej odcinać, nadal będziemy grzeczne i miłe, bo tak nas wychowano – możemy umrzeć za życia. I nigdy nie poznać swoich prawdziwych potrzeb.
Ewa Tyralik-Kulpa, psychoterapeutka, autorka książki „Uwaga! Złość” (Fot. materiały prasowe)