1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Żeby było z górki, czasem musi być pod górkę. Nie tylko na rowerze, również w życiu

Żeby było z górki, czasem musi być pod górkę. Nie tylko na rowerze, również w życiu

Fot. Jakob Helbig/Getty Images
Fot. Jakob Helbig/Getty Images
Mam wszystko. Piękną rodzinę, dom, stabilizację, podróże. Wydawać by się mogło, że żyję swoim marzeniem. Jednak towarzyszy mi poczucie, że świat znajduje się za szybą. Życie mija, a ja zdaję się patrzeć na nie z boku i nie czuję kompletnie niczego. Znacie ten stan?

Fragment książki „Wystarczająco dobre życie”, Ryszard Kulik, wyd. Natuli

Wiele lat temu z moim – wówczas trzynastoletnim – synem Jankiem wybrałem się na dwudniową wyprawę rowerową po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Nocowaliśmy w lesie pod płachtą, piliśmy wodę ze źródła, wspinaliśmy się na wapienne skałki i podziwialiśmy średniowieczne ruiny zamków. Ale prawdziwym wyzwaniem była jazda na rowerze po jurajskich wzniesieniach i dolinach. Długie podjazdy i spektakularne zjazdy przeplatały się ze sobą. Nie było łatwo. Mozolne gramolenie się rowerem pod górę wymagało siły fizycznej i psychicznej determinacji. Nagrodą za to był zjazd, który za każdym razem zdawał się jednak za krótki.

– Tato, nie możesz wybrać takiej trasy, gdzie moglibyśmy dłużej zjeżdżać? – zapytał mój syn.
– A jak się masz z wjeżdżaniem pod górkę? – dopytałem.
– No wiesz, wolę zjeżdżać. Pod górkę jest dłużej i to strasznie męczące. Nie przepadam za podjazdami.
– Rozumiem, mam tak samo. Gdy widzę przed sobą długi podjazd, odechciewa mi się jechać. Za to zjazdy są takie cudowne: boski pęd powietrza i brak wysiłku, sama przyjemność .
– No więc czy nie moglibyśmy mieć cały czas z górki? – pytał z niejaką pretensją Janek.
– Jak widzisz: nie. Po prostu się nie da! Żeby zjechać z górki, trzeba najpierw na nią wjechać. Wjeżdżanie pod górkę to zapracowanie na to, że można z niej zjechać. Może więc warto się cieszyć z tego, że podjeżdżamy, bo to oznacza, że za chwilę będziemy mieć przyjemność ze zjazdu. Chociaż zjeżdżając, tracimy to, co wypracowaliśmy wcześniej. Zjazd jest przyjemny, ale może trzeba by się smucić, bo to oznacza, że za chwilę znów będziemy podjeżdżać.
– Czyli to wszystko jest ze sobą pomieszane. Zjazdy są przyjemne, ale przykro, że trzeba będzie znów wjeżdżać pod górę. A podjazdy są trudne, ale już można się cieszyć na przyszły zjazd. Tylko że zjeżdżając, tracimy wysokość, więc nie do końca jest fajnie. To już sam nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić z tego i tamtego – skonstatował z uśmiechem pomieszanym z rezygnacją Janek.
– Dla mnie to jest proste – odparłem. – Cieszę się ze zjazdów, a podjazdy są dla mnie trudne. Gdy jednak widzę, że jedno z drugim jest powiązane, to łatwiej mi unieść trudy naszej wyprawy. Nie przywiązuję się do moich preferencji tak bardzo, bo wiem, że przyjemność kosztuje, a trud niesie za sobą jakąś korzyść. Otwieram się więc i na to, i na tamto. Jedno z drugim, choć to przeciwieństwa, stanowią całość.
– To może lepiej jest jeździć po równym, gdzie nie trzeba się tak wysilać? – nie dawał za wygraną Janek.
– Może tak… Jazda po płaskim terenie jest rzeczywiście łatwiejsza. Ale co, jeśli mamy do przejechania jurajskie podjazdy i zjazdy? Bierzemy to na klatę i jedziemy do przodu. Jak jest płasko, to jest płasko, a jak są pagórki, to są pagórki. Tak jak w życiu. Choć jeśli możesz wybrać bardziej płaską czy równą drogę, to może warto to zrobić.
– Teraz na płaską drogę chyba nie ma szans, więc jedźmy – podsumował mój syn i ruszyliśmy dalej.

Wyprawa z Jankiem była prawdziwą lekcją życia. Doświadczenie połączone z refleksją pozwoliło nam odpowiednio nastawić się do trudów podróży.

Rozmawialiśmy o podjazdach i zjazdach, o równej drodze, ale tak naprawdę rozmawialiśmy o życiu, o tym, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach i jak są one powiązane z pragnieniami przyjemnego i wygodnego życia. Odkrywaliśmy, jak trud może wiązać się z korzyścią i jak przyjemność obarczona jest kosztem oraz stratą. Te swoiste całościowe pakiety doświadczeń ostatecznie składały się na nasze przeżycie wyprawy rowerowej. Wykraczały jednak daleko poza nią, dotykając samej istoty życia, naszego układania się z rzeczywistością.

Czym jest wystarczająco dobre życie i dlaczego w ogóle to jest ważne?

Truizmem jest stwierdzenie, że wszyscy chcemy być szczęśliwi, zdrowi, bogaci, czuć się dobrze i żyć wygodnie. Te pragnienia wpisane są w nasze wypracowane przez ewolucję naturalne mechanizmy adaptacyjne. Polegają one przede wszystkim na maksymalizowaniu dobrostanu i unikaniu przykrych doświadczeń. Jesteśmy w końcu potomkami tych, którzy właśnie tego chcieli i postępowali zgodnie z tym imperatywem. Dzięki temu nasi przodkowie przetrwali, przekazując swoje geny kolejnym pokoleniom. Dążenie do lepszego życia ma jednak swoje ograniczenia. Obecnie mamy coraz więcej dowodów na to, że ten ewolucyjny program staje się naszym przekleństwem. Dzieje się tak zarówno w wymiarze naszego życia emocjonalnego i społecznego, jak i w odniesieniu do relacji z planetą, która musi udźwignąć ciężar naszych wciąż rosnących oczekiwań.
Zmieniamy rzeczywistość tak, żeby było ciągle „z górki”. A na końcu dziwimy się, że w ten sposób sprowokowaliśmy katastrofę, która stawia nas „przed górką” – tym razem jednak taką, której być może nie zdołamy pokonać. Trzeba zatem ostatecznie zapytać: na czym polega dobre życie? Wystarczająco dobre życie?

W przeszłości naszego gatunku ewolucyjny program maksymalizowania zysków i minimalizowania kosztów dość dobrze się sprawdzał. Stał się jednak nieadaptacyjny z powodu konstelacji różnych czynników. Wśród nich wiodącą rolę odgrywa nasza relacja ze światem, z rzeczywistością, która rządzi się określonymi prawami. Innymi słowy: nasza skłonność do tworzenia najlepszego ze światów jest tylko fragmentem całościowego, dużego obrazu rzeczywistości, którego z różnych powodów nie chcemy dostrzec. A nie dostrzegając całości, wikłamy się w złudne pragnienia idealnego życia. Odrzucamy świat z jego twardymi prawami, próbując naginać rzeczywistość do naszych wyidealizowanych wyobrażeń. Szkodzimy w ten sposób sobie oraz niezliczonym istotom, które razem z nami zamieszkują tę planetę. Prowokujemy katastrofę w wymiarze indywidualnym i globalnym.

Poszukiwanie dobrego życia trzeba zatem rozpocząć od nakreślenia obrazu rzeczywistości, która stanowi fundament naszej egzystencji. Chodzi o to, by rozpoznać najbardziej podstawowe i uniwersalne prawa rządzące życiem, a nawet szerzej – całą rzeczywistością. Rozpoznanie tych praw, zrozumienie ich i przyjęcie jest aktem afirmacji życia. Jest też rodzajem mapy, dzięki której możemy podążać drogą wystarczająco dobrego życia. Jeśli odrzucamy te prawa, to tak, jakbyśmy odrzucili naszą prawdziwą naturę – bo w końcu jesteśmy częścią całości i jak wszystko inne podlegamy tym samym prawom. Nasze ciało, życie emocjonalne i relacje wprzęgnięte są w te same uniwersalne prawa, którym podporządkowują się atomy i galaktyki.

Po prawdzie ciągle kontestujemy te zasady i w ten sposób odcinamy się od życia. To zjawisko jest fascynujące i paradoksalne w swej istocie. Nie możemy bowiem oddzielić się od rzeczywistości, bo nią jesteśmy, ale działamy i żyjemy tak, jakbyśmy byli (lub przynajmniej próbowali być) od niej oddzieleni. Dlaczego to robimy? Dlaczego tak bardzo i tak często staramy się odciąć od doświadczenia życia? To jedno z najważniejszych i zarazem najbardziej niezwykłych pytań. Wygląda na to, że prowadzimy wojnę z własnymi emocjami, negujemy naszą zależność od innych ludzi, a przyrodę traktujemy jak prawdziwego wroga, którego trzeba rzucić na kolana i ujarzmić. Robimy to w imię absurdalnego i absolutnie nierealistycznego programu idealnego życia. Za wszelką cenę chcemy odciąć się od trudu, cierpienia i dyskomfortu i tak zarządzić rzeczywistością, by już nigdy więcej nie spotkało nas nic przykrego. Ten fakt powoduje rozliczne konsekwencje w postaci tym większego cierpienia poszczególnych ludzi, negatywnych zjawisk społecznych i potężnego kryzysu środowiskowego.

Przeciwstawianie się życiu nie przynosi ostatecznie nic dobrego. Gdy jednak pojawiają się bolesne konsekwencje tego faktu, po raz kolejny mamy mnóstwo sposobów, by się od tej trudnej świadomości odciąć. Zamrażamy swoje serce albo rzucamy się w wir pracy czy bezmyślnej rozrywki, uzależniając się coraz bardziej od poprawiaczy nastroju i własnej obojętności. Brniemy więc w błędne koło iluzji i zaprzeczeń, manipulując własnymi emocjami oraz rzeczywistością na zewnątrz. Tak oto prowokujemy jeszcze silniejszą i boleśniejszą odpowiedź ze strony naszego ciała, innych ludzi i przyrody. Doprowadzamy do zaburzenia, choroby lub katastrofy, których zadaniem jest obudzić nas z letargu, w jaki wpadliśmy. Dotykający nas Wszechkryzys obejmuje wszystkie sfery życia i boleśnie
oddziałuje na całą planetę. I jednocześnie jest dla nas szansą na przebudzenie się.

Do czego zatem mamy się przebudzić? Usilne dążenie do idealnego stanu rzeczy nie sprzyja dobremu życiu. Oddzielanie się od doświadczania życia nie służy nam, innym istotom i Ziemi. Mamy więc rozpoznać, kim w istocie jesteśmy i jakie łączą nas związki z całym życiem, które kieruje się określonymi prawami. Mamy odczytać instrukcję obsługi życia i przyjąć ją jako drogowskaz dla własnej podróży przez czas, jaki nam pozostał. Wskazówki, gdzie szukać wystarczająco dobrego życia, są na wyciągnięcie ręki – w każdej sytuacji, w której jesteśmy, w każdym doświadczeniu, które jest naszym udziałem. Te wskazówki daje nam nasze ciało, nasz oddech, są one obecne w naszych emocjach, w relacjach, które tworzymy. Każde źdźbło trawy, liść, drzewo, stonoga czy wilk o tym mówią. Rzeki, wiatr, pory roku i cała planeta Ziemia śpiewają pieśń o wystarczająco dobrym życiu, przypominając nam, że jesteśmy częścią większej całości i mamy rozpoznać swoje miejsce w rozległej i bogatej sieci życia.

Gdy zakończyliśmy naszą rowerową wyprawę, mój syn Janek powiedział, że jest mu smutno, bo już mamy to wszystko za sobą. Pomyślałem wtedy, że jego smutek jest wyrazem straty czegoś cennego. Tym czymś było jego doświadczenie jazdy rowerem z ojcem po pagórkowatym terenie Jury. Na koniec okazało się, że trudy podróży, dyskomfort i wysiłek związany z licznymi podjazdami składały się na wartościowy czas. Mieliśmy możliwość budowania naszej relacji oraz osobistej mocy na podstawie zaufania do własnego ciała. To ono zmagało się z podjazdami, wiatrem i wyboistą drogą. I mimo zmęczenia czuliśmy się szczęśliwi. Doświadczenie to było pełne: miało wymiar fizyczny, cielesny dla każdego z nas, byliśmy w tym razem, no i w nieustannej łączności ze światem, z drogą, krajobrazem i wszystkimi żywiołami. Nie było łatwo, a jednocześnie smakowało wybornie.

Otwarcie się na życie z jego prostotą i dosłownością, pozwolenie sobie, by płynęło przez nas jak rzeka, której nurt zaprasza do pełnego doświadczenia przepływu; przyjęcie siebie, innych i świata z jego ograniczeniami, niedoskonałością i ułomnością.
Już czas zgodzić się na to, co jest.

Tak wyobrażam sobie wystarczająco dobre życie.

materiały prasowe materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze