Najczęściej żyjemy według schematów rodzinnych czy społecznych, a nie bierzemy pod uwagę, jaki kierunek wskazuje nieświadome. Jeśli go dotkniemy, możemy uwolnić się od różnych identyfikacji – wyjaśnia psychoanalityk Marcin Piotrowski. Bo na odkrycie czeka własny scenariusz...
Czym jest nieświadomość?
W psychoanalizie lacanowskiej – bo z tej perspektywy odpowiadam – używamy słowa „nieświadome”, a nie „nieświadomość”. Intencją jest podkreślenie, że chodzi o coś innego niż tylko o niewiedzę. Już Freud wskazał na to, że człowiek mówi równocześnie na dwóch poziomach: świadomym – wypowiedzi; nieświadomym – wypowiedzenia. To on zauważył, że kiedy jego pierwsze pacjentki mówiły o dolegliwościach ciała, jako przejawie nieświadomego, te niedomagania ustawały. Jacques-Marie-Émile Lacan, który kontynuował myśli Freuda, wyeksponował w psychoanalizie warstwę językową. Rozwinął koncept, że nieświadome jest ustrukturyzowane jak mowa. Dzięki temu, że mówimy, może zostać odkryte. I zasadniczo psychoanaliza zajmuje się odszyfrowaniem tego, co jest nieświadome.
Istotne jest to, że elementy języka dla każdego są indywidualnie naznaczone i połączone. Taki prosty przykład – chirurg, słysząc słowo „stół”, pomyśli zapewne o stole operacyjnym, a kucharka o kuchennym, na którym zagniata ciasto na pierogi. Chociaż mówimy i nazywamy rzeczy w sposób, który jest dla większości tak samo zrozumiały, to z perspektywy psychoanalizy lacanowskiej podmiot, czyli człowiek, jest zanurzony w różnych doświadczeniach, różnych przeżyciach i ich różnej interpretacji.
Po co psychoanalityk odszyfrowuje nieświadome?
Freud pokazał nam, że to, co jest mówione przez podmiot w czasie sesji, niekoniecznie znaczy to, co wydaje się, że znaczy. Jeśli na przykład ktoś mówi, że czegoś sobie odmawia, to pojawia się pytanie, dlaczego to robi, a odpowiedź wcale nie musi dotykać istoty rzeczy. Z perspektywy psychoanalitycznej najbardziej interesujący jest ukryty sens tego, co jest mówione, on podlega interpretacji, a nie sam przekaz, którego znaczenie zwykle jest jasne. Jest to pewnego rodzaju rebus.
Po co go rozwiązywać?
To może zabrzmi przewrotnie, ale pierwszym celem psychoanalizy nie jest poprawa funkcjonowania w życiu. Bez przeanalizowania aspektu nieświadomego pragnienia psychoanaliza nie jest skończona. Pacjent może być zachwycony, że rozwiązał swoje problemy w pracy czy w związku, ale nie oznacza to, że zakończył psychoanalizę. Końcem analizy jest dotarcie do czegoś, co jest niemożliwe do nazwania, niemożliwe do wypowiedzenia, czyli właśnie tego, co jest związane z nieświadomym.
Wydobycie tego do świadomości?
Tak, choć nie tylko. Chodzi też o przyjęcie tego, że to, co nieświadome, jest nieustannie aktywne. Nie jest ono do końca elementem wewnętrznym, tylko również zewnętrznym, bo ma strukturę mowy. Nieświadome w pewnym sensie jest tajemnicą, ale nie jest to tylko coś, czego podmiot o sobie nie wie. Ono ma swoją strukturę i narrację, i przez cały czas oddziałuje na podmiot. Freud mówił, że nieświadome to pracownik, który działa na zlecenie pracodawcy i nigdy nie strajkuje.
A pracodawca wie, że go zatrudnił?
Pracodawcą jest pragnienie uruchamiane przez fundamentalny brak związany z wejściem w mowę. Kiedy dziecko się rodzi, doświadcza czegoś, co można nazwać kąpielą językową różnych dźwięków. Słowa, które padają ze strony rodzica bądź opiekuna, nazywanego w psychoanalizie Innym, zostawiają pewnego rodzaju echo w ciele dziecka – specyficzny dla każdego sposób rozkoszowania się. Ale ta rozkosz jest zawsze w jakimś sensie wybrakowana. Podmiot przez całe życie usiłuje sobie z tym brakiem jakoś poradzić, a jednocześnie nieświadomie dąży do powtarzania rozkoszy, która pojawiła się na wczesnym etapie życia.
To nie jest oczywiste, ale ten sam brak uruchamia pragnienie, które w życiu łączymy z czymś konkretnym, jako synonimem szczęścia. Nieważne, czy to będą jakieś upragnione przedmioty, doświadczenia czy relacje, problem polega na tym, że gdy już to uzyskamy, i tak zaczynamy pragnąć czegoś kolejnego. W tym sensie pragnienie czegoś określonego nie jest pragnieniem nieświadomym, które odkrywamy w psychoanalizie, lecz raczej życzeniem, które w założeniu ma sprawić, że człowiek będzie szczęśliwy, co zawsze ostatecznie jest złudne.
Nie nasyca nas to?
Nie. Paradoksalnie im więcej życzeń zaspokajamy, tym bardziej wzrasta poziom nienasycenia i frustracji, bo brak pozostaje. Po kolejnej próbie orientujemy się, że to znowu nie to. Pragnienie nieustannie ucieka i nie da się przyszpilić go konkretnym życzeniem. Według Lacana w momencie, kiedy zaczynamy mówić o pragnieniu, bo wiemy, czego chcemy, w sensie psychoanalitycznym już w nim nie jesteśmy i znajdujemy się na poziomie życzenia.
Mamy nie gonić za pragnieniami?
Oskar Wilde powiedział, że z pragnieniem jest taki problem, że niedobrze, gdy się je realizuje, i niedobrze, gdy się go nie realizuje. Psychoanaliza zaś mówi, że bieganie za różnymi rzeczami i myślenie, że one zapełnią ten fundamentalny brak, jest iluzją, jest skazane na porażkę. Ważne, by ten fundamentalny brak w byciu uznać, bo ma on jedną niezwykle ważną funkcję – z perspektywy psychoanalitycznej jest motorem pragnienia nieświadomego, które nas pcha do działania, wyznaczając pewien jego wektor.
Dokąd nas ten wektor prowadzi?
Wektor popycha nas w pewnym kierunku, innym dla każdego, ale nie chodzi tu o jakiś koniec tej drogi, chyba że uznamy, iż jest nim śmierć. Najczęściej żyjemy według schematów rodzinnych czy społecznych, a nie bierzemy pod uwagę, jaki kierunek wskazuje nieświadome.
Psychoanaliza, dotykając nieświadomego, pomaga uwolnić się od tych różnych identyfikacji. Na odkrycie czeka własny scenariusz, jak mamy żyć, wokół którego często pojawia się lęk – on też wskazuje na coś ważnego, bo krzyżuje się z pragnieniem. Ono zawsze jest związane z pragnieniem Innego – co oznacza, że pragnie się tego, czego pragnął rodzic, lub czegoś odwrotnego, ale nadal kręcimy się wokół tej samej osi. Pragnie się też samego rodzica. Wynika to z tego, że małe dziecko uważa, że Inny wie lepiej, i zwraca się do niego z pewnym domaganiem. Pod słowami „Mamo, zrób mi kanapkę” kryje się przekaz „Pokaż mi, że mnie kochasz”. Jednocześnie ta miłość nigdy nie będzie wystarczająca i tym samym domaganie nie zostanie zaspokojone. Ustawienie podmiotu w konstelacji rodzinnej jest odwzorowywane w dorosłych relacjach.
Stąd powtarzające się historie – wychodzimy za mąż za własną matkę, szef traktuje nas jak ojciec...
Lacan wyodrębnił cztery podstawowe pojęcia psychoanalizy: nieświadome, powtórzenie, przeniesienie i popęd. To, co jest nieświadome, powtarza się. Nie jesteśmy już dzieckiem, ale można dostrzec, że ustawiamy się w dawnej pozycji – petenta lub tego, który ratuje albo zabawia bądź musi zasłużyć na uwagę i się na to skarżymy. Wiem, że to może brzmieć znowu trochę dziwnie, ale z perspektywy podmiotu jest tam też ta powtarzająca się, infantylna rozkosz.
Rozkosz, która boli?
Tak jest! To jest rozkosz, która prowadzi do cierpienia, tworząc zamknięty układ skargi, ale też i nieświadomego dążenia do powtarzania tego schematu. Wiele osób wcale nie chce wyjść z takiego układu. Nie musi tu chodzić o to, że kobieta jest przez 20 lat w związku z mężczyzną, który ją regularnie bije, ale przykładowo o maszerowanie latami z całą rodziną na niedzielne obiadki do rodziców.
Na kozetce u psychoanalityka możemy to zmienić?
To jest możliwe, jeśli zobaczymy swoją pozycję w tym układzie i uświadomimy sobie rozkosz, która z niego płynie, i to zakwestionujemy. Pamiętajmy – rozkosz, która idzie w stronę cierpienia, nadal jest rozkoszą.
Można przez lata tkwić w powtarzających się sytuacjach i mieć do tego takie podejście, że to świat jest niesprawiedliwy, że na przykład kobiety są wredne, a mężczyźni zdradzają, ale można też zadać sobie pytanie, jaki jest w tym mój udział. Dlaczego się czegoś domagam od żony, męża, dziecka, do czego to mi służy? Psychoanaliza w tym pomaga. Dzięki Freudowi i kolejnym pokoleniom analityków nieświadome może zostać usłyszane.
W jaki sposób?
Freud uważał, że królewską drogą do nieświadomego są marzenia senne, bo gdy śpimy, jest wyłączona cenzura świadomości. W dzień pilnujemy się, zakładamy maski. Kiedy śpimy, śpi też nasza kontrola. Praca ze snami przypomina pracę archeologa, który spod wielu warstw wykopuje coś cennego, a głęboko ukrytego. W psychoanalizie pacjenta nazywamy analizującym się – to on opowiada o śnie i znajduje skojarzenia. Z jego słów wyłania się obraz, z którego można wyinterpretować nieświadome. Mniejsze znaczenie ma historia, chodzi o wyłonienie sensu ukrytego, podlegającego interpretacji. W poszukiwaniu nieświadomego wyłapujemy też przejęzyczenia, czynności pomyłkowe, pewien typ dowcipów oparty na grze słów, które pokazują nam coś jednostkowego.
Trzeba to szybko chwytać, bo nieświadome ma charakter pulsacyjny – pojawia się, ale szybko znika w tej szczelinie braku. To jest ten pracownik, któremu nagle udało się przebić przez cenzurę, przez coś, co jest związane z ego, z tym, że próbuje wywierać określone wrażenie. Jeśli ktoś chce się na przykład z kimś przywitać, a się pożegna, to – podchodząc do tego psychoanalitycznie – taka czynność jest udaną manifestacją nieświadomego. Jakkolwiek kłopotliwa towarzysko, jest udana z perspektywy nieświadomego pragnienia tego pracownika, który coś tutaj jednak przemycił, bo on jest, pamiętajmy, na służbie pragnienia, które zmierza do uzyskania satysfakcji.
Freud dużo uwagi poświęcił zapominaniu czy przekręcaniu słów, imion, co może być związane ze stanem emocjonalnym. Pod tym może się kryć uwielbienie, które paradoksalnie może być zanegowane, zazdrość czy niechęć. To wszystko podlega interpretacji, ponieważ każdy podmiot to przedstawi inaczej. Jako analitycy nie możemy niczego zakładać a priori, a jedynie być blisko mówienia analizującego się.
Czy nierozpoznane nieświadome pragnienie nam szkodzi?
Lacan powiedział, że jedyne, czego podmiot jest winien, to nierealizowanie swojego pragnienia.
Którego i tak się nie da zrealizować?
Według psychoanalizy osoby o strukturze neurotycznej pragną podtrzymania nieusatysfakcjonowanego pragnienia. Przykładowo – niektóre kobiety wiele czasu i energii wkładają w narzekanie na swoich partnerów. Ich mowa jest nośnikiem niespełnionego pragnienia, które daje jednak pewną rozkosz i rozładowanie. Brak jest cały czas w grze, bo pragnienie jest niezniszczalne. Mężczyźni częściej mają strukturę obsesyjną – oni pragnienie ustawiają jako niemożliwe, żyjąc w przekonaniu, że po prostu najogólniej nie da się, a próba robienia czegoś często jest związana z lękiem, z obawą, że stracą, więc jego spełnienie jest prokrastynowane. Co może zaskakiwać – prokrastynacja też jest sposobem utrzymania pragnienia w grze, tak samo jak nudzenie się – brak widać wyraźnie, ale przed działaniem hamuje lęk.
I z tego powodu cierpimy?
Tak, bo to, co jest niemożliwe do osiągnięcia, jest w jakimś sensie bardziej interesujące. Może być jeszcze bardziej upragnione, choć może też być i zdegradowane. Ale mamy przecież wybór, który jest związany z tą nieświadomą pozycją. Odkrywanie nieświadomego pragnienia pozwala uwolnić się od wymagań stawianych wobec innych jako warunku własnego szczęścia.
Kwestionowanie i zadawanie pytań, robienie pojedynczych kroków w stronę ukrytego, obieranego z identyfikacji sensu, pcha pracę analityczną do przodu. Nie myślimy jednak przy tym, że ma nam to zapewnić karierę youtubera czy miłość jak z bajki, bo to są tylko kolejne identyfikacje. Nie wiemy, dokąd nas zaprowadzi nasze nieświadome pragnienie, ale pomaga we wzięciu odpowiedzialności za siebie, tym bardziej że każdy ma ograniczony czas.
Psychoanaliza uczy akceptacji z jednej strony braku, który jest motorem pragnienia, ale też akceptacji niemożliwości. Są rzeczy, które się wykluczają – nie można iść w prawo i w lewo równocześnie, cofnąć czasu, nie można czegoś mieć, nie tracąc czegoś innego. Analiza umożliwia przyjęcie kastracji. Konstatuje, że nie ma pełni rozkoszy, podobnie nie jest prawdziwa idea, że dwie połówki utworzą jedność jak u Arystofanesa. To jest fantazja, bo brak zawsze będzie istniał, a próba negowania go wiedzie na manowce.
Nie możemy zmienić przeszłości z jej historiami i traumami, ale możemy zmienić perspektywę patrzenia na wydarzenia, na osoby, w tym rodziców, poprzez odkrywanie tego, co jest aspektem nieświadomym. Lacan nieświadome porównał do larwy – jako czegoś niedokonanego – z której narodzi się motyl. Przyjęcie braku powoduje, że nieświadome pragnienie staje się funkcjonalne. Chce mi się wstawać z łóżka i działać niezależnie od tego, że pada deszcz albo że to, co robię, nie daje wielkich pieniędzy. Robię to, bo za tym stoi moje podmiotowe pragnienie.
To przywodzi na myśl wschodnie nauki o akceptacji.
Lacan połączył wątek psychoanalityczny z buddyzmem, pokazując, że na Wschodzie pominięto trochę aspekt cielesny. Psychoanaliza ciała nie pomija, jest z nim związany przecież cały aspekt seksualności. A rozkosz jest ograniczona do własnego ciała. Podmiot coś by chciał, wyłania się pragnienie, ale wewnętrzny cenzor – superego – nie pozwala na to, czego efektem jest wewnętrzny konflikt. Jego przejawem na ciele jest umowny pryszcz na środku czoła. A miała być romantyczna randka. Likwidując sam pryszcz, ryzykujemy, że za jakiś czas znowu się pojawi.
Freud porównał to zjawisko do góry lodowej – jeśli zajmujemy się jej wierzchołkiem, to cały mechanizm nieświadomy, który jest pod spodem, zostaje nietknięty. Tam jest struktura związana z produkcją satysfakcji i z cierpieniem zawsze postrzeganym jednostkowo, niezależnym od sukcesu społecznego czy bogactwa. Jeśli za bardzo będziemy zajmować się tym pryszczem, może to stać się rozkoszą – że on jest taki fatalny, a podmiot taki cierpiący. W pewnym momencie trzeba postawić tamę.
Odkrywanie wiedzy płynącej z nieświadomego zakłada uznanie, że to, co się wiedziało wcześniej, było niewystarczające, żeby uwolnić się z powtórzenia matrycy rozkoszy-cierpienia. Dostrzeżenie swojego udziału w tym, co się dzieje, i kwestionowanie tej pozycji pozwala na uzyskanie dystansu i nowe rozumienie swojego dążenia, swojego Quo vadis? W psychoanalizie mówi się Che vuoi? (Czego chcesz?). To wszystko przynosi efekt uwalniający i wyzwalający.
Marcin Piotrowski, psycholog, psychoanalityk lacanowski praktykujący od ponad 15 lat. Członek założyciel Forum Polskiego Pola Lacanowskiego (FPPL), członek ÉPFCL (École de Psychanalyse des Forums du Champ Lacanien) Szkoły Psychoanalizy Forów Pola Lacanowskiego we Francji.