1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Nie daj się zmanipulować. Ekspert radzi, jak walczyć z dezinformacją i fake newsami

Nie daj się zmanipulować. Ekspert radzi, jak walczyć z dezinformacją i fake newsami

Informacje warto weryfikować, aby podejmować dezycje oparte na fakatach, a nie pod wpływem manipulacji. (Ilustracja: SvetaZi/Getty Images)
Informacje warto weryfikować, aby podejmować dezycje oparte na fakatach, a nie pod wpływem manipulacji. (Ilustracja: SvetaZi/Getty Images)
Każdego dnia zalewa nas fala informacji, z których część umiejętnie zakłamuje rzeczywistość, by zachęcić nas do podjęcia określonych działań. Patryk Zakrzewski, koordynator Akademii Fact-checkingu i wiceprezes Stowarzyszenia Demagog, podpowiada, by w walce z dezinformacją skupić się na podejmowaniu decyzji, które służą nam, a nie tym, którzy celowo wprowadzają nas w błąd.

Pewnie to naiwne, ale spróbuję: czy fake newsy mają jakieś cechy charakterystyczne, dzięki którym można się zorientować, że to nieprawdziwa informacja?
Byłoby super, gdyby takie cechy miały. I myślę, że nawet moglibyśmy je dość dobrze określić, pod warunkiem że istniałby jeden typ informacji, który definiowalibyśmy jako fake news. Natomiast spotykamy się z wieloma różnymi typami informacji wprowadzających w błąd i w ich ramach mamy mnóstwo różnych przykładów treści, które w jakimś sensie wyczerpują znamiona fake newsów, ale nimi nie są. Co mam na myśli, kiedy mówię o fake newsie? Treść, która jest informacją niekoniecznie w 100 proc. fałszywą, jednak zawierającą elementy wprowadzające w błąd. Często przypomina ona wiadomość o charakterze newsowym pochodzącą z mediów, dotyczącą bieżących wydarzeń, co ma zwiększyć jej wiarygodność. Niesamowicie ważna jest jednak intencja, z jaką wprowadzono ją do obiegu, ponieważ fake newsy mają służyć realizacji konkretnego celu.

Jak widać, potrafimy dokładnie zdefiniować to zjawisko, natomiast z mojego doświadczenia wyniesionego ze Stowarzyszenia Demagog wynika, że ta kategoria jest mało pomocna do opisywania tego, z czym mamy tak naprawdę do czynienia na co dzień, ponieważ w przekazach medialnych i mediach społecznościowych pojawiają się również plotki, propaganda oraz twarda dezinformacja, nastawiona na wprowadzanie do obiegu jakiejś narracji po to, żebyśmy jako obywatele dany problem postrzegali w konkretny sposób, zgodny z intencjami autora.

Niestety, pewnie to nie wszystko...
Mamy jeszcze przeróżne praktyki manipulacji, jak na przykład wyciąganie pewnych treści z kontekstu. W efekcie na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystkie fakty się zgadzają, ale brakuje pełnego tła pozwalającego całkowicie zrozumieć daną informację.

Do pokazywania niepełnego obrazu sytuacji zalicza się też coś, co nazywamy w języku angielskim framingiem. Mówimy o nim, gdy twórcy wiadomości zależy na tym, byśmy widzieli tylko pewien konkretny wycinek sprawy, więc wyrzuca poza ramę jakieś detale istotne dla zrozumienia całości. Ostatnio do tego zróżnicowanego krajobrazu dezinformacji dołączają też różnego rodzaju fałszywki stworzone przez programy wykorzystujące sztuczną inteligencję. Każda z tych kategorii treści ma pewne elementy charakterystyczne, ale trudno znaleźć cechy wspólne, poza tym że wprowadzają nas w błąd. Potrzebujemy więc różnych narzędzi, ale też przede wszystkim wiedzy, żeby odróżnić prawdę od fałszu.

Moja babcia miała taki zwyczaj, że oglądała wszystkie serwisy informacyjne. Kiedyś myślałam, że to po prostu takie hobby, ale teraz rozumiem, że w tym szaleństwie była jakaś metoda na poszukiwanie prawdy, że w ten sposób patrzyła na świat z różnych perspektyw i wyciągała jakąś średnią z tych informacji, które otrzymywała. Była już wówczas emerytką, miała więc czas na takie analizy. Współcześnie jednak czas to towar deficytowy. Jakie praktyki możemy więc wprowadzić w życie, by chronić się przed dezinformacją?
Podejście do czasu we współczesnym świecie jest dość zaskakujące, bo z jednej strony nie mamy go na to, żeby przeanalizować kilka źródeł, a z drugiej mamy go całkiem sporo, żeby godzinami przeglądać media społecznościowe. Te ostatnie często pojawiają się w różnych dyskusjach o dezinformacji, ponieważ to właśnie za ich sprawą czytelnicy, wcześniej będący wyłącznie odbiorcami, stali się przekaźnikami informacji. Za pośrednictwem jednego kliknięcia, reakcji pozostawionej pod treścią posta, komentarza czy nawet ilości sekund, które poświęcamy na analizę danego tekstu, stajemy się nadawcą danej informacji, czyli, chcąc nie chcąc, możemy przyczynić się do rozprzestrzeniania nieprawdy. Coraz więcej mówi się o tym, że ograniczanie dezinformacji to rola platform społecznościowych, ale niestety pewną odpowiedzialność ponosimy również my sami.

Kiedy podczas szkoleń rozmawiam z nastolatkami, osobami dorosłymi czy dojrzałymi, przyznają otwarcie, że sporo wiedzy o współczesnym świecie czerpią z mediów społecznościowych. Problem w tym, że jest to często czytanie tego, co otrzymują bez zastanowienia się, jakich informacji potrzebują, po jakie treści chcą sięgnąć, czego chcą się dowiedzieć. A przecież jeżeli cierpimy na deficyt czasu, to może zamiast liczyć na to, że informacje, które do nas dotrą, są prawdziwe, lepiej jednak wybrać takie źródła, o których wiemy, że są wiarygodne i to w nich szukać treści, które są nam potrzebne do lepszego rozumienia świata czy bycia na bieżąco.

Na strategię pani babci zapewne mało kto sobie pozwoli, ale robiąc choćby od czasu do czasu przegląd różnych mediów, możemy zobaczyć nie tylko to, jak pewne rzeczy są prezentowane, ale też o czym się w nich nie mówi. A to rodzi pytanie, dlaczego dany nadawca zdecydował się jakiś temat przemilczeć? Kiedy jednak porównujemy treści na różnych portalach czy serwisach, to warto też wiedzieć, skąd media te informacje zaczerpnęły. Czasami wydaje nam się, że sięgamy po wiedzę pochodzącą z różnych źródeł, a tak naprawdę wszyscy nadawcy bazują na jednej depeszy agencyjnej i na jej podstawie tworzą historię. Zdarza się, że jeśli taka agencja popełni błąd, wszyscy powielają tę nieprawdziwą wersję wydarzeń. Odbiorca myśli, że sięgając po dwa czy trzy serwisy internetowe zdobywa jakąś rzetelną, obiektywną wiedzę, a tymczasem one wszystkie mówią jednym głosem.

Gdzie zatem szukać obiektywizmu i prawdy?
Jest powiedzenie mówiące o tym, że prawda nie leży pośrodku, nie jest kwestią negocjacji, tylko wdrożenia jakiejś metody, która pozwala nam ustalić fakty. Moja jest taka, że chętniej niż codzienne serwisy informacyjne czytam tygodniki, dlatego że pozwalają one przyjrzeć się tematowi już z pewnej perspektywy. Przedstawiają kilka różnych punktów widzenia i fakty, które w przeciągu minionych kilku dni mogły się zmienić. Rzeczywistość jest dynamiczna i to, co wiedzieliśmy wczoraj, dziś może się okazać nieaktualne. A z tygodniową perspektywą rosną szanse na to, że otrzymamy już informację rzetelną, przeanalizowaną przez dziennikarzy i ekspertów.

Ale ludzie teraz lubią trzymać rękę na pulsie. Poza tym jesteśmy wręcz bombardowani różnymi informacjami. Jak je na bieżąco weryfikować?
Jest kilka sposobów, aby sprawdzić, czy treść, która do nas dociera, rzeczywiście jest treścią informującą, czy też ma jakiś inny ukryty cel. Na naszym portalu fact-checkingowym demagog.org.pl stworzyliśmy listę 12 zasad, by wesprzeć naszych czytelników i przeciwdziałać dezinformacji. Jedna z nich mówi o tym, że zanim przejdzie się do konkretnych narzędzi lub technik weryfikacji, warto dokonać autorefleksji i zastanowić się, co czujemy w kontakcie z danym newsem. Jeżeli informacja na przykład wywołuje lęk albo – wręcz przeciwnie – uczucie jakiejś ekscytacji, to być może ma nas w ten sposób motywować do różnego typu działań. Warto więc zastanowić się nad tym, czy celem autora tej treści było przekazanie jakieś informacji o świecie, czy raczej mobilizacja potencjalnych odbiorców na przykład do udostępnienia, komentowania czy dzielenia się tą historią dalej. Taka chwila refleksji może ustrzec przed opublikowaniem informacji, która będzie miała wpływ na kolejne grupy odbiorców w mediach społecznościowych, a nas samych może narazić na kompromitację czy utratę dobrego imienia, jeżeli się okaże, że udostępniamy fake newsy, które w prosty sposób można było zweryfikować.

Poza przyglądaniem się sobie i swoim emocjom warto też zwrócić uwagę na to, w jakim kontekście funkcjonuje dany tekst. Czasem trafiamy na jakąś informację, która została udostępniona linkiem w mediach społecznościowych i jesteśmy zaaferowani, bo na przykład dowiadujemy się, że w naszej okolicy doszło do jakiejś nieszczelności instalacji i zanieczyszczenia dostały się do pobliskiej rzeki. Szybko udostępniamy to wszystkim znajomym, a potem okazuje się, że ktoś w komentarzu zwraca nam uwagę, że przecież ten tekst pochodzi sprzed trzech lat. I dopiero wtedy uświadamiamy sobie, że to, co wypływa w mediach społecznościowych, nie zawsze jest aktualne, a my nawet nie zadaliśmy sobie trudu, żeby sprawdzić datę tego rzekomego newsa. Tymczasem media wprowadzają pewne rozwiązania, które mają nas przed takim ryzykiem uchronić. Na przykład brytyjski „The Guardian” w przypadku starszych tekstów umieszcza pasek informacyjny, mówiący o tym, że ten tekst powstał na przykład 12 miesięcy temu, by czytelnik od samego początku miał świadomość, że nie czyta aktualności.

Krótko mówiąc, chodzi więc o to, by do znajdowanych w sieci treści podchodzić racjonalnie, a nie emocjonalnie.
Nauka dowodzi, że nasza wiara w to, że możemy podejmować decyzje wyłącznie racjonalne, jest raczej złudna, bo czynnik emocjonalny odgrywa ogromną rolę. Warto jednak identyfikować te momenty, kiedy zdajemy sobie sprawę, że te emocje są w nas faktycznie silne i być może jakoś wpływają na nasz osąd. Zachęcam więc do tego, żeby emocje traktować w kategoriach informacji o tym, w jaki sposób dana treść na nas wpływa. I do dawania sobie chwili na refleksję, czy faktycznie chcę podjąć jakieś działanie, na przykład udostępnić daną informację, czy może jednak się zatrzymam.

Kto jest najbardziej podatny na fake newsy? Młodzi ludzie czy starsi?
Zaskakującą odpowiedź na to pytanie daje druga edycja raportu „Dezinformacja oczami Polaków” na podstawie badań przeprowadzonych w tym roku przez Fundację Digital Poland we współpracy między innymi z Demagogiem. Okazuje się bowiem, że grupą wiekową, która ma najmniej zakorzenione fałszywe tezy, są osoby dojrzałe. Są różne hipotezy wyjaśniające takie wyniki.

Jedna mówi o tym, że za sprawą ograniczonego dostępu do mediów społecznościowych seniorzy bazują jednak na źródłach rzetelnych, naukowych albo na własnym życiowym doświadczeniu, które podpowiada im właściwy osąd rzeczywistości. Tymczasem młodzi mają dostęp do różnego rodzaju grup i stron, które prezentują rzeczywistość, niekoniecznie odnosząc się do faktów.

Do tego dochodzą zjawiska takie jak komora echa polegająca na tym, że jesteśmy otoczeni ludźmi podzielającymi nasze poglądy, więc nie mamy dostępu czy wglądu w odmienne, być może bardziej prawdziwe interpretacje rzeczywistości. Stajemy się więc ofiarą czy zakładnikiem pewnych tez, które słyszymy wielokrotnie i mamy przekonanie, że to jest jedyna możliwa opcja.

A czy są jakieś cechy osobowości, które wpływają na naszą podatność na manipulację i przyjmowanie nieprawdy?
Jest co najmniej jedno kryterium, które sprawia, że ta podatność, na przykład na teorie spiskowe, jest większa i jest to zmienna dotycząca tego, jak bardzo akceptujemy niepewność w swoim życiu. Jeżeli ten poziom akceptacji jest wysoki, nie będziemy mieli skłonności, żeby w prosty sposób wyjaśniać sobie świat. Dopuścimy do siebie, że nie wszystko wiemy, bo nie wszystko jest do opisania. Natomiast jeżeli mamy tę zgodę na niepewność mniejszą i szukamy niepozostawiających wątpliwości opowieści, które wyjaśnią wszystko, co się dzieje, to niestety jesteśmy skłonni do tego, żeby akceptować prostsze wyjaśnienia, również te, które mają charakter teorii spiskowej.

Ale, co istotne, nasza podatność na manipulację jest zmienna, bo na przykład może się w naszym życiu wydarzyć coś, co sprawi, że będziemy bardziej skłonni wierzyć różnym dziwnym teoriom.

Dlaczego warto weryfikować te informacje, które każdego dnia do nas docierają?
Choćby po to, żeby nie działać pod wpływem manipulacji. Część tych decyzji będzie błaha, możemy popełnić błąd podczas zakupu produktu za 20 złotych i nie bardzo nas to obejdzie, ale możemy też stać się ofiarą oszustwa i stracić oszczędności życia. Te decyzje często dotyczą także naszego zdrowia. To, co się działo w sieci podczas pandemii COVID-19, doskonale pokazuje, jak fałszywe informacje mogły wpłynąć na decyzje dotyczące naszego zdrowia. Kwestia wojny w Ukrainie czy zmiany klimatu to duże tematy, które czasem mogą nam się wydawać odległe i niewpływające na naszą codzienność, ale to tylko przyjemne złudzenie.

Każdego dnia podejmujemy decyzje dotyczące przyszłości naszej i osób najbliższych. Warto, żeby były oparte na sprawdzonych informacjach i służyły przede wszystkim nam, a nie aktorom dezinformacji, których celem jest wprowadzenie innych w błąd, by czerpać z tego korzyści.

Patryk Zakrzewski, koordynator Akademii Fact-checkingu, wiceprezes Stowarzyszenia Demagog, ekspert w zakresie edukacji medialnej. Od blisko siedmiu lat prowadzi zajęcia na temat fake newsów i weryfikowania informacji w Internecie dla uczniów i studentów, nauczycieli i edukatorów oraz przedstawicieli organizacji pozarządowych i biznesu.

Co może zdradzić język i obraz?

Niekiedy bardzo istotna jest kwestia języka. Doskonale wiemy, że w przestrzeni informacyjnej jest paru aktorów państwowych, którzy chcą narobić zamieszania. Najwięcej mówi się oczywiście o Rosji, której działanie na przykład na szkodę jedności Unii Europejskiej ma przyczynić się do osłabienia wspólnoty. I okazuje się, że czasem treści, które do nas docierają, faktycznie możemy pośrednio przypisać aktywności rosyjskiej, analizując m.in. błędy językowe, pewne kalki, które sugerują, że tekst mógł być automatycznie tłumaczony z tego właśnie języka.

W swojej pracy uważnie przyglądam się także zdjęciom towarzyszącym różnym treściom. W Demagogu korzystamy m.in. z niezwykle prostego narzędzia wyszukiwania obrazem dostępnego w wyszukiwarce Google. Wrzucamy do niego zdjęcie, by sprawdzić, czy w ogóle jest prawdziwe, czy nie zostało zmodyfikowane i czy pojawiało się w sieci już wcześniej, bo jeśli nie, to być może jest to obraz sfabrykowany lub wytworzony przez sztuczną inteligencję. Możemy więc sprawdzić cały kontekst zdjęcia i upewnić się, czy nie została dokonana na nim jakaś manipulacja, choćby kadrowanie. Jednak bywa i tak, że prawdziwe zdjęcia przedstawiane są w kłamliwym kontekście lub podpisane są dezinformującą treścią. Analizowaliśmy na przykład wiele fotografii przedstawiających rzekomo grupy uchodźców przebywające na terenie Polski. W wyniku weryfikacji okazywało się, że te zdjęcia wykonano w zupełnie innym okresie lub miejscu. Dociekliwym polecam także platformę truemedia.org, czyli bazę, która gromadzi najciekawsze przykłady wygenerowanych automatycznie treści albo deepfakeów, czyli wideo, na których przy użyciu sztucznej inteligencji nałożono na siebie wizerunki dwóch osób. Można tam zgłaszać nadużycia, ale też zobaczyć najpopularniejsze deepfake z ostatniego czasu.

Zachęcam ponadto do zaglądania na strony serwisów fact-checkingowych, by zaoszczędzić czas. Bywa, że weryfikacja treści wymaga dodatkowej pracy, kontaktowania się z konkretnymi służbami czy zajrzenia do statystyk, i my to m.in. robimy.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze