Młodzieżowe słówko delulu z pozoru brzmi niegroźnie. Jest nawet ujmujące i wzbudza sympatię. Ktoś, kto jest delulu, to trochę odklejony marzyciel, żyjący w świecie swoich fantazji. Kłopot pojawia się wtedy, gdy ukutą przez „Zetki” receptę na życie „delulu is the solulu” (czyli delulu jest rozwiązaniem) potraktujemy na serio, nie podejmując żadnych działań. Pewna dawka ufundowanego na tym stylu myślenia przekonania, że możesz osiągnąć wszystko, faktycznie może wzmocnić pewność siebie i dodać ci skrzydeł. Jeśli jednak utkniesz w bańce wyobrażeń o idealnej przyszłości, ale nie zaczniesz działać, czeka cię potężne rozczarowanie.
Ten termin zrobił imponującą karierę na TikToku, który i w tym przypadku okazał się wylęgarnią (mniej lub bardziej pomocnych w życiu) trendów. Zanim jednak zawojował tę platformę, w 2014 r. wykiełkował w społecznościach fandomowych, szczególnie w K-Pop – odnosił się do fana, który wierzył, że będzie miał romantyczny lub platoniczny związek ze swoim idolem. Takie przekonanie jest zarówno nierealne, jak i fałszywe, ma więc charakter urojeniowy, co zresztą oddaje etymologia określenia – pochodzi ono wprost od ang. delusional, czyli „cierpiący na urojenia”. Słownik slangu miejski.pl określa taką osobę dosadniej: „Być delulu, znaczy mieć obsesję na czyimś punkcie. To prześmiewcze zjawisko wywodzi się od K-pop'iar które mają bzika na punkcie jakiegoś koreańczyka/koreanki. Wierzą w to, że kiedyś wejdą w jakąkolwiek relację z jakimś swoim ulubionym idolem lub idolką” (cyt. dosłowny).
10 lat po powstaniu delulu znacznie poszerzyło swoją definicję. Dziś w Internecie używa się go już nie tylko w kontekście relacji romantycznych, ale jako słowo opisujące osobę, która ma nierealistyczny pomysł nieoparty na logice lub faktach, dotyczący życia zawodowego i prywatnego i jest przekonana, że uda się jej dopiąć swego. To pewien sposób myślenia, w którym udaje się pewność siebie tak wiarygodnie, że umożliwia to (jak wierzą wyznawcy hasła „delulu is the solulu”) realizację najbardziej nierealnych marzeń i celów w każdej dziedzinie życia. Delulu ma działać jak motor napędowy zmieniający aspiracje w rzeczywistość, nawet wtedy, gdy wydaje się to absolutnie nierealne. Ma charakter manifestacji – to w pewnym sensie obwieszczenie poczucia mocy, które ma zadziałać motywująco i pomóc w osiągnięciu celu. Czy pomaga? Nie zawsze, niekoniecznie i przede wszystkim – nie każdemu.
Czytaj także: Czy pozytywnego myślenia można się nauczyć?
Wyobraź sobie 20-kilkulatka, który właśnie rozpoczyna staż w dużej międzynarodowej firmie. Zaczyna od obsługi kserokopiarki, ale myśli sobie: „za rok to ja będę szefem całego tego zamieszania. Kupię jacht i będę spędzał życie na podróżach”. Przy czym w chwili, w której manifestuje to marzenie, nie ma pieniędzy nawet na bilet do Bytomia. Co dobrego może przynieść w tej sytuacji myślenie delulu? Psychologicznie, wiara w siebie jest ściśle związana z poczuciem własnej skuteczności — wiarą w swoją zdolność do realizacji zadań i celów. Może uruchomić wewnętrzną moc, którą uda się przekuć na realne osiągnięcia. Wizualizowanie sobie siebie w wymarzonej rzeczywistości faktycznie może pomóc odnaleźć w sobie pokłady motywacji, samozaparcia, uwierzyć we własne możliwości, pokonać wewnętrznego krytyka w duecie z wewnętrznym sabotażystą i skłonić do konsekwentnych działań na rzecz realizacji planów, nawet jeśli mają one taki rozmach, że innym wydają się mrzonką.
Z całą pewnością delulu może być rodzajem myślenia napędzającego do zmiany, co w ostatecznym rozrachunku może zadziałać stanowczo lepiej od wizualizacji typu: „do końca życia będę sterczał przy tej cholernej kserokopiarce, bo jestem do bani i nic więcej nie potrafię”. Myślenie spod znaku „osiągnę to” daje wyższe poczucie samoskuteczności, to zaś, jak pokazują badania, składnia ludzi do stawiania sobie bardziej ambitnych celów, wytrwałości w dążeniu do nich i łatwiejszego pokonywania przeszkód na drodze do sukcesu.
Czytaj także: Sposoby na pewność siebie? Mniej myśl, więcej działaj!
Delulu jest trochę krewnym hasła „sky is the limit”, u podłoża którego leży przede wszystkim optymizm i wiara w siebie, w to, że jeśli okoliczności są przeciwko tobie, to tym gorzej dla okoliczności. Takie podejście poszerza wachlarz życiowych możliwości, pozwala wykraczać poza to, co dostępne bez wysiłku, ale także wychodzić poza strefę komfortu, przełamywać wewnętrzny opór przed sięganiem po więcej. Badania potwierdzają, że organizm, nawet na poziomie fizycznym, lepiej funkcjonuje z myślami, które przewidują sukces niż z tymi, które wieszczą porażkę. Wizualizowanie sukcesu, docenianie siebie, pozytywne afirmacje – te narzędzia do pracy nad sobą umiejętnie wykorzystane mogą sprawić, że myślenie delulu stanie się sprzymierzeńcem do zmiany marzeń w rzeczywistość.
Jest i inny plus. Samo w sobie oddawanie się marzeniom może mieć działanie terapeutyczne. Odpływanie w świat fantazji może zapewnić bardzo potrzebną chwilę wytchnienia, w której nie ograniczają cię w twoich wyimaginowanych podróżach normy społeczne, finanse, okoliczności. To może być dobra odskocznia od monotonii czy ciągłego dążenia do perfekcji.
Skoro delulu ma tyle zalet, gdzie jest haczyk? Słowo klucz to jak w wielu innych sytuacjach – równowaga. Nadmierny zachwyt tą koncepcją może całkowicie oderwać nas od rzeczywistości tu i teraz. Odpływanie w marzenia sprawia czasem, że skupiamy się przede wszystkim na tym, czego nie mamy, a to utrudnia odczuwanie wdzięczności za to, co jest. To prosta droga do frustracji. Dopóki myślenie delulu napędza do podejmowania realnych działań, wszystko jest w porządku.
Kłopot zaczyna się wtedy, gdy te realne działania zastępuje. Nawet najbardziej intensywne wyobrażanie sobie siebie na tarasie luksusowej willi nie sprawi, że staniesz się jej posiadaczką. To wyobrażenie może oczywiście popchnąć cię do zmiany swojej ścieżki kariery, zrobienia precyzyjnego planu oszczędnościowego, co zbliży cię do celu, ale bez działania samo w sobie nie ma mocy sprawczej, a właściwie ma taką, której efektem jest rozczarowanie. To samo zresztą dotyczy pozytywnego myślenia, które owszem, może dodawać energii, zmieniać perspektywę, czynić szklankę zawsze do połowy pełną, ale do pewnych granic. W pewnym momencie może stać się toksyczne, niewspierające i prowadzące nie do rozwoju, a do regresu.
Podobnie jest zresztą w przypadku innej popularnej na TikToku frazy, nazywanej oszustwem manifestacji, czyli „lucky girl syndrome”. Zgodnie z tym trendem samo wypowiedzenie słów „mam tyle szczęścia; wszystko mi się układa”, ma sprawić, że zaleje cię szczęście i naprawdę wszystko się ułoży. To oczywiście klasyczne myślenie magiczne, które, o ile nie pójdą za nim realne czyny, raczej zamyka w hermetycznej bańce urojeń niż przybliża do jakiegokolwiek celu. Bo fantazjowanie o rzeczach wielkich może być doskonalą inspiracją, o ile jest impulsem do działania, a nie tego działania substytutem.
Czytaj także: Prawo przyciągania – jak działa i czym jest w psychologii?
Delulu często niesie za sobą ryzyko bycia nieautentycznym. Bo czasem po prostu trudno ocenić, czy wizja marzeniowa jest faktycznym, głębokim pragnieniem, czy np. efektem ogromnej potrzeby udowodnienia wszystkim wokół, że stać cię na więcej. To trochę tak jakby chłopiec, który kiepsko radzi sobie na WF-ie i jest obiektem drwin kolegów, w ramach odegrania się na nich wyobrażał sobie, że kiedyś będzie jak Michael Jordan, a wtedy wszystkim tym kolegom szczęki opadną. O ile faktycznie to jego prawdziwe marzenie, nic nie stoi na przeszkodzie, by stało się ono kołem napędowym do pokonywania swoich słabości. Ale jeśli w głębi serca nie znosi sportu i marzy o tym, by zostać poetą, delulu sprowadzi go na manowce. Bo myślenie marzeniowe sprawdza się wtedy, gdy jest zgodne z intuicją, gdy jest głosem naszych prawdziwych wewnętrznych pragnień.
Jest i takie zagrożenie, które nasze babcie nazwałyby „porywaniem się z motyką na słońce”. Myślenie delulu może doprowadzić do błędnego oszacowania własnych możliwości, np. w życiu zawodowym. I o ile eksperci zachęcają do tego, by aplikować na wymarzone stanowisko, jeśli spełnia się 80, a nie 100% wymogów, bo tych pozostałych 20 można się nauczyć, o tyle nikt rozsądny nie poleca starania się o stanowisko, do piastowania którego nie ma się jakichkolwiek kompetencji, wyłącznie dlatego, że byłoby ono spełnieniem zawodowych marzeń. Fałszywa ocena własnych możliwości, przeszacowywanie ich, to już hiperpewność siebie niepoparta niczym więcej, co jest przepisem na rozczarowanie, a nawet całkowitą porażkę. Narracja, w której jesteś jednocześnie swoim własnym fanem i idolem, może szybko obrócić się przeciwko tobie.
Warto mieć z tyłu głowy fakt, że choć delulu jako określenie slangowe w kulturze popularnej nie jest oczywiście klinicznym zaburzeniem, to już urojenia w psychiatrii są traktowane w ten sposób. W diagnostyce opisuje się urojenie jako „fałszywe przekonanie oparte na nieprawidłowym wnioskowaniu na temat rzeczywistości zewnętrznej, które jest mocno podtrzymywane pomimo tego, w co wierzy prawie każdy inny i pomimo tego, co stanowi niepodważalny i oczywisty dowód na to, że jest inaczej”. Granica pomiędzy niewinnym delulu a poważnym zaburzeniem może więc w wielu sytuacjach być niebezpiecznie cienka.
Czytaj także: Zaburzenia osobowości a choroba psychiczna. Często mylone, a różnią się fundamentalnie
Wyraźnie zniekształcony pogląd na rzeczywistość może mieć szkodliwe konsekwencje. Niekiedy delulu może stać się niemal obsesyjne, gdy uporczywa eskapacja od tu i teraz niebezpiecznie przybiera na sile i staje się sposobem na unikanie rzeczywistości, odraczanie nieuniknionej konfrontacji z tym, co wokół. Jeśli jednak dzięki delulu wierzysz, że możesz osiągnąć wszystko, co sobie postanowisz, możesz w efekcie faktycznie być wystarczająco pewna siebie, aby podjąć stosowne kroki, zacząć działać. Bo jako koło zamachowe do działania delulu sprawdza się świetnie, jeśli jednak jedynie zamknie cię w klatce iluzji, odbierze ci sprawczość, a to nie jest już przepis na spełnianie marzeń.