Książka Urszuli Sołtys-Pary traktuje o nadmiarze. O tym, że mamy za dużo – możliwości, dóbr materialnych, powiadomień w telefonie czy okazji do interesowania się życiem celebrytów poprzez obserwowanie ich na Instagramie. W tym przytłoczeniu nie zauważamy, że rozwój technologii, który w niejednym obszarze ułatwia życie, obrócił się przeciwko nam. Podstępnie wkręcił w swoje tryby, a my w nich tkwimy coraz bardziej wykończeni...
Urszula Sołtys-Para, autorka książki „Przebodźcowani. Szukając siebie w świecie nadmiaru” zauważa, że zmęczenie w swojej chronicznej formie musiało oficjalnie zostać uznane za chorobę, żebyśmy poważnie się nim zajęli. Towarzyszy mu pandemia depresji, której powodem jest wypieranie emocji, bo na ich przeżywanie nie mamy już czasu. Dzięki poradnikowi Sołtys-Pary można rozpoznać swoich wrogów – różne odmiany nadmiaru; ale jeszcze cenniejsze jest to, że możemy się dowiedzieć, jak to, co zewnętrzne, wpływa na to, co wewnętrzne. Bo tego też nie dostrzegamy... W tej naszej wielowątkowej i absorbującej rzeczywistości żyjemy w poczuciu odosobnienia, odrębności, obcości, niezrozumienia. Też to znasz? – pyta psycholożka i dzieli się swoimi przemyśleniami i osobistymi doświadczeniami, z których można zaczerpnąć inspirację do zmian.
Jest takie powiedzenie: „Od przybytku głowa nie boli”. Pani książka niesie odwrotne przesłanie. Nadmiar obrócił się przeciw nam. Jaki jego rodzaj jest obecnie najbardziej szkodliwy?
Tak, faktycznie uważam, że jest na odwrót, że właśnie od przybytku to dopiero może nas boleć głowa. Obserwując rzeczywistość, nabieram przekonania, że nadmiar informacji jest obciążający. Jesteśmy bombardowani wszelkimi „niusami”, przede wszystkim z Internetu. Większość z nich nie jest nam do niczego potrzebna, a jednak absorbuje uwagę i przytłacza. Nagłówki są tak konstruowane, aby budzić lęk albo ciekawość, które zwykle stanowią motywację wielu naszych działań – i w wielu sytuacjach faktycznie nam to służy. Jednak w tym przypadku, klikając, dajemy się wciągnąć w grę z algorytmami. A nawet gdy nie klikamy, to sam tytuł i zdjęcie już nas dotykają. Przy kolejnych artykułach wyskakują następne linki i można tak w nieskończoność, dopóki świadomie nie powiemy sobie: „dość”.
Zobaczone treści są nie do odzobaczenia, więc nasiąkamy informacjami o nieszczęściach, wojnach i kryzysach, co wymieszane jest z plotkami na temat życia celebrytów. I taką papkę dostaje nasz mózg do przetworzenia. Oprócz tego podczas czytania pojawiają się różne reklamy, nieraz głośne, a nie możemy ich przecież zamknąć, nie zauważając. Zatem nawet gdy je świadomie chcemy ignorować, mózg i tak je rejestruje.
Nadmiar dóbr materialnych także jest przytłaczający. Dopóki nie poznamy siebie, tego, co naprawdę dla nas ważne, żyjemy w chaosie. Dlatego tak istotne są momenty zatrzymania, aby spotkać się ze sobą, i równie istotne są spotkania z innymi – ponieważ często właśnie w trakcie szczerych rozmów na poważne tematy poznajemy samych siebie.
Zbyt dużo pracy oraz obowiązków i rosnące z tego powodu poczucie zmęczenia to kolejny obciążający nas obszar. By sprostać oczekiwaniom innych i własnym wygórowanym standardom, żyjemy w pewnego rodzaju transie, bez kontaktu ze sobą. Doświadczając takiego permanentnego stresu, osłabiamy istotnie swoją odporność psychofizyczną.
A mamy wybór – możemy iść na spacer do lasu, a pozwalamy, żeby pochłonął nas Instagram. W chwili smutku możemy poszukać wsparcia zaufanej osoby, a sięgamy po czekoladkę. Może wynika to z tego, że – jak pani pisze – za dużo w nas chcenia, za mało nasycenia. W erze nadmiaru jesteśmy głodni – doznań, bliskości, autentyczności.
O tak, zgadzam się z panią. Jest w nas ogromna tęsknota za bliskością z innymi. Jednak dobre relacje wymagają czasu i zaangażowania, a my – zmęczeni i zaabsorbowani różnymi zajęciami – przesunęliśmy relacje na dalszy plan. Jest w nas także potrzeba bycia autentycznymi, a często tkwimy w rolach i zadaniowym podejściu do życia. Zadaniowość to cecha, która przydaje się przy realizacji konkretnego celu. Po dojściu do tego punktu można już wrzucić na luz, a my tkwimy w trybie ciągłego alertu pod hasłem: „co tu jeszcze mam do zrobienia”, i potem brakuje nam sił.
Tęsknimy też za doznaniami, bo wydaje się nam, że tym właśnie się nasycimy, że wreszcie poczujemy coś mocno i naprawdę. I często tak jest, ale wyrzut adrenaliny jest chwilowy, a my pozostajemy z poczuciem niedosytu. W każdym z nas są bazowe potrzeby – bezpieczeństwa, w tym emocjonalnego, przynależności, sensu. Gdy nie są zaspokojone, rodzą głód. Czekoladka, tak jak pani mówi, jest łatwo dostępna. Mam podobną obserwację, że jedzenie – zwłaszcza to słodkie i tłuste – stanowi niekiedy jedyną formę przyjemności i remedium na smutek czy lęk. Dobrze jest doświadczać przyjemnych odczuć przy jedzeniu, ale kiedy w stresie i napięciu odruchowo po nie sięgamy, to już nie jest dobrze. Jeśli zauważamy u siebie podobną tendencję, warto się zastanowić, dlaczego teraz akurat jem. Co czuję? Ale to wymaga, aby się zatrzymać, chociaż na chwilkę.
Samopoczucia na dłużej nie poprawi ani batonik, ani Instagram. Wiele badań wskazuje, że częste korzystanie z mediów społecznościowych obniża nastrój. Nam się wydaje, że jeśli poczytamy coś lekkiego, poobserwujemy, „co tam ciekawego” u innych, to odpoczniemy. Jeżeli jednak nie będziemy pilnować czasu, jaki poświęcamy na te aktywności, i celu, w jakim po nie sięgamy, jeżeli nie będziemy dbać o równowagę w innych obszarach życia, to sobie nie pomożemy. Pamiętajmy, że media są dla nas, a nie my dla nich, a nam często wydaje się, że musimy już teraz coś przeczytać, komuś odpisać. Ta presja natychmiastowego reagowania to także czynnik, który nas obciąża.
Jak pani dba o swoją formę psychiczną?
Nie chcę uchodzić za mistrza zen, którym nie jestem. Także bywam zmęczona, ale staram się już, nauczona doświadczeniem, zapobiegać pewnym sytuacjom i nie brać na siebie za dużo. Kluczem jest dla mnie dążenie do równowagi. Dlatego, na przykład, nie pracuję w weekendy, by mieć spokojny czas dla rodziny, na leniwe czytanie albo wyjazdy w góry, które regenerują mnie psychicznie.
Staram się być aktywna fizycznie, ponieważ podczas pracy głównie siedzę. Szczególnie cenię jogę. Cieszę się, że mam przyjaciół, z którymi mogę rozmawiać, chociaż ustalenie wspólnych terminów bywa czasem trudne. Lubię mieć spokojne poranki, kiedy mogę wykonać kilka asan jogi. Lubię się nie spieszyć. Żeby zyskać więcej spokoju, wyciszyłam dźwięki w telefonie. Nie oglądam telewizji, wiadomości słucham z radia, minimum z minimum (choć czasem, niestety, wchodzę też na strony internetowe i często potem tego żałuję). Nie chcę obciążać się zanadto tym, na co i tak nie mam wpływu.
I przynajmniej raz dziennie kieruję uwagę na oddech – aby świadomie zauważyć wdechy i wydechy, a czasem wydłużyć wydech i rozluźnić napięte mięśnie. Takie niby nic, a akurat w moim przypadku pomaga.
Urszula Sołtys-Para, psycholożka i psychoterapeutka ericksonowska. Prowadzi prywatną praktykę psychoterapeutyczną w Tychach, pracuje z osobami dorosłymi, parami i rodzinami. Autorka poradników dla rodziców. Współautorka podcastu „Wspólne słowa”, w którym razem z Anną Dankowską popularyzuje wiedzę z zakresu psychologii, twojpsycholog.net.pl.