1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. System szkolny nie sprzyja rozwijaniu naturalnego zaciekawienia. Zamiast zamykać dzieci w schematach testów, wspierajmy ich zainteresowania

System szkolny nie sprzyja rozwijaniu naturalnego zaciekawienia. Zamiast zamykać dzieci w schematach testów, wspierajmy ich zainteresowania

Ciekawość budzi entuzjazm i pomaga uczyć się efektywniej. Zaciekawienie to również najlepsza motywacja do nauki. (Fot. StefaNikolic/Getty Images)
Ciekawość budzi entuzjazm i pomaga uczyć się efektywniej. Zaciekawienie to również najlepsza motywacja do nauki. (Fot. StefaNikolic/Getty Images)
Wbrew powiedzeniu, że jest pierwszym stopniem do piekła, Mikołaj Marcela, nauczyciel akademicki oraz autor bestsellerowych książek edukacyjnych, przekonuje, że właśnie ciekawość pozwala nam odkrywać nowe ścieżki i nimi podążać, a zatem wieść interesujące życie.

Czy w czasach Internetu, szumu informacyjnego i lawiny różnych treści, które docierają do nas każdego dnia, ciekawość jest nam w ogóle potrzebna? Czy mamy jeszcze na nią przestrzeń?
Moim zdaniem problem tkwi w tym, że wciąż jeszcze nie mamy dobrej edukacji cyfrowej. Od 30 lat z uporem maniaka na poziomie szkoły i domu rodzinnego najczęściej ignorujemy istnienie Internetu jako zasobu informacji i narzędzia sprzyjającego efektywnemu uczeniu się. Oczywiście, ma on sporo wad, często prowadzi do przebodźcowania, które zabija ciekawość, ale można go też używać tak, by bardziej nam służył, niż szkodził. Tak mocno krytykowane aplikacje, jak: TikTok, YouTube, Facebook czy Instagram, mogą być cudownymi narzędziami do tego, żeby rozbudzać ciekawość, szukać odpowiedzi, podążać za tym, co nas intryguje.

Kiedy mówisz o rozbudzaniu ciekawości, to jakbyś a priori zakładał, że jest ona czymś, co w sobie mamy, tylko musimy to odpowiednio stymulować. Ciekawość to nasz wrodzony potencjał czy raczej nabyta kompetencja?
Można powiedzieć, że po narodzinach nasze przeżycie zależy w dużej mierze od ciekawości świata, bo im lepiej go zrozumiemy, tym łatwiej nam będzie się w nim odnaleźć. Dlatego jednym z narzędzi, które odkrywamy wraz z możliwością komunikowania się, jest umiejętność zadawania pytań. Dzieci nie mają z tym problemu, to raczej dorośli w pewnym momencie zaczynają mieć dość nieustannego: dlaczego, po co, jak, co to jest?

Czytaj także: Ciekawość świata to supernawyk. Wystarczy się rozejrzeć – przekonuje dr psychologii Mike Rucker

Badania George’a Landa dla NASA z udziałem 1600 amerykańskich dzieci pokazały ciekawą rzecz. Podczas gdy 98 proc. pięciolatków przeszło test kreatywności, który pomaga NASA typować innowacyjnych inżynierów i naukowców, już tylko 30 proc. tych samych dzieci przechodzi test, gdy osiągną 10. rok życia. A gdy mają 15 lat, zaledwie 12 proc. z nich przejawia geniusz w zakresie kreatywności. Natomiast wśród 280 tysięcy dorosłych, którzy podjęli się wykonania testu, przeszło go jedynie 2 proc. Wpływa na to oczywiście bardzo wiele czynników, m.in.: opisywane przez neurobiologów wielkie wymieranie neuronów, kapitał kulturowy, który wnosimy z domu, to, czy są wokół nas dorośli, którzy mogą odpowiadać na nasze pytania i pomagać nam w rozwoju, czy mamy dostęp do rozmaitych zasobów informacji w domu i w szkole. Kiedyś to były książki, gazety, czasopisma, współcześnie do tej puli dołączyły nowe media, które również kształtują naszą ciekawość. Ale z mojej perspektywy kluczowe jest to, jak ta ciekawość funkcjonuje w ramach systemu edukacji.

Czytaj także: Gdy dziecko zadaje pytania o otaczający świat, zamiast odpowiadać wprost, podsycaj jego dociekliwość

Mam wrażenie, że wraz z rozpoczęciem edukacji szkolnej u dzieci następuje dziwne wygaszenie ciekawości. Może to tylko moje subiektywne obserwacje, a może coś jednak jest na rzeczy?
Amerykański filozof, krytyk kultury i pedagog Neil Postman powiedział kiedyś, że dzieci wchodzą do szkoły jako pytajniki, a wychodzą z niej jako kropki. Myślę, że to dobrze ilustruje problem systemu edukacji. Grażyna Kochańska, uznana na świecie psycholożka rozwojowa, w opublikowanej w 1974 roku pracy magisterskiej przedstawiła badania, zgodnie z którymi istnieje krytyczna granica między dziećmi rozpoczynającymi naukę szkolną a tymi już się w niej uczącymi w zakresie poziomu oryginalności zachowań i przejawianej ciekawości. Dzieci na początku swojej edukacyjnej przygody znacznie przewyższają pod tym względem te, które chodzą już do szkoły od jakiegoś czasu. Nie od dziś wiadomo, że szkoła nie jest miejscem na zadawanie pytań, szukanie nowych rozwiązań, swobodną eksplorację, kwestionowanie tego, co słyszymy, czy podążanie jakimiś dziwnymi, nieoczywistymi ścieżkami. Po pierwsze, nie ma na to czasu, a po drugie, nie od tego jest ta instytucja.

A od czego?
Brazylijski pedagog Paulo Freire w 1968 roku wydał książkę „Pedagogy of the Oppressed”, w której opisał koncepcję bankowego modelu edukacji. Krótko mówiąc, chodzi o to, że większość systemów edukacji traktuje uczniów jak kontenery, które mają zostać zapełnione informacjami, przekazywanymi w ramach podstawy programowej. Zadaniem nauczyciela jest przelać tę „wiedzę” do głowy ucznia, a potem zweryfikować ją za pomocą sprawdzianów, odpytywań i ocen. To brzmi strasznie, ale tak właśnie wygląda masowa edukacja. Szkoła w tym klasycznym modelu nigdy nie miała być miejscem rozbudzania ciekawości. Powstała po to, żebyśmy zapoznali się z określonym programem i jakimś stanem wiedzy. Uczymy się w niej przede wszystkim właściwie odpowiadać na pytania, a nie je stawiać, przyswajamy pewne myślenie według klucza.

Czytaj także: Dzieci nie muszą być grzeczne – rozmowa z psychoterapeutką Martą Sokołowską

I oczywiście teraz każdy nauczyciel powie, że na jego lekcjach nie ma żadnego klucza, ale dobrze wiemy, że podczas odpytywania nie interesują go dywagacje, jakieś dziwne pomysły czy nieszablonowe interpretacje. Chce dostać taką odpowiedź, żeby wiedział, że uczeń jest przygotowany do testu, do egzaminu centralnego i że uzyska na nim taki wynik, który pozwoli mu dostać się do wymarzonego liceum czy na studia, gdzie też nie ma zbytnio przestrzeni, żeby szaleć intelektualnie. Dlatego często nauczyciele wręcz ostrzegają uczniów, żeby nie kombinowali, tylko szli utartym, bezpiecznym szlakiem, bo próby stawiania nowych tez i jakichś intelektualnych przebłysków mogą się dla nich źle skończyć. W rezultacie z roku na rok widać, jak te z natury ciekawe dzieci się wygaszają.

Kiedy spotykam pierwsze roczniki studentów na swoich zajęciach na kierunku sztuka pisania, to za każdym razem poraża mnie wypalenie, zmęczenie, brak zaufania do swojej ciekawości u bardzo wielu młodych ludzi. Ale przestaję się temu dziwić, kiedy słyszę na przykład, że nauczyciele w czwartej klasie liceum kontrolowali im zeszyty, by sprawdzić, czy wszystko zostało zapisane i przerysowane dokładnie tak, jak było na tablicy. Aby ciekawość dziecka przetrwała w zderzeniu z systemem edukacji, musiałoby ono trafić na jakichś rebeliantów, trochę anarchistów szkolnych, ludzi, którzy próbują wprowadzać alternatywy edukacyjne. Sporo zależy również od tego, czy atmosfera w domu sprzyja rozbudzaniu ciekawości.

Czytaj także: Jak rozwijać w dziecku miłość, wrażliwość i szacunek do przyrody?

Czy uczenie się bez ciekawości jest w ogóle możliwe?
Ciekawość jest nieodłącznym elementem entuzjazmu, a ten na pewno sprzyja uczeniu się. Nawet dorośli wysłani na przymusowe szkolenie z pracy niewiele z niego wyniosą. Musimy chcieć się czegoś nauczyć, a więc być czegoś ciekawym. Trudno przyswoić coś, co nas nie interesuje, bo wtedy nie działa motywacja wewnętrzna, dla której istotne jest to, żebyśmy widzieli sens w tym, co robimy, ale też żebyśmy mieli kompetencje, żeby coś zrozumieć. Bo kiedy jakieś zagadnienie jest zbyt trudne, przytłaczające pod względem ilości danych czy doświadczeń, to wtedy wchodzimy w tryb ucieczki albo przetrwania. Z drugiej strony zadanie nie może być też zbyt nudne, bo wtedy po prostu się wyłączamy i zaczynamy myśleć o czymś innym. Mam wrażenie, że to też bardzo często umyka nam w kontekście edukacji.

Czytaj także: Jak pomóc młodym odkryć ich mocne strony? – wyjaśnia certyfikowany trener metody Gallupa

Niedawno na jednym z portali społecznościowych wyświetliły mi się badania, z których wynikało, że pracodawcy preferują pracowników karnych, posłusznych, niezadających pytań i niepodważających decyzji przełożonych. Nic tam nie było o ciekawości.
Ten społeczny mechanizm świetnie opisał Kacper Pobłocki w swojej książce „Chamstwo”. Żyjemy w społeczeństwie nadal w dużej mierze folwarcznym, przywykliśmy do tego, by mieć jakiegoś zarządcę, który może stosować wobec nas różnego rodzaju przemoc, ale robi to zawsze dla naszego dobra. Wzrastamy, słysząc takie mądrości, jak: „Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie” albo „Dzieci i ryby głosu nie mają”; od małego uczeni jesteśmy posłuszeństwa, i to pokutuje zarówno na rynku pracy, jak i w systemie szkolnym, gdzie karność ceni się najbardziej.

Uczniowie, którzy spełniają polecenia nauczyciela, wywiązują się ze swoich obowiązków bez kwestionowania sensowności tego, co robią, i przydatności poleceń, dostają najwyższe oceny, są uznawani za prymusów i osoby, w których rozwój warto inwestować. Dzieje się tak, choć badania pokazują, że bardzo często tacy ludzie nie robią wcale błyskotliwych karier, nie tworzą jakichś patentów czy innowacji. Tego typu działania podejmują zazwyczaj uczniowie trójkowi czy czwórkowi, którzy są gdzieś tam w środku szkolnej stawki, za to dużą część swojego czasu w okresie edukacji przeznaczają na rozwijanie własnych zainteresowań.

Czytaj także: Zajęcia dodatkowe dla dzieci, czyli jak się żyje przemęczonym kilkulatkom

Sam nigdy zbyt poważnie nie traktowałem szkoły. W podstawówce głównie grałem w RPG z kolegami, a w liceum przerzuciłem się na perkusję i grałem w dwóch zespołach – metalowym i rockowym. To były rzeczy, na które przeznaczałem większość czasu, dlatego często w szkole kwestionowałem zasadność prac domowych, które ten mój czas wolny mi odbierały. Pamiętajmy, że zdolność do buntu, mówienia „nie” i podważania oczywistości też jest bardzo ważną kompetencją, dzięki której m.in. możemy iść za swoją ciekawością. Myślę jednak, że dzisiaj mamy z tym duży problem. Nie kwestionujemy stanu rzeczy, narzuconych rozwiązań, tego, co pewni ludzie mówią. Zbyt wiele rzeczy uznajemy za „święte” – szczególnie w kontekście edukacji.

Czytaj także: Niewybawieni ludzie gorzej radzą sobie w życiu. O znaczeniu swobodnej zabawy dla poczucia szczęścia

Ja też byłam przypadkiem wiecznie dyskutującym z nauczycielami i mówiącym głośno o różnych szkolnych absurdach, ale gdybym mogła cofnąć się w czasie, tobym chyba tego nie powtórzyła. Systemu edukacji nie zmieniłam, a te dyskusje zawsze kończyły się dla mnie źle.
A dla mnie to mimo wszystko było pozytywne doświadczenie, które potem pozwalało mi w życiu kwestionować różne inne rzeczy, na które się nie godziłem. A czy ten uczniowski bunt niczego nie zmienia? Trudno powiedzieć, jak doświadczenie obcowania z osobami takimi jak my wpłynęło na nauczycieli. To trudne do zdiagnozowania, bo wiem z autopsji, że czasami dopiero po roku przychodzi do mnie jakaś refleksja wywołana rozmową ze studentem. Sam jako doktorant na pierwszym roku dość bezceremonialnie zakwestionowałem sensowność testu kończącego zajęcia z jednego z przedmiotów, za co dostałem naganę, choć bez wpisu do akt. Ale w kolejnym roku formuła tego testu została jednak zmieniona, a dwa lata później zupełnie z niego zrezygnowano. Ciekawość i kwestionowanie zastanego porządku mogą więc dać nam także poczucie sprawczości.

Wiele współczesnych nastolatków wydaje się jednak już tak wypalonych, że nie przejawiają żadnej ciekawości światem. Czasami wręcz nie są nawet zainteresowani rozmową, a zamiast słów używają min czy gestów. Jak ich czymkolwiek zaciekawić?
Jak to mówi Marek Kaczmarczyk, biolog i neuro­dydaktyk z Uniwersytetu Śląskiego, nastolatkowie to są jakby istoty z innej planety. Adolescencja to kluczowy moment w naszym rozwoju, w którym mocno przebudowywany jest nasz mózg, dlatego w tym okresie życia jesteśmy zagubieni. Zmiany w nastoletnich mózgach (szczególnie w korze przedczołowej) powodują duży problem z empatią i wyrażaniem emocji. Nastolatki często nie kontrolują swojej mimiki, co bywa powodem nieporozumień z rodzicami czy nauczycielami. A zatem to pozorne zblazowanie niekoniecznie musi mieć przełożenie na ciekawość czy jej zanik. Natomiast bez wątpienia dla nastolatków kluczowe jest to, by otrzymywali odpowiedzi wtedy, kiedy przychodzą do dorosłych z pytaniem. Jeśli nie będziemy mieć dla nich czasu, poszukają odpowiedzi gdzie indziej. A kiedy ta sytuacja będzie się powtarzać, w ogóle przestaną z nami rozmawiać.

Czytaj także: Sztuka łapania dystansu – mindfulness dla dzieci i młodzieży

Zatem kluczowe, choć jednocześnie trudne w dzisiejszym zabieganym świecie, jest to, żeby wykorzystywać okazję do rozmowy z młodymi ludźmi w momencie, gdy oni sami tego chcą. W drugą stronę to niestety nie działa. Obserwuję to także u studentów. Kiedy sam im coś proponuję, często ich to nudzi, ale gdy wejdziemy na temat, który wypłynął od nich, mogą dyskutować o tym przez całe 90 minut. Dlatego by rozbudzać ciekawość młodych, trzeba po prostu więcej słuchać, co mają do powiedzenia, a mniej się zastanawiać nad tym, co chcemy im przekazać. Brytyjski serial „Sex Education” dobrze pokazuje, z jakimi pytaniami zmagają się teraz nastolatki, które kwestie ich interesują i jak bardzo to wszystko nie przystaje do tego, co dostają od dorosłych.

A co nam właściwie w życiu daje ciekawość poza potrzebą nieustannych poszukiwań?
Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, co pokazuje, że w społeczeństwie nie cenimy tej cechy i jest ona dla nas jakimś problemem. Ja jednak mimo wszystko uparcie ją w sobie pielęgnuję, ciągle mam jakieś pytania, czym czasami doprowadzam bliskich do szewskiej pasji, ale myślę, że to jest w gruncie rzeczy wspaniałe, bo ta ciekawość przez całe życie ułatwia mi rozwój. Dzięki niej cały czas coś odkrywam, czegoś szukam, uczę się, dowiaduję. Współcześnie, kiedy tyle mówi się o stałym zdobywaniu nowych kompetencji, o reskillingu, upskillingu i lifelong learningu, czyli nauce przez całe życie, ciekawość jest czymś absolutnie kluczowym. Oczywiście, może ona również prowadzić do wypalenia, bo mamy obecnie niezwykłą łatwość uzyskiwania informacji, ale z drugiej strony to daje nam największe w dotychczasowej historii możliwości rozwoju, a przez to również prowadzenia ciekawego życia w zgodzie ze swoim potencjałem i możliwościami.

Mikołaj Marcela, pisarz, wykładowca akademicki, autor tekstów piosenek. Na Uniwersytecie Śląskim wykłada na kierunkach sztuka pisania, filologia polska oraz projektowanie gier i przestrzeni wirtualnej.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze