Lubisz skupiać całą uwagę na sobie? Romantyzujesz swoje życie? W towarzystwie zakładasz maskę, aby prezentować się jak najlepiej, a innych traktujesz tylko jak statystów? Niektórzy żyją tak, jakby ich życie było filmem, a oni – głównymi bohaterami. Chociaż nie jest to oficjalna diagnoza czy zaburzenie psychiczne, ma to swoją nazwę: syndrom głównego bohatera. Czym zatem jest main character syndrome i czy to źle, jeśli czujemy się protagonistą swojego życia?
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie wyobrażał sobie siebie jako głównego bohatera filmu. Jeśli kiedykolwiek o tym fantazjowaliście, zapewniamy, że nie jesteście sami. Zjawisko psychologiczne znane jako syndrom głównego bohatera (main character syndrome) przewija się w social mediach już od 2021 roku. I chociaż nie jest to oficjalny termin, można wykorzystać go do opisania osoby, która zachowuje się tak, jakby grała główną rolę w filmie swojego życia, skupiając się przede wszystkim na sobie, a innych traktując jak aktorów drugoplanowych. Korzystanie z takiej energii może oczywiście poprawić naszą pewność siebie, ale niestety ma też pewne wady. Oto wszystko, co warto wiedzieć o tym zjawisku.
Na początek ustalmy jedno: syndrom głównego bohatera w żadnym wypadku nie jest terminem naukowym czy medycznym. Psycholożka kliniczna Ramani Durvasula, emerytowana profesor z California State University w Los Angeles, definiuje go jako zamierzony sposób, w jaki dana osoba myśli o sobie jako o kluczowej postaci w swoim życiu i patrzy na nie przez pryzmat opowiadanej historii, tak jakby było filmem lub serialem. Taka osoba postrzega innych w swoim życiu jako aktorów drugoplanowych, którzy po prostu pojawiają się w historii głównego bohatera.
Definicja profesora psychologii dr. Phila Reeda brzmi podobnie. Według niego termin ten odnosi się bowiem do szerokiego zakresu zachowań i myśli, w których dana osoba postrzega siebie jako centralną postać w swojej narracji, podczas gdy inni są tylko statystami. Energia głównego bohatera to chyba najbardziej trafne określenie tego zestawu zachowań. Oczywiście nie jest to do końca nowe zjawisko, jednak social media dają teraz nową przestrzeń do przekazywania takiej narracji światu. Jak zaznacza psycholog kliniczny dr Michael G. Wind w rozmowie z „Newsweekiem”, syndrom ten jest bowiem „nieuniknioną konsekwencją naturalnego ludzkiego pragnienia bycia ważnym, która łączy się z technologią umożliwiającą natychmiastową i powszechną autopromocję”.
Czytaj także: Scrollowanie w łóżku zabija związki – alarmują terapeuci. Ten nawyk obniża libido i odseparowuje nas od siebie
Można zatem założyć, że postaciami z tym syndromem w popkulturze są: Miranda z filmu „Diabeł ubiera się u Prady”, Gilderoy Lockhart z „Harry’ego Pottera”, Frances Halladay z filmu „Frances Ha”, jak również Rachel Green z „Przyjaciół”, Siobhan Roy z „Sukcesji” czy Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”. Tej ostatniej przyjrzała się dziennikarka Hannah-Rose Yee na łamach portalu „Bussiness Insider”: „Jej obsesja na punkcie własnej osoby w prawdziwym świecie uniemożliwiłaby jej utrzymanie tak długotrwałych relacji z przyjaciółkami”.
Jak rozpoznać syndrom głównego bohatera? Psycholożka Cynthia Catchings wyróżniła kilka najbardziej typowych cech. Wszystkie sprowadzają się oczywiście do jednego: człowiek uważający się za protagonistę po prostu zrobi wiele, aby utrzymać pozorne poczucie kontroli nad swoim życiem, pokazać się z jak najlepszej strony i wykreować idealną wersję siebie.
1. Zachowywanie się jak bohater filmu: traktowanie życia jak fikcję, nadmierna pewność siebie, niezdrowa wiara w swoją wyjątkowość i przesadne skupienie się na sobie, nienaturalne zachowanie, uważanie swojego życia za idealne i ważniejsze niż innych.
2. Chęć podziwu i bycia zawsze w centrum uwagi: egoistyczne nastawienie, dominowanie w rozmowach, ciągłe mówienie o sobie, ignorowanie innych i inne zachowania mające na celu zwrócenie na siebie uwagi (często nieautentyczne i dramatyczne).
3. Nieradzenie sobie z krytyką: problemy z przyjęciem słów krytyki, unikanie konsekwencji swoich działań, skłonności do ghostingu.
5. Brak empatii: problemy z przyjęciem innych perspektyw, trudności ze zrozumieniem lub docenieniem uczuć innych, postrzeganie innych jak statystów i tło.
6. Fascynacja fikcją: nadmierne konsumowanie fikcji i nierealistycznych treści, a następnie kreowanie wyidealizowanej wersji siebie w social mediach i szukanie potwierdzenia przez polubienia i komentarze; częste koloryzowanie, aby utrzymać pozytywny wizerunek.
7. Zakładanie, że wszystko jest częścią fabuły: np. romantyzowanie problemów.
Dr Phil Reed uważa, że zjawisko to nakręcają głównie social media, gdzie każdy może stworzyć własną cyfrową personę. Oglądanie innych sprawia bowiem, że sami chcemy pokazywać swoje życie online, często w wyidealizowanej wersji. Takie działania i pragnienie uwagi często wynikają z lęku, niepewności i niskiej samooceny. Trzeba jednak uważać, bo nadmiar energii głównej postaci może być bardzo toksyczny.
Przede wszystkim powoduje on utratę kontaktu z rzeczywistością, odłączenie od świata i samych siebie, a także negatywnie wpływa na nasze interpretowanie świata. Niszczy relacje i prowadzi do uzależnienia od oceny innych, bo – tak jak w filmie – aby odnieść sukces, potrzebna jest publiczność. Nie można jednak mylić tego zjawiska z metodami autoprezentacji polegającymi na wzmacnianiu pozytywnych cech, które dana osoba rzeczywiście posiada. Główny bohater po prostu chce kreować się na zupełnie inną osobę…
Jak się okazuje, syndrom głównego bohatera ma również wiele cech wspólnych z narcystycznym zaburzeniem osobowości. Co więcej, jak ostrzega dr Phil Reed w artykule dla „Psychology Today”, im bardziej odklejamy się od rzeczywistości, tym większe jest ryzyko, że zaczniemy przejawiać narcystyczne zachowania. Pomaga w tym internet, który daje nam pełną kontrolę nad naszą tożsamością w sieci. Jak mówi Georgina Sturmer, doradczyni ds. zdrowia psychicznego: – Social media zostały zaprojektowane tak, aby wydobyć narcyzów z każdego z nas. Zachęcają do dzielenia się, porównywania, dodawania filtrów, chwalenia się osiągnięciami. Dają narcyzom platformę do zwracania na siebie uwagi, z natychmiastowym sprzężeniem zwrotnym, które nadmuchuje ich poczucie własnej wartości.
A to właśnie tam narodził się i zyskał popularność omawiany przez nas syndrom.
Czytaj także: Narcyz nienawidzi krytyki, potrzebuje uwagi, kocha władzę. Lepiej trzymać się od niego jak najdalej! – radzi psycholog społeczny Thomas Erikson
I chociaż niektóre z cech syndromu głównego bohatera (poza wyżej wymienionymi są to również: wygórowane mniemanie o sobie, nadmierne zaabsorbowanie sobą, stawianie siebie na pierwszym miejscu, zaniedbywanie potrzeb innych, fantazje o nieograniczonej władzy) pokrywają się z klinicznie rozpoznanym narcyzmem, główna postać wcale nie musi być narcyzem i przyciągać osoby wykazujące podobne zachowania. Takie nastawienie może jednak niebezpiecznie do narcyzmu zbliżyć.
Czy taka energia może nas rozwijać, nie czyniąc z nas czarnych charakterów? Czy myślenie o sobie jako głównym bohaterze ma tylko wady? Niekoniecznie, jeśli wykorzystamy tę energię w dobry sposób i weźmiemy pod uwagę problemy innych. Syndrom głównego bohatera nie jest bowiem do końca zły, a nawet może mieć swoje zalety. Przede wszystkim może nas motywować: do działania, wyjścia poza strefę komfortu i próbowania nowych rzeczy. W zdrowych dawkach nadaje naszemu życiu kolorytu, jest źródłem pewności siebie i inspiracji. Co więcej, czyniąc z siebie protagonistę, lepiej radzimy sobie z różnymi trudnościami i się rozwijamy, np. stawiając sobie coraz ambitniejsze cele.
Czytaj także: Czy wiesz, na czym budować pozytywną samoocenę? Oto 7 filarów poczucia własnej wartości
Jak twierdzi terapeutka Kate Rosenblatt, strategia ta może także dawać realne poczucie kontroli nad swoim życiem. – Kiedy postrzegasz siebie jako sprawcę i czujesz, że twoje wybory naprawdę zależą od ciebie, może się to przyczynić do zwiększenia poczucia własnej wartości, samooceny oraz zaufania do samego siebie. Jeśli wierzysz w swoją zdolność do dokonania niemożliwego, np. zrobienia prezentacji w rekordowym czasie, możesz po prostu zebrać energię i faktycznie to zrobić – twierdzi.
Psycholożka kliniczna Ramani Durvasula podkreśla natomiast, że istotne jest to, aby zrozumieć, że „sukcesy istnieją niezależnie od tego, czy inni nam kibicują”. Innymi słowy: do bycia głównym bohaterem swojego życia nie trzeba publiczności. Ekspertka uważa też, że o ile w samym chwaleniu się swoim życiem w social mediach w pewnym stopniu nie ma niczego złego, o tyle uzależnianie swojej samooceny od zewnętrznego potwierdzenia jest już sporym problemem.
Czytaj także: Życie na pokaz, czyli oszukiwanie samego siebie
Kolejną kwestią jest to, że nie można zawsze i w każdej sytuacji być głównym bohaterem. Życie to nie fikcja, a relacje międzyludzkie polegają nie tylko na braniu, ale też dawaniu, dlatego czasem warto wyjść ze swojej roli i skupić się na innych. Pamiętajmy, że inne postacią są równie ważne i chociaż każdy jest protagonistą swojego życia, wszyscy odgrywamy też role w życiu innych. Durvasula dodaje również, że główny bohater powinien także zrozumieć, że nie zawsze można kontrolować narrację. Jedyne, na co mamy wpływ, to reakcja na sytuację niewpisującą się w scenariusz. Najważniejsze jest jednak, aby zachować równowagę między przesadną pewnością siebie a zdrowym poczuciem własnej wartości.
Kiedy jednak energia głównej postaci staje się toksyczna, warto podjąć właściwe kroki i strategie. Jak zatem wykorzystać ją na swoją korzyść?
- Praktykuj samoświadomość. Zastanów się nad swoimi działaniami i ich wpływem na innych. Czy dominujesz w rozmowach? Czy ignorujesz doświadczenia innych?
- Pielęgnuj empatię i pokorę. Pozwalaj innym być w centrum uwagi. Aktywnie słuchaj, angażuj się i okazuj szczere zainteresowanie podczas rozmów. Staraj się rozumieć i doceniać inne perspektywy oraz doświadczenie osób wokół ciebie.
- Proś o opinię na temat swojego zachowania. Pytaj bliskich, jak cię postrzegają i jak twoje działania na nich wpływają. Wtedy uzyskasz zrównoważony obraz siebie.
- Postaw na zdrowe relacje. Rozwijaj przede wszystkim te relacje, które ci służą.
- Rozważ cyfrowy detoks. Ogranicz czas spędzany na korzystaniu z social mediów i tworzeniu swojej persony online. Wtedy bardziej docenisz siebie, pozbędziesz się FOMO (strachu przed tym, co nas omija) i przestaniesz porównywać się z innymi.
- Bądź sobą. Zachowaj autentyczność wobec siebie i nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Zachowuj się naturalnie i nie próbuj robić show.
Jeszcze inną perspektywę proponuje Maria Carolan na łamach portalu Mindedge.com. Jej zdaniem wszyscy mamy syndrom głównego bohatera i stawiamy się we własnej historii w centralnej roli. Nic dziwnego: żyjemy dziś w bardzo „narcystycznych” czasach, więc syndrom głównego bohatera staje się coraz bardziej powszechny. To, jak go wykorzystamy – do zdrowej realizacji własnych celów czy dążenia do nich po trupach – zależy tylko od nas. Warto jednak pamiętać, że zachowywanie się jak protagonista wcale nie musi być szkodliwym sposobem bycia czy strategią samorozwoju. Może po prostu służyć dobrej zabawie i romantyzowania życia, w którym do pewnego stopnia nie ma niczego złego. Chyba że naprawdę zaczniemy wierzyć, że roztaczamy wokół siebie aurę Mirandy – wtedy warto udać się do specjalisty.