Emocje są ważnym sygnałem zagrożenia, dlatego się nimi łatwo zarażamy. Nie musi jednak być tak, że nas zalewają. Jak tego uniknąć i skąd się to „zarażanie” bierze – mówi prof. Ewelina Knapska z Instytutu Biologii Doświadczalnej PAN.
Widziałam na profilu pani profesor film pokazujący, jak pozbawiony powodu strach mężczyzny udziela się otaczającym go ludziom. Jak to jest, że przejmujemy emocje innych, i jak się przed tym bronić?
Warto zacząć od tego, że gdy patrzymy na drugą osobę, to rozpoznajemy jej emocje. Robimy to intuicyjnie, często nieświadomie. Widząc wyraz emocjonalny twarzy, gestykulacje, różne inne sygnały niewerbalne, jesteśmy w stanie powiedzieć, czy ta osoba przeżywa jakieś emocje, a jeśli tak, to czy to są tzw. emocje pozytywne, czy negatywne. Wszyscy ludzie mają tę zdolność, chociaż niektórzy w większym, a inni w mniejszym stopniu.
Rozpoznawanie stanu emocjonalnego drugiej osoby jest nam potrzebne, żeby budować relacje, mieć dobre interakcje społeczne. Trzeba wiedzieć, w jakim stanie emocjonalnym jest ta druga osoba, by móc odpowiednio zareagować. Nie będziemy się śmiać i opowiadać dowcipów, gdy ktoś płacze. A jeśli tak zrobimy, to nie posłuży budowaniu dobrej relacji. I właśnie zarażanie emocjami jest konsekwencją tej zdolności. Bo jeżeli już rozpoznamy emocje, to pojawia się pytanie, co mamy zrobić. Czy po prostu je rozpoznamy i tyle, czy właśnie je przejmiemy?
Ostatnio jadłam obiad z koleżanką, która była zdenerwowana, ja też zaczęłam się denerwować i z tego wszystkiego połknęłam kawałek kości...
Właśnie, emocje się udzielają. Możemy jednak mieć nad nimi kontrolę. Polega ona przede wszystkim na tym, że sobie uświadamiamy, że te emocje są. Taka świadomość jest ważna. Ważne też, na czym się skoncentrujemy. Bo jeżeli będziemy po prostu przyjmować te emocje, to możemy myśleć, że to nawet dobrze o nas świadczy, no bo jesteśmy w takim rezonansie, tacy empatyczni. Ale tak naprawdę to nadmiarowe.
Powiedzmy, że ktoś jest smutny czy przygnębiony. Jeżeli przejmiemy te emocje, to nie jesteśmy w stanie pomóc tej osobie. Nie jesteśmy w stanie odnieść się do tego, co ona przeżywa.
I krztusimy się kością…
Tylko jeśli nie próbujemy nad tym zapanować. A to możliwe. Psychoterapeuci na przykład potrafią zapanować nad przekazywanymi emocjami. Przecież zazwyczaj ich klienci przeżywają silne emocje. A oni nie są od tego, żeby rezonować z tymi emocjami i sami je przeżywać, tylko żeby je rozumieć. Dla terapeuty emocje pacjenta są ważną informacją.
Jeśli więc chcemy się bronić przed zalaniem emocjami, to – jak już powiedziałyśmy – przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że taki proces istnieje. Warto też zastanowić się, dlaczego jakiś stan emocjonalny w tej drugiej osobie powstał. To też dla nas ważna informacja. Oczywiście, jeżeli to tylko jakaś przygodna interakcja, może nie być sensu ani możliwości prowadzenia takich analiz. Ale jeżeli to jest ktoś bliski, ważny i chcemy z nim być w relacji, to warto się dowiedzieć, z czego wynika ten stan emocjonalny, i zastanowić nad sytuacją tej osoby.
Świadomość, że druga osoba przeżywa strach, i refleksja nad tym dlaczego, może nas obronić przed przejęciem tych emocji?
Przed bezrefleksyjnym przejmowaniem emocji broni nas używanie mózgu, jego kognitywnych możliwości. Mamy w mózgu ciało migdałowate, strukturę, która jest bardzo ważna w przetwarzaniu emocji. Jeśli na spacerze w lesie spotkamy węża, ciało migdałowate wywoła reakcję strachu, która spowoduje m.in. to, że odskoczymy na bezpieczną odległość. Ale też ciało migdałowate aktywizuje w nas emocje przejmowane od innych ludzi, czyli odpowiada za zarażanie strachem. Na szczęście jest ono pod kontrolą kory mózgowej, zwłaszcza kory przedczołowej, która potrafi zahamować jego reakcje. To jest tzw. kontrola kognitywna. Ponieważ korę mózgową aktywizuje właśnie to, że zaczynamy się zastanawiać, pytać, refleksja nad sytuacją hamuje aktywność ciała migdałowatego.
Jak to się więc stało, że choć widziałam emocje koleżanki i znałam ich przyczynę, co więcej, wcale za nią nie przepadam, to jednak dosiadłam się do jej stolika, a potem przestraszyłam i połknęłam tę kość?
Nie wiemy do końca, jak przebiega zarażanie emocjami. Wiemy natomiast, że są powody, dla których nasz mózg uważa, że ludzie, którzy mają emocje, są ważni, interesujący – to dlatego skupiamy na nich uwagę. Nawet zwierzęta bardziej się interesują osobnikiem, który jest pobudzony emocjonalnie niż neutralnym.
A teraz wróćmy do przykładu z wężem na ścieżce – znamy zestaw struktur w mózgu, które stają się aktywne w takiej sytuacji, czyli w momencie doświadczania strachu. Jak już mówiłam, to ciało migdałowate koordynuje różne odpowiedzi emocjonalne, czyli mówi wtedy innym strukturom, co mają zrobić. W efekcie człowiek odskakuje od węża albo wzrasta ciśnienie jego krwi. To jest reakcja, która przygotowuje do walki lub do ucieczki. Także wydzielenie się do krwi hormonów stresu to element tej odpowiedzi. A więc to dzięki temu, że ciało migdałowate wysyła projekcje do różnych starych ewolucyjnie struktur mózgu, kiedy spotkamy węża na ścieżce, następuje natychmiastowa, automatyczna reakcja. No ale potem mamy chwilę na zastanowienie: czy ten wąż jest jadowity, czy niekoniecznie, i co dalej zrobić.
To wtedy kora się włącza?
Tak, i ten system jest dosyć dobrze poznany. Ale co się stanie, jeśli zobaczymy na ścieżce tylko przerażoną biegnącą Zosię? Okazuje się, że zarazimy się jej strachem, bo te same struktury mózgu się włączą, choć nie tak silnie jak wtedy, gdybyśmy sami bezpośrednio doświadczyli niebezpieczeństwa.
Dlaczego tak się dzieje?
Osoby pobudzone są dla nas interesujące, bo są ważnym źródłem informacji o zagrożeniu. To mechanizm przystosowawczy. Jeżeli Zosia biegnie i krzyczy, to możemy przypuszczać, że coś niebezpiecznego dzieje się w okolicy, a więc coś, co nam też może zagrażać. A więc strach innych może nam uratować życie, jeśli go użyjemy, a nie zlekceważymy. Zarażanie emocjami ma więc podstawowy biologiczny sens, a jest nim nasze przetrwanie.
Opowiem o jednym z eksperymentów, które przeprowadziliśmy wraz z kolegami z Karolinska Institutet. Dwie osoby losują koperty, jedna z nich zostaje demonstratorem, druga obserwatorem. Demonstrator obserwuje na ekranie komputera kwadraty – niebieskie albo żółte. Pokazywaniu jednego z nich, powiedzmy – niebieskiego, towarzyszy szok elektryczny (elektrody przyczepione są do przedramienia demonstratora). Nie są to silne impulsy, ale wystarczające, by zastymulować mięśnie demonstratora i wywołać zgięcie przedramienia. Obserwator widzi tę reakcję, a także mimikę demonstratora. Może więc zaobserwować, że dzieje się coś nieprzyjemnego. Zbadaliśmy, jak obserwator reaguje na to, czego doświadcza demonstrator: zmierzyliśmy jego pobudzenie za pomocą przewodnictwa skórnego, oraz sprawdziliśmy, co się działo w jego mózgu. I zauważyliśmy, że silnie reaguje.
Obserwator jest podłączony do jakichś urządzeń?
Obserwator znajdował się w skanerze pozwalającym na badanie aktywności mózgu, a reakcję demonstratora obserwował przez kamerę. Co ważne, obserwator, widząc reakcję demonstratora, też uczy się, że ten akurat kwadrat jest zagrożeniem. Gdy po zakończeniu eksperymentu zapytamy go, który kwadrat jest niebezpieczny, powie: ten niebieski. A parametry fizjologiczne i aktywność mózgu z naszych pomiarów potwierdzą, że tak niebieski kwadrat odbiera.
Ten człowiek nauczył się, że na niebieskie kwadraty trzeba uważać.
Ciekawe jest też to, że zarażamy się strachem i uczymy bać niezależnie od tego, czy spotkana osoba jest nam bliska, czy obca. A przecież klasyczne teorie empatii mówią, że powinniśmy bardziej reagować na negatywne uczucia bliskich. Myślę, że dzieje się tak dlatego, że strach innych jest dla nas ważnym sygnałem ostrzegawczym, na który silnie reagujemy, niezależnie od tego, kto jest jego źródłem. Dodam jeszcze, że zarażamy się i uczymy strachu, nawet gdy jest on udawany. Do jednego z eksperymentów w Karolinska Institutet zaproszono aktora, a więc on nawet nie dostawał szoków elektrycznych, tylko grał, udawał, że je otrzymuje.
Czyli zarażanie strachem to mechanizm wrodzony służący przetrwaniu?
Nie wiemy, czy jest wrodzony, czy wyuczony. Prawdopodobnie zdolność do zarażania strachem jest wrodzona, ale wymaga pewnego treningu – jak wiele umiejętności społecznych. To, że zdolność do odbierania informacji o zagrożeniu od innych jest powszechna w naturze, potwierdzają badania pokazujące, że możliwe jest również przekazywanie strachu między gatunkami. Wiemy, że psy czytają nasze emocje i to jest oczywiste, ale psy ewoluowały z nami 10 tys. lat. Jednak tę zdolność także mają inne zwierzęta domowe, takie jak: konie, kozy, krowy. One też czytają nasze emocje i, co więcej, są w stanie rozróżnić emocje pozytywne od negatywnych.
Eksperyment, który przeprowadziliśmy, pokazał, że to dotyczy także ludzi i szczurów. Szczury, które badaliśmy, bawiły się z eksperymentatorem. Kiedy jednak eksperymentator był pobudzony, uciekały do drugiej części klatki. Albo – gdy brał je na ręce – chowały się pod jego ramieniem, co jest u nich objawem lęku. Co więcej, w ich mózgach były aktywne dokładnie te struktury, które odpowiadają za strach.
Czy koncepcja neuronów lustrzanych dodaje coś do zrozumienia zarażania emocjami?
Giacomo Rizzolatti badał aktywność neuronów z kory przedruchowej małp podczas wykonywania przez nie różnych czynności. Na przykład sprawdzał, jakie neurony aktywizują się w mózgu małpy, gdy ta wkładała banana do pyska. Potem obserwował, jakie neurony aktywizują się w jej mózgu, gdy sam eksperymentator wkłada sobie banana do ust. Wyniki badań pokazały, że u małpy, która tę czynność tylko obserwowała, aktywizowały się te same neurony. To tzw. ruchowe neurony lustrzane. Powstało wiele hipotez co do ich funkcji, również w rozpoznawaniu i zarażaniu emocjami.
Uczeń Rizzolattiego, Christian Keysers, który ma laboratorium w Amsterdamie, stara się znaleźć emocjonalne neurony lustrzane odpowiedzialne za strach. Ja jestem sceptyczna, bo ta teoria zakłada, że to te same, nieliczne neurony odpowiadają za strach własny i strach obserwowany u innych. Coraz więcej badań wskazuje natomiast, że stany emocjonalne są kodowane przez całe, dosyć liczne grupy neuronów i to ich wspólna aktywność jest niezbędna do zaistnienia reakcji emocjonalnej. Jest więc możliwe, że istnieją różne grupy neuronów reprezentujące własny strach i strach innej osoby, jednak połączone ze sobą, a zatem mogące na siebie oddziaływać. Wciąż czekamy na wyniki doświadczeń, które mogłyby jednoznacznie rozstrzygnąć tę kwestię.
Czy takie grupy komórek mogłyby umożliwiać uczenie się strachu poprzez obserwowanie innej osoby?
Tak, uczenie przez obserwacje jest dla nas ważne. Na tej zasadzie jest oparte modelowanie w wychowaniu, na zasadzie: uczę się, jak unikać niebezpiecznych sytuacji, patrząc, jak mama ich unika. Na przykład nie chwyta gorącego garnka z zupą. Kiedy potem sama gotuję zupę, w moim mózgu aktywizują się grupy neuronów połączonych ze sobą i wspólnie się pobudzających, które powodują, że pamiętam to coś, co pomaga w uniknięciu poparzenia.
Psychologia mówi, że można przekazywać traumę swoim dzieciom. A nawet niewielkie podobieństwo sytuacji, w której obecnie jesteśmy, do tej traumatycznej, może nas retraumatyzować. Czy neurobiologia to potwierdza?
Uczymy się strachu, kiedy kojarzymy jakiś bodziec z tą emocją, z czymś nieprzyjemnym. Tak jak to się działo w eksperymencie z kwadratami i szokiem elektrycznym. A więc rodzice, którzy się czegoś boją, uczą swoje dzieci bać się tego samego, nawet nie mówiąc o tym słowa. Wystarczy reakcja ich ciała, którą dzieci widzą. A jeśli w jakimś otoczeniu stało się coś złego, kojarzymy je z nieprzyjemnym doświadczeniem. Nasze neurony to zapisują, a gdy znajdziemy się w podobnym miejscu lub w pobliżu nas dzieje się coś podobnego, aktywizują się. Ciało migdałowate wtedy aktywizuje reakcje na zagrożenie.
Co możemy z tym zrobić?
Terapia behawioralno-poznawcza daje pacjentowi możliwość doświadczenia podobnych do traumatycznych zdarzeń, ale w bezpiecznych warunkach, i to wielokrotnie. Powoduje to powstanie nowych połączeń neuronalnych obok tych, które pamiętają i reagują aktywnością na wszystko, co przypomina traumę. (To się nazywa wygaszanie strachu). Podczas terapii powstaje druga grupa neuronów, która pozwala pamiętać, że to, co kiedyś wywoływało strach, już nie jest niebezpieczne. Ta druga grupa neuronów hamuje tę pierwszą. Nie można więc wymazywanć z pamięci strachu, można go hamować, tłumić. U podłoża tego wszystkiego, o czym mówimy, leży zdolność mózgu do uczenia się. Dzięki temu procesowi pacjenci mogą stopniowo odzyskiwać kontrolę nad swoimi reakcjami emocjonalnymi.
Ewelina Knapska, dr hab. nauk biologicznych, profesor Instytutu, kierowniczka Pracowni Neurobiologii Emocji w Instytucie Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN