Od komunikatów, które dziecko codziennie otrzymuje w domu rodzinnym, zależy to, jak poradzi sobie w dorosłości. Rodzicom wydaje się, że powinni w tym celu egzekwować dyscyplinę i posłuszeństwo – i to na różne, często manipulacyjne sposoby. W końcu tylko piątkowy uczeń lub uczennica, która pokornie wykonuje polecenia, odniesie w życiu sukces, prawda? To oczywiście nieprawda. Dyscyplinowanie dziecka w nieumiejętny sposób może zrobić z niego nawet i geniusza-milionera – ale ceną za to będzie jego wewnętrzne cierpienie i emocjonalna wyrwa, którą będzie starał się za wszelką wypełnić, posuwając się nierzadko do destrukcyjnych zachowań. Jakich zwrotów nie powinniśmy używać w stosunku do dzieci, aby wyrosły na osoby o zdrowym poczuciu własnej wartości?
Psychologowie wymieniają ich wiele – i niestety, większość to tak zwane „skrótowce”. Są dla rodzica wygodnym „skrótem” wychowawczym, z którego korzysta, aby szybko wymusić na dziecku określoną postawę. W końcu komu chce się bawić w tłumaczenia? Gdy maluch jest nieposłuszny, a my zmęczeni i sfrustrowani, chcemy tylko tego, żeby w końcu zaczął się „normalnie” zachowywać. I sięgamy po najbardziej raniące słowa. Fakt, często odnoszą one piorunujący efekt. Dzięki zastraszaniu, szantażowaniu, robieniu krzywdzących porównań można mieć dziecko chodzące jak w zegarku. Tylko jakim kosztem?
Często cenę za takie musztrowanie ponosi samo dziecko po latach – gdy jako dorosły popada w uzależnienia, depresję czy przejawia niezdrowe style przywiązania. Może stać się znerwicowanym perfekcjonistą, osobą wycofaną i chorobliwie nieśmiałą, która jak ognia boi się popełnić jakikolwiek błąd – tak głęboko tkwi w niej przekonanie, że popełniając błędy, nie jest się niczego wartym.
– Dzieci internalizują komunikaty, które im wysyłamy – mówi pedagożka i edukatorka Annalisa Falcone. – Odczytują je z naszych zachowań, słów, które im powtarzamy i tonu, w jakim to robimy.
Z tej tezy wynika jeszcze jeden wniosek. To, jacy jesteśmy dziś jako dorośli i rodzice, jest pochodną tego, co sami słyszeliśmy od własnych opiekunów. Nasze obecne problemy mogą być pokłosiem krzywdzących słów, które powtarzano nam w dzieciństwie. Warto spojrzeć na poniższe zdania również i w takim świetle. Jak na mnie wpłynął fakt, że rodzice tak często porównywali mnie do innych? Co czułem bądź czułam, gdy grozili mi, że coś mi odbiorą lub mnie opuszczą? Niech lektura tego artykułu będzie okazją do wsłuchania się w siebie i przypomnienia sobie momentów, które nas ukształtowały. A jeśli były to momenty przykre i bolesne – czy naprawdę własnym dzieciom chcemy robić to samo?
Psychologowie wymieniają co najmniej 10 zdań, których nie powinno słyszeć żadne dziecko z ust mamy i taty.
- „Jak nie przestaniesz się tak zachowywać, oddam cię do domu dziecka”.
- „Jak się nie pospieszysz, zostaniesz tu sam/sama”.
- „Spróbuj tylko to powtórzyć, a zaraz zobaczysz, co się stanie”.
Gdy grozimy dziecku opuszczeniem, chcąc wymusić na nim posłuszeństwo, dotykamy największego z jego lęków. Dlatego groźba ta jest tak skuteczna – ale zarazem fatalna w skutkach dla psychiki malucha.
– Strach przed porzuceniem jest czymś wrodzonym. Do tego stopnia, że dzieci często płaczą tylko po to, żeby mieć pewność, że ich opiekun jest przy nich – mówi Lorenzo Naia, ekspert w zakresie komunikacji z dziećmi i autor poradników dla rodziców.
Innymi słowy, gdy zastraszamy w ten sposób dziecko, robimy mu największą z możliwych krzywd, której skutki sięgają aż do samego rdzenia osobowości.
Specjaliści podkreślają, że nigdy nie należy grozić dziecku swoim odejściem, ani tym bardziej przemocą. Jeśli jesteśmy zniecierpliwieni, a pociecha nie chce z nami iść, możemy odwrócić komunikat: zamiast „jeśli nie zrobisz X, zrobię Y” powiedzieć „jeśli zrobisz X, to zrobię dla ciebie Y”. Lorenzo Naia podpowiada też, aby ustalić pewien horyzont czasowy: „OK, to daję ci jeszcze 5 minut, pożegnaj się z kolegami i potem jedziemy”. W każdym z tych przypadków dziecko musi cały czas mieć poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że przy nim jesteśmy.
- „Dlaczego nie możesz być taka jak siostra? Popatrz, jaka jest grzeczna”.
- „Zobacz, twoje koleżanki dostały lepsze stopnie, nie możesz uczyć się jak one?”.
- „Jesteś taki sam jak twój ojciec”.
- „Daj, ja to zrobię, bo ty sobie nie radzisz”.
Wywoływanie w dziecku poczucia winy za to, że nie jest kimś lepszym – lub jest jak ktoś, kto w mniemaniu rodzica jest zły – to dla malucha ogromny cios w jego poczucie własnej wartości. Słysząc nagminne porównywania do innych, w końcu wyjdzie on z założenia, że jest niekompletny, niewystarczający i gorszy niż wszyscy wokół. Przez to w dorosłym życiu może za wszelką cenę szukać u innych potwierdzenia swojej wartości – a to zawsze wiąże się z ryzykiem, że trafi na osoby manipulujące nim albo popadnie w kłopoty.
– Jako edukatorka stale powtarzam rodzicom: to nie jest żaden wyścig. Każda osoba jest wyjątkowa i musi dojść do pewnych rzeczy we własnym tempie – mówi pedagożka Annalisa Falcone. Dodaje ona, że ciągłe porównywanie dziecka do innych w czasie, gdy jego osobowość intensywnie się rozwija, stwarza ryzyko obniżenia jego pewności siebie, co z kolei spowoduje, że przyszłości będzie gorzej radził sobie w życiu i w kontaktach z innymi.
Specjaliści radzą: jeśli chcemy motywować pociechę do tego, by stawała się lepsza, nie porównujmy ją do zdolniejszych kolegów czy koleżanek – ale do jej wersji z przeszłości. Na przykład: „Poprzedni sprawdzian poszedł ci gorzej, ale tym razem się nauczyłeś i widzisz – dostałeś czwórkę. Brawo!”. W ten sposób dajemy dziecku pozytywny przekaz i zwiększamy jego wiarę w siebie: jeśli tylko się postarasz, możesz dużo osiągnąć.
- „Nie maż się, chłopaki nie płaczą”.
- „I co się tak cieszysz? Dostałaś tylko czwórkę”.
- „Dziewczynki się tak nie zachowują i nie bawią w ten sposób”.
Jeśli zawstydzamy dziecko w momencie, gdy okazuje swoją spontaniczną reakcję emocjonalną lub ganimy za ekspresję prawdziwych, szczerych odruchów czy zachowań – to tak, jakbyśmy odbierali mu cząstkę siebie i karali za to, jaki w głębi duszy jest. Może doprowadzić to do rozwinięcia się u dziecka poważnych problemów z poczuciem tożsamości.
Nie możemy, podkreślają eksperci, negować tego, kim tak naprawdę jest nasze dziecko. Nie należy oceniać go pod względem skostniałych oczekiwań i ról społecznych, w jakie od urodzenia wpisywani są chłopcy i dziewczynki. Chłopcy mogą płakać i pokazywać swoją wrażliwość – a dziewczynki mogą bawić się samochodami i wspinać na drzewa. Jeśli będziemy sztucznie blokować dzieci przed ekspresją swoich uczuć i zainteresowań, bo nie pasują one do naszej wizji świata, spowodujemy u nich głęboką, emocjonalną ranę.
– Dzieci są ekstremalnie ciekawskie. Cały czas zmieniają zainteresowania, są niczym prawdziwi naukowcy – zaznacza Annalisa Falcone. I zachęca do tego, aby umożliwiać dzieciom poznawanie świata w nieskrępowany sposób, wolny od z góry narzuconych nam kanonów kulturowych. W ten sposób pokazujemy im naszą akceptację, nasze zaufanie do nich i pozwalamy w pełni, prawdziwie się rozwijać.
Czytaj też: Toksyczna rodzina zatruwa ci życie? Psycholog podpowiada, jak mądrze się od niej odciąć