Wyobraź sobie, że jesteś młodym dorosłym i musisz podać do wiadomości całego świata najbardziej osobistą informację na swój temat – na przykład o stanie zdrowia fizycznego lub psychicznego. Dokładnie z takim dylematem musi się na co dzień borykać Simone Biles, jedna z najlepszych gimnastyczek na świecie.
Fragment książki „Dorastanie w sieci. Jak wspierać i chronić dziecko dojrzewające w cyfrowym świeci” dr Devorah Heitner
Gdy Biles – faworytka do złota na olimpiadzie w Tokio – wycofała się z kilku konkursów, media i fani byli w szoku. W swoim oświadczeniu Biles wyjaśniła, że wycofuje się dla dobra swojego zdrowia psychicznego.
„Zagrożone było moje bezpieczeństwo, podobnie jak medal dla zespołu. (…) Zdrowie fizyczne jest zdrowiem psychicznym”.
Świat zareagował błyskawicznie. Wiele publicznych postaci, sław i mediów okrzyknęło jej ruch odważnym i mocnym przesłaniem dotyczącym presji wywieranej na młodych sportowców i wagi ochrony zdrowia psychicznego. Fani Biles (do których się zaliczam) wspierali ją ogromnie w mediach społecznościowych. Mimo to znalazło się sporo hejterów, ludzi oskarżających ją o łatwe poddanie się, słabość i samolubstwo. Niektórzy zrzucali na nią winę za to, że amerykańskie gimnastyczki wróciły ze srebrnym, a nie złotym medalem.
Taki rodzaj obserwacji nie jest dla Biles niczym nowym. W przeszłości musiała odpowiadać na pytania dotyczące jej dzieciństwa w systemie opieki zastępczej, seksualnego napastowania ze strony lekarza reprezentacji, Larry’ego Nassara, oraz diagnozy ADHD. Możemy jej współczuć, ale też odetchnąć z ulgą, jeżeli wyobrazimy sobie, że coś takiego spotyka tylko celebrytów. Kto by chciał, żeby jego dzieciństwo czy medyczne lub zawodowe doświadczenia podlegały tak intensywnej analizie i publicznym komentarzom? A jednak, z uwagi na to, że nasza kultura odchodzi od prywatności ku coraz bardziej połączonemu i publicznemu życiu, nasze dzieci przeżywają coś podobnego każdego dnia.
Na przestrzeni lat coraz bardziej zachęcaliśmy do ujawniania informacji, a nawet to celebrowaliśmy. Taka praktyka, zwłaszcza jeśli dzielimy się delikatnymi faktami, jest często wychwalana jako autentyczna. Mamy jednak skomplikowaną relację z „otwartością”. Cenimy autentyczność i intymność. Gdy postaci publiczne, vlogerzy lub influencerzy opowiadają w sieci o najbardziej prywatnych trudnościach – muzyk Kanye West opowiada o zdiagnozowanym zaburzeniu dwubiegunowym i nazywa je „supermocą” albo gwiazda Instagrama, Bunny Michael, pisze o rewizji osobistej po tym, jak w wieku nastoletnim dopuściła się kradzieży w sklepie, lub sławna youtuberka Brittani Boren Leach traci dziecko i opłakuje je publicznie – nagradzamy ich bezbronność uwagą i „lajkami”.
Dzieci, a w szczególności nastolatkowie, dorastają w kulturze celebrującej otwartość. Za sprawą mediów społecznościowych dzielenie się szczegółami na temat życia – oraz reakcje na nie – zachodzi natychmiast. Młodzi ludzie rutynowo piszą o konfliktach z rodzicami lub rodziną albo na wpół jawnie ciskają gromy w kierunku osoby, która budzi silne emocje, na przykład kolegi z klasy lub nauczyciela.
Dzieciaki nie zawsze spotykają się z takim zalewem wsparcia jak celebryci. Gdy ci ujawniają osobiste trudności, fani często się mobilizują, tak jak w przypadku Biles, gdy ta wycofała się z zawodów w Tokio. Jedna z moich przyjaciółek napisała w mediach społecznościowych: „Uważałam, że Simone Biles jest wzorem dla mojej córki. Teraz widzę, że jest wzorem dla mnie”. Porównajmy to z reakcją, z jaką mógłby się spotkać licealny sportowiec wycofujący się z meczu w związku z kłopotami ze zdrowiem psychicznym – komentarze byłyby bez wątpienia bardziej krytyczne i ostrzejsze, a nie wspierające. Nie jest to sprawiedliwe, ale bardziej popularny w swojej społeczności dzieciak może otrzymać duże wsparcie po ujawnieniu jakiegokolwiek rodzaju prywatnych informacji, podczas gdy dzieciak ze skromniejszą „bazą fanów”, nawet na poziomie lokalnym, nie zostanie potraktowany tak życzliwie. Lecz w obrębie grupy przyjaciół wsparcie może być znaczące. To, kogo dopuszczasz do tajemnicy, jak to robisz i czym się dzielisz, to ważne czynniki, które decydują o tym, czy spotkasz się z reakcją pozytywną, negatywną, czy mieszaną.
Nawet dla dorosłych dzielenie się trudnymi przeżyciami lub prywatnymi problemami w mediach społecznościowych lub na innym forum jest aktem znajdowania równowagi, gdy staramy się uderzyć we właściwą nutę, zawieszeni między samoświadomością a deprecjonowaniem siebie. Każdy, kto jest obecny w mediach społecznościowych od pewnego czasu, widział posty znajomych, w których ci opisywali bardzo bolesne szczegóły rozwodu, złe relacje w miejscu pracy albo interakcje z nauczycielem dziecka. Spotykamy się również z tym, że znajomi z sieci takiej osoby nie wiedzą, jak na takie wpisy zareagować.
Określenie, czym się dzielić, a co zachować dla siebie, jest zadaniem pełnym niuansów. Wielu rodziców martwi się, że dzieci nie wyczują owych niuansów dotyczących tego, jak i kiedy się dzielić, przez co spotkają się z bynajmniej nie ciepłym przyjęciem. W 2020 roku w Lurie Children’s Hospital przebadano dwa tysiące rodziców i okazało się, że „52 procent uczestników badania przynajmniej czasami czuło dyskomfort związany z tym, jak ich nastoletnie dziecko przedstawiało siebie lub innych w mediach społecznościowych. (…) Często skupiali uwagę na braku prywatności i tendencji do ujawniania zbyt wiele”.
W swoim badaniu stwierdziłam, że rodzice martwią się tym, iż dzieci spotkają się z odrzuceniem przez grupę rówieśniczą albo ich próba otwartości i transparentności wpłynie negatywnie na ich przyszłe przyjaźnie, związki romantyczne, szanse dostania się na studia, a nawet karierę zawodową. Rodzice martwią się też, że znani im dorośli mogą zobaczyć post dziecka i na jego podstawie ocenić ich. Co z nich za rodzice, skoro ich dzieci mają tak k i e p s k i e g r a n i c e?
Jednak zamiast zachęcać dzieci do zatrzymywania więcej informacji dla siebie lub cenzorować to, co chcą o sobie napisać w sieci, albo próbować je przyłapać na „nadmiernej otwartości”, powinniśmy się bardziej starać uczyć dzieci, jak być i n t e n c j o n a l n y m w tym, ile ujawniamy w sieci i poza nią. Pierwszym krokiem musi być zrozumienie, d l a c z e g o dzieci ujawniają tak dużo na własny temat, co z tego mają i jak naraża je to na ryzyko. Zdołamy pomóc dzieciakom zrównoważyć bycie autentycznym i otwartym ze zdrową potrzebą prywatności tylko pod warunkiem, że zrozumiemy kontekst udostępniania przez nie informacji. A przede wszystkim musimy zrównoważyć nasze obawy o bezpieczeństwo i długofalowe konsekwencje ze zrozumieniem, że kultura ewoluuje i odchodzi od stygmatyzacji pewnych tematów, które były tabu, kiedy my byliśmy dziećmi.