Na dźwięk migawki uciekasz, gdzie pieprz rośnie? Nie ty jedna, nie ty jeden. Wielu ludzi uważa, że na zdjęciach wychodzi niekorzystnie, a uchwycony przez aparat obraz nijak się ma do tego, co widoczne gołym okiem. Czy to niedomiar fotogeniczności, czy może… kwestia przyzwyczajenia?
Co prawda czasy, kiedy mieliśmy do dyspozycji 36 zdjęć na kliszy małoobrazkowej, już dawno minęły. Dziś możemy zapełniać karty pamięci do woli, eksperymentując z kompozycją, pozycjami i mimiką. A mimo to, gdy przeglądamy setki pieczołowicie wykonanych fotografii, często gęsto dochodzimy do wniosku, że zupełnie nie przypominamy na nich samych siebie. Niestety zazwyczaj w negatywnym tego znaczeniu. I oczywiście jesteśmy w kadrze niechlubnym wyjątkiem, bo wszyscy wokół prezentują się już normalnie. Dlaczego tak się dzieje?
Zdaniem Matta Johnsona, neurologa i profesora psychologii konsumenta, za dość powszechną niechęcią do własnej aparycji przepuszczonej przez soczewkę obiektywu stoi tzw. efekt czystej ekspozycji. Zgodnie z tym mechanizmem psychologicznym z większą przychylnością myślimy o rzeczach, które są nam dobrze znane. A więc im częściej jakiś obiekt znajdzie się w zasięgu naszego wzroku, tym mocniejszą będziemy odczuwać wobec niego sympatię.
Wydawać by się mogło, że dziś każdy z nas ma w pamięci smartfonu niekończące się zasoby zdjęć, więc już dawno powinniśmy przywyknąć do tej wersji naszej fizyczności. Jednak według Johnsona nasze wyobrażenia nadal są zdominowane przez to, co regularnie widujemy w… tafli lustra. – Ponieważ znacznie częściej niż na zdjęciach przyglądamy się sobie w lustrze, przyzwyczajamy się do tego widoku. Jeśli każdego ranka przed wyjściem z domu stajesz przed lustrem i sprawdzasz, czy dobrze wyglądasz, prawdopodobnie to odbicie stało się dla ciebie domyślnym obrazem samego siebie – tłumaczy w rozmowie z gazetą „The Independent”.
Psychoterapeutka Eloise Skinner dodaje, że zwykle mamy do czynienia z tym samym typem oświetlenia, identyczną perspektywą i kątem. Za to zdjęcia są dużo bardziej nieprzewidywalne. – Gdy ktoś robi ci zdjęcie, może przypadkiem uchwycić cię z grymasem czy pozycją ciała, w jakiej nigdy wcześniej się nie widziałeś. A to może wydawać się nieco dziwne – sugeruje.
Warto pamiętać, że lustro oferuje nam zakrzywiony obraz rzeczywistości. Nasze ciała są w nim obrócone o 180°, a do tego patrzymy na nie z bliskiej odległości i „od góry”. Właśnie dlatego, kiedy fotograf ustawi aparat w połowie naszej sylwetki, możemy zauważyć znaczne różnice. To wyjaśnia też dużą popularność przednich obiektywów w telefonach i selfie, które dają taki sam efekt co lustrzane odbicie. – Tymczasem nasze „prawdziwe” oblicze możemy odbierać jako obce i mniej atrakcyjne, ponieważ mamy z nim kontakt zbyt rzadko. Dlatego pojawiają się dyskomfort i pytania typu „O mój Boże, czy to naprawdę ja?” – mówi Johnson.
Teraz już wiesz, dlaczego nie podobamy się sobie na zdjęciach? Jak podkreślają psycholodzy, nie wynika to z kompletnego braku predyspozycji do zawodu modelki, a zbyt małej styczności z danym obrazem. Naturalnie nie bez znaczenia są też inne czynniki, takie jak wpływ mediów społecznościowych na percepcję samego siebie. Gdy codziennie konsumujemy poddane retuszowi treści, możemy wpaść w pułapkę porównywania się z nieistniejącymi ideałami piękna.
Źródło: „Why do so many of us hate how we look in photos?”, independent.co.uk [dostęp: 27.10.2024]