Patrzymy na tych młodych wyrośniętych ludzi i oczekujemy, że oni będą myśleć jak my. Jak mogą nie rozumieć czegoś tam? Nie rozumieją, bo nie mają takiego mózgu jak trzydziesto- czy czterdziestoparolatek – mówi psycholożka akademicka i psychoterapeutka Sonia Ziemba-Domańska.
-
Psycholożka Sonia Ziemba-Domańska wyjaśnia, że mózg nastolatków dojrzewa nawet do 25. roku życia, dlatego ich decyzje często są impulsywne i emocjonalne.
-
Rodzice zapominają, że choć dziecko wygląda jak dorosły, jego kora przedczołowa – odpowiedzialna za ocenę ryzyka i planowanie – wciąż się rozwija.
-
Nastolatki potrzebują eksperymentować i uczyć się na błędach, bo w ten sposób mózg trenuje samodzielne myślenie.
-
Kluczową rolę ochronną w tym okresie pełni więź z rodzicami – rozmowa, zaufanie i cierpliwość zamiast kar i zakazów.
-
Jak mówi ekspertka, dorastanie to proces przypominający przemianę poczwarki w motyla – wymaga czasu, wsparcia i zrozumienia, zanim młody człowiek stanie się naprawdę dorosły.
Artykuł pochodzi z magazynu „Sens” 6/25.
Monika Stachura: Jest pewien paradoks w tym, że człowiek zyskuje większość praw obywatelskich oraz pełną odpowiedzialność przed prawem, zanim jeszcze w świetle dzisiejszej wiedzy jego mózg jest w pełni ukształtowany. W stosunku do często wyrośniętych, wyglądających na całkiem dorosłych młodych ludzi zapominamy o tym albo w ogóle trudno przyjąć nam do wiadomości.
Sonia Ziemba-Domańska: Tak, to prawda. Ten temat często powraca w mojej praktyce terapeutycznej. Rodzice młodych dorosłych i nastolatków często przyznają się do niezrozumienia tego, że młodzi ludzie nie reagują na to, co się im mówi ileś razy, że tak a nie inaczej się zachowują. Tymczasem choć nasz mózg przy narodzinach wygląda jak mózg osoby dorosłej w skali, to funkcje poznawcze i emocjonalne rozwijają się jeszcze przez wiele lat.
Problem w tym, że widzimy, jak ciało rośnie, dojrzewa płciowo, hormonalnie, jednak nie można zobaczyć, co się dzieje w mózgu. A faktem jest, że on dojrzewa później niż cała reszta organizmu, przy czym emocje to jedno, a drugie to funkcje poznawcze, decyzyjne, kontrolne, w przypadku których dojrzałość następuje około 22.–25. roku życia. Zwłaszcza starszy nastolatek doświadcza burzy i zmian neurorozwojowych w głowie. Kiedy więc młody człowiek dorasta, w pewien sposób jego drogowskazem, centrum zarządzania, jest rodzic. To rodzice podejmują większość decyzji: co on ma robić, jak ma robić...
Zatem choć urzędowo dorosłość rozpoczyna się po ukończeniu 18 lat, to mózg jest wtedy w fazie uczenia się, na czym polega podejmowanie decyzji i jakie mogą być tego konsekwencje.
M.S.: No właśnie, z zewnątrz to już dorosły człowiek, zwłaszcza jeśli mówimy o osobach około 19, 20 lat. A w środku wszystko... może nie w powijakach, ale jeszcze mocno niezorganizowane.
S. Z.-D.: Ta cezura dorosłości jest umowna. Oczywiście to jest indywidualne, jednak generalnie chodzi o to, że robienie tak zwanych głupich rzeczy to mechanizm rozwojowy. Mózg uczy się samodzielnego myślenia, takiego, w którym między innymi przewidujemy konsekwencje pewnych zachowań, właśnie metodą prób i błędów. Młody człowiek nie jest w stanie przyjąć słów rodziców, którzy mówią: zrób tak i tak – on robi coś po swojemu, żeby samodzielnie przekonać się, co z tego wyjdzie. Kiedyś przeczytałam takie zdanie, że mózg dojrzewa w drugą stronę, czyli od tyłu do przodu, więc ta część „dorosła”, kora przedczołowa, która odpowiada za szacowanie ryzyka, za myślenie perspektywiczne czy za samoocenę, za wyznaczanie jakichś celów, dojrzewa jako ostatnia.
M.S.: W tym procesie rozwojowym można więc wyróżnić konkretne etapy?
S. Z.-D.: Poza okresem wczesnodziecięcym, czyli do 3. roku życia, adolescencja to czas, gdy mózg najintensywniej się rozwija, a że dochodzi do tego rozwój hormonalny, to mamy koktajl emocjonalny. Około 16. roku życia nastolatek zaczyna się buntować, testować granice. Jest przy tym bardzo labilny emocjonalnie, przechodzi od ekscytacji do smutku, od złości do lęku, mózg jest wtedy w stanie ciągłego pogotowia. Poza tym wtedy kształtuje się jego rytm okołodobowy, co wiąże się z produkcją hormonów, więc dziecko nie chce wstawać rano, spóźnia się do szkoły. Wtedy daje o sobie znać rejon podwzgórza.
Dojrzewanie mózgu polega też na tym, że pewne połączenia nikną, przestają być potrzebne, to tak zwane przycinanie neuronów. W pewnym okresie nastolatek może nawet jakby cofnąć się trochę w rozwoju, bo to jest bardzo dynamiczny proces. W okresie adolescencji zachodzi swego rodzaju rekonstrukcja mózgu. Przy czym nie chodzi o to, żeby usprawiedliwiać wszystko niedojrzałością mózgu, ale jeśli jako rodzice chcemy być skuteczni, to lepiej wspierać, wskazując wprost na pewne rzeczy. Ze świadomością, że oczekiwanie od nastolatka, żeby myślał na zasadzie: „Jeśli tam pójdziesz czy coś zrobisz, to...”, jest skazane na porażkę – to jest niewykonalne.
M.S.: Poniekąd naturalne jest więc to, że rodzice są takim zewnętrznym mózgiem, sterownikiem dla młodych?
S. Z.-D.: Tak, to jest naturalne w pewien sposób. Tymczasem dorośli zastanawiają się, ile razy można coś powtarzać, a dziecko i tak czegoś nie robi albo robi cały czas na przykład tak samo, tyle że inaczej, niż oni chcą. Warto zresztą przypomnieć sobie, co nam mówili rodzice i co sobie wtedy myśleliśmy... Podstawa to tłumaczyć, wspierać, starać się zrozumieć, za którymś razem to zaskoczy. Kiedy rozmawiamy, a nie wydajemy polecenia, dziecko dostaje pozytywne bodźce i jest w stanie siebie gdzieś w świecie umiejscowić. Najpierw ogląda go oczami rodziców, a z czasem zaczyna dostrzegać różne mechanizmy samodzielnie.
Ze swojej praktyki terapeutycznej wiem, że rodzice na przykład mają pretensje do swojego syna o to, że on „ma wszystko, a ciągle tylko: daj mi, podaj mi, przynieś mi; tylko by grał; tylko by chciał gdzieś pojechać”. A to też całkowicie naturalne, bo mózg dzieci, nastolatków jest nastawiony na ciągłe przyjemności, bo w tym okresie bardzo silnie uwalniana jest dopamina. To hormon szczęścia, który pobudza układ nagrody w mózgu, a dzisiejszy świat bardzo ułatwia doświadczenie przyjemności, podaje je na tacy – w telefonie, komputerze, grach, mediach społecznościowych. Zresztą stąd już niedaleka droga do uzależnień behawioralnych, o których kiedyś rozmawiałyśmy, bo z jednej strony mózg jest bardzo chłonny, a z drugiej – nie ma jeszcze w pełni ukształtowanych funkcji kontrolnych.
M.S.: Dobrze mieć taką świadomość, żeby nie tracić cierpliwości, nie popaść w poczucie bezradności w powtarzaniu w kółko tego samego.
S. Z.-D.: Są badania, które wskazują, że tym, co zabezpiecza młodych ludzi przed zachowaniami ryzykownymi, jak kradzieże, branie narkotyków, w okresie, gdy kora przedczołowa nadal się rozwija, jest więź z rodzicami. Ta więź jest tarczą ochronną, pod którą mogą wykształcać się wzorce, a cierpliwość się w to wpisuje.
M.S.: Co konkretnie wynika z takiego budowania więzi?
S. Z.-D.: Wzajemne zaufanie.
M.S.: Jak je budować?
S. Z.-D.: Jak już powiedziałyśmy, podstawą jest rozmowa. Co wyniknie z rozkazu: „Nie możesz tego zrobić, bo ja tak mówię”? No nic z tego nie wynika. Tymczasem jeśli pokażemy pewne rzeczy, zaproponujemy, zapytamy, co dziecko o tym myśli – to jest zaproszenie do dyskusji. Chodzi o to, żeby stawiając granice i starając się coś uzyskać, reagować adekwatnie. A nie nakładać kary typu ban na telefon, bo to najłatwiejsze, ale jak się to ma na przykład do sytuacji, gdy rodzeństwo się pobije? Co telefon ma z tym wspólnego?
I jeszcze jedna rzecz, która za tym idzie: co rodzic może zaoferować w zamian? Okej, zabiera telefon, nie pozwala grać, ale jakie ma propozycje dla swojego dziecka? Pomysł, żeby zamiast tego cały czas ono się uczyło albo czytało książki, jest chybiony. Lepsze są rozwiązania typu: „Słuchaj, w weekendy nie gramy na konsoli, nie używamy telefonu – i dotyczy to całej rodziny! – ale idziemy razem do skateparku czy gramy w planszówki, wybierz, co wolisz”. Przy czym wiadomo, że dziecko nie musi zgodzić się za pierwszym razem, bo dopamina chce szybkich nagród, ale tutaj znowu wracamy do kwestii cierpliwości.
M.S.: Czy słyszała pani w gabinecie coś takiego, że młody człowiek powstrzymał się przed jakimś ryzykownym zachowaniem, bo kiedyś rodzice coś mu powiedzieli i on to pamięta? Czy takie wyznania w ogóle się zdarzają?
S. Z.-D.: Słyszałam, jednak są rzadkością. A dlaczego są rzadkością? Dlatego że rodzice nie wiedzą, jak rozmawiać, więc ucinają rozmowę. Nie umieją tego przekazać w sposób, który będzie przemawiał do młodych ludzi, ich językiem. W rezultacie komunikat brzmi na przykład, że narkotyki to samo zło i tyle. A młodzi ludzie, nawet jeśli wiedzą, że to zło, to po prostu chcą spróbować, zobaczyć, jak to jest, eksperymentować. Zatem wyznania typu: „Nie wziąłem, bo rodzice mi wytłumaczyli”, to rzecz zdecydowanie wyjątkowa.
Rodzice sami za mało wiedzą, a do takiej rozmowy trzeba być przygotowanym. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że młody człowiek prawdopodobnie wie więcej od dorosłego na temat narkotyków, bo szukał o nich informacji w Internecie. A jeśli szukał, to algorytm mu podpowiadał różne rzeczy, rolki, filmiki, na których bazuje dzisiejszy świat.
Pokusa jest duża, bo poza układem nagrody w okresie nastoletnim jest silna potrzeba przynależności do grupy rówieśniczej. Jednak jeśli mamy relację opartą na zaufaniu, bezpieczeństwie, współpracy, to dziecko wie, że nawet jeśli zrobi coś głupiego, może przyjść i powiedzieć o tym tacie czy mamie. Zacznie: „Tydzień temu spróbowałem zapalić papierosy. Nie chciałem tego mówić, żebyś nie była zła...”, i czeka, co będzie dalej, bo przecież wiadomo, że nie usłyszy: „to super” albo „przybijmy piątkę”. Jeśli takie wyznanie nie skończy się karą, już nawet nie fizyczną, ale banem na telefon, gry, wychodzenie z domu, tylko rozmową, pytaniami (Dlaczego? Jak się potem czuło?) i adekwatną reakcją, to młody człowiek poczuje się bezpiecznie.
M.S.: Malucha uczymy chodzić, jeść samemu, mówić, i to jest całkiem naturalne, a potem wydaje się, że dziecko jest już samodzielne i nie potrzebuje naszego towarzyszenia.
S. Z.-D.: Patrzymy na tych młodych wyrośniętych ludzi i oczekujemy, że oni będą myśleć jak my. Jak mogą czegoś nie rozumieć? Nie rozumieją, bo nie mają takiego mózgu jak trzydziesto- czy czterdziestoparolatek.
Nawet skończenie studiów nie oznacza, że z punktu widzenia biologii mózg jest w pełni rozwinięty. To rozbudowany proces, każdy z nas to przechodził. Porównuję to czasem do tego, jak poczwarka zmienia się w pięknego motyla.
Sonia Ziemba-Domańska – psycholożka, neuropsycholożka, certy kowana specjalistka TSR oraz Biofeedback. Badaczka, wykładowczyni akademicka.