Złość szkodzi? Owszem, jeśli jest tłumiona. Dlatego, gdy coś lub ktoś cię zdenerwuje, obserwuj, co się z tobą dzieje, nie odcinaj się od uczuć. To ważny komunikat. Informuje o bólu, lęku, pokazuje twoją kruchą część.
Lubimy otaczać się ludźmi radosnymi, spokojnymi, których nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Kontrolowanie złości to jedna z ważnych umiejętności człowieka sukcesu, ale jak kontrolować coś, czego sobie nawet nie uświadamiamy? Wychowane na grzeczne dziewczynki, ze wspomnieniem kłócących się rodziców i silnym postanowieniem, że my takie nie będziemy, tak bardzo boimy się złości, że często nawet jej u siebie nie zauważamy. Dopiero partner czy przyjaciółka, po tonie twojego głosu, wyrazie twarzy czy sztywności w ciele, rozpoznają, że jesteś zdenerwowana. Pytają: „Dlaczego jesteś wściekła?”. Ty, wściekła? To prawda, miałaś nie najlepszy dzień; rano zirytował cię pies, który dwa razy z rzędu upominał się o spacer, wkurzyły uliczne korki, wyprowadził z równowagi roszczeniowy klient, do pasji doprowadziła wścibska sąsiadka, ale przecież każdy może mieć gorszy nastrój.
Jeśli jednak zdarza ci się rzucać o ziemię telefonem, który kolejny raz się zablokował, jeśli walisz pięścią w ścianę, żeby uciszyć kłócących się sąsiadów, ale masz przekonanie, że tak w ogóle to jesteś bardzo spokojnym człowiekiem – ewidentnie nie radzisz sobie ze złością. Jeśli na dłuższą metę nie działa rozładowywanie frustracji poprzez ruch czy ćwiczenia relaksacyjne, uważaj, bo gromadzona przez lata może na dobre zapisać się w twoim ciele. Ba, potrafi też zmienić adresata – z agresora na ciebie, z agresji na autoagresję, uszkadzającą najsłabszy organ twojego ciała. Na tym właśnie polega mechanizm chorób psychosomatycznych.
Moi pacjenci to najczęściej osoby bardzo spokojne, tak przynajmniej mówią sami o sobie. Z mojego punktu widzenia to ludzie, którym zablokowana złość założyła na twarz maski obojętności, pozornego niewzruszenia. Ale ich ciała ciągle wysyłają komunikaty w postaci podwyższonego ciśnienia, uporczywych alergii, kompulsywnych zachowań czy innych dolegliwości somatycznych.
Agnieszka trafiła do mnie z powodu przewlekłych zaparć. Nie pomagała dieta bogata w błonnik, picie dużej ilości wody ani ćwiczenia fizyczne. Zdesperowana, próbowała stosować środki przeczyszczające, ale jej organizm szybko się do nich przyzwyczajał i musiała zwiększać dawki. Swoją historię zmagania się z „tym okropnym brzuchem” opowiadała jednostajnym głosem, bez emocji. Kiedy zapytałam: „Na kogo jesteś tak wściekła?”, spojrzała na mnie ze zdziwieniem i odpowiedziała: „Ja nigdy nie bywam wściekła”. To prawda. Agnieszka na dobre wyrzuciła ze swojego repertuaru złość, podobnie jak Magda, która po zdradzie męża „dla dobra dzieci” zaprzyjaźniła się ze swoją rywalką i od roku cierpi na uporczywą alergię skórną. Albo Dominika – najstarsze dziecko alkoholika, borykająca się z nadciśnieniem – czy Wanda, która po stracie pracy zachorowała na zapalenie jelita grubego.
Franz Alexander, amerykański psychiatra i psychoanalityk, jeden ze współtwórców medycyny psychosomatycznej, twierdzi, że problemy fizyczne są następstwem zdarzeń życiowych wywołujących silne emocje. Wśród chorób, u podłoża których leżą stłumione uczucia, wymienia m.in. astmę oskrzelową, chorobę niedokrwienną serca, chorobę wrzodową żołądka i dwunastnicy, cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, nadczynność tarczycy, choroby skóry czy zaburzenia odżywiania. Zdaniem Alexandra teoretycznie każda choroba jest psychosomatyczna, choć ma inne czynniki przyczynowe ją wyzwalające. Z moich doświadczeń wynika, że pierwotną przyczyną większości dolegliwości fizycznych i zachowań obsesyjno-kompulsywnych (np. kompulsywnego objadania się) jest właśnie nieprzeżyta złość. Komunikat: „Nigdy nie bywam zła” to dla mnie informacja o skali cierpienia.
Z równowagi najczęściej wyprowadzają nas zachowania osób dla nas znaczących albo sprawy ważne, np. praca, na której nam zależy. Nieuprzejma sprzedawczyni czy uliczny korek złoszczą, ale na chwilę. Wystarczy dosadne słowo rzucone pod nosem czy pobłażliwe machnięcie ręką: „Widocznie pani ma zły dzień”, a tętno wraca do normy. Osoby znaczące potrafią nas zranić do żywego i na dłużej.
– Złość jest naturalną reakcją. Pozwolenie sobie na jej doświadczenie jest sposobem na odnalezienie siebie w relacji. Złość pokazuje, że ktoś naruszył nasze granice, nie wysłuchał nas, zignorował, odrzucił. Jeśli jest to osoba dla nas ważna, wyrażając czy choćby w pełni uświadamiając sobie przyczyny naszej złości, mamy szansę uzdrowić tę relację – tłumaczy Teresa Raczkowska, psychoterapeutka.
Ale to wcale nie jest takie proste. Z jednej strony to właśnie przy osobach, przy których czujesz się bezpieczna, masz odwagę pokazać całą gamę uczuć, także tych negatywnych, z drugiej zaś szybko uczysz się, że ceną za okazanie złości może być odrzucenie. Już w dzieciństwie dostajemy od rodziców przekaz: „Nie wolno się denerwować na tych, których kochasz”. Mówią tak, bo sami czują się bezradni wobec złości dzieci. Małe dziecko złości się całym sobą: zaciśnięte pięści, napięty brzuch, przyspieszony oddech, twarz wykrzywiona grymasem, krzyk nie do opanowania, czasami wymioty czy niekontrolowane oddanie moczu. Kiedy ta reakcja zostanie zatrzymana przez rodzica, groźbą czy prośbą, ciało malucha tężeje, napina się, zamiera. Ale złość nie znika. Zostaje zamrożona w ciele w postaci urazów, które nieraz pojawiają się w dorosłym życiu, wywołane zachowaniem innych ludzi, podobnym do zachowania rodziców.
Każdy z nas ma czułe miejsca, które uruchamiają się pod wpływem obiektywnie mało raniących zachowań. Na przykład złości cię, kiedy przyjaciółka nie odbiera twoich telefonów i nie oddzwania, pomimo że obiecała. Ktoś inny potraktowałby takie zachowanie z wyrozumiałością: „Pewnie jest zajęta”, ciebie ono rani do żywego. Złość na przyjaciółkę uruchamia stare rany i mnóstwo innych negatywnych emocji. Czujesz się niesłuchana, nieważna, odrzucona, lekceważona, podobnie jak w dzieciństwie. Ale tłumisz w ciele te emocje, by nie stracić miłości, w tym wypadku przyjaciółki. Nie jesteś w stanie zaakceptować faktu, że nienawiść do osób, które kochasz, jest zupełnie naturalna. To druga strona miłości.
Kiedy moja pacjentka zaczyna się na mnie złościć, wiem, że zrobiłyśmy ważny krok w terapii. Początkowo ta złość jest zawoalowana, np. pacjentka notorycznie spóźnia się na sesje, wielokrotnie przekłada dzień i godzinę spotkania i obraża się, kiedy tłumaczę, że inne terminy mam zajęte. Bardziej odważne mówią: „Po ostatniej sesji byłam na panią wściekła” albo na odchodne rzucają: „Nie lubię pani”. Staram się wytrzymać tę złość, bo wiem, że adresowana jest nie do mnie, tylko do ważnych osób z przeszłości. Pokazuję, że ich dziecięca wściekłość nie zniszczy naszej relacji, nie spowoduje odrzucenia.
Masz prawo czuć złość, jesteś odpowiedzialna jedynie za zachowanie, które wybierzesz, by sobie z nią poradzić – dopiero kiedy to zrozumiesz, masz szansę uwolnić swoje ciało od zranień. Pierwszym krokiem jest dotarcie do korzeni złości, do jej pierwotnej przyczyny.
– Czasami powstrzymuję pacjentkę, by zbyt szybko nie uzewnętrzniła swojego gniewu – mówi Teresa Raczkowska. – Najpierw musi poczuć go w ciele, poprzyglądać się mu. Tu pomocne mogą być określenia, których zwykle używamy, mówiąc o złości, np. „chce mi się wymiotować z wściekłości”, „kiedy jestem zła, waliłabym pięściami na oślep” – to właśnie w tych częściach ciała, czyli w brzuchu i rękach, jest skumulowane uczucie. Kolejnym krokiem jest odkrycie adresata złości, np. rodzica, który nigdy nie wysłuchał, czy partnera, który bagatelizował nasze uczucia. Dalej trzeba wypowiedzieć tę złość, np. w scence odgrywanej na sesji czy w formie listu. Przywołać w wyobraźni tamtą sytuację, poczuć ją całą sobą. Wykrzyczeć albo napisać to wszystko, co czujemy. Odkryć i nazwać uczucia, które przez lata ukrywały się pod złością, np. upokorzenie czy odrzucenie. Poczuć to, co wtedy czuliśmy. Zrobić to, co dyktuje ciało: płakać, krzyczeć. Robić to dotąd, aż poczujemy, że oczyściliśmy się ze złości, nasz gniew zniknął i już nigdy więcej nie będziemy musieli wracać do tamtej sytuacji.
Złość ma bardzo potężną energię, uruchamia pierwotną reakcję stresową, która stawia organizm w gotowości. Energia ta, niewyrażona na zewnątrz, przekierowana zostaje do środka, kumuluje się w ciele. Dlatego należy ją uwolnić jednocześnie poprzez ciało i świadome słowa, wyrażające dawny ból wobec konkretnych osób, które ją blokowały. To zmieni twoją postawę wobec bezradnego „połykania uczuć”.
Agnieszkę, pacjentkę cierpiącą z powodu zaparć, wysłałam na sesję do terapeutki manualnej. Dzięki terapii wisceralnej brzucha udało jej się dotrzeć do pokładów złości zamrożonych w jelitach. Najpierw unormowało się trawienie, następnie do głosu doszła tłumiona złość na matkę.