Najtrudniejsze są sytuacje, które destabilizują emocjonalnie. Gdy puszczają nerwy, rozsądek schodzi na dalszy plan. Jak odzyskać kontakt z własnymi potrzebami, by nie ulegać emocjom?
Sprawy rzeczywiście się piętrzyły. Klimatyzacja szwankowała i odwołano urlopy na najbliższy tydzień. Jednak pełna emocji reakcja Karoliny na uwagę: „Stan magazynu nie zgadza się z bazą danych, zrób z tym porządek do czwartku” – była zdaniem większości nieadekwatna do sytuacji. Karolina rzuciła segregator na ziemię i krzyczała, że ma dość oskarżania jej o wszystkie błędy w firmie. Ona tu pracuje najwięcej, tkwi w weekendy i po godzinach, zarabia tyle co szofer, a jak tylko coś nie działa, to jej wina! Z magazynem nie można się dogadać – nie liczą się z pracownikami biura. Tak dłużej się nie da. Jeżeli Danuta chce ją zwolnić, niech to po prostu zrobi, a nie doprowadza ją do ostateczności i tego, żeby zwolniła się sama!
Danuta i reszta uczestników zdarzenia (dwie koleżanki z pokoju Karoliny i kurier, który czekał na podpis) osłupieli ze zdumienia. Kurier może trochę mniej, bo nie wiedział, że Karolina nie jest klasyczną złośnicą, ale koleżanki, które zobaczyły ją w takiej akcji po raz pierwszy odkąd wspólnie pracowały, były naprawdę pod wrażeniem. Karolina skończyła krzyczeć, zaczęła płakać i wybiegła do łazienki.
Kiedy po tygodniu od zdarzenia przyglądała się opisanej sytuacji, przyznała, że energia która nią „miotała” w tamtej chwili, wzięła się nie wiadomo skąd – jakby z kosmosu (a jej natężenie także było ogromne). I energia ta targała nią od początkowej niszczycielskiej agresji po końcową całkowitą bezradność i słabość. Karolina chciałaby wiedzieć, czy można coś z tym zrobić i jak – żeby taka „jazda” nie powtórzyła się w przyszłości.
Trudne sytuacje są trudne właśnie dlatego, że destabilizują nas emocjonalnie – czyli puszczają nam nerwy, „coś” zaczyna nami zarządzać i tym „czymś” nie jest raczej rozsądek. Dziś coraz bardziej powszechna jest wiedza na temat tzw. niskiej i wysokiej drogi reagowania, które charakteryzują się tym, że pierwsza z nich polega na działaniu według wzorca bodziec – reakcja, druga zaś zawiera pomiędzy bodźcem i reakcją na ten bodziec element refleksji umożliwiający dokonanie wyboru, jak chcemy zareagować. Intuicyjnie potrafią to rozpoznać nawet przedszkolaki: kiedy nie jest się zdenerwowanym, podejmuje się rozsądniejsze decyzje – takie, które lepiej służą naszemu otoczeniu i nam samym. Jednak „wiedzieć, że”, a „wiedzieć, jak”, to zdecydowanie nie to samo. Na szczęście tego „jak” można się nauczyć.
Złość i bezradność to zazwyczaj dwie strony tej samej monety. Złość rodzi się z mechanizmu myślenia „to z wami jest coś nie tak”, a bezradność to wynik przekonania „to ze mną jest coś nie tak”. Obie występują w chwilach, gdy nasz stan odbiega od równowagi emocjonalnej, która wyraża się poglądem: „wszyscy jesteśmy w porządku” (czasami co prawda robimy dziwne rzeczy, ale to nasze działania wymagają wtedy zmiany, a nie my).
Psychologia humanistyczna zwraca uwagę na fakt, że naturalnym mechanizmem, który kieruje rozwojem ludzi, jest samorealizacja. Jest ona możliwa dzięki naszym ważnym potrzebom, które dają impuls do działania: od podstawowych potrzeb fizjologicznych po potrzebę samorozwoju. Kiedy jakaś ważna potrzeba nie jest realizowana przez dłuższy czas, pojawiają się uczucia „ze znakiem minus” – znużenie, zmęczenie, irytacja, rozżalenie, zniecierpliwienie itp. Pod wpływem tych uczuć, jeśli przyjmiemy schemat działania bodziec – reakcja, możemy zachowywać się niekoniecznie jak damy i dżentelmeni. Jeśli jednak uda się zatrzymać na moment i zareagować, włączając w proces reagowania element świadomego wyboru zachowania – efekt z pewnością będzie mniej dramatyczny.
Jeśli jakaś ważna potrzeba nie jest zaspokojona przez długi czas, niekomfortowe uczucia ulegają eskalacji w coraz silniejsze emocje. Wraz z narastaniem procesu trudniej jest też zatrzymać się i zrobić przestrzeń na świadomą reakcję – ciśnienie jest coraz większe. Wtedy właśnie wybuchamy złością – to jest wyjście awaryjne, umożliwiające naszym potrzebom poinformowanie nas samych i otoczenia, że wymagają one zaspokojenia. Jeżeli uda nam się rozszyfrować to przesłanie i odkryć, jaka niezaspokojona potrzeba stoi za wybuchem, łatwiej będzie znaleźć rozwiązanie. Jeżeli nie skorzystamy z okazji, by wejść w kontakt z własnymi potrzebami – sytuacja prawdopodobnie będzie się powtarzać z większą lub mniejszą systematycznością.
Kiedy wspólnie z Karoliną przeanalizowałyśmy sytuację jej wybuchu w pracy, uświadomiła sobie, że zanim zaczęła krzyczeć, przemknęła jej przez głowę myśl: „znowu ja mam po kimś naprawiać!”. Nawet kiedy mówiła to zdanie w neutralnej sytuacji, czuła, że wzbierają w niej emocje. Nic dziwnego – to zdanie uaktywniało złość hodowaną bardzo długo i nigdy nieujawnianą. Karolina miała młodszego brata, który był chorowity i od dzieciństwa posługiwał się tym faktem dla wymigiwania się od odpowiedzialności za swoje krętactwa i kombinacje. Jeśli sprawy wychodziły na jaw, obrywała Karolina – bo „nie dopilnowała brata”, a jeżeli sytuacja wymagała naprawy – miała to zrobić ona, bo „robiła to lepiej”.
Te powtarzające się sytuacje z dzieciństwa Karoliny sprawiały, że w warunkach rodzinnych jej potrzeby szacunku, bezpieczeństwa i bycia docenioną były permanentnie niezaspokojone. Jeśli nawet dawały znać o sobie złością, to niemożliwe było wyrażenie tej złości wobec rodziców. W ten sposób syndrom naprawiania po kimś jego błędów, bycia niedocenianym i jednoczesnego braku poczucia bezpieczeństwa stał się dla Karoliny rodzajem „pięty achillesowej” – tematem wyjątkowo drażliwym i powodującym reakcje nieadekwatne do sytuacji. Każdy z nas ma swój prywatny wyzwalacz złości. Odkrycie go pomaga zrozumieć i zmienić swoje zachowania w sytuacjach pełnych napięcia.
Po przeanalizowaniu wydarzenia w kontekście prywatnego triggera (z ang. „wyzwalacz”), Karolina zrozumiała, że w pracy zareagowała na dość standardowe polecenie służbowe jak na wielką zniewagę, bo jej wewnętrzny system alarmowy wychwycił podobieństwo schematu – użył tej samej (co kiedyś w sytuacjach rodzinnych) frazy słownej na opisanie sytuacji: „znowu ja mam po nim naprawiać!”, będącej w jej przypadku silnym wywoływaczem złości, i proces reagowania ruszył z prędkością rakiety kosmicznej. Uniemożliwiło jej to zareagowanie według schematu wyższej drogi reagowania: bodziec – refleksja i wybór – reakcja.
Niestety, nie ma możliwości całkowitego oddzielenia swojego „ja” służbowego i prywatnego. Jesteśmy całością i swoje właściwości wnosimy w sytuacje, w których się znajdujemy. Oczywiście można przez jakiś czas siłą trzymać emocje na wodzy, ale jeśli nie damy im posłuchu i nie skorzystamy z niesionej przez nie informacji o naszych ważnych niezaspokojonych potrzebach oraz nie podejmiemy działań umożliwiających ich zaspokojenie – prędzej czy później zaowocuje to wybuchem złości lub jej syjamską siostrą: bezradnością. Ponieważ wyrażanie złości jest dość powszechnie piętnowane jako przejaw agresji nielicujący z poziomem cywilizowanego człowieka, coraz częściej manifestujemy stan niezaspokojenia swoich potrzeb bezradnością (depresja nazywana bywa chorobą cywilizacyjną).
Buddyjski nauczyciel Lama Ole Nydahl przyrównuje skuteczność działania pod wpływem złości do palenia banknotami w piecu. Zdecydowanie bardziej sensowne pod każdym względem byłoby kupienie za te banknoty opału. Kiedy rezygnujemy z działania pod wpływem złości lub jej stłumionej postaci – bezradności, nasze poczynania stają się bardziej efektywne – możemy poszukiwać rozwiązań potrzebnych w danej sytuacji i wprowadzać je w życie. Pomocne będzie nauczenie się asertywności i empatii.
Karolina zaczęła od treningu asertywności. Porozmawiała z Danutą na temat zdarzenia z pozycji „jak to wygląda z mojego punktu widzenia”. Określiła jasno, co jej utrudnia pracę (konieczność naprawiania błędów osób, na które nie ma możliwości wpływać w trakcie ich pracy) i poprosiła o przeprowadzenie zmiany w hierarchii służbowej. W wyniku tej rozmowy zmieniono zasady organizacji w ich dziale i Karolina została przełożoną osób pracujących zarówno w magazynie, jak i w biurze. W takiej sytuacji jest w stanie wziąć odpowiedzialność za zgodność stanu magazynu i jego odzwierciedlenie w programie komputerowym. Karolina poczuła ulgę – twierdzi, że w ten sposób jej potrzeby: uznania, przynależności do grupy i samorealizacji zostały zaspokojone. Jest w stanie stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. I robi to na swój rachunek, a nie naprawiając błędy innych osób.