1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Być ze sobą kiedy jest dobrze, a przede wszystkim kiedy jest źle

ukochany to także najbliższy świadek naszych słabości oraz najbardziej surowy i wychwytujący błędy nauczyciel. Zwykle jednak, wyobrażając sobie przyszłość, koncentrujemy się na jasnej stronie życia, zapominając o tej ciemniejszej. (Fot. iStock)
ukochany to także najbliższy świadek naszych słabości oraz najbardziej surowy i wychwytujący błędy nauczyciel. Zwykle jednak, wyobrażając sobie przyszłość, koncentrujemy się na jasnej stronie życia, zapominając o tej ciemniejszej. (Fot. iStock)
Kocham go. Będę z nim na dobre i na złe. Jest najlepszym przyjacielem, najczulszym kochankiem i sprawcą mitu o bezwarunkowej miłości… I o to chodzi, że nie tylko.

Bo ukochany to także najbliższy świadek naszych słabości oraz najbardziej surowy i wychwytujący błędy nauczyciel. Zwykle jednak, wyobrażając sobie przyszłość, koncentrujemy się na jasnej stronie życia, zapominając o tej ciemniejszej. Nie chcemy bolesnych lekcji. Dlatego potem często zdarza się, że to wyśnione, wymarzone, wyidealizowane uczucie rani, krzywdzi i rozczarowuje. „Skończyłam z miłością” – śpiewała kiedyś smutnym głosem Marylin Monroe. A może ból to dopiero początek?

Czego chcesz od ukochanego?

Kiedy Marta miała 15 lat, zmarł jej ukochany ojciec, z którym była bardzo silnie związana. Z matką – kobietą zimną, niedostępną emocjonalnie, nie miała ciepłych relacji. Była ukochaną córeczką tatusia, a on pewnego dnia ją opuścił, pozostawiając w sercu córki nienasycony głód miłości. Dziś Marta ma 27 lat i kilka nieudanych związków za sobą. Niedawno trafiła na terapię do psycholog i psychoterapeutki. Co było impulsem? Dwa lata temu spotkała dużo starszego mężczyznę, którego pokochała całym sercem. Uwierzyła w idealną, bezwarunkową miłość, gotowa była poświęcić dla niej własną niezależność. Pragnęła całkowitego połączenia z partnerem. Okazała się przy tym zaborcza, zabiegająca o kontakt i pomimo że mężczyzna darzył ją silnym uczuciem, ciągle czuła się niewystarczająco kochana. Czym była naprawdę miłość Marty?

Teresa Raczkowska: Powtórką znanej i gwałtownie przerwanej relacji z ojcem. Kiedy etap zauroczenia minął, a w związku pojawiły się pierwsze rozczarowania, oczywiste stało się, że wizja całkowitego stopienia z partnerem, wywodząca się z dziecięcej potrzeby symbiozy z rodzicami, nie ma szans na realizację. Marta nie była gotowa wejść w związek będący miłosną relacją, mozolnie budowaną dzień po dniu przez obydwoje partnerów. Relacją, w której jest miejsce na radość i smutek, uniesienia i cierpienia, okresy bliskości i oddalenia. Dla niej miłość nadal była emocją, a właściwie powrotem do znanych emocji przeżywanych w relacji z ojcem, silną namiętnością, w której nie ma miejsca na zranienia, rozczarowania czy kompromisy. Nie była w stanie zaakceptować faktu, że żaden partner nie jest w stanie zapełnić pustki w sercu po zmarłym ojcu.

Związek miłosny nie może być powieleniem związku z rodzicami. Nawet od najbardziej kochającego partnera nie dostaniemy tego, czego nie dostaliśmy od rodziców, bo to zupełnie inna relacja.

Bajka o Rybaku, prawda o miłości

Wszyscy tęsknimy za wielką, prawdziwą miłością, która uleczy nasze rany, ochroni przed złem świata, uczyni nas aniołami w ziemskiej skórze. I tak błąkamy się po święcie w poszukiwaniu swojej drugiej połówki, czekamy na księcia na białym rumaku albo… rybaka, który wyłowi nas z rzecznych odmętów.

Była raz sobie dziewczyna, która zrobiła coś, co nie spodobało się jej ojcu. Ojciec zawlókł ją na urwisko i zepchnął do morza. Ryby pożarły jej ciało, wygryzły oczy. Jej szkielet leżał na dnie miotany prądami. Któregoś dnia pewien rybak wybrał się na połów… Hak rybaka zanurzył się w wodzie i zaczepił o żebro szkieletu dziewczyny. Rybak pomyślał: „To musi być wielka ryba! Mam szczęście!”… Obrócił się, żeby wybrać sieć, nie zauważył więc łysej czaszki nad falami, nie widział małych korali iskrzących w oczodołach, nie widział skorupiaków na starych, jak z kości słoniowej zębach. Kiedy się odwrócił od sieci, straszna postać wypłynęła na powierzchnię i zawisła zaczepiona o burtę kajaka…

Tak się zaczyna eskimoska opowieść o Kobiecie-Szkielecie, którą można znaleźć w książce „Biegnąca z wilkami. Archetyp Dzikiej Kobiety w mitach i legendach” Clarissy Pinkoli Estés. Autorka twierdzi, że aby stworzyć naprawdę trwałą relację miłosną, trzeba zaprosić do związku trzeciego partnera… Panią Śmierć – uosobienie tego, co ciemne, niechciane, zagrażające, zepchnięte do podświadomości przez każdego z nas, czyli wszystkie nasze lęki, zranienia, brak akceptacji czy niskie poczucie wartości.

Musimy zaakceptować fakt, że miłość ma także ciemną stronę. Kłócimy się, bywamy rozczarowani sobą nawzajem, potrzebujemy dystansu. Dopiero wtedy przestajemy bezładnie gonić za niespełnionymi fantazjami, a zaczynamy rozumieć, że w autentycznym związku dwojga ludzi jest miejsce i na śmierć (iluzji na swój temat i temat relacji), i na narodziny nowych jakości. Namiętność nie jest czymś stałym i niezmiennym, cyklicznie rodzi się i przygasa. Wspólne przeżywanie czasu wzrostu i obumierania, końców i początków składa się na niepowtarzalną, pełną oddania miłość.

Ludzi przyciąga do siebie zewnętrzność, fascynacja cielesnością i pożądanie, a w głębszej, podświadomej warstwie, pchają nas ku sobie… podobne historie z przeszłości. Miłość jest ślepa, a stan zakochania nie jest bynajmniej najlepszym doradcą.

– Budujemy związek oparty na potrzebach ego, które jest głodne miłości – tłumaczy Teresa Raczkowska. – W relacji ożywają nasze rany z dzieciństwa i łudzimy się, że ukochany człowiek je uleczy.

Jesteśmy jak ten rybak liczący na wspaniałą rybę, która na długo pozwoli nasycić głód, a tak naprawdę, w pierwszej chwili, zupełnie nie mamy pojęcia, kim jest nasz partner. Ba! Nie wiemy nawet, kim jesteśmy my sami, bo zachwycając się fajerwerkami towarzyszącymi łowieniu (zakochaniu), ujawniamy przed sobą nawzajem tylko to, co w nas najlepsze. Z góry zakładamy, że miłość sprawia, iż obydwoje podobnie czujemy, doświadczamy świat, jesteśmy dwiema połówkami tego samego jabłka.

Kiedy nadchodzą wątpliwości i strach

Mężczyzna wył przeraźliwie, dobijając do brzegu, a koralowo-biały szkielet kobiety, wciąż zaplątany w linkę, klekotał za nim… Wreszcie myśliwy dotarł do swojego igloo, zanurkował do tunelu i opierając się na rękach i kolanach, wczołgał do wnętrza… Ale kiedy zapalił lampkę z oleju wieloryba, ona, to coś leżało w nieładzie na śniegowej podłodze z piętą na ramieniu, kolanem w klatce piersiowej, stopą na łokciu…

Jedno goni, drugie ucieka. Jedno chce ślubu, drugie – wolnego związku. Pojawiają się wątpliwości, czy z kim innym nie byłoby nam lepiej, lęk przed utratą dotychczasowego życia na korzyść uczucia. W sercach zakochanych goszczą obok siebie: miłość i przerażenie.

Aby kochać prawdziwie, trzeba pokonać własny lęk, a nawet wiele lęków. Na przykład ona przed tym, że partner dowie się, jaka naprawdę jest, pozna jej ciemne strony i odkryje swoje własne tajemnice, których istnienia nawet nie podejrzewała (bo miłość jako uczucie pozwalała jej o nich zapomnieć). A może on walczy z obawą przed tym, że dla dobra związku będzie musiał zrezygnować z własnej wolności, niezależności i szansy na znalezienie lepszej kandydatki.

To punkt, w którym wielu ludzi się dystansuje, zatrzymuje rozwój relacji i czeka, co będzie dalej.

Rybak nie wiedział, co go do tego skłoniło… Dość powiedzieć, że poczuł jakąś tkliwość – powolutku wyciągnął umorusane dłonie i przemawiając miękko, nucąc jak matka do dziecka, zaczął wyplątywać ją z liny… Mozolił się długo w noc, aż wszystkie kości ułożył w odpowiednim porządku, po czym ubrał ją w futro, żeby nie zmarzła…

– Kiedy minie czas zauroczenia, fascynacji, budzi się strach przed zaangażowaniem, bliskością – tłumaczy psychoterapeutka. – Zakochanie dzieje się samo, tymczasem dojrzały związek wymaga bardzo ciężkiej pracy. Spadają różowe okulary, a partner nie wydaje się już taki idealny.

„On mnie oszukał, myślałam, że jest inny!”, „Jak mogła mi to zrobić?” – obok miłości w sercu pojawia się rozczarowanie, lęk, że to była pomyłka, zły wybór. Ożywa też dawna obawa (być może sama zrodziła się w naszej głowie, a być może ktoś nam ją tam zasiał), że to z nami jest coś nie tak, że nie zasługujemy na miłość. Na światło dzienne wychodzą wady, ułomności, denerwujące nawyki partnera.

– Ale także nasze własne – dodaje Teresa Raczkowska. – Partner jest lustrem, w którym odbijają się nasze negatywne cechy; zaborczość, egoizm, chęć dominacji i kontroli. Pod wpływem różnych, często nawet niezamierzonych, jego działań ożywają w nas urazy z przeszłości.

Na początku mamy wrażenie, że to druga osoba obudziła w nas demona: „Przecież ja taka nie jestem!”, „To przez nią zachowuję się jak tyran!”. To bardzo trudny, ale też ważny moment relacji. Jest jeszcze czas, by wycofać się ze związku, uciec w iluzję, że przy innym mężczyźnie okażemy się aniołem, a przy innej kobiecie – czułym opiekunem.

Czasem jednak zdobywamy się na odwagę trwania w związku, bo potrzeba miłości jest tak silna, że nie pozwala odejść. To staje się przełomem.

Chcąc nie chcąc, zaczynamy dotykać w partnerze, ale też w sobie nie tylko tego, co piękne, ale również tego, co straszy, obrzydza, budzi lęk. Ożywają przykryte maską pewności i iluzją idealnego uczucia: kompleksy, kłopotliwe nawyki i cechy charakteru – twój egoizm, jego skłonność do zdrad, twoja łatwość obrażania się zamiast konfrontacji, jego bałaganiarstwo, odkładanie wszystkiego na potem i potrzeba samotności.

W relacji po raz pierwszy pojawia się Pani Śmierć, o której wspomina Clarissa Pinkola Estés; umierają iluzje bezwarunkowej miłości, idealnego partnera, idealnych nas samych, wizja raju na ziemi. Rodzi się pytanie: „Co powinno umrzeć we mnie, żebym mogła prawdziwie pokochać?”.

Nareszcie: bezbronni jak dzieci

Myśliwy poczuł senność, wślizgnął się pod skóry i zaczął śnić. Czasami ludzie płaczą we śnie… To właśnie zdarzyło się myśliwemu…

We śnie jesteśmy stwarzani na nowo, stajemy się bardziej dojrzali. Po obudzeniu pojawia się ufność i wiara, że związek, pomimo burz i problemów, jest naprawdę ważny. Dlatego niezwykle istotny jest ten pierwszy raz, gdy zasnęliście ramię w ramię, objęci, a rano pokazaliście sobie nawzajem wasze twarze, nagie, bez makijażu, prawdziwe. Ty w tym silnym mężczyźnie zobaczyłaś jego bezbronność, wrażliwość, łatwość wzruszania się. On, dla odmiany, odkrył twoją siłę, upór w dążeniu do celu. Poczuliście, że macie szanse dopełnić się nawzajem, dawać sobie wsparcie, ale także je dostawać, pokazywać swoją dominację, ale też uległość, śmiać się razem i płakać.

– Miłość z uczucia przeradza się w relację, kiedy odpuszczamy kontrolę, lęk przed odrzuceniem, otwieramy się na partnera, choć wiemy, że będziemy bardziej podatni na zranienia – mówi psycholożka. – Zaczynamy rozumieć i akceptować fakt, że emocje przychodzą i odchodzą, bo taka jest ich natura, a miłość to na przemian radość i cierpienie. W miejsce „chcę” pojawia się duchowa sfera związku. Nie boimy się już pokazywać swojej siły, ale też słabości. Ufamy, że skoro partner nas kocha, zaakceptuje nasze zalety i wady, i intencjonalnie nie zrobi niczego przeciwko nam.

Kobieta-Szkielet w blasku ognia ujrzała tę błyszczącą łzę i na jej widok poczuła ogromne pragnienie. Klęcząc, podczołgała się w stronę śpiącego mężczyzny i przytknęła usta do łzy. Ta jedna łza przemieniła się w rzekę, z której piła i piła, dopóki nie ugasiła wieloletniego pragnienia…

Łzy to namiętność zmieszana ze współczuciem do siebie i drugiego człowieka. To wskazówka, jak kochać siebie i partnera. Sposób na uleczenie ran z przeszłości. Ale te rany każdy z nas jest w stanie goić sam, partner może służyć jedynie milczącym wsparciem i akceptacją.

– Dopiero wtedy jesteśmy gotowi na otwarcie serc na miłość – twierdzi psycholożka. – Ufamy sobie nawzajem i pomagamy w wewnętrznej transformacji. Zaczynamy wierzyć, że zasługujemy na miłość.

Leżąc tak przy nim, sięgnęła w głąb piersi śpiącego i wyjęła mu serce, potężny bęben. Usiadła i zaczęła weń uderzać rytmicznie i śpiewać… Im dłużej śpiewała, tym więcej przybywało jej ciała. Wyśpiewała włosy, bystre oczy i ładne, pulchne dłonie. Wyśpiewała kobiecość między nogami, duże, ciepłe piersi i wszystko, czego potrzeba kobiecie. A kiedy skończyła, śpiewem zdjęła ze śpiącego ubranie i położyła się przy nim, skóra przy skórze. Oddała mu serce, ten wielki bęben, włożyła je na miejsce i tak się potem obudzili, owinięci sobą, splątani po wspólnej nocy już w inny sposób, dobry i trwały.

Prawdziwe, płynące z serca, duszy i ciała połączenie to ostatni etap miłosnej relacji. Stajemy przed sobą nadzy – dosłownie i w przenośni. Wewnętrznie przeobrażeni, pogodzeni ze śmiercią naszych iluzji, z wdzięcznością do siebie nawzajem, gotowi na wzloty, ale i upadki. Już wiemy, że miłość w najpełniejszej swej postaci jest ciągiem następujących po sobie śmierci i ponownych narodzin.

„Kochać to znaczy wziąć w objęcia i przetrwać wiele końców i wiele początków” – pisze Estés.

Teresa Raczkowska, psycholożka, psychoterapeutka, prowadzi terapię indywidualną.

Artykuł archiwalny.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze