1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Frajda z cudzego nieszczęścia. Jak działają toksyczni ludzie?

Toksyczni ludzie działają jawnie bądź nie. Czasem uderzają z rozmachem, a czasem trudno ich rozpoznać, bo „truciznę” sączą po cichu. (Fot. iStock)
Toksyczni ludzie działają jawnie bądź nie. Czasem uderzają z rozmachem, a czasem trudno ich rozpoznać, bo „truciznę” sączą po cichu. (Fot. iStock)
Toksyczni ludzie nas otaczają. Trują, bo dzięki temu czują się lepiej. Uważają, że są idealni. Cieszą się z cudzej krzywdy i niepowodzeń – mówi psycholożka Katarzyna Miller. Ale na każdą truciznę jest odtrutka. Warto jej poszukać.

Mąż, chłopak, rodzeństwo, szef, rodzice, przyjaciółka, własne dziecko, sąsiad… W twoim otoczeniu są toksyczni ludzie. A być może i ty zachowujesz się toksycznie. Kim są ci „truciciele”? – Mówimy o nich czasem umniejszacze, wredoty – tłumaczy psycholożka Katarzyna Miller. Pisze o nich w swojej najnowszej książce „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi”. – Ich kluczem do pozornego dobrostanu wewnętrznego jest zestaw zachowań. Taki człowiek może być nieżyczliwy, antypatyczny, zgryźliwy, złośliwy, manipulujący. Kłamie, oszukuje, lekceważy, poniża i ośmiesza innych. Całkowicie brakuje mu empatii, nie chce i nie umie słuchać drugiego człowieka. Jest skrajnie obojętny na ból, potrzeby ludzi, nie wie, co to bliskość. Cieszy się z cudzej krzywdy i niepowodzeń. Jeśli uda mu się komuś dopiec, coś zabrać, zepsuć, zetrzeć uśmiech z twarzy – jest mu dobrze – dodaje.

Truję, więc jestem… świetny!

Uwaga! Nie chodzi o jednorazowe zachowanie – mamy prawo się spierać, kłócić, obrażać, złościć. Takie sporadyczne zachowania to składowa relacji międzyludzkich. Są potrzebne, oczyszczające. O ile – szczere. Jednak toksyczny człowiek powtarza szkodzące drugiemu postępowanie, karmi się nim, ono go napędza, daje złudne poczucie, że jest fantastyczny. Ze strachu bliskiej osoby czy współpracownika czerpie dla siebie moc. – Niektórzy (domena mężczyzn) są toksyczni w nieoczywisty sposób – mówi Katarzyna Miller. – Myślę o błyskotliwym, „zabawnym” złośliwcu. Spotyka na przykład ekstradziewczynę, którą tak naprawdę chciałby poderwać. Ale nieświadomie zakłada porażkę, bo nie wierzy w swoją męskość. Docenia jej wygląd, sącząc: „Jaka ładna sukienka z second-handu!”. Poklask wokół , a kobieta czuje się dotknięta. On uważa: „Zabawny jestem po prostu”. Tymczasem ironia, sarkazm to forma przemocy, gwałtu, sprowadzania rozmówcy do słabszej pozycji dziecka albo ofiary. Niestety, dla toksyna – to paliwo.

– Toksyczność często nosi białe rękawiczki. Na forach internetowych kobiety kojarzą ją z chorobliwą zazdrością partnera. Najpierw to łechcące – oznacza, że jestem dla kogoś ważna. Jeśli jednak ofiara oddaje się, uważając, że partner jest jej właścicielem, i nie wyobraża sobie życia bez związku z nim („drugiego takiego nie znajdę”), toksyczny zazdrośnik poczuje się władcą, który steruje kobietą. Uzna, że musi ją wychować, bo ona taka głupia (leniwa, rozrzutna, lękliwa) – mówi Katarzyna Miller. Ofiara traci wiarę w siebie, czuje się zerem. To oznaka toksycznej relacji, która miała dać spełnienie i bezpieczeństwo, a jest niszcząca.

– Co ciekawe, toksyczny człowiek myśli o sobie: „Przecież robię kawał dobrej roboty”. Uważa, że ma rację, że kogoś zbluzgał, zastraszył, ukarał, zabrał coś albo odmówił czegoś, bo druga osoba wedle niego jest niefajna i zasługuje na takie traktowanie – dodaje psycholożka. – Musi wykonać gigantyczny wysiłek, żeby zauważyć, jak ludzie się go boją, zmykają przed nim albo słuchają go i poddają się mu z lęku, a jego krzywdzące zachowania tak naprawdę są projekcją jego własnych słabości, lęku i niefajności.

Toksyczni ludzie: władcy podszyci strachem

35 przykładów toksycznych zachowań plus instrukcja, jak sobie z nimi radzić, to najbardziej typowe przypadki, które w swojej książce opisuje Katarzyna Miller. Wygląda na to, że trzeba byłoby zamknąć się w pustelni, żeby nie zetknąć się z toksycznością. Na czele listy są, oczywiście, praca, związki i toksyczni rodzice.

Mało kto ma szczęście pracować całe życie z mądrym, empatycznym szefem. Zarządzanie zespołem to niestety często zarządzanie strachem i karą. Psycholożka tak odpowiada na list kobiety, która od dziesięciu lat tkwi pod rządami toksycznego pracodawcy.

„Szef to Ktoś – ważna postać. Jest tym ważniejszy dla nas, im mniej jesteśmy dojrzali. Tak jak kiedyś rodzice byli najważniejsi i najmądrzejsi… Wydaje się, że wszystko zależy od szefa, tak jak zależało od rodziców”.

U przełożonego szukamy aprobaty, czujemy, że nasze sukcesy są niewystarczające, jego niezadowolenie wpędza nas w poczucie winy, tak jak było to kiedyś (bądź nadal jest) z matką czy ojcem. Toksyczny zwierzchnik natychmiast zauważy nasz lęk, niewiarę w siebie i je wykorzysta. Nie obchodzi go, że kogoś zrani.

– Krzywdzi, bo dzięki temu osiąga sukces, czuje się wartościowy. U podstaw tego zachowania leży zawsze niska samoocena – wyjaśnia Katarzyna Miller. – Toksyczny szef nie umie skorzystać z dobrych pracowników, bo budziłby się rano przerażony, że go wygryzą. Umniejsza ich więc, podstawia im nogę, żeby wszyscy zobaczyli, że on jest lepszy. Obserwowałam kiedyś w pewnym ministerstwie fantastycznie zgrany z przełożoną zespół. Po zmianie rządu dyrektorkę zastąpiła niekompetentna siksa. Załatwiła w trzy miesiące swój dział. Słabsze jednostki zaczęły donosić na kolegów, uważając, że jako powiernicy szefowej przetrwają. Inni pochorowali się przez stres. Zgrana ekipa zamieniła się w toksyczne ludzkie bagno.

Rany od najbliższych, czyli toksyczni ludzie w domu

– Kto z was miał bądź ma szczęśliwą matkę? – pyta na spotkaniach z kobietami Katarzyna Miller. Podnosi się niewiele rąk. Sama psycholożka opowiada otwarcie o bólu, odrzuceniu i osamotnieniu w kontakcie z własną matką. Dla dziecka, także dorosłego, dezaprobata rodzica jest sankcją i trucizną.

– Mówi się dziś, żeby przestać opluwać i winić rodziców za niskie poczucie własnej wartości, deficyty, nieumiejętność budowania relacji – mówi psycholożka. – Nie chodzi o to, że mamusia była „be”, ona wcześniej sama dostała w tyłek, w ego, a potem przekazała to dzieciom. Pozornie nietrujące komunikaty, jak: „Piątka z polskiego? Zajmij się tym, czego nie potrafisz”; „Po moim trupie to założysz!”; „Tak się poświęcam, a ty jesteś niewdzięczna”, są często kalką informacji, jakie nasi rodzice dostali od swoich. Powtarzają je, bo niedoskonałość, nakazy i zakazy wpajały im rodzina, szkoła, klasa społeczna – tłumaczy Katarzyna Miller. – Nie przekazują tego, co naprawdę czują i myślą, gdyż zwyczajnie nie są tego świadomi. Stereotypy są prostsze od pracy nad sobą, nauki odczytywania i nazywania emocji, bycia w zgodzie ze sobą wbrew narzucanym przez kulturę krzywdzącym receptom na życie.

Nie każde dziecko z toksycznej rodziny niesie truciznę w dorosłym życiu. Ale, niestety, większość powtarza krzywdzące zachowania. Każdy z nas wchodzi w intymne relacje z nadzieją, że będą mądre i uszczęśliwiające. Test, czy tak faktycznie się dzieje, jest prosty. Jeśli dwoje ludzi szczerze czuje się ze sobą swobodnie, dobrze, ma wzajemnie ochotę dawać i brać, nie musi udowadniać swojej „lepszości” – mamy udany związek. Można odnieść wrażenie, że to kobiety są częściej ofiarami trujących partnerów. Nic bardziej mylnego.

– Toksyczni mężczyźni wybierają toksyczne kobiety i na odwrót – mówi Katarzyna Miller. Jeśli ktoś ze zdrowym poczuciem własnej wartości zwiąże się z toksynem, po krótkim czasie odejdzie. Nie da sobie wmówić, że jest zerem, skoro dobrze się ze sobą czuje.

Jeśli natomiast człowiek jest wcześ­niej „nadgryziony” toksyną, to prawdopodobnie wejdzie w grę w „moje lepsze”. Współtoksyczność ma dla niej czy dla niego zalety. Kłócą się, zatruwają, ale żyć bez siebie nie mogą. Paradoksalnie świetnie się dobrali.

– Tańczą swojego walca – tłumaczy psycholożka. – Obie strony zyskują, bo ona uważa, że to on jest winien, a on – że ona zawodzi. Każde z nich czuje się lepsze. Ten taniec daje im spełnienie, bo wpływają na siebie, kopiąc się prądem. Przy czym jedno z nich jest bardziej ofiarą, a drugie katem. Ofiara ma swoje zyski. Największy to niebranie odpowiedzialności za bycie prawdziwą sobą, podążanie za własnymi szczerymi pragnieniami i przekonaniami. Na przykład żony alkoholików karmią się faktem, że partner pije, a ona jest porządnym człowiekiem, matką, robi wszystko, żeby dom przetrwał, a dzieci wyszły na ludzi. Zatem jest wspaniała. I jeszcze trwa w przekonaniu: „Nikt nie ma prawa ode mnie niczego wymagać, bo przecież dostaję już w kość od męża”.

– Oboje mają w sobie elementy toksyczności. Rzecz w tym, że nie potrafią żyć spokojnie – zaznacza psycholożka. Dlaczego? Psychologia mówi o tzw. warunkowaniu nieregularnym. Jeśli partner niszczy partnerkę, a potem zapewnia, że kocha, ona myśli: „Już teraz będzie dobrze”. A kiedy dobrze nie jest, tłumaczy sobie, że przecież jest kobietą jego życia. On przez chwilę utwierdza ją w tej wierze, po czym atakuje. Niepokój staje się naturalnym stanem organizmu. Walc trwa.

Źródło trucizny

„Jeśli nie kochasz siebie, nie umiesz pokochać drugiego człowieka” – to zdanie powtarza się nam dziś do znudzenia. Zła samoocena to podstawowe źródło epidemii toksycznych zachowań. Przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dopóki mamy niskie poczucie własnej wartości, nie ma szans na zdrowe relacje.

– Pomijamy w codzienności „ja i ja” – podkreśla Katarzyna Miller. – Płacimy wewnętrznym dobrostanem za to, że sami źle się oceniamy i traktujemy. Obwiniamy się, karzemy, poganiamy, nie podobamy się sobie, nie zwracamy uwagi na swoje potrzeby, nie umiemy ich nazwać, nie wiemy, co w ogóle czujemy. Bardzo nam zależy, żeby być dobrze ocenianym przez ludzi wokół, a sami nie mamy poczucia własnej wartości. Zatem gramy w toksyczną grę „moje lepsze”, żeby – kosztem innych – poczuć się silnym i coś znaczyć.

Jak uświadomić sobie, że sami (choćby w niewielkim stopniu) jesteśmy toksyczni? Autodiagnoza nie jest skomplikowana.

Katarzyna Miller namawia do eksperymentu:

Zapisujmy myśli do siebie. Jeśli brzmią na przykład tak: „Znowu, kretynko, nie skończyłaś tej roboty, popatrz w lustro, widzisz, jak strasznie wyglądasz? Po co kupiłaś siódmą bluzkę? I tak jesteś gruba!”. I dalej: „Zapomniałaś, głupio zrobiłaś, nawrzeszczałaś na dzieci, męża…”. To pozwoli dostrzec, że wewnętrzny krytyk nas wykańcza. Sabotuje poczucie wartości. Stąd już blisko do bycia toksycznym i szukania relacji, w których krzywdzimy i jesteśmy krzywdzeni. Świadomość tego to początek drogi do oczyszczenia z trucizny.

Więcej na ten temat przeczytacie w książce „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi”, Katarzyny Miller i Suzan Giżyńskiej, Wydawnictwo Zwierciadło.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Instrukcja obsługi toksycznych ludzi
Autopromocja
Instrukcja obsługi toksycznych ludzi Katarzyna Miller, Suzan Giżyńska Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze