1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak się dogadać ze wzburzonym partnerem? – Wypróbuj rolę „zderzaka”

Wściekłość na partnera często jest ucieczką przed negatywnymi myślami. Wolimy atakować i krzyczeć, niż przyznać się do uczucia nienawiści, które budzi w nas odrazę. (fot. iStock)
Wściekłość na partnera często jest ucieczką przed negatywnymi myślami. Wolimy atakować i krzyczeć, niż przyznać się do uczucia nienawiści, które budzi w nas odrazę. (fot. iStock)
- Kiedy moi pacjenci boją się okazywać złość wobec swoich matek, ojców czy dzieci – lub jeżeli znajdują się w innych sytuacjach, kiedy konfrontacja z własnymi emocjami jest zbyt przerażająca – atakują mnie, bo to bezpieczne. A ja wiem, dlaczego to robią, więc mi to nie przeszkadza – podkreśla Mark Goulston, autor książki „Jak rozmawiać z furiatami”.

Czy poniższy opis przypomina twoje życie?

Wracasz wykończony z pracy do domu i chcesz tylko trochę świętego spokoju – a jeśli będziesz mieć szczęście, może i trochę uczucia. Zamiast tego jednak, gdy tylko zamkniesz drzwi za sobą, przed tobą staje twoja partnerka: „Czy ty wiesz, co twoja córka wykręciła dziś w szkole? Upokorzyła mnie przed przewodniczącą rady rodziców. Zaproponowałam, że upiekę coś na szkolny kiermasz, a ona wypaliła: »Założę się, że ludzie zapłacą, żeby tylko nie musieli jeść paskudnych bezglutenowych muffinek mojej mamy«. Robię, co mogę, żeby się zdrowo odżywiała, a ona mnie wyśmiewa”.

Postrzegasz siebie jako „tego normalnego” w tym związku, a swoją partnerkę jako irracjonalną, więc kiedy zaczyna krzyczeć, uważasz, że pełnisz rolę chodzącego środka uspokajającego.

To właśnie dlatego mówisz coś w rodzaju: „Dobrze, już dobrze, uspokój się. To był tylko taki żart”. Albo: „Wiem, że czasem ci dogaduje, ale w głębi serca to dobry dzieciak”.

Albo: „Słuchaj, ja też miałem kiepski dzień, ale już się skończył, więc się odprężmy i pogadajmy o czymś innym”.

I w tym właśnie momencie rozpętuje się piekło. Nie posypałeś ognia piaskiem, tylko polałeś go benzyną.

„Mam się uspokoić?!”, wybucha twoja partnerka. „Łatwo ci powiedzieć! Ona ciebie tak nie traktuje, bo w zasadzie w ogóle cię nie zna. Ja prawie cię nie znam. Nic, tylko pracujesz! A w ogóle to gdzie jest mleko, które miałeś kupić po drodze do domu?! Czy ty już w ogóle mnie nie słuchasz?!”

Co tu się dzieje? Ty jesteś spokojny, racjonalny i logiczny, ale jednocześnie kompletnie pokpiwasz sprawę. Twoja partnerka nie potrzebuje teraz chodzącego leku na uspokojenie, potrzebuje zderzaka. Przekonaj się o tym na przykładzie Bena, który nauczył się tego na własnej skórze.

- Wiesz, moje małżeństwo jest jak skrzyżowanie Bambi z Dniem świstaka – powiedział mi Ben.

– Co masz na myśli? – zapytałem.

– W zasadzie każdego dnia, kiedy wychodzę z pracy, czuję się jak cudny mały jelonek, który skacze sobie przez las i cieszy się na spotkanie z rodziną. A potem bach! Angie trafia mnie ze strzelby za coś, co zrobiłem nie tak, albo mówi: „Mamy problem!”. To się dzieje w ułamku sekundy, jakby nie mogła się doczekać, aż mnie dopadnie.

– A co się dzieje dalej?

– Staram się ją uspokoić, ale od tego tylko dostaje szału.

– Opowiedz mi o Angie – poprosiłem.

– Generalnie jest fantastyczna – zaczął Ben. – Bez niej byłbym zupełnie zgubiony. Pracuje zawodowo, a do tego ogarnia większość spraw domowych. To obejmuje zajmowanie się naszym ośmioletnim Jackiem, który ma poważną postać autyzmu. No i jest jeszcze nasza dwunastoletnia córka Abby, którą co prawda łatwiej się zająć, ale i tak łatwo nie jest. Angie ma hopla na punkcie kontroli i jest trochę perfekcjonistką, a dzieciaki doprowadzają ją do szału.

Ben opowiedział mi, że rodzice Angie rozwiedli się, kiedy miała jedenaście lat.

– Jej ojciec zasadniczo zniknął z jej życia, ale matka ciągle ją krytykuje. Angie ma wrażenie, że nigdy nie uda jej się spełnić jej oczekiwań.

– Myślisz może, że Angie ma tę skłonność do krytykowania i perfekcjonizmu po matce? – zapytałem.

– Absolutnie tak – potwierdził Ben. – Ale muszę jej przyznać, że nie znosi tych cech u siebie. Kiedy jednak jest zestresowana – a z Jackiem jest zestresowana codziennie – wychodzi z niej to, co najgorsze.

– Czy twoim zdaniem Angie czasem życzyłaby sobie, żeby Jack się w ogóle nie urodził albo, co gorsza, żeby zniknął z jej życia, być może na stałe? – zapytałem, patrząc Benowi prosto w oczy.

– Co ty…! – wypluł z siebie. Wyglądał na wstrząśniętego i chwilę siedział w milczeniu.

– Chyba zasugerowała coś takiego raz czy dwa, jak było bardzo źle. Że wolałaby, żeby się nigdy nie urodził. Ale tego drugiego nigdy nie słyszałem – wyznał w końcu.

– Więc nigdy ci nie powiedziała, że wolałaby, żeby Jack nie żył? – zapytałem.

– Zwariowałeś! Oczywiście, że nie! Jak możesz w ogóle sugerować coś takiego? – Ben był poruszony moim pytaniem.

– Kiedy człowiek jest w wielkim stresie, tak jak Angie, perfekcjonistka i fanatyczka kontroli, kiedy zajmuje się Jackiem w jego najgorszych chwilach, to wpada w desperację – wyjaśniłem. – A w desperacji kontrolę przejmuje mózg gadzi i wtedy da się myśleć tylko o ucieczce.

Zapytałem Bena, czy kiedy Jack daje Angie popalić, Angie wyznacza czas na wyciszenie albo jemu, albo sobie jako sposób na uporanie się z własnym gniewem.

– Tak, to właśnie robi. Skąd wiedziałeś? – zdziwił się Ben. – To proste. Sam powiedziałeś, że Angie jest dobrym człowiekiem i nie chce zachowywać się tak jak jej matka. Kiedy Jack uderza w jej słabe punkty, musi zrobić coś fizycznego, żeby nie zareagować okrucieństwem, być może nawet przemocą. Właśnie dlatego wie, że jedno z nich potrzebuje czasu na wyciszenie. Analogicznie czasem musi zrobić coś emocjonalnego, żeby pozbyć się tych okrutnych myśli. I wtedy właśnie wjeżdżasz ty, Bambi. Cały na biało.

– Co to znaczy? – dociekał Ben.

– Jeżeli podświadomość Angie podpowiada jej: „Ten problem da się rozwiązać tylko wtedy, gdyby Jack nie żył”, ona absolutnie nie może dopuścić do siebie takiej myśli. Wyżywa się więc na tobie, co wyjaśnia, dlaczego żadne twoje słowa ani działania nie pomagają. To nie ty jesteś problemem. Problemem jest to, że Angie próbuje uciec przed myślami i uczuciami, które sprawiają, że sama siebie nienawidzi.

Ben miał łzy w oczach.

– Rany. Teraz to wszystko ma sens – odpowiedział. – Co mogę zrobić?

– Sugeruję ci podejście, które nazywam dość niezręcznie katharsis przez pośrednika – odparłem. – Oznacza to, że będziesz czuć te paskudne uczucia, które ona przeżywa, i będziesz z nią o nich rozmawiać. Możesz na przykład zapytać: „Angie, czy czujesz czasem wobec Jacka nienawiść i pragniesz, by zniknął z naszego życia? Na twoim miejscu chyba często bym tak myślał. Gdybyś ty się nim nie zajmowała, prawdopodobnie sam bym tak myślał. To straszna myśl”. Jeżeli powiesz to na głos, ona poczuje się mniej samotna i mniej odrażająca.

Dałem też Benowi praktyczną poradę – powinien zmniejszyć stres Angie, biorąc na siebie więcej domowych obowiązków.

– Nie czekaj, aż ona ci powie, co masz zrobić – zasugerowałem. – To ją tylko bardziej zdenerwuje.

Ben wprowadził moje sugestie w życie. Kiedy wraca do domu, nie zawsze ma szanse na święty spokój, ale sytuacja zmieniła się na lepsze. W większości przypadków po powrocie czeka na niego powitanie albo nawet uścisk, a nie wybuch.

Katharsis przez pośrednika

Sprawdza się w przypadku każdej osoby na emocjonalnej huśtawce, która musi dać upust uczuciom. Jest to jednak szczególnie dobre rozwiązanie, jeżeli masz do czynienia z partnerem, który zajmuje się wymagającymi małymi dziećmi, antagonistycznie nastawionymi nastolatkami bądź starzejącymi się rodzicami. Dlaczego?
  • Jako rodzice uważamy, że musimy kochać nasze dzieci przez cały czas. W efekcie, kiedy zrobią coś naprawdę paskudnego (a każdemu dziecku się to zdarza), wrogie uczucia wobec własnych dzieci są dla rodzica przerażające. Przekierowują więc negatywne emocje na bezpieczniejszy cel – w tym przypadku na ciebie.
  • Większość ludzi uważa, że musi kochać rodziców bezwarunkowo. Oznacza to, że w obliczu takich myśli jak: „Już nie mam siły zajmować się tym nowotworem, to straszne, byłoby lepiej, żeby po prostu umarła”, to ty masz wymalowaną tarczę strzelniczą na plecach.
W psychologii zjawisko to nazywamy przeniesieniem. Kiedy moi pacjenci boją się okazywać złość wobec swoich matek, ojców czy dzieci – lub jeżeli znajdują się w innych sytuacjach, kiedy konfrontacja z własnymi emocjami jest zbyt przerażająca – atakują mnie, bo to bezpieczne. A ja wiem, dlaczego to robią, więc mi to nie przeszkadza.

Jesteś teraz w tej samej pozycji. Rola chodzącego środka uspokajającego nie wystarczy. Musisz zrobić to, czego nauczył się Ben – zostań żywym zderzakiem.

Przydatna wskazówka

Kiedy dobrzy i kochający ludzie czują się przytłoczeni nienawistnymi i okrutnymi myślami, zrobią wszystko, żeby tylko przed nimi uciec – mogą także zaatakować ciebie.

Plan działania

  1. Pomyśl o kimś, kto zachowuje się wobec ciebie nadmiernie negatywnie, krytycznie lub wrogo.
  2. Jeżeli jest niezmiennie przykry, okrutny i złośliwy, zakończ tę relację.
  3. Jeżeli jednak podejrzewasz, że zachowuje się w ten sposób z uwagi na przytłaczające uczucia, których nie może bezpiecznie wyrazić, postaw się w jego sytuacji. Powiedz mu: „Gdybym ja musiał się z tym uporać, dostałbym szału i pewnie nawet chciałbym zrobić coś naprawdę destrukcyjnego. Czujesz się tak czasami?”.
Ważna uwaga: Nie zadawaj tego pytania, jeżeli nie jesteś gotowy na szczerą odpowiedź.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Jak rozmawiać z furiatami
Autopromocja
Jak rozmawiać z furiatami Mark Goulston Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze