1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak sobie radzić z hejtem? Odpowiada Katarzyna Miller

Mowa nienawiści coraz bardziej rośnie w siłę. Warto zatem wiedzieć, jak się przed nią bronić. (Fot. Getty Images)
Mowa nienawiści coraz bardziej rośnie w siłę. Warto zatem wiedzieć, jak się przed nią bronić. (Fot. Getty Images)
Mowa nienawiści przeniosła się dzisiaj ze świata realnego do wirtualnego i – można powiedzieć – jeszcze nasiliła. Jak się przed nią bronić? Jak jej nie demonizować? A przede wszystkim, jak odkryć w sobie Wewnętrznego Hejtera – pytamy psychoterapeutkę Katarzynę Miller.

Sądzisz, że żyjemy w czasach nasilonego hejtu?
Myślę, że żyjemy w czasach, kiedy mamy go po prostu na wierzchu. Hejterzy – za sprawą Internetu – mają gdzie wysyłać swoje nienawistne słowa. Wcześniej musieli narażać się na mówienie niemiłych rzeczy ludziom wprost. Zresztą niektórzy nadal to robią, ale wtedy są raczej nielubiani, ktoś im czegoś nie daje, nie załatwia – jest to więc duże społeczne ryzyko. Tymczasem w Internecie ukrywasz się pod jakimś nickiem i możesz sobie napisać, co chcesz – wylewa się więc to bez umiaru i granic. I bez żadnych reperkusji. W dodatku w takim poczuciu: „No, to ja im wreszcie dowalę. Teraz im powiem, co o nich sądzę”.

Naukowcy nazywają to nawet „internetowym odhamowaniem”. Twierdzą, że w Internecie niektórym puszczają bariery, które ich hamują w życiu realnym. Co może mieć swoje dobre strony. Jeśli jesteś nieśmiała, w sieci możesz zdobyć się na odwagę, by zabrać głos w ważnej sprawie, napisać do kogoś, do kogo bałabyś się odezwać na żywo. Ale jest i ta druga strona, o której właśnie mówimy.
Każda sytuacja ma swoje dobre i złe strony, więc jak zwykle najlepiej szukać złotego środka. Ale żeby to zrobić, trzeba być człowiekiem mądrym, a nie tak dużo jest takich na świecie. Kiedy mówimy, że ktoś nieśmiały ma odwagę zabrać głos w Internecie, powstaje pytanie, czy w związku z tym zabierze ten głos też w realu. Skoro raz przekroczy swoją nieśmiałość i zobaczy, że nic złego się nie dzieje – to może zrobi to ponownie? Moim zdaniem osoby, które bały się odzywać w realu, nadal będą się bały, bo to są zupełnie inne okoliczności. Po prostu przy ludziach niektórych rzeczy nie robimy, bo się wstydzimy albo boimy się sankcji. No i nieśmiali się wstydzą, a nienawistnicy się boją sankcji – tak to można w skrócie podsumować. Bo na szczęście są jakieś sankcje w naszym społeczeństwie za to, że ktoś jest nieprzyjemny. Chyba że udało się mu zostać szefem, to wtedy, niestety, dalej się rozkręca.

Badacze mówią też, że w Internecie może się niektórym wyłączać empatia. Między innymi dlatego, że nie widzą bezpośredniej reakcji drugiej osoby – jej łez, smutku albo wściekłości czy dezaprobaty. Nie widzą człowieka, tylko byt wirtualny.
A może na empatię stać tylko ludzi empatycznych? Ktoś, kto jest jej pozbawiony, nawet jeśli zobaczy drżenie czyjejś wargi w reakcji na jego słowa – może się wręcz ucieszyć, bo trafił w czuły punkt. Na tym właśnie polega znęcanie się nad ofiarami, mobbing i dużo innych okropnych rzeczy, jakie dzieją się między ludźmi. One wcale nie zdarzają się tylko w Internecie – byłoby za fajnie. Z drugiej strony skoro nie widzimy reakcji innych ludzi, na przykład kiedy piszemy w sieci o politykach, których nie znosimy – to możemy sobie pozwolić na to, by powiedzieć o nich coś mocnego. Albo ktoś nam zrobił krzywdę i nagłaśniamy to w Internecie – w jakimś sensie jest to pozytywny element tej wolności i anonimowości, jaką nam daje świat wirtualny. Dzięki temu wypuszczamy z siebie napięcie i przynajmniej na chwilę sobie ulżymy, a to zawsze coś. To właśnie na tej zasadzie działa internetowy hejt: na dawaniu chwilowej ulgi, poczucia, że ponieważ ja oceniam, ja dowalam – to ja stoję na balkonie, a ten ktoś jest na dole, więc mogę na niego swobodnie napluć. Znasz to słynne pytanie: czym się różni krytyka odgórna i oddolna? Tym, że zupełnie co innego jest, jak plujesz na kogoś z góry, a zupełnie co innego, jak plujesz na kogoś, kto jest na górze – bo wtedy spada to na ciebie. Ktoś, kto sobie pluje w Internecie na osobę, która nie może mu zrobić krzywdy czy odpowiedzieć tym samym, pluje sobie ile wlezie. Choć czasem oczywiście niektórzy odpowiadają na to jego plucie...

No właśnie, powinno się odpowiadać na hejt czy lepiej go ignorować?
Bardzo dobrze jest reagować, kiedy ktoś ucieka się do hejtu w naszej obecności. Powiedzmy, ktoś pisze o kimś na forum „głupek” – można mu odpisać: „Nazywasz głupkiem kogoś, kto napisał ciekawy artykuł. A sam potrafisz to zrobić? I kto tu jest głupkiem?“. To jest bardzo fajna odpowiedź, pokazuje, że nie da się rzucać bezpodstawnymi zarzutami, bo ktoś się do tego zaraz odniesie. Zripostuje: „Człowieku, zastanów się, co ty w ogóle piszesz”.

Niektórzy przekonują, że z hejterami nie ma sensu rozmawiać, bo tak jak powiedziałyśmy, oni chcą sobie głównie ulżyć, a nie dyskutować na argumenty.
Ale wcale nie o to chodzi, że coś ma do nich trafić! My to mamy robić dla samych siebie. Ja mam to bez przerwy w terapii. Ktoś mi opowiada o przykrej dla niego rozmowie, więc pytam: „I co mu na to odpowiedziałeś?”, „Nic, bo on i tak tego nie zrozumie”, „Ale ty nie masz robić tego dla niego, tylko dla siebie”. Trzeba po prostu powiedzieć, że my się na to, na takie zachowanie nie zgadzamy. Żeby osoba, która się szarogęsi, nie myślała, że może się szarogęsić bez żadnego sprzeciwu. Bo gdy ktoś ci czegoś zabrania, a ty na to pozwalasz, to naprawdę dajesz sobie tego zabronić. A jeśli powiesz: „Nie zgadzam się, i tak zrobię to, co uważam za słuszne”, to nie jest ważne, czy ten ktoś przyzna ci rację, tylko że to zrobiłeś i że on wie, że ty masz inne zdanie.

Czyli trzeba reagować zawsze, kiedy ktoś przekracza granicę?
Na tym polega asertywność. Na powiedzeniu: „Nie pozwalam ci uważać ani że mnie przekonałeś, ani że ze mną wygrałeś, ani że będę robiła to, co sobie życzysz, ani że szanuję to, co mówisz”. Co nie znaczy, że jak ktoś nazywa mnie „chamką”, to ja teraz tak samo mam nazwać jego. Raczej powiedzieć, że w ten sposób wystawia opinię sobie, a nie mnie. Postronni obserwatorzy od razu zobaczą, kto tu wykazał się klasą, a kto chamstwem.

Często obserwuję taką sytuację, że zanim odpowie osoba, do której jest skierowany hejt, już inni uczestnicy forum zabierają głos w jej obronie, a raczej przeciwko hejtowi. I czasem nie ma już potrzeby, by osoba zainteresowana coś komentowała.
Myślę, że wtedy rzeczywiście może nie być już potrzeby.

Powinniśmy zatem reagować, kiedy hejt dotyka nas samych? I mówię tu o hejcie, nie o krytyce; mówię o obrażaniu nas ze względu na pochodzenie, wiek, ubiór czy wygląd...
No mnie na przykład non stop dostaje się za to, że jestem gruba. I przeważnie odpowiadają  za mnie już inni, pisząc na przykład: „A co to ma do rzeczy?” albo „A ja ją i tak lubię”. Oczywiście gdyby był sam hejt pod jakimś moim filmikiem czy informacją o książce, to trzeba by się zastanowić, co się tu dzieje, ale zwykle trafia się kilku hejterów na całkiem spore grono sensownych osób, które chcą prowadzić dyskusję czy po prostu wyrazić swoją opinię. Ale skoro poruszyłaś ten temat, trzeba powiedzieć, że powinniśmy też umieć odróżniać krytykę od hejtu, i to nie tylko w Internecie.

Właśnie, dziś hejtem często nazywa się krytykę, i to merytoryczną, jak napisanie, że ktoś jest nieuczciwy wobec swoich klientów czy że popełnił w jakiejś publikacji liczne błędy.
To nie jest hejt! Podkreślajmy to, zwłaszcza że wiele osób nie zostało nauczonych odróżniana tych dwóch rzeczy w dzieciństwie. Jesteśmy szalenie zajęci polityką sukcesu, a nie jesteśmy zainteresowani polityką rozwoju. I to jest najsmutniejsze.

A jeśli ktoś pisze „Nie lubię tej baby, nie mogę na nią patrzeć” pod jakimś twoim artykułem...
…to też nie jest hejt. Każdy ma prawo napisać „nie lubię tej baby”, to jest wyraz jego stosunku do mnie. Rozumiem, można mnie nie znosić. Ja też niektórych ludzi, którzy coś mówią i pokazują się w telewizji, nie lubię. Natomiast jeśli ktoś pisze: „Co ten wieloryb może wiedzieć o życiu?”, to jest to już czysty hejt. Pamiętam, że kiedyś odpowiedziałam na to, że bardzo lubię wieloryby i nie czuję się obrażona porównaniem do nich. W kolejnej dyskusji ktoś napisał „Pani Kasiu, ale wieloryb sobie pływa w wodzie, to jest jego prawdziwa natura, a pani jest za ciężko, więc to nie jest dla pani samej dobre, że jest pani taka gruba”. Ja się z tym zgadzam, tylko co z tego? I tak jestem gruba i na razie się nie zapowiada, żebym przestała być. Tylko ja tego nie odbieram jako hejtu. Myślę sobie, że jakaś rozsądna osoba bardziej chce mnie pouczyć niż skrzywdzić, wystąpić z pozycji Wewnętrznego Rodzica wobec Wewnętrznego Dziecka, bo Dziecko powiedziało, że lubi wieloryby. To jest coś na kształt poklepania mnie po pleckach i powiedzenia do innych: „Powiem jej, bo może ona, biedna, nie wie”. Kochani, ja dobrze wiem.

Często jestem pytana o to, czy przejmuję się hejtem skierowanym pod moim adresem. Prawda jest taka, że się nim nie przejmuję. Hejt był, jest i będzie, odkąd świat światem. I niektórzy nieszczęśliwi ludzie na tym świecie stają się ofiarami, a inni napastnikami. Tych drugich zalewa zwykle fala zawiści, agresji, niechęci, żalu czy poczucia niesprawiedliwości, ale nie chce im się przekuć swojego niedostatku w coś pozytywnego, nie chce im się pracować nad sobą. Może w to nie wierzą, może nigdy nie zaznali dobroci od innych, a może po prostu są wygodniccy i nauczono ich, że im wszystko wolno. Rozumiem to i wiem, że dla wielu Internet jest jak spluwaczka. Kupa fajnych ludzi się w nim ujawnia, ale też kupa niefajnych. Nie możemy uważać, że świat składa się tylko z tych fajnych, bobyśmy się okłamywali.

Niektóre znane osoby mówią, że właśnie dlatego w ogóle nie zaglądają do komentarzy, ale to tak jakby się zamykać w szklanej bańce i wmawiać sobie, że nie interesuje nas zdanie innych...
…a nie jest to do końca prawdą. Ja się w tym nie zanurzam, czytam od czasu do czasu i, broń Boże, nie wszystko. I zdecydowanie jest mi o wiele częściej miło niż niemiło, bo dostaję naprawdę bardzo dużo przyjaznych komentarzy. No i powiem ci, że niektóre z tych hejterskich mnie nawet bawią. Natomiast jeśli ktoś wystosowuje do mnie takie sążniste pouczenie, że powinnam się za siebie jednak zabrać, to mam mu ochotę powiedzieć: „Kochanie, czy ty naprawdę myślisz, że ja nie mam lustra? Albo że nie wiem, co powinnam  robić? Ale co innego to, co powinnam, a co innego to, co robię”.

Ciebie hejtują z powodu nadmiernej tuszy, Anję Rubik, światowej klasy modelkę, z powodu tego, że jest za chuda. Sama wyznała kiedyś, że jeden hejciarski komentarz zamiast ją wkurzyć, bardzo ją rozbawił...
Masz na myśli komentarz po tym, jak rozstała się z mężem: „Kości zostały rzucone”?

Tak, dokładnie ten. Zastanawiam się, jaki trzeba mieć do siebie dystans, jaką mądrość, odporność psychiczną, wiedzę o świecie albo może ile wcześniej trzeba przepłakać, żeby zareagować tak dojrzale jak ty czy ona.
Trzeba na pewno dużo się nauczyć i przekroczyć pewne progi. Różne młode aktorki i celebrytki płaczą i się dziwią: „Jak oni mogą tak niszczyć moje życie?”. Ja się pytam: jak można sobie dać niszczyć życie przez wypowiedzi anonimowych osób? Oczywiście rozumiem, że gdy ktoś jest młody i jego osobowość jeszcze się kształtuje albo gdy jest wrażliwy na swoim punkcie (ja to nazywam „elektryczny”), to wszystko, co jest kierowane pod jego adresem, a co nie jest miłe – boli. No ale nad tym trzeba pracować. Najważniejsza rzecz, którą musimy zrozumieć, to że te wszystkie nienawistne wypowiedzi ukazują prawdę o osobach, które je wypowiadają, a nie o osobie, przeciwko której są skierowane. Hejterzy sami sobie wystawiają świadectwo. Fajnie by było, żeby rodzice nas tego uczyli albo szkoła. Przecież trzy czwarte prasy czy portali, które utrzymują się z plotek, na takiej właśnie zasadzie działa. Bez popytu na obsmarowywanie ludzi nie byłoby podaży.

Kolejna niesłychanie ważna rzecz – ludzie ciebie i tak użyją do tego, do czego będą chcieli cię użyć. Jeżeli im pasuje, że jesteś kochana i słodka i coś im się dobrego dzięki temu stało, to będą cię lubić i ci dziękować, ale jeśli im się z czymś narazisz albo się z tobą nie zgadzają i na przykład uważają, że to oni powinni występować w tym filmie zamiast ciebie – to będą sobie na tobie używać. Chodzi o to, że niezależnie od tego, jak będziesz się starała, to i tak ludzie zrobią z twojej postaci taki użytek, jaki będzie w ich interesie na ten moment. I tego też się trzeba nauczyć, by nie marnować swojej energii na zastanawianie się: „Boże, jak oni mogli o mnie tak powiedzieć?!”. Tak naprawdę nie za bardzo obchodzimy innych ludzi.

Ludzi w gruncie rzeczy obchodzą tylko oni sami.
Ależ oczywiście. Oni sami albo to, co mogą z nas mieć: korzyść albo spluwaczkę.

Czy w takim razie najlepszym antidotum na hejt jest stanięcie przed lustrem i powiedzenie sobie: „To mam fajne, a to mniej, to mi się udało, a to niekoniecznie. Sama wiem, co mam sobie do zarzucenia”?
No dobrze, tylko dlaczego mam mieć sobie coś do zarzucenia? Bo tu mam za dużo, a tu za mało? Oczywiście ja wiem, że mam siebie dużo za dużo i bardzo mnie już to męczy, i może gdybym była mądrzejsza, to kiedyś pomyślałabym o tym, i coś zrobiła, ale wiem też, że lubiłam tak żyć i nadal lubię. Czymś za coś się zawsze płaci, na coś człowiek się decyduje i spośród czegoś wybiera. Mój ojciec, który strasznie dużo palił, kiedy się dowiedział, że z powodu raka płuc ma teraz rzucić palenie, powiedział: „Co?! A niby dlaczego? To jest moje życie. Wolę żyć dwa dni tak jak chcę niż  30 lat tak jak wy sobie życzycie”. Oczywiście zrobił krzywdę mnie, że za szybko umarł, ale to było jego życie i jego wybór.

Poza tym samo określanie, że czegoś jest za dużo, a czegoś za mało, jest względne, bo dla jednych czyjś biust będzie za mały, a dla innych za duży. Nie ma sensu przyglądać się sobie na zasadzie „co się innym we mnie podoba, a co nie”. Jednym się spodoba, a innym nie. I cokolwiek bym zrobiła, to się wszystkim podobać nie będę. I bardzo dobrze, bo co ja bym miała zrobić z tym fantem, że się wszystkim podobam?

Mówimy często o wielości głosów wewnętrznych w każdym człowieku: Wewnętrzne Dziecko, Wewnętrzny Krytyk, Wewnętrzny Sabotażysta... Może Hejter też jest jednym z takich głosów, które w nas się odzywają?
Bardzo ważne zdanie! Ludzie nie są jednoznaczni, ale wielowymiarowi. Czasem nasza lewica nie wie o tym, co robi nasza prawica. I potem się człowiek dziwi: „Nie popieram tego, a jednak to zrobiłam”. Mamy problem z takim wewnętrznym dogadywaniem się. A tak samo jak ludzie nie są jednowymiarowi, tak samo życie nie jest jednowymiarowe. Raz nam się podoba, że jest słońce, a raz nam się nie podoba.

Każdy z nas ma w sobie hejtera, nawet najbardziej szlachetne osoby...
Każdy z nas ma w sobie hejtera wobec siebie samego. Ale mamy też hejtera wobec innych, tylko albo jesteśmy dobrze wychowani, albo wrażliwsi, bardziej empatyczni – i nie mówimy innym osobom wszystkiego, co o nich myślimy. A mamy prawo myśleć, co chcemy. Mówisz o najbardziej szlachetnych osobach – nawet one miewają myśli: „A żeby cię...!”, tylko szkopuł w tym, co z tym robią. Czy puszczają hamulce i dają się ponieść fali nienawiści, czy nie. Na tym polegają normy społeczne i dobry obyczaj, że się nocnika komuś na głowę nie wylewa, choć kiedyś wylewano nieczystości na ulice, ale to krzyczało się wtedy: „Idzie się!”. Oczywiście są ludzie, którzy robią to  specjalnie, bo mogą i bo się pojawił Internet. Może więc bardziej pilnujmy administratorów różnych stron, by więcej robili w kwestii ksenofobicznych czy homofobicznych komentarzy.

A może też jesteśmy dziś bardziej „elektryczni“ na swoim punkcie?
Absolutnie. Bo dziś dużo więcej od tego zależy. Sukces mierzy się obecnie popularnością, a nie osiągnięciami.

Czyli z jednej strony mamy hejt, z drugiej elektryczność na swoim punkcie – i co teraz? Wysłać wszystkich na terapię?
Po pierwsze wszyscy się nie zmieszczą, po drugie nie starczy terapeutów, a po trzecie bez sensu by było, gdyby wszyscy nagle mieli chodzić na terapię. Ale można trochę więcej myśleć, czytać, zastanawiać się, wyciągać wnioski, więcej oddychać, a nie zaperzać się. Więcej medytować. Bardzo ważne jest wszystko to, co nas oczyszcza. Dziś brakuje nam rozmów, dzielenia się swoimi przemyśleniami, ale w sposób spokojny, wyważony.

I chyba brakuje nam tego, żebyśmy dali sobie czas na przemyślenie swojego zdania. Ćwiczy się w nas impulsywność, a nie refleksyjność.
Skoro w radiu, do którego kiedyś można było pójść i gadać godzinę na jakiś temat, robi się dżingle co trzy minuty, bo ludziom będzie nudno – to o czym my mówimy? Ludzie nie są kretynami, a tak się nas traktuje. Zawsze powtarzam, że jeśli będziemy traktować innych jak istoty myślące, to będą odpowiadać myśleniem.

Katarzyna Miller, psycholożka, psychoterapeutka, pisarka, filozofka, poetka. Autorka wielu książek i poradników psychologicznych, m.in. „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi” czy „Daj się pokochać, dziewczyno” (wydane przez Wydawnictwo Zwierciadło).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze