1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak uzupełniać się w związku? Wojciech Eichelberger o kobiecym i męskim widzeniu świata

Sensem międzypłciowych różnic jest ich komplementarność. Dzięki temu osoby w związku hetero dysponują kompletem unikatowych właściwości. Dlatego warto różnice doceniać i mądrze się różnić. Wiedzieć, co jest kulturowe, a co biologiczne, i nie wymagać od siebie samego i od siebie nawzajem rzeczy niemożliwych. (Fot. iStock)
Sensem międzypłciowych różnic jest ich komplementarność. Dzięki temu osoby w związku hetero dysponują kompletem unikatowych właściwości. Dlatego warto różnice doceniać i mądrze się różnić. Wiedzieć, co jest kulturowe, a co biologiczne, i nie wymagać od siebie samego i od siebie nawzajem rzeczy niemożliwych. (Fot. iStock)
Kobiety i mężczyźni widzą świat nieco inaczej. Różnimy się na poziomie struktury i funkcji centralnego układu nerwowego i hormonalnego, a różnic wpisanych w biologię płci nie da się przekroczyć ideowymi deklaracjami, pobożnymi życzeniami czy postanowieniami. Czy jest sens próbować to zmieniać? – zastanawia się Wojciech Eichelberger w rozmowie z Beatą Pawłowicz.

„Chłopaki nie płaczą”. Odrzuciliśmy to przekonanie jako szkodliwe dla mężczyzn, którzy hamując okazywanie uczuć, chorowali, a nawet umierali na zawały. Z drugiej strony – mamy coraz więcej maminsynków, których byle niepowodzenie załamuje. Czy więc męskie łzy to dobry pomysł?
Nie wszyscy mężczyźni potrafią płakać. Nauczyłem się płakać na nowo już jako dorosły mężczyzna. W dzieciństwie płakałem jak wszystkie dzieci, ale w okresie dorastania postanowiłem, że więcej nie zapłaczę. Łzy upokarzały mnie w oczach rówieśników, a także karzącej matki. Przestałem więc płakać. Mężczyzna może sobie pozwolić na płacz, kiedy czuje się wewnętrznie mocny, dowartościowany. Łzy są dobre, bo przywracają sprawom właściwe proporcje, uczą pokory, gaszą narcystyczne namiętności. Ale też do dyskusji o męskich łzach dołączyli biolodzy i badacze mózgu. Ich zdaniem mężczyźni nie płaczą, bo m.in. mają prawie o połowę mniej prolaktyny, która wpływa na produkcję łez. Niezależnie jednak od tego płacz mężczyzny jest w trudnych sytuacjach nie tylko możliwy, lecz wręcz emocjonalnie niezbędny.

Nawet jeśli mężczyzna nie czuje takiej potrzebny?
Nie chodzi o zmuszanie go do łez, lecz o kulturowe przyzwolenie. Nie o stworzenie normy przyzwalającej na męski płacz z byle powodu: bo kelner się nie pojawia, bo dziura w oponie, bo kolega obgadał, a ona nie zwraca uwagi. Mężczyźni mają większą zdolność do kontrolowania emocji, bo pobudzenie tej części układu limbicznego, która za nie odpowiada, jest u nich kilka razy słabsze niż u kobiet. Co nie znaczy, że nie czują potrzeby płaczu. Łatwiej im tylko przychodzi opanowanie łez, gdy uznają, że to nie jest dobry czas lub odpowiednie miejsce. Nie ma w tym nic złego, wystarczy, że odczuwają emocje adekwatne do sytuacji. Jeśli nie odczuwają i nie rozumieją, dlaczego wszyscy mają łzy w oczach, a on nie, to znaczy, że pod grubą skórą, zrogowaciałą na skutek urazów i upokorzeń, utracili, ukryli zdolność do empatii…

Jak rozpoznać, że mężczyzna czuje, ale się kontroluje?
Mężczyźni rzadko przeżywają silne emocje w bezruchu. Poruszony emocjonalnie mężczyzna ma skłonność do działania, bo ciało migdałowate odpowiedzialne za emocje jest u niego powiązane z ośrodkami zawiadującymi aktywnością fizyczną. Mogliśmy o tym przeczytać w „Płci mózgu”. U kobiet natomiast silne emocje wpływają m.in. na ośrodek mowy. Działania mężczyzn przeżywających trudne chwile mają zazwyczaj charakter wspólnotowy – chcą coś zrobić dla swojej grupy lub rodziny: polują (zdobywają żywność), budują, walczą, bronią. Męskim sposobem wyrażania ważnych i silnych emocji były i nadal są rytuały. Żołnierze, zamiast płakać po śmierci towarzysza broni, wyrażają emocje honorami, eskortą, salwą z karabinu itd. Wyrażanie emocji w zrytualizowanym ruchu to jedna z różnic wynikających z funkcjonowania męskiego mózgu i hormonów. Nie wszystkie więc różnice są kulturowe, genderowe. Różnimy się na poziomie struktury i funkcji centralnego układu nerwowego i hormonalnego. Trochę inaczej widzimy świat, inaczej na niego reagujemy, porządkujemy informacje. A różnic wpisanych w biologię płci nie da się przekroczyć ideowymi deklaracjami ani pobożnymi życzeniami czy postanowieniami. Lepiej nauczyć się je dostrzegać, rozumieć i komunikować. I to jest punkt wyjścia do prawdziwego porozumienia i akceptacji.

To, że mężczyźni bywają opanowani i nastawieni na działanie, wydaje się dobre, zwłaszcza gdy ich partnerki są empatyczne, pod warunkiem jednak, że oboje szanują swoje odmienności.
Sensem międzypłciowych różnic jest ich komplementarność. Dzięki temu osoby w związku hetero dysponują kompletem unikatowych właściwości. Kobiety często mają większą tendencję do rozpamiętywania smutnych wydarzeń. Dlatego dłużej przeżywają żałobę. Gdyby mężczyzna będący z taką kobietą podobnie rozpamiętywał i użalał się nad swoim losem, oboje zanurzyliby się w rozpaczy i skazali na jeszcze większe kłopoty. Dlatego lepiej, gdy jedno z nich powie (a zazwyczaj jest to mężczyzna): „Mleko się rozlało, posprzątaliśmy, nauczyliśmy się czegoś, a teraz jedźmy do przodu, bo są sprawy do załatwienia”. Taka para ma więcej siły i zdolności przystosowania się do zmiennych kolei losu. Dlatego warto różnice doceniać i mądrze się różnić. Wiedzieć, co jest kulturowe, a co biologiczne, i nie wymagać od siebie samego i od siebie nawzajem rzeczy niemożliwych.

To, że mężczyźni nie słuchają, jest kulturowe czy biologiczne? Kobiety wciąż ich pytają: „Czy ty mnie słuchasz?”. Mężczyźni w kobiecej narracji nie zwracają uwagi na słowa, ale na emocjonalny przekaz i związaną z nim melodię głosu. Kobiety to interpretują jako lekceważenie: „Nie bierzesz tego, co mówię, poważnie”. Tak też może się zdarzać, ale w wielu wypadkach to niesłuszny zarzut. Powodem braku męskiej uważności na słowa jest bogate, melodyjne brzmienie kobiecego głosu, który dla męskiego ucha brzmi jak muzyka. Męskie głosy w porównaniu z kobiecymi są płaskie. Jeden z kompozytorów tak zainspirował się kłótnią z żoną, że napisał na tej kanwie jedną z kompozycji. Zapewne jego sposób słuchania wyprowadził ją z równowagi, ale ludzkość na tym skorzystała. Ale w sprawie rozumienia słów kobiety i mężczyźni ciężką pracą mogą wiele zmienić. Jako psychoterapeuta musiałem się tego nauczyć. Tak więc nawet to, co biologiczne, jest w jakimś stopniu do przekroczenia. Zwłaszcza że współcześni mężczyźni wiele czasu spędzają wśród kobiet. Muszą nauczyć się czytać kobiety, ich emocje z wyrazu twarzy, oczu. To trudne, bo jeszcze do niedawna najważniejsze dla mężczyzn były informacje przekazywane przez twarze mężczyzn. Sprawność w tej sprawie warunkowała współpracę, odróżnienie wroga od sojusznika, czyli przeżycie. Dzisiaj to, co widzimy na twarzach kobiet, staje się też ważne.

Może stąd popularność książek o mowie ciała czy serialu „Magia kłamstwa”. Czemu jednak, choć różnice między płciami widzimy, nie chcemy ich zaakceptować?
Przede wszystkim dlatego, żeby było nam wygodnie i przyjemnie. A jest tak, gdy druga osoba jest do nas podobna. Wtedy łatwiej o porozumienie. Mężczyzna woli pogadać z kimś, kto podejmuje szybko decyzje i nie roztrząsa emocjonalnych niuansów. Kobieta lepiej czuje się z kimś, kto słucha i mówi o uczuciach. Dlatego kobiety pragną zainstalować tę kobiecą właściwość w swoich partnerach. Samo w sobie nie jest to złe, pod warunkiem jednak, że celem nie jest całkowita homogenizacja obu płci, lecz rozwój obojga partnerów polegający na uzupełnianiu brakujących zdolności i możliwości. Jeśli proces naszego dojrzewania nie zostanie zablokowany, z czasem zaczynamy doceniać różnorodność i wtedy nie jest ważne, by w związku było łatwo i przyjemnie, ale żeby było ciekawie i rozwojowo. Przestajemy więc dążyć do tego, żeby partnerów ukształtować na swoje podobieństwo. Zaczynamy doceniać wyzwania, jakie się z akceptacją różnorodności wiążą, bo odkrywamy, że dzięki nim stajemy się mądrzejszymi, otwartymi i kochającymi ludźmi.

A może przekonanie o równości płci zmusza nas do lekceważenia i niwelowania różnic? Boimy się, że uznając je, podważymy przekonanie o naszej równości.
Z pewnością o różnicach pomiędzy kobietami a mężczyznami nie wypada mówić w towarzystwie, bo to grozi oskarżeniem o nierówne traktowanie. Ale te różnice zanikają dziś bez naszego świadomego udziału. Powodem jest nadmiar estrogenu w wodach gruntowych i żywności. Jest go dużo w ropopochodnych plastikowych opakowaniach. Antymęskie skutki ma także dodawana do produktów spożywczych nieprzefermentowana soja nazywana roślinnym estrogenem. Szkodzi męskim gonadom i hormonom, bo w organizmach mężczyzn oddziaływanie właściwego im testosteronu jest (już w łonie matki) ograniczane. Stąd zmniejszająca się waga męskich niemowląt, nieschodzenie jąder, gorzej rozwijające się mięśnie – a po osiągnięciu dojrzałości: niedobór plemników. A więc to, co się dzieje w relacjach między płciami, jest w mniejszym stopniu wynikiem świadomej abdykacji mężczyzn czy emancypacji kobiet. Może to biologia odpowiada za bezsilność coraz większej liczby mężczyzn w wypełnianiu tradycyjnej – tej dobrze pojmowanej i wolnej od patriarchalnego skażenia – męskiej roli. I za coraz większy deficyt woli, odporności i determinacji w męskich działaniach oraz brak naturalnego dążenia do rozwijania atrybutów męskości – uważanych za przyrodzone. Nadmiar estrogenu krążący w środowisku może także być szkodliwy dla kobiet, odpowiadając za rosnącą liczbę zachorowań na raka piersi i narządów rodnych. U kobiet uczestniczących w biznesowych rywalizacjach obserwuje się z kolei podwyższony poziom testosteronu, co powoduje kłopoty z płodnością i z budowaniem serdecznych, seksualnych relacji z mężczyznami. Efekt jest taki, że młode kobiety górują nad rówieśnikami agresją, determinacją i pewnością siebie – a także siłą libido.

Ale nawet mężczyzna z estrogenowego ekosystemu woli mecz, a jego superkobieta serial…
To też ma silne podłoże biologiczne. Mężczyzna identyfikuje się z drużyną, której kibicuje, i emocjonalnie uczestniczy w jej zmaganiach. A gdy jego drużyna zwycięży, organizm kibica wydziela duże ilości testosteronu. Hormon ten czyni mężczyznę zdolnym do agresji, bycia nieustraszonym w walce i dzielnego znoszenia fizycznego oraz psychicznego bólu. Testosteron działa więc jak naturalny narkotyk, jest nagrodą za wspólnie przeżytą, zwycięską walkę. Ale jeśli drużyna przegrywa, to poziom testosteronu w organizmie kibica spada. A to nakłada odpowiedzialność na barki narodowych drużyn. Można powiedzieć, że odpowiadają za narodowy poziom testosteronu. Może więc obserwowany zanik cnót w narodzie wiąże się z brakiem sukcesów reprezentacji? Większość kobiet woli seriale zapewne dlatego, że nie mają wrodzonej potrzeby testosteronowego haju, choć na fali emancypacyjnej obsesji likwidowania wszelkich różnic kobieca awangarda poszukuje testosteronowej stymulacji i ofiarnie ogląda mecze, boksuje na ringach i walczy na wojnach. Możliwe efekty takiej kobiecej przemiany najlepiej streszcza dialog przeżywającej kryzys pary korporacyjnych wojowników w moim gabinecie: On: „Od czasu, jak zaczęłaś ostro rywalizować w pracy i w domu, zmienił się twój zapach. Przestałaś pachnieć jak kobieta. Stąd nasz kryzys łóżkowy”. Ona (z intencją rewanżu): „A ty przestałeś pachnieć jak mężczyzna”. On: „Niedługo poszukasz sobie pachnącej kobietą kobiety”. Wygląda na to, że emancypacja testosteronowa może mieć katastrofalne skutki dla intymnych relacji i trwałości rodzinnych więzi. Na szczęście jednak jest to zjawisko marginalne.

Dla większości kobiet seriale są ciągle naturalnym wyborem, bo mówią o budowaniu relacji z partnerami, z dziećmi i z sąsiadami, o emocjach i o związanych z nimi komplikacjach. Seriale to znakomity kurs psychologii stosowanej. To w tym od wieków specjalizują się kobiety. Dlatego mogą wspierać swoich bezradnych emocjonalnie mężczyzn w radzeniu sobie z trudną materią międzyludzkich związków. Jeśli jednak apokaliptyczna wizja estrogenowego potopu stanie się rzeczywistością, to symetria testosteronowa niebawem się pojawi. Lecz nie dzięki hormonalnej emancypacji kobiet – raczej wskutek stopniowej degeneracji męskich gonad.

I co to wtedy będzie?
Starzejące się ludzkie społeczności złożone z niewydolnych seksualnie mężczyzn i bezpłodnych kobiet ustawiać się będą w kolejkach do klinik in vitro i masowo wynajmować matki surogatki pochodzące z rejonów świata mniej dotkniętych katastrofą cywilizacyjnego dobrodziejstwa. Pradziadkowie i metroseksualni rodzice gromadzić się będą przy łóżeczkach urodzonych przez surogatki dzieci, by opowiadać im o czasach, gdy na świecie żyły płodne, pachnące estrogenem kobiety o idealnym stosunku obwodu bioder do obwodu talii i muskularni, odważni i owłosieni mężczyźni, na których kobiety zawsze mogły liczyć. I wszędzie będzie słychać chichot historii. I to głośny.

Wywiad archiwalny

Wojciech Eichelberger, psycholog, psychoterapeuta i trener, autor wielu książek, współtwórca i dyrektor warszawskiego Instytutu Psychoimmunologii; www.ipsi.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze