1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Nie odwracaj się od swojego smutku

„Szczęście to tylko jeden ze stanów, których dane jest nam tu doświadczać – kiedy się od niego uzależniamy, tracimy kontakt z innymi, cierpimy”. (Fot. iStock)
„Szczęście to tylko jeden ze stanów, których dane jest nam tu doświadczać – kiedy się od niego uzależniamy, tracimy kontakt z innymi, cierpimy”. (Fot. iStock)
Czasem najlepsze, co możemy zrobić w obliczu smutku czy przygnębienia – to nie robić nic. Po prostu być w tym, co jest. Nie musisz brać się w garść czy stawiać czoła przeciwnościom. Nie musisz walczyć albo radzić sobie. Nauczyciel duchowy Jeff Foster proponuje, by odrzucić przymus bycia non stop szczęśliwym i wykorzystać trudne doświadczenia do zaprzyjaźnienia się ze sobą.

Jeff Foster jest jednym z nauczycieli, którzy w tym, co zwykliśmy nazywać „nieszczęściem”, widzą ogromny potencjał. „Problem to sytuacja, która pragnie twojej życzliwej uwagi. Kryzys jest punktem zwrotnym. Choroba jest wołaniem o głęboki odpoczynek i uwolnienie. Trauma jest zaproszeniem do tego rodzaju akceptacji, jakiej sobie nigdy nie wyobrażałeś” – pisze w książce „Tak! Kochaj to, co jest…”. Sam u podstaw swojej najgłębszej traumy znalazł siebie. Przeszedł ciężką depresję i wie, że nawet skrajne wyczerpanie nie jest wrogiem. To zaproszenie do głębokiego odpoczynku (czy depressed i deep rest nie brzmią podobnie?). Do przebudzenia się, odkrycia, kim naprawdę jesteś.

Sześć zasad zaprzyjaźnienia się ze sobą

Czasem potrzebujemy, jak wąż, zrzucić skórę, a to – cóż, boli… Jeff Foster uspokaja: ból jest inteligentnym posłańcem, a rana ważnym portalem. Przypomina, że istnieje coś, czego często nie doceniamy: czysta intymność z życiem. Sugeruje wręcz, że może to nie śmierci się boimy, ale życia w dużych dawkach. Dlatego oddzielamy się od niego. Od uczuć, które tak bardzo chcą być zobaczone, tak bardzo potrzebują naszej akceptacji. W e-booku „6 Principles For Befriending Yourself” (Sześć zasad zaprzyjaźniania się ze sobą), napisanym wspólnie z psychoterapeutą Mattem Licatą, Foster podpowiada, jak w bezpieczny sposób wyjść tym uczuciom naprzeciw. Jak być blisko siebie, obejmując różne swoje części. Z troską, miłością, uważnością. Nie oznacza to, że w chwilach kryzysu mamy zrezygnować ze wsparcia bliskich czy specjalistów. Ale ważne, by nie przegapić okazji do zaprzyjaźnienia się ze sobą. Oto zasady:

1. Przestań próbować być szczęśliwym

Większość z nas poddawana jest presji – ze strony bliskich, społeczeństwa, a nawet nauczycieli duchowych. Mamy być szczęśliwi, radośni, spokojni. Ale szczęście to tylko jeden ze stanów, których dane jest nam tu doświadczać – kiedy się od niego uzależniamy, tracimy kontakt z innymi. Uganiamy się za niedoścignionym ideałem, spychamy część siebie w strefę cienia… cierpimy. Poza tym: czy naprawdę chciałbyś być przez cały czas szczęśliwy? To ulga móc pozwolić sobie na „dołek”, nie musieć natychmiast wygrzebywać się z niego. Nie usiłować zmieniać tego, co jest, nie osądzać. Na tym polega bezwarunkowa miłość, tą drogą może przyjść uzdrowienie. Jesteśmy stworzeni, by pomieścić w sobie całe życie – smutek, samotność, wątpliwości, wyczerpanie, radość, podekscytowanie… Podobnie jak niebo, które mieści w sobie wszystkie rodzaje pogody. Każde doświadczenie jest święte – przekonują Foster i Licata – a ból może być niezwykle życiodajny. Czy odważysz się go poczuć? Aby być naprawdę szczęśliwym, musisz być też przygotowany na bycie prawdziwie „nieszczęśliwym” – jakkolwiek paradoksalnie to brzmi.

2. Prawdziwa medytacja nie jest tym, czym myślisz

Zwykliśmy myśleć, że medytacja polega na wprowadzaniu się w błogi, transcendentalny czy choćby zrelaksowany stan. Te stany (i wiele innych) mogą się oczywiście pojawić, ale nie są celem. Prawdziwa medytacja to podejście, sposób odniesienia się do chwili, otwartość na to, co przynosi – zamiast próby zmieniania jej. Stany „nieakceptacji” i oporu, zwątpienia i nieufności, jeśli prawdziwie przeżyte i zrozumiane, też mogą się stać bramą do wolności. Możesz zaakceptować swoją nieakceptację. Być dokładnie taki, jaki jesteś – w sposób, w jaki pozwoliłby na to ukochany przyjaciel czy zwierzak. Na tym polega istota medytacji – na pozostawieniu chwili obecnej taką, jaka jest. Medytacja oznacza zakochanie się w miejscu, w którym jesteś, nawet jeśli jest ono cokolwiek przerażające. Jak powtarza Foster: kiedy pozwalamy sobie być autentycznie nieszczęśliwymi, obejmować „negatywne” aspekty doświadczenia, możemy dotknąć głębszego rodzaju szczęścia, czyli radości z bycia tym, kim jesteśmy.

3. Jedna chwila naraz

Nie musisz „być obecny” przez cały dzień czy nawet przez kilka minut. Nie rób „bycia obecnym”, by wykorzenić trudne uczucie, wytrzymać je czy zaakceptować – to subtelna forma autoagresji. Bądź obecny przez jedną chwilę. Teraz. To naprawdę znaczy nie więcej niż kilka sekund. Uzdrawianie to nie zawody, a dla układu nerwowego jedna sekunda może oznaczać rewolucję! W pracy z traumą (Somatic Experiencing – przyp. red) używa się terminu „miareczkowanie”. Chodzi o wchodzenie w niewygodne doznania na moment, po kawałku, by zaraz potem wrócić do miejsca, w którym można odetchnąć, odnowić siły. Kiedy poruszasz się małymi krokami, nawet najbardziej przytłaczające doświadczenie okazuje się znośne. Być może właśnie teraz jakaś część ciebie tęskni za jedną chwilą twojej kochającej świadomości.

4. Cierpienie jest opcjonalne

Co jest gorsze: nasz ból czy próba ominięcia go, która czyni z niego błąd albo wewnętrznego wroga? Rumi napisał, że „lekarstwo na ból jest w bólu”. Umysł wzbrania się, nie wierzy. Ale ciało wie. Serce wie.

Trudne uczucia i myśli są jak ruchome piaski. Im bardziej z nimi walczysz, tym bardziej cię wciągną. Zwalniając, zatrzymując się, czując stopy na ziemi, oddychając głęboko do brzucha, zaczynamy badać nieznany ląd. Czy zauważyłeś, jak często nasze cele duchowe i terapeutyczne zasilane są poczuciem własnej bezwartościowości? Jak często – dążąc do tego, by czegoś nie czuć, być już w innym miejscu – porzucamy siebie? To właśnie odwrócenie się od samego siebie wywołuje najwięcej cierpienia.

Oczywiście dopóki jesteśmy żywi, pewna ilość bólu – fizycznego i emocjonalnego – jest nieunikniona. Ale zacznij badać, ile w nim jest tego całkiem niepotrzebnego – biorącego się z oporu przed bólem, z myślenia o nim, osądzania go. Jaką jego część sam tworzysz? Pamiętaj: musisz sobie poradzić tylko z jedną chwilą naraz.

5. Słowa są jak zaklęcia

Czasem warto odłożyć na bok różne koncepcje, zwłaszcza te duchowe i psychologiczne: „świadomość”, „ego”, „integracja”, „uzdrowienie”… Bez względu na to, jak mogą być subtelne i głębokie, nigdy nie oddadzą w pełni naszego osobistego doświadczenia. Na przykład zamiast mówić „jestem niespokojny” (przestraszony, zły, samotny), spróbuj porzucić słowa i dostroić się do tego, co w danym momencie czujesz. Wyjdź z umysłu i tego, co myśli na temat niepokoju, jakie ma związane z nim osądy, pomysły, skojarzenia. Powróć do ciała, do tego, jak się ma teraz. Zapytaj siebie: „Skąd mam wiedzieć, że jestem zaniepokojony? Gdzie najbardziej odczuwam coś, co nazywam niepokojem, w ciele, WŁAŚNIE TERAZ? Co się dzieje w brzuchu, klatce piersiowej, gardle, głowie? Jakie są te odczucia? Czy pulsują, poruszają się szybko czy wolno, występują płytko czy głęboko, są ciepłe czy zimne, intensywne czy delikatne? Jak zachowują się, gdy obejmuję je świadomością?”. Poczuj albo wyobraź sobie, jak twój oddech wnosi ciepło obecności do tego skurczonego, bolącego miejsca. To akt miłości. Powiedz sobie: „To tylko wrażenia. Są przejawem inteligencji ciała, nie są niebezpieczne. Są po prostu ŻYCIEM. Nie ranią mnie, nie działają przeciwko mnie. Nie są błędem ani sygnałem, że coś jest nie tak. To po prostu opuszczone części, które potrzebują teraz mojej opieki”.

6. Sekret utrzymania, nie uzdrawiania

Wyobraź sobie trudną myśl czy emocję jako dziecko pukające do twoich drzwi. Być może smutne. Może wystraszone, wyczerpane. Jak zareagujesz? Zignorujesz je, bo masz ważniejsze sprawy? Zamkniesz drzwi? Pozwolisz mu wejść – pod warunkiem, że się uspokoi? Czy po prostu otoczysz je opieką? Nie jest łatwo nawiązać naturalną, ciepłą relację z pojęciami „smutku”, „wstydu” czy „gniewu”. Dlatego to takie ważne, by spojrzeć na emocję jak na żywą część siebie – zbliżyć się do niej, posłuchać jej, rozpocząć z nią dialog. Przyjaźń ze sobą polega bardziej na „trzymaniu” niż na uzdrawianiu. Na wchodzenie w relację z różnymi gośćmi – myślami, uczuciami, obrazami – bez zaprzeczania im, ale też bez stapiania się z nimi. W końcu nawet w miłosnej relacji potrzebny jest pewien dystans. Więc bliżej, dalej, więcej, mniej – sprawdzaj. I pamiętaj, że – niezależnie od tego, jak zareagujesz w ciężkich chwilach – już jesteś trzymany. Przez ziemię, niebo, góry, lasy i oceany, przez sam wszechświat. Nawet kiedy coś wydaje się nie do zniesienia, życie wciąż nas podtrzymuje.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze