Nie każda romantyczna relacja jest obrazem wszechogarniającej miłości. Jasne, zgrzyty i potknięcia zdarzają się nawet najlepszym, ale nie mamy na myśli okazjonalnych nieporozumień. W „love–hate relationship” niemal bez chwili wytchnienia balansuje się między dwoma biegunami. Partner naprzemiennie wywołuje w nas a to silne pozytywne uczucia, a to ich zupełne przeciwieństwo. Dlaczego tak się dzieje?
Związkom, w których współwystępują przeciwstawne emocje, przyjrzeli się naukowcy z uniwersytetu w Kantonie. Wyniki badania przeprowadzonego na próbie złożonej z 59 par przedstawili na łamach czasopisma akademickiego „Frontiers in Psychology”. Zdaniem autorów publikacji hasło „przeciwieństwa się przyciągają” jest nie do końca trafne. Jako ludzie mamy raczej tendencję do zakochiwania się w osobach wyznających podobne wartości i mających zainteresowania zbliżone do naszych. Na takim fundamencie łatwiej budujemy mocne więzi. Tu pojawia się jednak ryzyko, ponieważ im wyżej się pniemy, tym boleśniejszy bywa upadek. Główna obserwacja brzmiała więc – im intensywniejsza miłość, tym też większe szanse, że zostanie zakłócona przez nienawiść. Żeby zachwiać w posadach idealną sytuacją, potrzebny jest jednak wyzwalacz. Nie musi być to dotkliwe rozstanie ani skok w bok. Kiedy z pozoru doskonały partner zawiedzie nawet w mniejszym stopniu, możemy poczuć się urażeni i reagować agresywnie lub zachowywać zimny dystans. Co istotne, wrogość może wypychać ciepłe uczucia stopniowo lub gwałtownie. W badaniu wskazano na dwie przyczyny, które zazwyczaj prowadzą do tej emocjonalnej ambiwalencji.
Gdy druga połówka traciła na wiarygodności w oczach badanych, ci niejednokrotnie dawali temu wyraz, posiłkując się ostrymi słowami i nieuprzejmym zachowaniem. Do naruszenia zaufania dochodzi na różne sposoby. Nie chodzi jedynie o płaszczyznę fizyczną, na której życiowy partner może dopuścić się aktu cielesnej niewierności. Problemem może okazać się np. niedotrzymanie obietnicy lub poczucie, że osoba, z którą dzielimy życie, kieruje się przekonaniami sprzecznymi z tym, co dla nas ważne. Kłopoty zwiastuje też nieobecna postawa. Uczestnicy badania deklarowali, że brak wsparcia czy otwartości na rozmowę sprawiały, że czuli się odtrąceni i osamotnieni. Te emocjonalne zaniedbania budziły w nich z kolei wynikającą ze strachu zazdrość i gniew. Negatywne uczucia były jeszcze częstsze u osób z niską samooceną.
Partnerzy mogą mieć różne oczekiwania odnośnie do tego, co oznacza zaangażowanie w relację. Jedni cenią sobie większą niezależność, inni dążą do jak najdalej posuniętej bliskości. Na początku związku, kiedy w brzuchu fruwają nam motyle, możemy nie dostrzec potencjalnych przeszkód i rozbieżności w naszym spojrzeniu na świat. Gdy jedna ze stron zaczyna zauważać, że jest ewidentnym „dawcą”, który nie ma co liczyć ani na wdzięczność, ani na odwzajemnienie swoich wysiłków, może poczuć się zraniona. Psychologia sugeruje, że w związkach dążymy do poczucia równowagi. Chcemy, aby zainwestowane środki, takie jak czas czy czułość, nam się zwracały. W przeciwnym razie należy spodziewać się ochłodzenia stosunków.
Droga od miłości do nienawiści (i odwrotnie) to świetny motyw książkowych i filmowych romansów. Wszak gwałtowne konflikty, po których następują pełne pasji zbliżenia, świetnie prezentują się na ekranie. W prawdziwych realiach utrzymanie niestabilnych związków może być jednak wyczerpujące. W artykule dla „Forbesa” psycholog Mark Travers przytacza badania, które dowodzą, że nawracająca silna niechęć niekorzystnie wpływa na poziom intymności i satysfakcji. Mimo to osoby uwikłane w takie układy robią wszystko, aby racjonalizować sobie emocjonalną huśtawkę. Ekspert podkreśla, że skomplikowane związki wymagają zdwojonej pracy. Aby cieszyć się relacją opartą na zrozumieniu i empatii, należy uporać się z uczuciami i wspomnieniami, które odciskają piętno na naszym postrzeganiu partnera i samych siebie. Tylko w ten sposób przerwiemy ciąg nieustannych wzlotów i upadków.
Źródło: „2 Reasons Behind Love-Hate Relationships—By A Psychologist”, forbes.com [dostęp: 17.09.2024]