1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Wewnętrzny przymus pracy – czy to już pracoholizm?

(Fot. Tom Werner/Getty Images)
(Fot. Tom Werner/Getty Images)
Nie potrafisz wyjść z biura o rozsądnej godzinie? Wolny czas wytwarza w tobie napięcie? Przekładasz kolejny raz rodzinny obiad, bo „dziś znów się nie wyrobisz”? Pracoholizm to plaga XXI wieku, typowa zwłaszcza dla czasów kryzysu. Co robić, jeśli dopadł i ciebie?

Jeśli twój świat zaczyna się i kończy na pracy, gdy przestała być ona już przyjemnością, a stanowi tylko wewnętrzny przymus – wtedy jesteś zagrożona utratą równowagi między życiem zawodowym a prywatnym. Jej brak na dłuższą metę prowadzi do pracoholizmu i wypalenia zawodowego. Według badań CBOS co dziesiąty Polak boryka się z obsesyjną potrzebą, a raczej przymusem pracy. Pracoholicy to najczęściej osoby młode i niezwykle ambitne. I w większości kobiety – podchodzą do niej bowiem bardziej emocjonalnie i zazwyczaj mocno się angażują.

– Pracoholizm jest jednym z uzależnień behawioralnych, takich jak hazard lub zakupoholizm – mówi Joanna Godecka, life coach i trenerka praktyk integracji oddechem. – Chociaż jest uzależnieniem, jest też społecznie akceptowany, ponieważ kojarzy się z pozytywnie postrzeganymi cechami, takimi jak: pracowitość, odpowiedzialność, zamożność. O pracoholikach myślimy, że świetnie sobie radzą w życiu i odznaczają się siłą. Często nie dostrzegamy jednak różnicy między tymi cechami a nałogiem pracy.

Sam stres, zero frajdy

– O tym, że jesteśmy zagrożeni pracoholizmem, świadczą następujące symptomy: nie potrafimy wyjść z pracy o rozsądnej godzinie, będąc na wakacjach, pędzimy z plaży do hotelu, żeby sprawdzić służbową skrzynkę pocztową, często spędzamy w biurze weekendy, myślimy o niej przez większą część dnia i ciągle o niej mówimy – wymienia Joanna Godecka. – W tych przypadkach jesteśmy na dobrej drodze, żeby stracić punkt równowagi i stać się pracoholikami.

Dla osoby uzależnionej od pracy urlop to coś, co z nią konkuruje. Najbardziej stresująca jest myśl, że może kiedy mnie nie będzie przy biurku, okażę się kimś, kogo można zastąpić.

Pracoholik miewa też obsesyjną potrzebę kontroli. Relaks i zanurzanie się w chwili obecnej powodują u niego lęk. Jak każde uzależnienie, pracoholizm działa destrukcyjnie. Praca zajmuje cały obszar egzystencji, po jakimś czasie nie starcza już miejsca na nic innego. – Co więcej, rzadko jest też przyjemnością – mówi Joanna Godecka. – Staje się wewnętrzną presją, więc generuje stres.

Zaburzona równowaga szkodzi wszelkim relacjom i, jak każde uzależnienie, obniża ogólny poziom szczęścia. W efekcie prowadzi do problemów zdrowotnych i zaburzeń psychicznych. Jak przy każdym uzależnieniu behawioralnym, pojawiają się: wyczerpanie psychiczne i fizyczne, kłopoty ze snem, koncentracją, bóle głowy, wrzody żołądka. Pracoholizmowi towarzyszy też wypalenie zawodowe, które prowadzi do depersonifikacji, czyli obojętnego reagowania na innych ludzi: zarówno klientów, podwładnych czy współpracowników, jak i przyjaciół oraz członków rodziny.

– To prosty mechanizm: nadmiar bodźców przy braku regularnego rozładowania stresu prowadzi do totalnego znieczulenia. A ono z kolei – do obniżonego poczucia własnej wartości, spadku radości z dokonań osobistych oraz niskiego przekonania o własnej kompetencji, i kryzys mamy gotowy – wyjaśnia Joanna Godecka.

Zgubna siła prestiżu

Pracoholizmowi zawsze sprzyjają kryzysy ekonomiczne. Wówczas ludzie pracują w poczuciu, że praca jest od nich cenniejsza, próbują więc udowodnić, że właśnie im się należy. W ten sposób lądują na straconej pozycji. Pracoholizm częściej dotyka osoby, dla których ambicje zawodowe mają szczególne znaczenie. Również dążenie do osiągnięcia prestiżu społecznego oraz wysokiego statusu finansowego popycha ku temu nałogowi. Dla większości osób przeginających z pracą imponujący napis na drzwiach gabinetu lub na wizytówce jest ważny. Z nim się utożsamiają i od niego uzależniają.

U podstaw leży zwykle zachwiane poczucie własnej wartości. Dzięki pracy dość łatwo zrekompensować sobie braki w innych dziedzinach. Kiedy nie czujemy się na przykład atrakcyjni jako kobiety czy mężczyźni, gdy nie doświadczamy szczęścia i satysfakcji w związkach, brakuje nam rodziny i udanych relacji przyjacielskich – równoważymy to poczuciem sukcesu zawodowego. Może kryć się za nim także intelektualne niedowartościowanie i chęć udowodnienia, że jest inaczej. Istotne, z jaką intencją podchodzimy do pracy i jej miejsca w naszym życiu. Jeśli ma ona nam zastąpić inne wartości lub zadośćuczynić deficytom, pracoholizm staje się realnym zagrożeniem.

Pytania o przyczynę

Kiedy zauważysz u siebie symptomy pracoholizmu, postaraj się im nie zaprzeczać. Inaczej nie dotkniesz sedna problemu. Przyznanie się to pierwszy krok do wyjścia z każdego uzależnienia. Dobrze zadać sobie pytanie, z jakiego powodu tak dużo czasu poświęcasz pracy. Czy jest to spowodowane odczuwaniem przyjemności, czy praca daje ci satysfakcję, czy to raczej przymus wewnętrzny? Czy motywacja do niej jest pozytywna, czy raczej napędzana obawą?

– Warto ustalić, co jest powodem naszego ogromnego zaangażowania w pracę – proponuje Joanna Godecka. – Może wydaje nam się, że inni pracują tak intensywnie, że jak będziemy wyraźnie od nich odstawać, zostaniemy zwolnieni. Może powoduje nami lęk przed utratą stałych zarobków? Może gubi nas to, że wciąż dążymy do tego, żeby być najlepszymi? Jeśli tak, rodzi się pytanie, z jakiego powodu mamy tacy być. Jeżeli praca jest dla nas celem samym w sobie, co stanowi przyczynę tego, że tak bardzo nam na niej zależy? A może ta praca w takim wymiarze przykrywa coś, czego do tej pory nie dostrzegaliśmy: że nie mamy udanego życia rodzinnego, że nie czujemy się dobrze wśród ludzi, że kariera jest etykietą zastępczą, która ukrywa poczucie niepowodzenia na innych polach? Trzeba mieć naprawdę dobry kontakt ze sobą, żeby odkryć, po co uciekamy w pracoholizm. Warto się także zastanowić, czy sami poradzimy sobie z problemem, czy potrzebujemy fachowej pomocy.

Na rolki i do sauny

Wpuszczenie strumienia świadomości w to zagadnienie sprawi, że zaczniesz sobie zadawać coraz więcej pytań i być może świadomie wydobędziesz się z tego nałogu. Zbudujesz zdrowy kontrapunkt do pracy. Jeśli zdasz sobie sprawę, że tak ciężko pracujesz, bo kiedy przychodzisz do domu, jest w nim głucho i pusto, chce ci się tylko wypić kieliszek wina i położyć do łóżka, to zaczniesz odbudowywać dawne relacje i pasje.

– Pracoholicy muszą nauczyć się relaksowania, czytania książek dla przyjemności, siedzenia na ławce w parku – mówi Joanna Godecka. – Na początku wychodzenia z nałogu ciężko jest im pójść na basen, do sauny, pojeździć na rowerze czy na rolkach. Dobrze też wyznaczyć sobie cel coachingowy, niezależny od pracy. Chodzi o to, aby przestać żyć w tym celu, żeby pracować – a zacząć pracować po to, by znaleźć szczęście w innych obszarach.

Joanna Godecka poleca też metody praktyki obecności: – Jeśli żyjemy wyłącznie w sferze zawodowej, generujemy fikcyjną rzeczywistość. Nasz obraz życia zawęża się na tyle, że wszystko inne przestaje nas interesować.

Dlatego w sytuacji, gdy zaplanowałaś sobie wieczorem miły seans filmowy, ale ogarnia cię pokusa, żeby włączyć laptop i popracować, usiądź wygodnie, weź kilka głębokich połączonych oddechów (bez przerw między wdechem a wydechem) i uświadom sobie, że ta chęć jest objawem kryzysu wynikającego z uzależnienia. Cały czas spokojnie oddychając, poszukaj w sobie emocji, która sprawia, że tak się zachowujesz. Może to strach, że ktoś zarzuci ci brak kompetencji i zaangażowania, może boisz się, że cię zwolnią. Gdy już nazwiesz ten lęk, poszukaj miejsca w ciele, w którym on się objawia. Może w ramionach, żołądku albo gardle… Oddychaj do tego miejsca, czując tę emocję. Podczas takiego ćwiczenia emocja, która tobą rządzi, powinna zacząć przenikać z nieświadomości do świadomości, a twoje poczucie wewnętrznego przymusu się rozpuszczać.

Wszelkie ćwiczenia, które mają na celu stanie się bardziej obecnym w chwili, która trwa, są korzystne dla pracoholików. U nich zwykle ośrodek myśli pracuje na pełnych obrotach, a emocje i ciało są uśpione. Nie czują zmęczenia, odcinają się też od swojej intuicji. Przez to niemożliwe staje się życie w zdrowych proporcjach między światem przyjemności a obowiązków. Powrót do równowagi jest drogą do odzyskania siebie.

Pracę zostawiam za progiem

Sylwester Adamczuk, trener i coach związany z Centrum Life Coaching Polska, wykładowca w Collegium Civitas: – Pamiętam taki czas, kiedy byłem coachem w każdym momencie mojego życia. Coaching jest moją pasją, jednak coachowanie bliskich było uciążliwe. Zrozumiałem, że nie tędy droga. To spowodowało wielką ulgę i otworzyło mnie na relację w związku i pełnienie innych ważnych ról w moim życiu. Nauczyłem się po powrocie z pracy bardziej być w domu. Gdy zaciera się granica między życiem zawodowym a prywatnym, człowiek traci zdrowy dystans, wypala się i w jednym, i w drugim. Relacja cierpi, bo nie jest się partnerem, tylko odgrywa się w niej zawodową rolę.

W końcu zaczęły mi się zapalać światełka ostrzegawcze. Pamiętam, kiedy byłem na urlopie i poczułem ogromną ulgę, że nie muszę zadawać pytań, być zainteresowanym innymi ludźmi. Mogę być ze sobą samym i z bliskimi. Tu chodzi o cieszenie się byciem tu i teraz, ludźmi i rzeczami, które nas otaczają. Teraz pilnuję pewnych ważnych dla nas rytuałów w pracy oraz w życiu prywatnym. Kiedy na przykład usypiam synka, po prostu jestem z nim, kładziemy się razem i przytulamy. To chwila tylko dla nas. Nie myślę wtedy o niczym innym. Pracę trzeba zostawiać za progiem domu.

Artykuł archiwalny

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze