1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Menopauza
  4. >
  5. „Ten trud jest skarbem, bo zmusza nas do zwrócenia uwagi na siebie”. O doświadczeniu menopauzy rozmawiamy z Zuzanną Ziomecką, nauczycielką mindfulness

„Ten trud jest skarbem, bo zmusza nas do zwrócenia uwagi na siebie”. O doświadczeniu menopauzy rozmawiamy z Zuzanną Ziomecką, nauczycielką mindfulness

Zuzanna Ziomecka, dziennikarka i trenerka specjalizująca się w zarządzaniu stresem oraz w rozwoju zdolności przywódczych w oparciu na nauce, psychologii i uważność. (Fot. zdjęcie dzięki uprzejmości autorów projektu mysource)
Zuzanna Ziomecka, dziennikarka i trenerka specjalizująca się w zarządzaniu stresem oraz w rozwoju zdolności przywódczych w oparciu na nauce, psychologii i uważność. (Fot. zdjęcie dzięki uprzejmości autorów projektu mysource)
Czasem najlepsze, co możemy dla siebie zrobić, to posiedzieć samotnie w ciszy. Wówczas, doświadczając w życiu trudności, łatwiej zrozumieć, co może z tego dla nas wyniknąć.

Zuza mieszka przy ulicy, której nazwa kojarzy się z ciszą. Wymarzone miejsce dla nauczycielki mindfulness i autorki książki zatytułowanej „Wyspa Spokoju”. Wita mnie ciepło przy furtce, a do stołu podaje mrożoną herbatę domowej roboty. Kostki lodu, które szczodrze wrzuca do szklanek, to idealny sposób na upał, który panuje za oknem, i wymarzony wprost wstęp do rozmowy o menopauzie. W końcu większości z nas nie bez powodu kojarzy się ona z uderzeniami gorąca.

Małgorzata Welman: A więc dopadło Cię? Napisałaś niedawno na Facebooku: „Dziewczyny, dzieje się TO. Kilka razy dziennie fale upału osobistego. Śladów płodności właściwie od końcówki czerwca brak. Biegnę po hormony bez cienia wątpliwości, ale co w międzyczasie? Jest jakiś sposób na te uderzenia? Jak karmiłam piersią, była kapusta. Nacieranie ziemniakiem i ciskanie nim w kąt na kurzajki. Miód z lipy na zaziębienie. A na M co mamy? Powiedzcie, że maliny z czekoladą pls”. „Fale upału osobistego” – bardzo podoba mi się to określenie. Podobnie zresztą jak maliny z czekoladą jako wymarzone remedium.
Zuzanna Ziomecka:
Uderzenia gorąca to jak na razie jedyne objawy menopauzy, poza budzeniem się w nocy, których doświadczam. Wyglądam jej mniej więcej od półtora roku, odkąd ten temat zaczął pojawiać się w rozmowach z przyjaciółkami. I tak się szczęśliwie składa, że pojawiło się ostatnio wiele ciekawych podcastów i książek o menopauzie. Wiele się z nich dowiedziałam na temat dostępnych sposobów leczenia i łagodzenia objawów. Co więcej, zrozumiałam, dlaczego pokolenie naszych mam przez lata cierpiało z powodu menopauzy. Rezygnowały z terapii hormonalnej, bojąc się skutków ubocznych, które opisywało jedno niedoskonałe badanie.

Mówisz zapewne o słynnym amerykańskim badaniu WHI (Woman Health Initiative) z 2002 roku, które wskazywało, że terapia hormonalna zwiększa ryzyko udarów, nowotworów i zawałów. Jak się później okazało, badanie miało dużo błędów metodycznych i interpretacyjnych. Rozdmuchane przez media wywołały panikę najpierw w Stanach, a potem na całym świecie. Dziś nasza wiedza na temat HTM jest już zupełnie inna. Wiemy, jakie ma zalety, kto może z niej skorzystać, a kto powinien rozważyć stosunek korzyści do ryzyka, z jaką ta terapia się wiąże.
Tak, dziś wiem, że nie ma powodu się bać. Skutki uboczne bywają, jak przy każdej terapii farmakologicznej, ale ich prawdopodobieństwo jest naprawdę małe w porównaniu do ogromnych korzyści. Dlatego czekam wręcz z niecierpliwością na moment, kiedy zacznę brać hormony. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że w USA zaczynają uzupełniać kobietom estrogen już w perimenopauzie. Niepotrzebnie czekałam! Okazuje się, że wiele z nas cierpi na zaburzenia nastroju, bezsenność i stany zapalne przed utratą miesiączki, na które pięknie pomagają odpowiednie dawki hormonów. Zamiast tego lekarze dają nam SSRI [selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny stosowane w leczeniu między innymi depresji – przyp. red.] albo zalecą, byśmy się mnie stresowały. Tymczasem nam wariuje estrogen!

Teraz już biorę i widać poprawę, nie tylko jeśli chodzi o uderzenia gorąca, nastrój czy sen, ale również skórę czy metabolizm. Jako osoba lubiąca jeść, nie wyobrażam sobie dzióbać malutkie ptasie porcyjki z obawy przed spowolnionym metabolizmem. Co za ulga, że nie muszę.

O HTM wiemy już na tyle dużo, że nie boimy się z niej korzystać tak jak nasze mamy. Poza tym ekscytują mnie wszelkie zmiany, więc na myśl o kolejnym etapie życia jestem pełna ciekawości.

Czego jesteś ciekawa, na czym miałaby polegać ta zmiana?
Interesuje mnie, jak to jest być kobietą aktywną seksualnie, która nie żyje w permanentnym stresie: „Matko boska, co się stanie, jeśli zajdę w ciążę?”. Wiem na pewno, że nie chcę mieć już więcej dzieci. Żyję jednak w kraju, w którym – gdybym zaszła w ciążę w wieku 48 lat – byłabym w ogromnym kłopocie. Zostałabym postawiona wobec niezwykle trudnych decyzji, musiałabym wejść na terytorium najeżone skrajnymi opiniami, sporami politycznymi, musiałabym coś manifestować albo coś ukrywać. To byłoby na pewno traumatyczne przeżycie, którego za wszelką cenę chcę uniknąć.

Zresztą to uczucie towarzyszyło mi, odkąd zaczęli podobać mi się chłopcy. To stres, z którym nauczyłam się żyć, jak większość z nas. Nosimy go wraz z innymi lękami jak kamień w plecaku. Pamiętam, jak w czasie pandemii pojawiły się już szczepionki i rzeczywistość wracała do normy; lęk przed tym, że mogę umrzeć albo stracić kogoś bliskiego powoli się rozpłynął. Poczułam wręcz fizyczną lekkość. Podobnie było po wyborach, gdy wygrała moja opcja polityczna – odczułam wyraźną ulgę, bo wyjęłam z plecaka kamień, który nosiłam przez osiem lat.

Czuję, że teraz będzie podobnie: wreszcie przestanę się bać niechcianej ciąży. Choć nie mam od jakiegoś czasu okresu, nie wiem, czy to prawdziwy koniec mojej płodności, więc jeszcze trochę się boję, ale czekam z wytęsknieniem na ten moment, gdy i ten kamień spadnie mi z serca.

Słyszę w Twoim głosie nie tylko ciekawość, ale wręcz wyczekiwanie. To rzadko spotykane, wiele kobiet panicznie boi się menopauzy.
I wcale się nie dziwię – widziały swoje umęczone mamy, walczące ze złym nastrojem i samopoczuciem spowodowanym menopauzą.

Rozmawiałaś o tym ze swoją mamą?
Tak, moja mama zaczęła brać hormony, ale przestała, gdy dowiedziała się o możliwych skutkach ubocznych, które wówczas demonizowano. Było jej bardzo trudno. Cieszę się, że będę mogła mieć inne doświadczenie w czymś tak uniwersalnym i kobiecym jak menopauza; że będę mogła opowiedzieć o nim zarówno mamie, jak i mojej dorastającej córce. Myślę, że transformacja menopauzalna może być równie ciekawa jak bycie w ciąży. W obu przypadkach doświadczamy burzy hormonów, ale towarzyszy temu zupełnie inna narracja.

Co masz na myśli?
O ciąży mówi się, że to piękny, błogosławiony czas. Że trzeba wtedy dbać o siebie, zwolnić i słuchać swoich potrzeb. Czas moich ciąż wspominam jako okres ogromnej wolności: wreszcie mogłam spać tyle, ile chciałam, jeść to, na co miałam ochotę, zaspokajać zachcianki bez wyrzutów sumienia.

Okres menopauzy zamierzam traktować tak samo. Kategorycznie odrzucam narrację straty i stawiam na odkrywanie sama dla siebie, co ten czas znaczy i zmienia. Tak jak ciążę uważam menopauzę za błogosławiony stan. Błogosławiona jest ulga związana z odpuszczeniem lęku! Znów chcę dbać o siebie i zamierzam zaspokajać zachcianki.

Wrócę jeszcze na chwilę do Twojego wpisu na Facebooku. Chwycę Cię za słówko, a raczej za literkę. Pisząc o menopauzie, nazwałaś ją eufemistycznie „TO” i „M”, tak jakby nie można było o niej mówić głośno, a to kłóci mi się z tym, co teraz od Ciebie słyszę. Skądinąd wiadomo, że wiele kobiet boi się zarówno tego słowa, jak i publicznej rozmowy na ten temat.
To może wynikać z pewnego doświadczenia z przeszłości. Dawno temu napisałam post na Facebooku, że mam zły dzień, wszystko leci mi z rąk, w pracy coś poszło nie tak, a na dodatek dostałam okresu. Jednym słowem: jak pada, to leje. I pamiętam, że wywołałam nim falę komentarzy moich kolegów pełnych oburzenia tym, że mówię publicznie o tak intymnych sprawach. Dawali mi do zrozumienia, że przekroczyłam granicę przyzwoitości. Pamiętam, że było mi przykro, że zostałam tak ofukana; czułam, jakbym zrobiłam coś złego, w najlepszym razie mało eleganckiego. A ja tylko uznałam fakt istnienia tego, co wszystkie kobiety znają i mają! Podświadomie chyba chciałam uniknąć powtórki z rozrywki i zranienia delikatnej wrażliwości niektórych z kolegów. (śmiech) I choć tym razem nie powiedziałam wprost, o co chodzi, moje koleżanki chwyciły w lot, co mam na myśli, a pod postem wybuchła żywa wymiana między znajomymi i przyjaciółkami dzielącymi się swoimi sposobami na różne menopauzalne przypadłości.

Mówiłyśmy o skutecznych sposobach radzenia sobie z objawami menopauzy, które daje nam hormonalna terapia menopauzalna. Wiadomo jednak, że nie wszystkie kobiety mogą lub chcą z niej skorzystać. Pozostają wówczas inne metody, takie jak odpowiednia dieta, ruch, a także medytacja, integralny element mindfulness, którego uczysz. Masz w ręku doskonałe narzędzie – zamierzasz go użyć?
Nie uważam, żeby mindfulness był sposobem na menopauzę jako taką. Nie jest bowiem narzędziem do zmienienia czegokolwiek, tylko praktyką samoświadomości. To, co zrobisz w wyniku tego, co w sobie odkryjesz dzięki uważności, to już jest twoja decyzja, działanie zupełnie odrębne od mindfulness. Jednak faktycznie, moja praktyka pozwoliła mi dosyć wcześnie wykryć i zaakceptować, że coś się zmienia. „O! Jest inaczej, niż było”– nie próbuję tego zmienić, ale wsłuchuję się w swój organizm, który podpowiada mi, czego w danym momencie potrzebuję.

Co usłyszałaś?
Zauważyłam na przykład moje łaknienie: strasznie ciągnie mnie do malin, do czekolady i – uwaga! – do skittlesów.

To te malutkie kolorowe cukierki, które znamy z dzieciństwa? Uwielbiam.
Wcześniej miałam wielką ochotę na kwaśne żelki. I idąc tropem pozwalania sobie na różne zachcianki, na pewien czas przerzuciłam się na dietę wysokocukrową. Zapewniałam sobie jeden zdrowy posiłek dziennie, a poza tym sobie dogadzałam: na śniadanie jadłam pankejki z syropem klonowym albo z dżemem…

I pewnie z malinami!
A jakże! Ale też croissanty i inne frykasy. Nie odmawiam sobie lodów i ciast domowej roboty. A potem spalałam to na treningach tanecznych!

Ojojoj, mam nadzieję, że nie będziesz zbyt długo na takiej diecie…
Czułam się świetnie na tym haju cukrowym przez kilka tygodni, byłam podekscytowana tym, że pozwalam sobie na coś „niedozwolonego”. Teraz po jakimś czasie zauważyłam, że to łaknienie na cukier osłabło, i wróciłam do normalnego jedzenia.

A odpowiadając na Twoje pytanie: mindfulness pomaga rozpoznać to, czego w danym momencie pragniemy i potrzebujemy. Gdy zapominamy do siebie zaglądać i sprawdzać, możemy sporo rzeczy przegapić. Łatwo zapomnieć, że człowiek cały czas się zmienia. W ten sposób możemy trwać zbyt długo przy zaspakajaniu pragnienia, którego dawno już nie ma, albo przegapić nową potrzebę, która się pojawia i domaga zaopiekowania.

Bo, podobnie jak menopauza, wymusza pauzę, moment zatrzymania niezbędny, aby znaleźć odpowiedzi na wiele ważnych pytań: czego potrzebuję, czego tak naprawdę chcę, co mi służy, a co szkodzi. I to nie tylko jeśli chodzi o dietę, ale również o pracę, styl życia, ludzi, którzy nas otaczają.

Jest takie piękne zdanie: najlepsze, co możemy dla siebie zrobić, to pobyć ze sobą w ciszy. Bardzo do mnie przemawia, ale z drugiej strony mam świadomość, że łatwo w niej trwać jak jest miło, świeci słońce, twarz muska ciepły wiatr, a w tle śpiewają ptaki. Dużo trudniej, gdy wszystko cię boli, tracisz pracę, mąż odchodzi, a dzieci wyfruwają z gniazda. Czy cisza może w tej sytuacji pomóc?
Tego, o czym mówisz, nie ograniczyłabym do menopauzy, bo jest to opis przechodzenia przez trudną zmianę niezależnie od etapu życia. W takich okolicznościach uważność pomaga zrozumieć, co jest prawdziwym źródłem cierpienia, i uczy, jak możemy na nie reagować. W nurcie mindfulness popularne jest przekonanie, że ból jest wpisany w życie każdego z nas, za to cierpienie jest opcjonalne.

Gdy nauczyciel czy nauczycielka mindfulness zapraszają do ciszy, to nie chodzi o to, że masz być w pomieszczeniu, gdzie nie ma hałasu. Cisza, o którą chodzi, to brak nadawania – tego wiecznego komentowania, oceniania, planowania, szukania rozwiązań w umyśle – i nastawienie się na odbiór. Wówczas będziemy w stanie usłyszeć to, co dzieje się w nas nie tylko na poziomie umysłu, ale także emocji, ciała i intuicji. Może okazać się, że rzeczywistość jest łagodniejsza niż ta, którą kreuje nasza głowa. Magia midfulness często polega na tym, że pozwala zauważyć, że jest lepiej, niż to sobie wmawiamy. Odpuszczamy źródło cierpienia, jakim są oceny i histeryczne wymysły głowy, i spotykamy się z tym, co obecne, skoro już i tak jest.

Tak jak w przypadku menopauzy – ona jest. Możemy pomóc sobie farmakologicznie, ale nie cofniemy czasu, nie będziemy młodsze. Akceptacja trudności sprawia, że łatwiej je znosić. Zamiast negować rzeczywistość, możemy poszukać informacji na ten temat, porozmawiać z przyjaciółkami, pójść do lekarza i zdecydować, co ja w związku z tym mogę i chcę zrobić. Jaka jest dla mnie najlepsza droga, jak mogę się sobą najlepiej zaopiekować. Póki jesteś w rozpaczy, nie widzisz możliwości, tylko stratę czy złość. W takim stanie nie zauważysz wyborów i nie podejmiesz dobrych decyzji, tylko będziesz się kręcić w pętli niezgody. Tak rozumiem cierpienie.

Mindfulness pomaga celebrować to, co jest, i wspiera w podejmowaniu decyzji dotyczących tego, co dalej. Jeśli nie ma przeciwwskazań, mogę wziąć hormony, a jeśli są, skorzystać z wielu innych metod, na przykład takich, którymi dzieliły się moje znajome pod moim postem. Zachwyciło mnie to, że każda z nich miała na siebie inny sposób: jednym pomagał wyciąg z czerwonej koniczyny, innym dieta wegańska, jedne polecały spacery, inne crossfit.

Szukały sposobów na to, aby w zgodzie ze sobą przebrnąć przez okres przejściowy: od bycia kobietą płodną do bycia kobietą uwolnioną od tego obowiązku.

Nie ma jednej drogi dobrej dla wszystkich. Każda z nas musi znaleźć swoją. Wiedza na temat menopauzy jest dziś powszechnie dostępna, jednak badania wykazują, że nadal bywa tematem tabu, a o starzeniu się mówi się najczęściej w kontekście zmarszczek lub siwych włosów. À propos – martwisz się tym?
Włosy siwieją mi, odkąd urodziłam pierwsze dziecko; miałam wtedy 30 lat. Nie przejmowałam się tym do czasu, gdy moja przyjaciółka powiedziała mi, że powinnam się farbować, bo siwe włosy mnie postarzają. Uwierało mnie to na tyle, że zaczęłam farbować i farbowałam jeszcze całkiem do niedawna. Natomiast twarz nie marszczy mi się zanadto. Moja cera jest problematyczna na inne sposoby. Całe życie fundowała mi krosty, plamy i naczynka, więc teraz chyba już nie ma siły na zmarszczki.

Gdybyś miała powiedzieć, czego bardziej byś się obawiała: starzenia ciała czy starzenia duszy? A może raczej duszy czy umysłu?
Nie pomijaj mi tu ciała, bo właśnie od niego chciałam zacząć! Mój zawód jako nauczycielki mindfulness polega głównie na siedzeniu na tyłku i medytowaniu w bezruchu. Mniej więcej po ośmiu latach bardzo intensywnej praktyki zaczęłam czuć się stara. To było dwa lata temu, gdy nie miałam na horyzoncie menopauzy, ale czułam zmęczenie światem i życiem. Byłam w tak złej formie fizycznej, że wejście po schodach do sypialni i powrót na dół postrzegałam jako wysiłek. Zaczęłam nawet nosić po domu torebkę, żeby przypadkiem nie zostawić komórki w pokoju, gdy schodziłam do kuchni.

Któregoś dnia, siedząc tak kompletnie bez sił, sprawdziłam ofertę w najbliższym klubie fitness i znalazłam zajęcia z zumby. Zawsze kochałam tańczyć, szaleństwo na parkiecie to była jedyna dyscyplina sportowa, którą uprawiałam w życiu konsekwentnie. Więc poszłam na ten fitnessowy taniec cardio, prowadzony przez prawdziwego tancerza z Kuby. Stałam z tyłu i wszystko mi się plątało. Grupa w lewo, a ja w prawo. One ruszają prawą nogą do przodu, a ja leciałam lewą do tyłu. Ale przez cały czas śmiałam się w głos. Nie bawiłam się tak wspaniale, od nie pamiętam jak dawna. Formę miałam okropną, jak przebudzony po obfitym posiłku niedźwiedź, więc przez pierwsze kilka tygodni wychodziłam z zajęć sina, mokra i kompletnie zziajania. Ale czułam, jak życie odradza się w moim ciele i wraca lekkość, bez której nie ma mowy o pełnokrwistej, trójwymiarowej radości.

Wiem, o czym mówisz, bo też kocham tańczyć i chodzę na zumbę.
Od tych tańców wróciła mi energia. Czuję, jakbym wymłodniała o dekadę. Ciało jest mądre, dostosowuje się do tego, jak jest używane. Im mniej energii zużywa, tym mniej jej produkuje. Gdy odzyskuje wigor, ma siłę i moc do czerpania przyjemności z życia oraz dźwigania trudności.

Starości mentalnej się nie boję. Fascynuje mnie to, że mogę korzystać z inteligencji skrystalizowanej, bazującej na zasobach, które zbierałam latami. Na szczęście, dzięki mindfulness, nie będzie to oznaczało utraty inteligencji płynnej. Mając obie, nie grozi mi pasywność ani odłączenie, z którymi kojarzy mi się smutna starość.

Inteligencja płynna, inteligencja skrystalizowana… Wyjaśnisz nieco to rozróżnienie?
Mamy dwa rodzaje inteligencji: płynną i skrystalizowaną. Płynna charakteryzuje młodych, którzy zajmują się badaniem świata i zasysaniem wiedzy. To bardzo twórczy czas odkrywania, budowania, bycia zaskoczoną i zaskakiwania świata sobą.

W dorosłym życiu następuje zmiana – przełączamy się na inteligencję wykorzystującą doświadczenie i zdobytą wiedzę, aby później, mniej więcej w okolicach wieku średniego, stać się mistrzami korzystania z tych zasobów. Dlatego ludzie dojrzali, w drugiej połowie życia, tak często zmieniają charakter pracy. Stają się coachami, nauczycielami, mentorami czy konsultantami w dziedzinie, którą się zajmują. Ewolucja doskonale nas do tego zaprojektowała.

Jednak teraz świat zmienia się tak szybko, że nasze cenne zdobyte zbiory wiedzy często dezaktualizują się, zanim zdążymy stać się autorytetami. Dlatego tak ważne jest, by nie stracić inteligencji płynnej i umieć korzystać z tego trybu odkrywania i zaskakiwania, nawet w dojrzałym wieku. Możemy mieć obie formy inteligencji, o ile będziemy pilnowały, by tej młodzieńczej nie zaniedbać. Tak, możemy mieć maliny z czekoladą i je zjeść. Umieć się uczyć i umieć z tej wiedzy korzystać. Taki umysł nie będzie nigdy stary, bo ciekawość jest fontanną młodości.

Ty dokonałaś takiej wolty. Po latach pracy w mediach jako dziennikarka i redaktorka, szefowa wielu różnych tytułów i projektów, zmieniłaś zawód i zostałaś trenerką przywództwa i mindfulness.
W moim przypadku zmiana, o której mówisz, była ostrożna. Długo działałam równolegle, pracowałam w mediach i kształciłam się z przywództwa i uważności. Całkowicie zrezygnowałam z pracy w jednym zawodzie, gdy miałam już zbudowaną solidną tratwę, na którą mogłam przełożyć obie nogi i bezpiecznie odpłynąć z mediów w edukację.

Nie zdążyłaś doświadczyć w pracy ageizmu.
W mojej bańce też spotykam się z kwestią różnicy pokoleń. Młodzi nauczyciele i nauczycielki mindfulness lepiej radzą sobie w social mediach, wykorzystując krótkie formy i sprzedając pewne treści w postaci minutowych pigułek. Ja wolę dłuższe formaty: wykłady, warsztaty, książki. Ale masz rację. Profesor, terapeuta czy trenerka mindfulness nie tracą z wiekiem autorytetu, tylko odwrotnie. W tych zawodach to młodość jest obciążeniem!

Dzięki zumbie odzyskałaś energię w ciele, dzięki mindfulness i nowemu zawodowi ćwiczysz umysł. A jak jest z duszą?
A co przez to rozumiesz?

Mam na myśli poczucie sensu w kontekście przemijania, kryzysu wieku średniego, który wiele osób przeżywa koło pięćdziesiątki.
Jestem zdziwiona, że to miałaś na myśli, mówiąc o duszy, ale cieszę się, bo jeśli o to chodzi, to czuję pełną zgodę na ten etap w życiu. Wreszcie można zdjąć tę całą społeczno-kulturową nakładkę oczekiwań i powinności, którymi obarcza się kobiety.

W te wakacje trafiłam na piękny camping w Alpach. Było tam mnóstwo włoskich rodzin spędzających czas nad basenem przy muzyce i pysznym jedzeniu. Obserwowałam starsze Włoszki bawiące się z wnukami. Pomyślałam: „Ale fajnie, ja też będę tu przyjeżdżać z moimi wnukami”. Poczułam ekscytację, że czeka mnie kiedyś jeszcze kolejny etap, w którym będę umiała odnajdywać frajdę. A po wakacjach oddam dzieciaki ich rodzicom! Idealnie.

Mam dwoje wnucząt i jest tak, jak mówisz: uwielbiam z nimi być, ale czuję ulgę, gdy po wspólnie spędzonym dniu wieczorem wracają do rodziców.
Zasłużyłyśmy na taki czas, kiedy możemy się nimi cieszyć, a jak już się nimi zmęczymy, oddać je z czystym sumieniem i bez poczucia winy.

W kontekście przemijania ważne jest to, aby nie definiować tego, co nas czeka, jako czegoś negatywnego tylko dlatego, że jest to przypisane do późniejszego okresu życia. A robimy tak nagminnie! Bierzemy cudowne doświadczenia, jak wolniejsze tempo i mniejsze obciążenie obowiązkami, i dorabiamy im jakieś paskudne brody. Zamiast cieszyć się wolnością i tym wszystkim, na co dekadami nie miałyśmy czasu, snujemy z tego smutne opowieści o tym, że nie jesteśmy już potrzebne.

Jedyne, co mnie w dojrzewaniu przejmuje, to zdrowie. Chcę być sprawna i zdrowa jak najdłużej, bo tylko wtedy będę miała szansę żyć do końca z wigorem, zamiast czołgać się w bólu do mety.

Na szczęście tyle dziś bardzo dużo wiemy o tym, jak dbać o gęstość kości, co jeść i suplementować, by zachować zdrowe serce i klarowny umysł. Dlatego do tańców dodałam treningi siłowe, a do diety białko i błonnik. To w wieku średnim budujemy swoją dobrą starość.

Chciałabym poruszyć jeszcze jeden wątek, który dotyczy menopauzy. Dojrzałe kobiety często mówią, że stają się w pewnym wieku niewidzialne.
Dla wielu kobiet utrata młodzieńczej atrakcyjności seksualnej jest bardzo bolesna. Tracimy źródło zasilania w postaci spojrzeń pełnych zachwytu i pożądania. Strata zawsze boli, a ta podwójnie, bo przekaz kulturowy wpaja nam, że kobieta jest atrakcyjna tylko wtedy, jak jest młoda i chuda.

Ja proponuję spojrzeć na to inaczej i docenić wolność od tych spojrzeń. Jeżeli wyjdę rano po mleko do sklepu w piżamie, korzystam z tej niewidzialności – nie muszę się przejmować, czy kogoś obchodzi to, jak wyglądam. Wiem, że niczego nie stracę przez to, że nie będę wystylizowana i umalowana za każdy razem, gdy wyjdę z domu. Nadal mogę i lubię się wystroić, podbić to, co we mnie ładne, ale NIE MUSZĘ. To już nie jest mój kobiecy obowiązek, żeby wiecznie wyglądać smacznie jak cukierek. To wielka ulga, którą postrzegam jako odzyskanie wolności.

Świadomość, że to, co myślą o mnie inni, nie jest ważne, przyszła z wiekiem. Widzę to wyraźnie, obserwując moją nastoletnią córkę, która weszła właśnie w okres skrępowania tym co – jak się jej wydaje – kryje się za spojrzeniem każdego człowieka, którego mija na ulicy.

A ja, w wieku dojrzałym, mogę to całe podobanie się światu skreślić z listy „to do”.

Menopauza kojarzy się wielu kobietom z trudem i stratą – co o tym myślisz?
Z niepokojem obserwuję coraz powszechniejsze przekonanie, że w życiu nie powinno być straty, bólu i trudności. Że ma być dobrze cały czas, a jak nie jest, to pojawiają się pretensja i poczucie krzywdy.

Takie myślenie jest pułapką. Szczęście, spełnienie i brak problemów nie są w pakiecie rzeczy, które nam się należą. To są momenty, dary, które trzeba doceniać i cieszyć się nimi, bo nie wiadomo, kiedy znów się wydarzą. Tym, co jest teraz, nie wolno gardzić. Nawet, a może przede wszystkim, gdy jest przemijaniem. Starość jest przywilejem. Nie każdemu jest dana. Zamiast na nią psioczyć, celebrujmy ją z wdzięczności, że jest nam dana, i z szacunku dla tych kobiet, które jej nie doczekały.

Trud, choć nieprzyjemny, często bolesny, też jest skarbem, bo zmusza nas do zwrócenia uwagi na siebie. W naszych czasach dzieje się tak dużo i tak szybko, że uwaga jest stale zajęta innymi sprawami. Jesteśmy też tak wychowane, że nasze potrzeby są mniej istotne niż potrzeby dzieci, męża, pracodawcy, przyjaciółki… I biegamy, biegamy, biegamy, robimy wszystko, czego oczekują inni, bardzo długo bagatelizując własne pragnienia. Dopiero wtedy, gdy trudność i dyskomfort stają się na tyle duże, że nie da się ich dłużej zignorować, zatrzymujemy się i przyglądamy sobie. Bez tego trudu gnałybyśmy dalej i w końcu padły. A dzięki niemu jest szansa na to, żeby zauważyć, kim dziś jesteśmy, co się zmieniło i dopasować do tego swoje życie. Nie znam innej drogi do zdrowia i szczęścia. Zresztą to jest podstawowa funkcja bólu, żeby zwrócić uwagę na to, że coś jest nie tak, coś trzeba zaopiekować. Żeby móc wyłapać te sygnały, trzeba być na siebie uważną.

Czy spotkałaś się z grupami dojrzałych kobiet praktykujących mindfulness?
Na tak sprofilowaną grupę jeszcze nie trafiłam, choć na prowadzone przeze mnie warsztaty i wyjazdy trafiają osoby w dojrzałym wieku i ten temat, chcąc nie chcąc, się pojawia.

Po naszej rozmowie jestem przekonana, że znalazłoby się wiele kobiet w okresie transformacji menopauzalnej, które chciałyby skorzystać z mindfulness, aby rozpoznać swoje aktualne potrzeby.

Czy mogłabyś na koniec zaproponować medytację, która dałaby nam wyobrażenie takiego spotkania ze sobą w ciszy i bezruchu?
Czytanie medytacji i robienie ich to bardzo różne doświadczenia, więc może być to dość trudne dla czytelniczek.

Spróbujmy!
Zaproponuję zatem „Medytację uważności nad upływem czasu” i „Uważności na przemijanie”. Mam nadzieję, że czytelniczki wybiorą formę, która im odpowiada.

Uważność na przemijanie

Najciekawszym ćwiczeniem uważności, jakie znam, jest ciekawość tego, co się zmienia. Naturą rzeczy jest zmiana. Coś nowego się w każdej chwili zaczyna. Coś, co było, co chwila wygasa. Tak jest z naszym ciałem, z naszą osobowością, z naszym domem, przyrodą w naszej okolicy, z naszymi bliskimi, z polityką, z technologią, i biznesem. Zauważanie tego strumienia wiecznych transformacji jest istotą uważności, która prowadzi do zrozumienia, a następnie do akceptacji tego, że na tym polega życie. Dlatego…

  • Codziennie zauważaj zmiany.

Nie zakładaj, że dziś będzie tak samo jak wczoraj, tylko sprawdzaj.

  • Bądź ciekawa i badaj siebie.

Czy na pewno mam ochotę na to, co zawsze o tej porze, czy to tylko nawyk? Co teraz czuję? Skąd to się wzięło? Czego dzisiaj jest mniej, niż było, a czego więcej? Czego potrzebuję?

  • Bądź czujna i badaj świat.

Co dziś mogę zauważyć o moich bliskich? Czego nie widzę za oknem, co chwilę temu tam było? Co nowego tam widzę?

Medytacja uważności nad upływem czasu

  • Usiądź wygodnie w cichym miejscu. Zamknij oczy i zacznij zauważać swój oddech – miękki i spokojny, wdech i wydech. Nie musisz go kontrolować, po prostu obserwuj jego naturalny rytm. Poczuj powietrze, jak wchodzi do twojego ciała, a potem jak opuszcza.
  • Teraz skieruj uwagę na ciało. Zauważ, jak się czujesz w tym momencie. Może odczuwasz napięcie w ramionach, ciężar w kończynach, a może poczucie lekkości. Cokolwiek czujesz, przyjmij to bez oceny. Zauważ siebie, poczuj, co jest w tobie obecne, i doceń, jak genialną konstrukcją jest ciało, które trzyma w szczelnym pojemniku skóry twoją iskrę życia.
  • Z każdym wdechem powtarzaj cicho do siebie: „Jestem”. Z każdym wydechem: „Tu”.
  • Teraz delikatnie zwróć uwagę na pojęcie czasu, na proces starzenia. Wszyscy poruszamy się przez czas, chwila za chwilą, dzień po dniu. Starzenie się jest naturalną częścią życia, jak zmieniające się pory roku. Z każdym mijającym rokiem rozumiemy więcej, uczymy się, doświadczamy.
  • Wyobraź sobie swoje życie jako płynącą rzekę. Jak meandruje przez różne krajobrazy, zmienia się, ale nigdy nie przestaje płynąć. Są zakręty i zawirowania, spokojne wody i zmącone. Rzeka nie opiera się swojej podróży; porusza się z prądem, przyjmując każdą chwilę taką, jaka jest.
  • Starzenie się jest jak ta rzeka. Nie jest to coś, czego należy się bać lub przed czym trzeba uciekać, ale coś, co należy przyjąć, w co warto dać się zabrać. Twoje ciało, umysł, duch stają się mądrzejsze z każdym kolejnym rokiem. Linie na twojej skórze i historie w twoim sercu – wszystkie opowiadają o wyciągniętych lekcjach i przeżytych miłościach.
  • Siedząc tutaj teraz, oddychając delikatnie, zaproś poczucie wdzięczności za lata, które przeżyłaś. Każdy rok cię kształtował, dodając głębi i bogactwa. Wdech: „Doceniam swoją podróż”. Wydech: „Nie opieram się rzece czasu”.
  • Starzenie się nie jest stratą, ale transformacją. Każdy etap życia przynosi własne piękno, własne trudy i mądrości. Nie jesteś mniej ważna, ponieważ się starzejesz; jesteś bardziej – bardziej doświadczona, bardziej wytrwała, bardziej świadoma tego, jak cenne jest życie.
  • Teraz poświęć chwilę, aby pozwolić sobie poczuć obawy lub zmartwienia, które możesz mieć w związku ze starzeniem się. Zauważ je, ale nie trzymaj ich. Poczuj i z wydechem puść. Pozwól im odpłynąć jak liście na powierzchni tej rzeki niesionej prądem czasu.
  • Kontynuując oddychanie, poczuj, jak zgoda ogarnia twoje ciało. Jesteś dokładnie tam, gdzie powinieneś być. Jesteś częścią cyklu życia, nieustannie rosnącą, ewoluującą, stającą się sobą.
  • Przy kolejnym wdechu wyobraź sobie, jak zapełniasz się swoim oporem i niezgodą na przemijanie. Poczuj, jak ta złość i smutek zamieniają się w tobie, jak miękną ich ostre krawędzie i kanciastość roztapiają w obłości akceptacji. Przy kolejnym wydechu uwolnij i zapełnij swoje otoczenie zgodą, którą stworzyłaś w sobie.
  • Weź kilka głębokich oddechów, powoli wracając do chwili obecnej. Kiedy będziesz gotowa, zakończ zabierając ze sobą poczucie spokoju i akceptacji, które powstały podczas medytacji.
Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze