1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks

Wstyd to nie wstyd

Najczęściej wstydzimy się własnych seksualnych pragnień oraz naszych ciał. Wstyd ma jednak także aspekt pozytywny. Jest potrzebny, żebyśmy ustanowiły granice swojej intymności, nauczyły się, kiedy je otwieramy i dla kogo. (Fot. iStock)
Najczęściej wstydzimy się własnych seksualnych pragnień oraz naszych ciał. Wstyd ma jednak także aspekt pozytywny. Jest potrzebny, żebyśmy ustanowiły granice swojej intymności, nauczyły się, kiedy je otwieramy i dla kogo. (Fot. iStock)
W życiu kobiet wstydu jest wciąż stanowczo za dużo. Wstydzimy się tego, o czym mamy przekonanie, że powinno być inne: rzeczywistych seksualnych pragnień oraz naszych nagich, zwyczajnych ciał. Wstyd ma jednak także aspekt pozytywny. Jest potrzebny, żebyśmy ustanowiły granice swojej intymności, nauczyły się, kiedy je otwieramy i dla kogo – mówi terapeutka Olga Haller.

Wstyd w sferze erotycznej bierze się z obaw przed brutalnością naszej fizjologii – która zagraża kulturze, dobremu smakowi – ale jest też efektem spychania seksu przez naszą chrześcijańską tradycję w sferę brudu, grzechu i zakazów. Dlatego wstyd w erotyce ma tyle form i barw...
W życiu wielu kobiet, które spotykam, a także w moim własnym, wstydu było stanowczo za dużo. Najboleśniej dotyczyło to ciała i seksualności! Wychowanie dziewczynek do niedawna odbywało się w atmosferze wstydu. Do dzisiaj przecież babcie nazywają wstydem miejsca intymne.

Srom w staropolskim znaczy wstyd, stąd te sromotne klęski. A to mówi wszystko o tradycyjnym stosunku do pewnych miejsc naszego ciała.
Ale pamiętajmy, że w tamtych czasach swoboda erotyczna bywała groźna. Wiele kobiet padało ofiarą seksualnej przemocy, gdyż zachowywały się zbyt swobodnie lub były zbyt ponętne. Może więc kobiecy wstyd przekazywany przez matki i babki dziewczynkom pełnił w społeczeństwie po prostu funkcję przystosowawczą. Nie pokazuj za wiele, bądź wstrzemięźliwa, ostrożna, by nie spotkała cię krzywda. Nie mam jednak wątpliwości, że nadmiar zakazów, sztywnych reguł i kar, które mają okiełznać dziecięcą naturę, czyni często więcej złego niż dobrego. Tłamsi naszą ciekawość, radość, budzi lęk, kiedy interesujemy się seksem, zagnieżdża się też w nas poczucie winy.

W seksie, szczególnie przy pierwszych kontaktach, ale i później, gdy już nie wyglądamy za dobrze, występuje element egzaminu, który trzeba zdać. Towarzyszy mu niepokój, jak wyglądam, czy się sprawdzę, czy jestem dostatecznie dobry. Bo skoro mówi się potocznie: „być dobrym w łóżku”, znaczy to, że można być i kiepskim. A wtedy jest wstyd. Kiedyś wstyd było kobiecie być też za dobrą – swobodne bywały tylko dziwki. Wszystko to nie ułatwia sytuacji.
Czasami dramaty zaczynają się wcześnie. Kiedy miałam 10 lat, przeżyłam największą chyba „aferę seksualną”. Któraś z koleżanek przyniosła do szkoły zdjęcia nagich kobiet w erotycznych pozach. Żyłyśmy tym kilka dni, podekscytowane na przerwach wybierałyśmy najpiękniejsze panie, a jedno ze zdjęć było fascynująco niezrozumiałe. Przedstawiało parę w erotycznej akcji, próbowałyśmy rozszyfrować, cóż tam się dzieje. Przyłapano nas i wysłano do dyrektora. Zostałyśmy surowo napomniane i ukarane biciem linijką w otwartą dłoń. Gorszy był jednak palący wstyd: zrobiłam coś bardzo złego. Choć nie wiedziałam, co i dlaczego. Wieczorem miałam z tego wszystkiego wysoką gorączkę, a wyrozumiała mama na szczęście nie dołożyła kary i pozwoliła zostać w domu. Czy masz podobne wspomnienia? Bo chyba dorośli wobec dziewczynek są bardziej surowi, dlatego wstyd mocniej nas krępuje, także w seksie.

Nie mam takich wspomnień, ale pamiętam pomijanie wstydliwych tematów w domu. Nie było pruderii, ale brakowało też odwagi poruszania tego, co trudne. Myślę, że ze wstydu. A wytrwałe unikanie krępujących tematów i sytuacji musi prędzej czy później doprowadzić do bezradności wobec wstydu. Najtrudniejszy jest okres przepoczwarzania się dziecka w młodego człowieka...
Wtedy wszyscy jesteśmy bardzo wrażliwi na reakcje otoczenia. Sami bywamy zadziwieni tym, jak się zmieniamy, nie nadążamy z asymilacją tych zmian. Mówi się, że koncentracja dorastającej młodej osoby na sobie i przewidywanej reakcji otoczenia jest tak duża, że w innym okresie życia uznana byłaby za objaw choroby psychicznej! Nastolatkom zdaje się, że wszyscy na nich patrzą, bezustannie oceniają i prawie czytają w myślach. Zmiany fizyczne, nowe odczucia, emocje i potrzeby względem przeciwnej płci zasilane energią popędu seksualnego zadziwiają, często niepokoją, budzą też ciekawość, chęć eksperymentowania. Zmienia się również reakcja dorosłych: dziewczyny spotykają się z zainteresowaniem mężczyzn, czasem zaczepkami, propozycjami, podrywaniem.

Znałem kiedyś dziewczynę… Z jej rosnących piersi zaczął żartować wesoły wujek. Tak się tym przejęła, że przestały jej rosnąć. Myślę, że ludzka psychika jest w stanie nawet tego dokonać. Dorośli czasami celowo, a czasem odruchowo zawstydzają dzieci. Tu chyba bywa jak z biciem: zawstydzani w dzieciństwie zawstydzają potem swoje dzieci.
Tak zwykle jest. Dojrzewanie dzieci budzi często niepokój w dorosłych, którzy nie wiedzą, jak reagować w nowej sytuacji. Najprostszy sposób pozwalający im pozbyć się niewygodnych odczuć to żarty, komentarze, oceny. Na wiele różnych sposobów mogą wprowadzić w zakłopotanie nieczującego się pewnie w nowej skórze młodego człowieka. A dorosły potwierdza, kto tu rządzi, kto jest górą. Zawstydzanie... – paskudny i powszechny zwyczaj dorosłych, ale też metoda wychowawcza, tak popularna, że trudno zdać sobie sprawę, jak jest toksyczna. Nie wiem, czy nie jest gorsza niż surowe zakazy, przeciwko którym można się przecież zbuntować. Zawstydzanie narusza proces tworzenia granic, poczucia własnej wartości, prawa do przeżywanych stanów i uczuć. Dziecięce poczucie siebie jest kruche i delikatne, a zadaniem dorosłego jest pomagać dziecku je umacniać. Towarzyszyć dyskretnie i z poszanowaniem, z gotowością do wsparcia i rozumienia, a także do stanowczego NIE, kiedy trzeba.

Dorastając, możemy doprawdy wydawać się śmieszni, śmieszne są np. zmiany głosu u chłopców. Łatwo z tego kpić, a skutki mogą być poważne.
Nie, nie jesteśmy śmieszni! Tego właśnie młodzi boją się jak ognia! Żeby się nie ośmieszyć, nie wystawić, nie zbłaźnić. Jeśli jako dorośli uśmiechamy się, patrząc na nieopierzonego pisklaka machającego skrzydłami albo szczeniaka, który wypróbowuje swoje zęby, to dlatego, że budzi to delikatne uczucia: sympatię, czułość, tkliwość. Nie jest łatwo sobie na nie pozwolić, bo nieporadność, na którą patrzymy, przypomina nam o naszej własnej nieporadności, którą ktoś dorosły wyśmiał. I zostały wstyd i ból. Więc podajemy je dalej…

Ale obrońmy też trochę wstyd. Przecież bywa potrzebny, tak jak potrzebne jest odczuwanie bólu. Przypomina, że są granice, a ich przekraczanie jest ryzykiem. Wstyd w erotyce jest też potrzebny, bez niego seks traci coś ważnego, swoją pikanterię, radość odkrywania nowych lądów.
Bo zarówno wstyd, jak i bezwstyd w sferze seksu są OK. Problem tylko w proporcjach. Kiedy jednego lub drugiego jest za dużo i nie mamy możliwości wyboru, wtedy zaprzeczamy sobie, swoim naturalnym potrzebom, odczuciom, musimy się odciąć od ciała, emocji i myśli. Wśród kobiet, z którymi pracowałam, absolutna większość cierpi jednak z powodu nadmiaru wstydu.

Nasza cywilizacja z jednej strony zabiera wstyd, promując różne formy bezwstydu i ujawniając wszystko, co intymne, z drugiej – lansując doskonały ideał ciała, zawstydza nas, pokazując, że jesteśmy niewystarczający.
Wstydzimy się tego w nas, o czym mamy przekonanie, że powinno być inne: rzeczywistych seksualnych odczuć i pragnień oraz na-szych nagich, zwyczajnych ciał. Dotyczy to, jak sądzę, szczególnie kobiet, gdyż w tej sferze właśnie kobiety obowiązuje wiele „przepisów” wyznaczających, co wolno, a czego nie. Tak samo jest z wzorcami pięknego ciała, którymi bombardują nas współczesny świat i media. Przemysł kosmetyczny żyje z tego, że pragniemy schudnąć, zlikwidować zmarszczki, cellulit albo brzuchy.

Krążąc wokół wstydu, ciągle dotykamy problemu bezwstydu... Czy dzisiaj nie mamy do czynienia z nowym problemem – właśnie z bezwstydem? Ujawniamy coraz więcej, młodym wystają majtki, pośladki są na wierzchu, opięte spodnie pokażą nawet linię płci. Dramat wiąże się więc nie z tym, że coś mam, ale że to jest niedoskonałe.
Rewolucja obyczajowa lat 60. sprawiła, że pozwoliliśmy sobie na nagość i swobodę seksualną. Jej uczestnicy są już dawno dorośli i sami mają dzieci. Dzieci wychowane przez rodziców, którzy sięgnęli skrajności i zdjęli całkowicie tabu z nagości i seksu. Też niedobrze. Współczesne dziewczyny zachowują się czasami tak, jakby wstydu nie odczuwały wcale. Jakby nie było tematu ani skrawka ciała, który chciałyby zachować tylko dla siebie. Ale to nie ma wiele wspólnego z prawdziwą wolnością. Nikt ich nie nauczył, że mają prawo do intymności, do mówienia nie. A ekstremalne zachowania w tej dziedzinie – bunt i niebezpieczna brawura – bywają odpowiedzią młodej osoby na nadmiar zakazów. Wstyd jest potrzebny, żebyśmy ustanowili granice naszej intymności, nauczyli się, kiedy je otwieramy i dla kogo. To, co uznamy za intymne, zależy w dużym stopniu od otoczenia, zwyczajów rodzinnych, reguł społecznych i norm kulturowych.

Granice w tej sferze bywają niewyraźne. Nagość rodziców przy dzieciach bywa naturalna i zdrowa, ale trzeba być czujnym, czy nie przekracza się pewnej bariery. Granice są konieczne, również po to, by wiedzieć, kiedy się je przekracza. Jak smutno, gdy nie ma już niczego do przekroczenia!
Na obozach, które prowadziłam z młodymi, spotykałam dzieciaki uwiedzione emocjonalnie przez dorosłych, naruszono im te granice i już nie wiedziały, gdzie je postawić. Najpierw trzeba więc granice mocno osadzić. I mieć pewność, że to ode mnie zależy, kiedy je otwieram. I na ile. Przekraczać – tak, ale trzeba to zrobić, kiedy się samemu chce, to musi być własny wybór. Dzielić się tym, co mam, ale świadomie. A jakieś podstawowe poczucie pewności siebie jest niezbędne do budowania związków. Obecnie, kiedy w codziennym życiu nagość i seks są towarem, budowanie granic i pomaganie w tym młodym jest trudne, gdyż sami jesteśmy pogubieni.

Kiedyś nie wstydziłem się nagości, raczej byłem z niej dumny. Od kiedy mam lekką nadwagę, to się zmienia. I zaczynam rozumieć dramat gaszenia światła albo wychodzenia z łóżka bokiem...
A ja odwrotnie. Wstydziłam się ciała w młodości, podobnie jak wstydziła się większość koleżanek, nawet tych bardzo ładnych. Byłam wtedy skupiona na niepokoju, jak wyglądam. To z czasem minęło, chociaż wiem, że moje ciało nieuchronnie się starzeje, dziś czuję się swobodniej. Ach, gdybym wtedy miała obecną świadomość ciała...

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze