Ona przebrana za śnieżynkę, a on za renifera? – czemu nie, świętowanie zabawą zawsze jest dobre, zwłaszcza kiedy za oknem ponurość. Ale tak naprawdę chodzi o to, by umieć świętować bycie razem z drugim człowiekiem – mówi Katarzyna Miller, psychoterapeutka.
Ciekawe, że prace Wilhelma Reicha, austriackiego psychoanalityka, który głosił, że wolny seks to wyraz i podstawa zdrowia, zostały zakazane i spalone. Aż tak boimy się siły, jaką rodzi spotkanie nagich ciał? A może seks to zawsze święto?!
Rzekłaś! Tak, to zawsze święto życia jako takiego i święto miłości. I gdyby nie nasza pruderia, korzystalibyśmy z jego siły i radości. To byłby wspaniały świat, bo ludzie chętnie czyniliby miłość, a nie wojnę.
Statystyczny Polak czyni miłość w sobotę. Ale może mimo naszych różnych zahamowań seks, który przydarza się w święta, daje tę siłę, o której pisał Reich?
Powiedziałabym tak: zazwyczaj kobiety są tak zmęczone przygotowaniami do świąt i spełnianiem własnych wyobrażeń o tym, czego inni od nich oczekują, że seks im wcale nie w głowie. Bywa dla nich ważniejsze, by rodzina i goście padli z zachwytu. Podobnie ich mężczyźni sfrustrowani zabijaniem karpia czy wizytą teścia też nie mają na seks apetytu. Dlatego ten, który uznałabym za świąteczny, bywa odległy od kalendarza. No, chyba że święta traktujemy jak urlop. Wtedy możemy seks świętować.
I też jak przy święcie, tak przy seksie – pogodzić się i wybaczyć sobie?
O świętowaniu seksu nie będzie mowy, nawet gdy trafimy do kurortu pod palmami, jeśli przyjedziemy tam z walizami pełnymi napięcia i niechęci. Jeśli mamy kryzys, to najpierw powiedzmy sobie wiele trudnych, a nawet przykrych słów, nim wskoczymy do łóżka – choćby przebrani za renifera i śnieżynkę. Trzeba pogadać, przetrzymać, przeczekać te żale i pretensje. Wytrzymać napięcie, które jest męczące. Bo jak są żale i pretensje, to nie ma seksu świątecznego, choć może być wrzący, bo pełen złości. Ale jeśli jedziemy na weekend we dwoje, po prostu z chęci pobycia ze sobą, bo jesteśmy zamęczeni naszymi słodkimi bachorkami i tymi wszystkimi codziennostkami, zróbmy sobie święto tylko dla nas – wtedy seks może być cudem! O to właśnie chodzi, by co jakiś czas świętować siebie. Te pary, które to potrafią, są szczęśliwe.
Świętować siebie? Czyli rocznicę poznania, ślubu?
Świętować siebie to coś więcej. Pomimo że jesteśmy razem od lat, nie wpadamy w rytm: „Wynieś śmieci! Kiedy wracasz?”. Nadal mamy ochotę pospacerować wieczorem, popatrzeć sobie w oczy i podziękować za wszystko, co sobie dajemy.
O! Wtedy seks jest czuły i ważny. On już wie, jak ją pieścić, żeby dać jej rozkosz. Ona już wie, jak go podniecić... Oczywiście, mówię o dobrych związkach, w których ludzie dopracowali język miłości i zaufania do siebie. I nawet jak są zmęczeni wieczorem i on powie: „Wiesz, poczekajmy do rana”, to ona wie, że on wyspany ma cudny wzwód. Uśmiecha się więc, a on jest dzięki temu pewniejszy siebie i wdzięczny, że ona ceni i uznaje jego poranną erekcję. I rano daje jej jeszcze więcej rozkoszy.
To seks zwyczajny. A mamy mówić o seksie świątecznym.
Właśnie o nim mówię: zawsze jest, gdy świętujemy siebie. Doceniamy, że udał się nam ten kawałek życia, to nasze „we dwoje”. Bośmy się dobrali, bo się rozumiemy cieleśnie...
Co to znaczy „rozumieć się cieleśnie”?
O! Jeśli to mamy, wierz mi, jest co świętować. Bo to znaczy, że oprócz tego, że się kochamy, podobnie myślimy o świecie czy ludziach, o tym, co ważne, poza tym, że mamy wspólny dom, to jeszcze nasze ciała się lubią. Garną do siebie, czują siebie, więc i to, co sprawia przyjemność, i to, co boli. Wtedy lubimy spać przytuleni, pieścić się, trzymać za ręce. Każdej parze, jeśli ma być szczęśliwa, jakiś poziom porozumienia cielesnego jest potrzebny. Ale wcale nieczęsto się zdarza. Częściej trzyma nas przy sobie wspólnota interesów ekonomicznych.
Ilustracja, Seks nasz świąteczny, Anna Nogalska
Świętować seks, kiedy nie ma dreszczy? Jak w ogóle być razem?
No właśnie. Ona nie lubi seksu, a on chciałby, bo ją kocha, i bardzo go ta sytuacja rani. Mój przyjaciel zakochał się w pięknej kobiecie, która powiedziała mu, że seks dopiero po ślubie. Ostrzegałam go: „Nie żeń się, ona seksu nie lubi. Jeśli kobieta się z tobą przytula i cię całuje, to się jej podobasz i chciałaby z tobą być. Jeśli nie, to będziesz miał kłopot”. Nie uwierzył i po roku małżeństwa usłyszał wprost, że seksu nie będzie. Nie rozwiódł się od razu. Utrzymywał jednak związek z inną panią, który go spełniał nie tylko seksualnie, bo to była kobieta mądrzejsza od jego żony. Ale żona świetnie prowadziła dom, dbała o niego, wyglądała prześlicznie. Więc było mu wygodnie. Lubił się z nią pokazać. Lubił jeździć za granicę. Ale obok miał drugie małżeństwo. I rozwiódł się, jak już miał zupełnie dość.
Kiedy życie jest celebrowane, a seks nie – ratuj się, kto w życie wierzy?!
Powiedziałabym: kiedy bliskość nie jest celebrowana. Kiedy czułość, intymność, libido nie są celebrowane. Bo to bardzo ważne. Może być niewiele seksu, ale jest, gdy oboje czują taką ochotę.
Cały w tym ambaras, żeby dwoje nie chciało naraz?
Właśnie. Bywa, że białe małżeństwa pozornie są zgodne, ale kiedy on czy ona wypije trochę wina, zaczyna okazywać niechęć, bo odczuwa brak i ma za złe... Ale są razem, bo niezałatwiony kompleks Edypa sprawia, że naturalne wydaje się, że z tym, kogo kocham, nie śpię. Mogą tak trwać latami.
Z Edypem mają spokój pary, które potrafią świętować seksem bycie razem choćby i w poniedziałek?
Najważniejsza jest baza, czyli czy się kochali, kiedy się do siebie zbliżyli. Czy się pożądali. Bo jeśli tak, to seks w ich relacji będzie już zawsze. Ale jeśli połączyło ich myślenie i status, cele i poglądy, i tylko taki drobiazg jak miłość oraz pożądanie nie – to czeka ich spory kłopot. Oni najpierw zainwestują w rozwój zawodowy, w dom, w to, żeby mieć dzieci. A jak się już tak pobudują ładnie, to wtedy przyjdzie do nich kryzys. Mają to jak w banku.
Czyżby Reich miał rację: seks to radość życia, siła do walki z kłopotami? Kupujmy więc czerwoną bieliznę i perfumy?
Faceci nie lubią być traktowani jak idioci. Że ona musi się pokazać w podwiązkach, bo wtedy on się na nią rzuci. Nie rzuci, jeśli go zraniła, nawet gdyby czuł podniecenie. Jak się pożarliście, to jasne, możesz sobie kupić perfumy, żeby ci się lepiej zrobiło, że je masz. On ci ich teraz nie kupi, bo cię nie lubi. Zamiast oczekiwać koronek – przeproś, że bywasz wredna, że go zraniłaś. Jeśli tobie się też należą przeprosiny, to o tym powiedz. Zaczynasz pierwsza, bo nie będziesz się kłóciła, kto bardziej zawinił. To ważne. Mądrzejszy mówi: „Ja przepraszam za swoje”. Przeprosiny otwierają drzwi, żebyście do siebie wrócili, żeby wróciło pożądanie.
Moim przyjaciołom wraca, kiedy w sobotni wieczór przebierają się za hurysę i sułtana, a dzieci odsyłają na noc do babci...
Czasami jedna noc jest dobra, ale lepiej zostawić dzieci u babci i świętować siebie kilka dni. Dlatego że jest poniedziałek, pada i jest zimno, zorganizować sobie last minute na łonie natury. Bo tam piękne chwile same się proszą. Śnieżki, łyżwy albo nawet jak w dzieciństwie skoki przez kałuże. A pamiętasz ten film „Co się wydarzyło w Madison County”?
Widziałam kilka razy i zawsze mam nadzieję, że bohaterka wysiądzie z samochodu męża i przesiądzie się do auta kochanka. Dlaczego tego chcemy?
Bo to, co przeżyła przez te kilka dni, kiedy jej męża i dzieci nie było, okazało się świętem miłości. Absolutnym świętem. A nam wszystkim bardzo brakuje takiego świętowania. Kiedyś mieliśmy bachanalia, karnawał, czyli czas, kiedy zarobiony pracą i codziennymi obowiązkami domowymi człowiek stawał się bachantką albo Dionizosem. I wszystko było jej, jemu wolno. Zawieszone umowy społeczne, prawa, zakazy i nakazy. Bachanalia to takie święto seksu. Demokratyczne, bo wszystkim się ten czas należał w takim samym stopniu. Niezależnie od tego, czy miał pieniądze, czy nie miał, czy miał urodę, czy odwrotnie. Aby tak było, zakładano maski. Dzięki nim stawaliśmy się tacy sami po to, żeby wszystkim wolno było ujawnić potrzeby, jakich na co dzień nie wolno ujawniać.
Jaki jest twój przepis na naukę świętowania siebie w parze?
Od lat mówię to wszystkim młodym: „Wyjeżdżajcie, bawcie się, robiąc to, co was obchodzi. Kupcie sobie fajne rzeczy, nie ładujcie się od razu w dom, kredyt i dzieci. Raczej motocykl i podróże przez Azję lub rower i na Mazury – to, co lubicie”. Dlaczego? By nakarmić się, napełnić radością życia. Człowiek ma wchodzić w rodzicielstwo, kiedy jest dojrzały i najeżdżony. A nie wtedy, kiedy jest młody, głupi i głodny. Głupi i głodny nie z głupoty osobistej, ale z powodu buzowania hormonów, które nigdy już tak nie zabuzują. I chodzi nie tylko o seks, ale o wszystko! Człowiek nie wie, kim jest, a ma robić dzieci?! Powinien najpierw poznać siebie.
Czyli na początku robimy sobie święto naszej miłości? Nie miesiąc miodowy, ale kilka miodowych lat?
Właśnie tak! Święto miłości na początku jako baza związku. Bo wtedy jesteśmy napełnieni atrakcyjnością życia, radością. Ponieważ nie jest nią chodzenie na 8.00 do urzędu czy wstawanie w nocy do wrzeszczącego dziecka, które bardzo kochasz, ale byś pospała. Święto miłości to święto miłości do życia. Jesteśmy młodzi, piękni, mamy energię, która nas rozpala. Ale jeszcze nie wiemy, ku czemu ta energia ma iść. Więc niech idzie ku naszej wzajemnej satysfakcji, rozkoszy. Uczymy się seksu. A jak się ma go nauczyć para, która ma dziecko i wciąż jest niewyspana?
Pięć orgazmów jednej nocy to święto?
Jasne, że orgazmy są ważne. Zwłaszcza dla kobiety, która uczy się seksualności, odkrywa swoje ciało, jego możliwości. I jeśli ma szczęście, to może odkryć, że jej seksualność jest bezbrzeżna. Kobieta jest jak ocean, kiedy kocha. Seks z tym, kogo kocha i pożąda, z kim jeszcze powiedziała sobie wiele miłych słów, a nawet poprzepraszali się wzajemnie, patrząc sobie w oczy, i podziękowali – to jest prawdziwe święto.