1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Wszystko o orgazmie – rozmowa z seksedukatorką Joanną Keszką

Joanna Keszka: \
Joanna Keszka: "Wmawia się nam, że możemy doświadczyć seksualnego przebudzenia tylko przez kontakt z penisem. Co jest absolutnie nieprawdą. Wiele kobiet przeżywa swoje pierwsze orgazmy dzięki fantazjom seksualnym i masturbacji, a nie za sprawą penisa". (Fot. Getty Images)
Wmawia się nam, że seksualnego przebudzenia możemy doświadczyć tylko przez kontakt z penisem. Co jest absolutnie nieprawdą. Wiele kobiet przeżywa swoje pierwsze orgazmy dzięki fantazjom seksualnym i masturbacji, a nie za sprawą penisa – mówi seksedukatorka Joanna Keszka.

No to zaczynajmy z tym orgazmem!
Nie ma co się spieszyć! Do niedawna w sprawie kobiecego orgazmu panowało przekonanie, że to kwestia przyciśnięcia jakichś guziczków na ciele kobiety, a potem włożenia penisa. Wiele kobiet uwierzyło w tę koncepcję. No i czekały na ten orgazm, czekały, czekały i… się nie doczekały! Jeśli kobieta oddaje w ręce mężczyzny swoje prawo do orgazmu, to jest tak samo zła decyzja jak oddawanie prawa do tego, co się dzieje z jej ciałem, a potem z jej życiem. Na szczęście mamy XXI wiek i wiemy, że kobiecy orgazm to sprawa kompleksowa. I dlatego ważne, żeby nie zaczynać od szukania magicznych przycisków, czy to na zewnątrz, czy wewnątrz. Trzeba spojrzeć na nasze przekonania na temat tego, co nam wypada, a co nie wypada – w życiu, w związku i w sypialni. Spojrzeć na to, w jakie relacje wchodzimy, na jakich według samych siebie partnerów zasługujemy. Do tego dochodzi znajomość naszego ciała.

Zdrowe podejście do przyjemności – przekonanie, że na nią zasługujemy. A wielu kobietom już nawet chwila relaksu, zrobienie czegoś tylko dla siebie, swoboda w podejmowaniu decyzji – kojarzy się z fanaberią, a nie z integralną częścią życia. Jesteśmy przyzwyczajone do myślenia, że spełniamy się i zasługujemy na pochwałę, troszcząc się o innych, a nie o siebie.

W orgazmie to się nie sprawdza?
Nie sprawdza się ani w życiu, ani w orgazmie. To jeden ze szkodliwych mitów dotyczących kobiecości i seksualności, że jak będziemy spełniać potrzeby innych, to spotka nas za to nagroda. Nie spotka! Kobiecie są potrzebne: wiara w siebie, zaufanie do siebie, traktowanie tego, co czuje, poważnie, a także wiedza na temat swojego ciała, żeby móc te mity odrzucić. Tymczasem wiele aktywnych seksualnie kobiet nigdy nie widziało swojej waginy. Popatrzmy na mężczyzn. Oni są zaprzyjaźnieni ze swoimi penisami, mają łatwiej w tej kwestii, bo codziennie biorą je do ręki. My musimy włożyć więcej zaangażowania, żeby zobaczyć swoje części intymne. Wstydzimy się rzeczy, których nie znamy. Dlatego kobiety, które zdecydowały się poznać swoje cipki, przestały się wstydzić, poczuły się śmielsze, bo odkryły, że są tam piękne, mocne i niezwykłe.

Raz zobaczyć nie wystarczy?
Nie wystarczy, choć już ten pierwszy raz to znak, że jesteśmy otwarte na swoje ciało. Ale chodzi o coś jeszcze. O to, żeby pozbyć się skrępowania, które jest zbędnym balastem w przestrzeni seksualnej. Dlatego dobrze jest podarować sobie trzy wieczory na oglądanie cipki, bo dopiero kiedy zrobimy to kolejny raz, przełamujemy tabu związane z nagością, kobiecą intymnością. Kolejny krok do poznania swojego orgazmicznego potencjału to masturbacja, czyli masaż swojej cipki. Znajomość tego, jaki dotyk lubimy, w którym miejscu, co na nas działa, jak reaguje na różne bodźce nasza wagina – to początek i podstawa aktywności seksualnej kobiety.

A więc warto pozbyć się rodziny na cały wieczór i zorganizować sobie… randkę z własną waginą?
I tak samo jak przed randką: wziąć relaksującą kąpiel, ubrać w coś, w czym czujemy się dobrze – delikatna koszulka, kuszący szlafroczek albo kolorowy szal na nagim ciele - i pomyśleć, że należy nam się to, co dobre. Często słyszę: „Jak to, orgazm bez partnera?!”. Wmawia się nam, że możemy doświadczyć seksualnego przebudzenia tylko przez kontakt z penisem. Co jest absolutnie nieprawdą. Wiele kobiet przeżywa swoje pierwsze orgazmy dzięki fantazjom seksualnym i masturbacji, a nie za sprawą penisa. Dlatego ja bym przy odkrywaniu swojej drogi do orgazmu wróciła do tych podstaw. Zdarza się, że pomagam kobiecie wybrać wibrator, a potem dostaję info, że ona go uruchomiła na najwyższe wibracje, trzymała długo i bardzo mocno... i nic. Odpowiadam wtedy, że na końcu każdego wibratora jest człowiek. Jesteśmy tak przyzwyczajone do tego, że można wywierać na nas nieustanną presję, że robimy to także same, zamiast się zrelaksować. Przestańmy myśleć o orgazmie w kategoriach mechanicznych, w drodze do niego ważniejsze bywają fantazje, uwolnienie się od surowego myślenia o swoim ciele i bawienie się nim. Ja to nazywam techniką rozbujania ciała i uspokojenia umysłu.

Ale fantazjowanie, na przykład o Keanu Reevesie, to nie zdrada?
Tak myślimy. Ale to tylko fantazje. Możemy wyobrażać sobie, że kochamy się z łabędziem, to jedna z najbardziej rozpowszechnionych w kulturze fantazji, i co? Ani to zdrada, ani zagrożenie, że zaczniemy wyłapywać w parku łabędzie i szukać z nimi kontaktu fizycznego. Po prostu podnieca nas mit o wszechwładnym bogu Zeusie, który tak pragnął Ledy, że zamienił się w ptaka, aby pod tą postacią posiąść upragnioną kobietę i kochać się z nią dziko i namiętnie. Która z nas nie chciałaby być tak pożądana?

A czy masturbacja nie sprawi, że potem w parze nie damy już rady?
To kolejny mit, że większa swoboda i przyjemność dla kobiety oznaczają upadek związków z mężczyznami. Bzdura, która ma nas pozbawić prawa do tego, czego chcemy i na co mamy ochotę. Nasza seksualność jest tak skonstruowana, że możemy się masturbować, zanim partner dołączy do nas w sypialni, albo poprosić go, żeby nas wymasował, zanim włoży penisa. Albo żeby popatrzył, jak szczytujemy, kiedy on już miał orgazm i po prostu leży obok. Niestety, często kobieta ogranicza się do tego, czego potrzebują mężczyźni. On ma wzwód? To możemy zacząć przygodę w łóżku. On ma wytrysk? To musimy zakończyć seks. A gdzie zainteresowanie tym, na jakim etapie podniecenia jest kobieta? Czego ona jeszcze może potrzebować do szczytowania? Może chwili przy boku partnera z wibratorem na łechtaczce?

Wiele razy rozmawiałam o tym także z mężczyznami, którzy mówili: „Jak mam wytrysk, to jest mi tak błogo – i co, mam jeszcze coś robić?”. Odpowiadałam: „Ale zostawiasz rozbudzoną kobietę bez szans na orgazm, tylko dlatego, że tobie jest już dobrze? Czasem wystarczy przekręcić się na bok, uśmiechnąć i pozwolić jej dojść tak, jak ona lubi, na przykład za pomocą wibratora”. To nie jest trudne na poziomie ciała, ale emocji. Wkraczamy na teren męskiego ego, które jest albo zbyt kruche, albo zbyt rozdęte, i padają te słowa: „Penis ci nie wystarcza? Jakaś niewyżyta jesteś!”. Penis to nie magiczna różdżka, która zapewnia naszym uśpionym waginom orgazmy. To tylko część naszych erotycznych doświadczeń. Oczywiście wszystkie lubimy zaprzyjaźnione penisy, ale sięgajmy także tam, gdzie penis nie sięga!

Zabawne hasło na superorgazmiczny wieczór.
Właśnie, nie ograniczajmy się! Śmiejmy się! Zamiast udawać w łóżku kogoś, kim nie jesteśmy – wyczynowych kochanków i eleganckie damy – lepiej zacząć dobrze się bawić. Wpaść do sypialni, potańczyć, poruszać biodrami, porzucać poduszkami. Zrobić wszystko, żeby pozbyć się napięcia z ciała. Baraszkowanie, wygłupy – są niezbędne w łóżku, bo orgazm dotyczy ciała, a zestresowane – nie będzie współpracować.

Ważne też, żeby być głośno. Kiedy śmiejemy się, krzyczymy – „o!, a!, rób mi tak!, tak mi dobrze!”, cokolwiek nam przyjdzie do głowy – to oddychamy głębiej i lepsze jest ukrwienie naszego ciała. A lepiej ukrwiona cipka to wrażliwsza cipka. Tak działa biologia. Ale my nie zostałyśmy wyposażone w wiedzę o ciele, tylko w przekonanie, że penis jest odpowiedzią na wszystkie nasze potrzeby, a jak nam nie wystarcza, to coś z nami nie tak.

To tylko patriarchalny mit?
Niestety, nadal żywy. Dużo kobiet przychodzi do mnie i mówi: „Z moją waginą jest coś nie tak. Nie mam orgazmu w czasie penetracji”. Skala tego zjawiska jest przerażająca, a wynika stąd, że za mało jest kompetentnych podpowiedzi, co działa na kobiety. Nie wyobrażam sobie mówienia o seksie bez mówienia o mięśniach dna miednicy. To to one są podstawą naszej przyjemności, nie penis. Dlatego polecam ich trening. Przyjemne skurcze, które czujemy podczas seksu, powodują właśnie te mięśnie.

Jak konkretnie się te mięśnie ćwiczy?

Muszę wstać, bo nigdy mięśni Kegla nie ćwiczę na siedząco. A więc robimy wdech nosem, a na wydechu zaciskamy pochwę i unosimy w kierunku pępka. Potem musi być rozluźnienie, bo mięśnie mają być elastyczne, nie mogą się usztywnić. Rozluźnienie polega na tym, że bierzemy głęboki wdech nosem i dwa razy dłuższy wydech ustami, ale już bez napinania mięśni dna miednicy. Zawsze zanim wskoczymy do łóżka, zróbmy sobie rozgrzewkę, czyli pięć takich skurczów, długich i głębokich. Za każdym skurczem – relaks mięśni.

A co z łechtaczką? Czy można ją ominąć, mówiąc o orgazmie?
W seksie bez łechtaczki ani rusz! Przez wiele lat pisało się, że to „perełka”, „guziczek”, „muszelka”, jednym słowem coś małego. Ale w 1998 roku australijska urolożka opisała szczegółowo łechtaczkę, która okazała się potężnym organem, ma około 14 centymetrów we wzwodzie i oplata wargi sromowe i pochwę od wewnątrz. Mitem jest podział na orgazmy pochwowe i łechtaczkowe, wmawiany nam od czasów Freuda. Dziś wiemy, że nie ma takiego podziału, mówi się po prostu o stymulacji zewnętrznej i wewnętrznej. A więc różnica polega tylko na tym, że niektóre kobiety potrzebują stymulacji na zewnątrz, a inne na zewnątrz i wewnątrz. Przy stymulacji wewnątrz ważne bywa rozmasowywanie punktu G, który też jest połączony z łechtaczką. Są kobiety, które mają tak zbudowane ciało, że szczytują tylko przy wewnętrznej stymulacji, czyli mówiąc wprost – sam penis w środku może im wystarczać. Ale jest ich zdecydowanie mniej.

Większość potrzebuje stymulacji zewnętrznej?
Tak. I warto poszukać sposobu na dopieszczanie swojej łechtaczki. To nie jest penis odwrócony na drugą stronę. A znam mężczyzn, którzy coś przeczytali na jej temat i w dobrej wierze stymulują łechtaczki tak, jak sami lubią być stymulowani, a więc bardzo mocno je pocierają. Są kobiety, które lubią mocne bodźce, ale duża część czuje większą przyjemność dzięki delikatniejszemu masowaniu i pocieraniu powierzchni vulvy na zewnątrz. Żeby zacząć korzystać w seksie z potęgi łechtaczki, musimy mieć świadomość, jaki to duży organ. To, co widzimy na zewnątrz, po rozchyleniu warg sromowych, w górnej części pochwy, to żołądź łechtaczki. Potem mamy jej trzon i rozgałęzienia, które oplatają naszą pochwę z obu stron i są już niewidoczne, bo biegną wewnątrz ciała. Warto spróbować je rozmasować. aby je poczuć. Wibrator jest doskonałym masażerem.

A więc jednak zainwestujmy w wibrator?
Jeśli ktoś ma ochotę spróbować zabawy z wibratorem, to jest praktyczny dodatek do erotycznych przygód łechtaczkowych. Ale można też bawić się na własną rękę. Ja często mówię: pozwól kobiecie poocierać się o to, o co ma ochotę, choćby o udo partnera, a będzie miała orgazm.

Ocierać się jest nieelegancko.
O właśnie! I to jest problem, że bohaterki filmów romantycznych tak nie robią. Ale seks powinien kojarzyć nam się ze swobodą. Dlatego warto popróbować pocierania i masowania zarówno łechtaczki, jak i całej cipki. Wrażliwe na stymulację są też wargi sromowe, szczególnie mniejsze, te bardziej wewnątrz. Wrażliwe są okolice punktu U, czyli cewki moczowej. Dla wielu kobiet punkt U może być ogromnym źródłem przyjemności. Seksualność jest jak linie papilarne, każda ma inne. Ale wiele kobiet nie idzie za tym, co im daje największą przyjemność, tylko próbuje się dopasować do tej wizji kobiecości, której penis wystarcza. Czują, że gdyby przyznały się partnerom, na co mają w łóżku ochotę, spotkałyby się z krytyką. A tak nie powinno być. Partner powinien się cieszyć odkryciami i przyjemnością kobiety.

A czy wytrysk kobiecy to dowód na prawdziwy orgazm?
Jeśli podczas doświadczeń seksualnych będziemy dodatkowo stymulować okolice punktu G, możemy doświadczyć wytrysku. I są kobiety, które chciałyby mieć wytrysk, i takie, które nie chcą już go mieć. Ja zachęcam, żeby poszukiwać różnych dróg do przyjemności z seksu, także ze stymulacji punktu G. Punkt G jest na górnej części wewnątrz pochwy. Znajdujemy go, wkładając palec do pochwy i robiąc taki ruch, jakbyśmy kogoś przywoływały do siebie. Ale! Nie lubię presji, klasyfikacji, stwierdzeń typu: „Jak tego jeszcze nie doświadczyłaś, to nie wiesz, czym jest orgazm”. Każda przyjemność jest dobra. I liczy się tak samo. Ale oczywiście warto poszukiwać. Jeśli kogoś ciekawi, jak to jest mieć kobiecy wytrysk, to warto za tym iść, bo ciekawość jest dobrą przewodniczką, nie tylko w łóżku.

No i jeszcze orgazm wielokrotny! Czy każdy może go mieć?
Ciało raz puszczone w ruch puszcza się dalej. Kiedy kobieta zacznie kojarzyć przestrzeń seksualną z tym, czego ona chce, kiedy da sobie prawo do przyjemności, jeśli poczuje się przez partnera akceptowana taka, jaka jest, to otworzą się przed nią przestrzenie. Warto się starać o orgazmy, ale już samo poszukiwanie, sama droga – jest przyjemnością. Zachęcam do poszukiwania orgazmów, zasługujemy na nie, ale nie chciałabym, żeby ich brak ranił jakąkolwiek kobietę, powodował, że czuje się gorsza. Poszukujmy przyjemności, swobody w łóżku, a po drodze, obiecuję, znajdziemy także orgazmy.

Joanna Keszka, seksedukatorka, prowadzi warsztaty i kursy na temat seksu, autorka książek, między innymi „Grzeczna to już byłam. Kobiecy przewodnik po seksualności”. Joanna Keszka, seksedukatorka, prowadzi warsztaty i kursy na temat seksu, autorka książek, między innymi „Grzeczna to już byłam. Kobiecy przewodnik po seksualności”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze