Pragniemy delikatnego dotyku, bliskiego kontaktu fizycznego. Ale to nie znaczy, że przytulenie może zastąpić seks – mówi psychoseksuolog Michał Pozdał.
Pandemiczna izolacja sprawiła, że czułość staje się bonusem większym niż seks. Ale niektóre pary poprzestają na przytulaniu, bo seks miały taki sobie. To lepsze niż nic?
Spotykam wiele związków w moim gabinecie, ale także poza nim, którym brakuje czułości, przytulania, pocałunków niebędących wstępem do seksu. Zwłaszcza kobiety często mówią, że mężczyźni nie są nastawieni na to, by okazywać im swoje zaangażowanie emocjonalne właśnie przez przytulenie, pogłaskanie. A wiele kobiet miałoby ochotę na seks, gdyby w ich związku były chwile czułości, która nie ma seksualnego kontekstu. Są emocjonalnie gotowe, dopiero gdy poczują się kochane, akceptowane, bezpieczne. To czułość, delikatność mężczyzny daje ich ciałom sygnał, że mogą się otworzyć na bodźce erotyczne, bo nie zostaną nadużyte. Dlatego w niektórych parach czuły dotyk prowadzi często w sferę podniecenia. Jednak nie zawsze. Sama idea bycia w związku polega na tym, że trzeba się na to też zgodzić, bo o tym decyduje dwoje ludzi.
Czy jednak dla przetrwania miłości wystarczy czułość, która nie bywa albo bywa bardzo rzadko zaproszeniem do seksu? A nie bywa, bo seks po prostu jest byle jaki?
Mam taką obserwację, że to zależy od pary. „Byle jaki seks” to coś, o czym należy rozmawiać. Zwłaszcza jeśli ta „bylejakość” zdarza się epizodycznie, a poza tym para miewa fajne zbliżenia, a tak na co dzień jest między nimi właśnie przytulenie, są pocałunki, pieszczoty. Wtedy zapewne nie ma się czym martwić, a to, co takiej parze bym zalecił, to zainteresować się różnymi technikami seksualnymi, otwarcie się na erotyczną zabawę.
Inaczej radziłbym, jeśli seks zawsze jest „byle jaki”. Nie lekceważyłbym tego i nie poprzestawał na cieszeniu się bliskością nieerotyczną. Zwłaszcza jeśli jedno z dwojga potrzebuje spełnienia poprzez akt seksualny, orgazmu, rozładowania czysto fizycznego. Myślę, że w takich sytuacjach ani sama czułość i bliskość, ani byle jaki seks nie wystarczą. A to dlatego, że wówczas w tym z partnerów, który chce seksu, będzie narastała frustracja.
Pamiętam taką sytuację z gabinetu: Mężczyzna ze złością powiedział do partnerki: „Nie jestem twoim misiem, jestem facetem”. Okazał swoją frustrację, która narastała w nim przez ponad rok, kiedy czuł się jak wielki pluszak.
Przytulanka pokazała kły!
Jeśli kobieta traktuje mężczyznę jak przytulankę, to rani jego poczucie męskości. Partnerka tego mężczyzny zrozumiała to i mogliśmy poprzyglądać się temu, co się takiego dzieje w ich relacji, że nie ma w niej seksu. A powodów może być milion. Przede wszystkim kobieta może nie chcieć seksu, bo ma obniżone libido z powodu stanu zdrowia albo dysfunkcji seksualnych. Częstym powodem bywa ból, jakiego doświadcza podczas penetracji, lub w ogóle niemożność stosunku, jak w przypadku pochwicy polegającej na silnym skurczu mięśni pochwy.
Dlaczego kobieta, która cierpi, nie idzie po prostu do ginekologa?
Niestety, często nie wie, czemu tak się dzieje. Jest tym zawstydzona i przestraszona. Ma też poczucie, że jest jedyna na świecie, która ma ten problem. Nie widzi, że dyskomfort, ból czy nawet niemożność penetracji, spowodowane silnym skurczem mięśni pochwy, to dysfunkcja, która podlega terapii. Efekt anatomicznych problemów, przeżytych traum albo po prostu wychowania w duchu tego, że seks jest brudny i zły. Niestety, nadal brakuje edukacji społecznej na temat tego zaburzenia.
A co sprawia, że to partner ogranicza się tylko do czułości?
Powodem bywają niskie libido, zmęczenie wynikające z przepracowania czy po prostu stres. Ale też różne dysfunkcje seksualne, jak choćby zaburzenia erekcji czy przedwczesny wytrysk. Mężczyzna unika wtedy zbliżeń, a nawet tego, co go podnieca. A to dlatego, że ma ejakulację często zanim dojdzie do penetracji czy też zanim w inny sposób – niż stosunek waginalny – zaspokoi kobietę. A więc to, że nie może zrobić tego, co by chciał, czego nawet pragnie i co bardzo go podnieca, powoduje, że zaczyna unikać seksu, a nawet erotycznych zachowań.
Co wtedy para może zrobić?
Wkomponować tę seksualną dysfunkcję w swoje życie seksualne. A więc nie podejmować w łóżku aktywności, która szybko doprowadzi mężczyznę do orgazmu. Stosować różne seksualne techniki, które nie są związane z penetracją. Dzięki temu zbliżenie seksualne nie będzie trwało minutę, ale tyle, ile kochankowie zechcą, i da obojgu optymalną satysfakcję seksualną. Mężczyzna, który ma ten problem, zazwyczaj poszukuje różnych technik, które odwlekają ejakulację. Ale z moich obserwacji wynika, że to pomaga niewielu. Podobnie oceniłbym leki. Najmniej opresyjne wyjście to akceptacja tego, jak jest, i pogodzenie się z tym, że mężczyzna zostanie z przedwczesnym wytryskiem. Jeśli para nie skorzysta z pomocy specjalisty i będzie próbować rozszerzać paletę zachowań seksualnych, zazwyczaj wzmocnią się ich kompleksy i poczucie winy. Przyczyny tego zaburzenia mają często tło nerwicowe. Dłuższa psychoterapia połączona z technikami behawioralnymi czasem może pomóc, ale nie wszystkim.
Czyli kilka lat zmagań dla klasycznego stosunku z długą penetracją? To się nie opłaca!
To zależy od decyzji tego mężczyzny, ale w terapii przede wszystkim pracujemy nad akceptacją tego, jak jest. Z mojej praktyki w gabinecie wynika, że to, co najtrudniejsze w tej sytuacji, to rozmowa. Najtrudniejsze, bo seksualność jest niezwykle wrażliwym obszarem dla mężczyzny, który obawia się powiedzieć jasno kobiecie, że ma ten problem; bo to tak, jakby tracił kawałek swojej męskiej tożsamości. Rozmowa jest trudna, ale jej brak pokazuje, że dynamika tego związku nie wróży dobrze. Problemem jest też to, że kobiety mają kłopot z nazywaniem swoich potrzeb, z mówieniem wprost: „Ja potrzebuję seksu z orgazmem”. Boją się wyrazić złość, którą czują z tego powodu, że mężczyzna je tylko przytula. Warto pozwolić sobie na złość, bo ona da siłę, by stanąć po swojej stronie.
To trudne – zgodzić się na to, żeby nie było seksu w związku, choć się go chce.
Czułość, bliskość są dla nas bardzo ważne. Dają poczucie akceptacji, bezpieczeństwa. Dotyk jest niezbędny do przeżycia od pierwszych chwil życia, bo ciało potrzebuje stymulacji hormonalnej, jaką daje dotyk, i dlatego jest tak istotny dla dobrego funkcjonowania. A wracając do pytania, czy sama czułość może wystarczyć, to powiem, że wbrew temu, do czego nas przekonują różni trenerzy i ludzie sukcesu, nie możemy mieć wszystkiego. Kobiety świadome tego zostają w związku z „tylko” czułością. Czy są szczęśliwe? Ludzie mogą być szczęśliwi, nie mając wszystkiego. Jeśli nasze życie to tort złożony z różnych warstw, to możemy uznać, że jedna z nich jest smaczniejsza niż inne.
Ale ona może nam się przejeść.
Niektórzy nie lubią czułości w postaci głaskania czy miziania. W takiej sytuacji warto pomyśleć, co zamiast tego. Może drapanie? Są też tacy, którzy nie umieją przyjmować czułości, bo mają jakieś urazy związane z bliskością. Znam kobietę, która postawiła na czułość i rezygnację z seksu, ale po dwóch latach podczas seansu „Wierności” Żuławskiego poczuła takie pobudzenie, że powiedziała: „Dość, odchodzę!”.
Co czułość bez seksu może dać mężczyźnie?
To samo co kobiecie. Przytulanie wszystkich nas uspokaja. Powoduje, że wydzielają się oksytocyna, wazopresyna, endorfiny. A więc dotyk spaja parę na poziomie biochemicznym. Potrzebujemy go wszyscy. Kiedy doświadczamy trudnych sytuacji, pragniemy się przytulić, to jest wpisane w bycie człowiekiem. Kiedy się cieszymy, także w ten sposób pragniemy okazać radość. To naturalna ludzka potrzeba.
(Fot. Getty Images)
Czułość to także postawa względem siebie samego i innych. I ja na początku psychoterapii pary często pytam o ich mit stworzenia tego związku, czyli o to, jak to było, gdy zaczęli być razem. I jeśli ich uczucie nadal jest żywe, to kiedy przypominają im się początki, budzi się w nich czułość. Wracają wtedy do nich dobre emocje z czasu zakochania. Patrzą na siebie znów tak jak w czasie, gdy nie było jeszcze między nimi ściany ze złości i rozczarowań. I nawet jeśli weszli do mojego gabinetu mocno skonfliktowani, zaczynają patrzeć na siebie z uczuciem. A to jest sygnał dla mnie, że mamy nad czym pracować. Bo też skupiamy się zazwyczaj na tym, co nas wkurza w drugim człowieku, a nie nad tym, co jest między nami dobre.
Wystarczy zmienić optykę?
Skupienie się na silnych stronach relacji pozwala często parze powrócić do siebie. O ile oboje takie strony znajdą! Ale też szlaban na seks albo na czułość bywa wyrazem chęci odegrania się. Widzę w gabinecie pary, które mają do siebie wiele niewyrażonej złości. Często o pierdoły, ale to uniemożliwia im wejście w sferę seksualną albo bycie czułymi. Jeśli więc z tego, co łączyło dwoje ludzi, w fizycznym wymiarze niewiele zostaje, warto poprzyglądać się temu, jakie są tego przyczyny.
Przyczyną jest zawsze nieujawniona złość?
Miałem w terapii mężczyzn, którzy chcieli się tylko przytulać, bo byli uzależnieni od masturbacji i pornografii, co w czasach pandemii stało się prawdziwą plagą. No bo jeśli mężczyzna masturbuje się kilka razy dziennie, także zanim pójdzie z żoną do łóżka, to rozładował napięcie i nie jest podniecony. No i też jego partnerka musiałaby być „zmiennokształtna”, żeby go podniecić. Zazwyczaj przecież podczas masturbacji mężczyźni przeskakują z filmiku na filmik…
Czy można powiedzieć, czym czułość, która prowadzi do seksu, różni się od tej, która jest po prostu czułością?
Decyduje kontekst dotyku. Jeśli stało się coś trudnego i para o tym mówi, a on zaczyna ją głaskać po ręce, to ten dotyk wyraża wsparcie, jest empatyczny. W tych momentach, kiedy ludzie w naturalny sposób zwracają się do siebie i są czuli, ich dotyk nie ma kontekstu seksualnego. I ten najbardziej cenimy. Ale też łatwo z tego rodzaju dotyku przejść w fazę erotyczną. A to dlatego, że czułość to podstawa miłości. Wyrażamy ją dotykiem, ale także sposobem zwracania się do kogoś czy nawet podania mu kubka z kawą. Dzięki czułości, która jest w słowach i gestach, czujemy się bezpieczni i przede wszystkim kochani.