1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks

Dzięki gadżetom erotycznym możemy doświadczyć orgazmów, jakich nie miałyśmy przez lata współżycia. Który wybrać? Podpowiada Joanna Keszka

(Ilustracja: iStock)
(Ilustracja: iStock)
Kobiety bawią się seksem, szukają przyjemności. Do pomocy mają „królika”, „małego francuza” i… przekonanie o prawie do radości z seksu. Wiele z nas dopiero dzięki gadżetom jest w stanie doznać orgazmu. Jak przekonać do nich partnera? I dlaczego warto? – podpowiada Joanna Keszka, autorka książek i edukatorka seksualna.

Gadżety – fajne, ale to jednak obciach…
Krąży cały czas w naszym społeczeństwie taka konserwatywna opinia, że gadżety erotyczne są dla niewyżytych i jakoby są zbędne w tak zwanym normalnym związku. Kiedy ponad dziesięć lat temu w redakcji polecono mi po raz pierwszy przygotować artykuł o gadżetach erotycznych, pomyślałam: To już koniec mojej kariery zawodowej, równia pochyła! Kogokolwiek zapytałam, nabierał wody w usta. Ale potem, kiedy na moim biurku pojawiły się wibratory, pierścienie, lubrykanty i tym podobne, nagle wszyscy do mnie zaczęli przychodzić z jakimiś sprawami, a tak „przy okazji” je oglądali.

Byli zainteresowani, tylko się wstydzili?
Zniknęło nawet opakowanie nakładek na penisy z wypustkami, a w jego miejsce pojawiły się pieniądze. Zdałam sobie wtedy sprawę, jak wielką trudność sprawia nam rozmawianie o przyjemności! Właśnie o przyjemności, bo o problemach z seksem wtedy już się pisało, ale o radości z seksu, o zabawie w łóżku – nie. A te gadżety były zabawne i ludzie się cieszyli, oglądając je! Wiedziałam już, że ja tego tematu nie odpuszczę! Szukałam wtedy długo kobiety, która ich używała, i znalazłam ją dopiero w Holandii. Było warto, bo opowiadała o nich jak o ciuchach: „Super są te wibratory i te, a motylek jest świetny!”. Z uśmiechem, z radością, bez skrępowania. Pomyślałam: Tak się powinno rozmawiać o seksie! I wtedy też dostałam od męża najdroższy i największy wibrator, jaki był! Bo mój mąż przy całej swojej otwartości i miłości, widząc, że się zaczynam interesować gadżetami, poszedł do sex shopu, a tam taki mu sprzedali, troszkę współczując, że „dla żony”.

To miała pani szczęście, bo zazwyczaj mężczyźni oponują, kiedy kobiety chcą wprowadzić do łóżka wibratory. Traktują to jako dowód na to, że sami nie dają rady.
Tak myślących mężczyzn pytam: „Czy chcesz dopieszczać swoje ego, czy dopieścić swoją kochankę i dobrze się z nią bawić?”. Kiedy kobieta dobrze czuje się w sypialni, mężczyzna tylko na tym zyskuje. Żaden kochanek nie będzie czuł się wolny w łóżku z kochanką, która wolna nie jest. Jeśli mężczyzna ogranicza i kontroluje seksualność kobiety, to nie doświadczy namiętności. A mój mąż, podobnie jak ja, wiedział od początku, że to są zabawki! Oczywiście obiegowe opinie są bardzo krzywdzące dla kobiet i dla zabawek erotycznych. Głoszą, że wibratory są dla tych, którym się nie powiodło: „Nie ma męża, to niech już ma wibrator”. Kobiety, które potrafią zatroszczyć się o swoją przyjemność, nadal bywają nazywane wulgarnymi. Mówi się o nich, że nie mają klasy. Bo kobieta z klasą nie mówi o seksie. Ona wie, że takie sprawy zachowuje się dla siebie, czyli udaje, że temat seksu jej nie dotyczy. A to, co robi w łóżku, jest dla mężczyzny. No i wiele kobiet, mając świadomość, że wyrażanie własnych potrzeb seksualnych jest nadal napiętnowane, milczy na temat swojej przyjemności. A nawet twierdzi, że seks nie ma dla nich znaczenia. Zwłaszcza że choć weszły w przestrzeń seksualną z otwartością i entuzjazmem, a nawet miłością – to szybko przekonały się, że to, na co mogą liczyć w związku, to pozycja klasyczna, penetracja, wytrysk i już! Skoro wiele razy same zostają z niczym – tracą radość z seksu, bo nie ma w nim miejsca na ich potrzeby.

Zamiast powiedzieć: „Kochanie, zróbmy coś, żeby mi też było fajnie”?
Na pytanie, czy czują się swobodnie w przestrzeni seksualnej, niewiele kobiet powie: tak. Dlatego jestem wielką zwolenniczką gadżetów seksualnych, bo one stoją po stronie kobiet. Służą naszej przyjemności. A jest z nimi jak z butami czy torebkami – każdej z nas może spodobać się coś innego. Warto wiedzieć, że są różne kategorie seksualnych zabawek. Pierwsza to wibratory łechtaczkowe. Zacznijmy od tego najpopularniejszego w moim butiku, który wygląda jak pierścień w kształcie kaczuszki. Nazywany go małym francuzem. To produkt luksusowy z wmontowaną ładowarką. Mały, ale działa! Nakładamy go na palec i myślimy o wargach sromowych jako o podwójnych drzwiach do przebogatej biblioteki. Te drzwi rozsuwamy, masując waginę i łechtaczkę, ale tylko na zewnątrz.

Pamiętajmy, że inna nazwa wibratorów to masażery, bo one służą do masażu łechtaczki, a nie do „wyciskania orgazmu z opornych kobiet”, a z takim przekonaniem można się spotkać. „Nic na nią nie działa, to kupmy jej wielki wibrator”. Większość kobiet i mężczyzn utożsamia seks z wkładaniem penisa do pochwy. A to tylko jedna z możliwości, która w naszym penisocentrycznym świecie jest sprzedawana jako najlepsza droga do orgazmu, bo taką jest, ale tylko dla mężczyzn.

Kobiety potrzebują masażera?
Do łóżka idą dwie dorosłe osoby i dlatego warto pomyśleć, co zrobić, żeby obie czuły się w nim dobrze i świetnie bawiły. „Mały francuz” jest cudowną zabawką dla pary. Rozmasowuje, od delikatnych wibracji do mocniejszych, co sprawia, że cipka staje się bardziej wrażliwa na bodźce, przyjemność intensywniejsza, zwiększają się doznania płynące z ciała i często kobieta może wreszcie doświadczyć orgazmu, którego w klasycznym seksie nie miała przez lata współżycia.

Co jest ważne w zabawie „małym francuzem”?
Zbyt intensywne i mocne bodźce brutalizują łechtaczkę, czyli zmniejszają jej wrażliwość i powodują ból. Wierzchołek łechtaczki, czyli to, co widzimy po rozchyleniu warg sromowych, jest najbardziej wrażliwy i dlatego od niego nie zaczynamy masażu. Rozpoczynamy rozmasowywanie łechtaczki od jej dwóch odnóg czyli tego, co poniżej, bo łechtaczka to siedem centymetrów z jednej strony i siedem z drugiej, a więc sławny punkt G to też jej część, znajdująca się wewnątrz, pięć centymetrów od wejścia do pochwy. A więc łechtaczka to nie tylko ten guziczek, ale potężny organ stworzony przez naturę tylko do intensyfikowania naszej przyjemności. Kiedy jesteśmy podniecone, łechtaczka napełnia się krwią, a my czujemy więcej.

„To takie techniczne” – powie wiele kobiet.
Ważne, żeby nie pornografizować seksu, ale też go nie romantyzować. Seks to kontakt z ciałem. Przyjemność i orgazmy to doświadczenia fizjologiczne, a nie filozoficzne. Zamiast myśleć oczekiwaniami i wyobrażeniami, „co powinnyśmy czuć”, naprawdę wsłuchajmy się w swoje ciało: jak reaguje na dotyk, masaż, czego chce więcej, a czego mniej. Zaufajmy doznaniom, a nie obwiniajmy się, że nie szczytujemy na zawołanie, jak bohaterki historii romantycznych. I właśnie teraz pokażę pani drugi rodzaj wibratorów łechtaczkowych: Satisfyer Pro 2.

Jest większy i wygląda jak mały prysznic.
Jest naprawdę fajny, także ma ładowarkę, a dopieszcza łechtaczkę za pomocą ruchu powietrza. Część kobiet odczuwa bardziej efekt ssania, część – bardziej dmuchania. Najważniejsze, że działa i jest w tej chwili jednym z najchętniej wybieranych gadżetów przez kobiety na całym świecie. Nie nastawiajmy go też od razu na maksa, ale szukajmy przyjemności, poruszając wibratorem i ciałem. Wyjdźmy właśnie z tego romantyczno-pornograficznego modelu, który każe nam albo zamierać w malowniczych pozycjach, albo przybierać pozy wyuzdane i niewygodne dla nas. Szukajmy, jak nam będzie dobrze. Możemy kucnąć, klęknąć, zacznijmy się nim bawić. Czasem kobieta podnieca się do pewnego momentu, a potem czegoś jej brakuje, żeby mieć orgazm. I takiego wibratora można użyć podczas stosunku z partnerem jako dopełnienia stymulacji, aby właśnie doświadczyć orgazmu podczas penetracji. Penis jest w środku, a na łechtaczce mamy zaprzyjaźniony wibrator. I wtedy jest świetnie. Kobieta nie udaje, że nie ma łechtaczki i że wystarczy jej penetracja. Bo często nie wystarcza.

Ale dobry kochanek, penetrując, zajmuje się także łechtaczką.
Tak, ale nawet najlepszy kochanek nie domyśli się z wyrazu twarzy kobiety, jak ona chce być stymulowana. Dlatego moim zdaniem dobry kochanek to kochanek ciekawy ciała kobiety. Niezakładający, że po edukacji porno wie wszystko.

A teraz kolejna kategoria – klasyczne wibratory. Są uniwersalne, można nimi masować łechtaczkę na zewnątrz i pochwę w środku. Są w różnych kształtach i wielkościach. Nazywam je torebkowymi, bo zmieszczą się w każdej damskiej torebce. Kolejna kategoria to wibratory typu królik, czyli takie, które mają „uszy”. Są dobrze znane większości kobiet dzięki „Seksowi w wielkim mieście”. W jednym z odcinków Charlotte za radą Samanthy kupiła właśnie taki. I wtedy ta najskromniejsza i najbardziej porządna z nich tak się zaprzyjaźniła z „królikiem”, że dziewczyny musiały ją na siłę wyciągać z domu.

Co więc będzie z naszymi mężczyznami, kiedy kupimy „królika”?
Wszystko, co najlepsze. Kobiety straszy się, że jak sobie pozwolą na więcej, to stanie się coś złego. Pamiętam czasy, kiedy mogłyśmy zaprzyjaźniać się tylko z prysznicami, i serię artykułów, które nas przestrzegały, żeby tego nie robić, bo potem żaden mężczyzna nas już nie zaspokoi. Ludzie nadal wierzą w takie przesądy, tyle że teraz podejrzanym jest wibrator. Pytam kobiety, które się tego obawiają: Czy twój partner zadawala cię w łóżku? Nie? No to jakiś dodatek ci się przyda. Pierwszy wibrator, z jakim się zaprzyjaźniłam, to był „królik”. No i jak widać, nadal jestem w małżeństwie, i to szczęśliwym. W każdej dziedzinie życia używamy zaawansowanych technologii. Tylko w seksie nam nie wolno, bo penis to bóg słońce! Przestańmy w to wierzyć! I spójrzmy na „królika”. Składa się z trzech części: z trzonu i nakładki w kształcie uszu. Dzięki temu rozmasowuje jednocześnie trzy punkty na mapie kobiecego ciała: łechtaczkę, wejście do pochwy i okolice punktu G. Zaczynamy go używać od okolic łechtaczki, a kiedy mamy ochotę na więcej… Proszę zobaczyć, teraz go włączyłam…

Zaczął wibrować, a pierścień u jego nasady także świecić!
Możemy rozmasowywać dzięki temu wejście do pochwy, a jak poczujemy ochotę na więcej – pochwę wewnątrz. W pewnym momencie te uszy zaczynają masować łechtaczkę. Najpierw zostawmy go na najniższym biegu, a potem w miarę ochoty możemy wzmocnić wibracje. Zasada zabawy z wibratorem jest taka jak zasada zabawy z penisem: zero presji. Nie zmuszamy się do orgazmu. Nie naciskamy silniej na łechtaczkę, żądając rezultatów. Bo wtedy zamiast uprawiać waginalny mindfulness, czyli skupić się na tym, co czujemy tu i teraz, zaczynamy obwiniać siebie: „Znowu nie mam orgazmu”. Trzeba takie myśli wyłapać i rozprawić się z nimi.

Proszę zobaczyć – to inny wibrator, który nie ma uszu, a ma jakby paluch. W dotyku jest miękki jak skóra, a wyprofilowany tak, żeby dopasować się kształtem do kobiecego ciała.

Informacja dla mężczyzn: wielkość się nie liczy!
Ale grubość tak. Proszę zobaczyć, że jest tak wyprofilowany, żeby masować wejście do pochwy, bo ono jest szalenie wrażliwe. Moment wprowadzenia penisa do pochwy jest często odbierany przez kobiety jako jeden z najprzyjemniejszych. A monotonna, wydłużona penetracja sprawia, że pochwa rozciąga się i kobieta nie doświadcza już tyle, ile na początku. Dlatego jestem zwolenniczką gadżetów, zabawy w seksie.

O, a to jest wibrator dla kobiet, które lubią uczucie wypełnienia w pochwie, dużo większy niż tamte. Jest karbowany, co daje efekt masażu od wewnątrz. Pamiętajmy, nasze czułe punkty to: łechtaczka, wejście do pochwy, okolice punktu G i mięśnie dna miednicy oplatające pochwę, które są odpowiedzialne za przyjemne skurcze i rozkurcze w czasie orgazmu. Wibratory intensyfikują doznania związane z naszym ciałem. Uczą podążania za ciekawością, umożliwiają odkrywanie nowych przyjemnych doznań.

A co mamy dla mężczyzny?
Pierścienie na penisa. Powodują zacisk u jego nasady albo, kiedy są podwójne, także ucisk pod jądrami. Dzięki nim erekcja jest mocniejsza, bo krew, która napłynie do penisa, dłużej go wypełnia. W ten sposób pierścienie także przedłużają czas stosunku. A kiedy mężczyzna ma wytrysk, to jest on intensywniejszy. Są także pierścienie z końcówkami wibrującymi, co w czasie stosunku odczuwają nie tylko mężczyźni, ale także kobiety na swoich łechtaczkach.

To zabawnie wygląda!
I właśnie o to chodzi! Kiedy mężczyzna nałoży te pierścienie, a kobieta weźmie wibrator – schodzi pompatyczność, która czasem przy seksie się pojawia, kiedy kobieta wchodzi w rolę eleganckiej damy w łóżku, a mężczyzna poważnego kochanka, który robi swoje bez uśmiechu. Z takimi zabawnymi gadżetami, które rozmasowują łechtaczkę i wzmacniają wzwód, trudniej o pozy, a łatwiej o atmosferę zabawy, za którą przecież wszyscy tęsknimy. Gadżety zmniejszają poziom napięcia i powagi w łóżku.

A co to jest: czarny pocisk z pilotem?
Wibrująca kulka, którą kobieta wkłada do pochwy, a pilota daje mężczyźnie. On może go uruchomić, kiedy będą na spacerze wieczorem albo na plaży… Kobiety mają dzięki temu tak rozmasowane cipki, że nie mogą się doczekać stosunku. A mężczyźni są napaleni do czerwoności.

Jak wybrać swój gadżet?
Najważniejsze jest to, czego kobiety chcą spróbować. Z dobrze dobranym wibratorem jest jak z dobrymi butami – kiedy wracamy ze sklepu, to nie możemy się doczekać, żeby je przymierzyć. W mojej książce „Grzeczna to już byłam. Kobiecy przewodnik po seksualności” opisuję, jak rozpocząć zabawę z wibratorem, i przedstawiam praktyczny przewodnik po gadżetach dla kobiet i dla par.

Polecamy: Joanna Keszka, „Grzeczna to już byłam”, wydawnictwo barbarella.pl. (Fot. materiały prasowe) Polecamy: Joanna Keszka, „Grzeczna to już byłam”, wydawnictwo barbarella.pl. (Fot. materiały prasowe)

Joanna Keszka, trenerka kreatywnego seksu, edukatorka seksualna. Autorka poradników i książek o seksie: „Grzeczna to już byłam”, „Potęga zabawnego seksu”. Pisze na temat seksu na Barbarella.pl. Prowadzi autorskie warsztaty i szkolenia w całej Polsce, a także butik online – lovestore.barbarella.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze