1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks

Intymność przed kamerką. Gdzie są granice?

Kobieta przed kamerką gra, ale nie jak aktorka, bo teatrem jest jej ciało, czyli ona sama. Jest nim też umysł i ciało tego drugiego człowieka. Nie jest więc to tylko rola. Jeśli myśli inaczej, znaczy, że uwierzyła w kłamstwo. (Fot. iStock)
Kobieta przed kamerką gra, ale nie jak aktorka, bo teatrem jest jej ciało, czyli ona sama. Jest nim też umysł i ciało tego drugiego człowieka. Nie jest więc to tylko rola. Jeśli myśli inaczej, znaczy, że uwierzyła w kłamstwo. (Fot. iStock)
Kobiety, które tak zarabiają, twierdzą, że to nic złego, zabawa, ekscytacja, a nawet sposób na poznanie kogoś fajnego. Czy to prawda – odpowiada psychoterapeutka i psychoseksuolożka Bianca-Beata Kotoro.

Rozbieranie się przed kamerką wygląda niewinnie – przecież to dzieje się tylko na ekranie. Czy jako psychoterapeutka zgadza się Pani z taką opinią?
Dziewczyny i kobiety, z którymi o tym rozmawiałam, twierdziły początkowo, że to bezpieczny, tymczasowy i dość łatwy zarobek. Nikt ich przecież nie dotyka. Tylko patrzy. Nie przekracza więc ich granic i do niczego nie zmusza. To one same decydują, na co sobie pozwolą. Nie miały poczucia, że pokazując swoje ciała obcym, nieznanym sobie ludziom, i to za pieniądze, naruszają swoją sferę intymną. Nie miały świadomości, że to jednak sprzedawanie siebie, swojego ciała, a więc rodzaj prostytucji.

No ale czy to nie jest po prostu sex working?
Wiem, że w dzisiejszych czasach, kiedy na portalach społecznościowych dzielimy się szczegółami ze swojego życia, piszemy, jaki sok wypiliśmy na śniadanie i jakie majtki założyliśmy, granice prywatności zostały przesunięte. Ale to nie znaczy, że ich nie ma. Że wszyscy mają brać w tym udział i traktować to jak normę. Rozbierając się przed kamerką, korzystamy z wolności w skrajny sposób. Nadużywamy jej wobec siebie, ale też przekraczamy granice innych. Nie jest to dobre, gdy wolność prowadzi do nadużywania siebie. Przecież przed kamerką kobieta traktuje siebie i swoje ciało instrumentalnie. Ono nie jest już tylko jej. Staje się produktem na sprzedaż. Jest używane do wywoływania w kimś podniecenia, do masturbacji i orgazmu. Do tworzenia w czyjeś głowie fantazji i wyobrażeń, o jakich ona nie ma pojęcia, a w których jej części intymne są używane. W jakimś sensie w sferze mentalnej jej ciało staje się własnością patrzącej osoby. A więc nie jest już jej i nie jest zarezerwowane dla kogoś ważnego, wybranego przez nią.

Przecież kobieta i tak nie ma wpływu na to, kto co sobie wyobraża na temat jej ciała. Nawet gdy idzie po ulicy w płaszczu, jakiś przechodzień może zacząć o niej fantazjować.
Jeśli sprzedaje swoje ciało, to jednak prowokuje i wzmacnia taką możliwość. Dlatego warto się zastanowić, czy to, co robi, jest spójne i zgodne z nią. Czy poza szybkim zarobkiem i pewną satysfakcją z tego, że ktoś jest gotów płacić za to, żeby móc ją oglądać, wszystko jest w porządku? Zacznijmy od tego, że mało kto jest w stanie odciąć się od swoich emocji, a to konieczne, żeby ciało stało się towarem na sprzedaż. Koszty psychiczne takiej postawy są znaczne. Przed kamerką zarabia się przecież, wykorzystując ludzkie instynkty, manipulując zmysłami. Kobieta zachowuje się jak cukiernik, który obok ciast stawia cynamonowo-waniliową świeczkę zapachową. Kupujący myślą, że tak pięknie i smakowicie pachną babeczki i bułeczki, a to nieprawda. Podobnie kobieta przed kamerką nabiera drugiego człowieka, i to w przestrzeni bardzo intymnej: udaje, że chodzi jej o niego, o jego satysfakcję. Tańczy, rozbiera się, masturbuje – wszystko dla niego, bo to on tak na nią działa.

No ale co złego w takim teatrze? Przecież ten patrzący wie, za co płaci.
Kobieta przed kamerką gra, ale nie jak aktorka, bo teatrem jest jej ciało, czyli ona sama. Jest nim też umysł i ciało tego drugiego człowieka. Nie jest więc to tylko rola. Jeśli myśli inaczej, znaczy, że uwierzyła w kłamstwo. Kolejne dotyczy tego, że to ona kontroluje sytuację. Kilka kobiet, które trafiło do mojego gabinetu, zaczynało jeszcze w szkole średniej od tego, że za opłatą wysyłały mężczyznom swoje półnagie zdjęcia. Potem szły dalej, aż do striptizu przed kamerką, masturbacji, wkładania sobie do pochwy różnych przedmiotów, jakich patrzący i płacący sobie zażyczyli. Tyle że szybko pojawiały się kolejne życzenia ze strony klientów. Jedna z nich trafiła do mnie, kiedy przeraziło ją to, czego od niej zażądano.

Czemu? Przecież była za kamerką.
Mimo to tak się przestraszyła, że odesłała klientowi pieniądze. Zamknęła komputer i powiedziała: „Nigdy więcej”. To było jej przebudzenie. Bała się konsekwencji tego, co robiła, przez lata, choć nigdy nie pokazywała klientom twarzy. Zapytałam ją wtedy, czemu zasłaniała twarz, skoro uważała, że nie robi nic złego…

Maska to może być element gry erotycznej, ale też ochrona właśnie przed jakimiś dewiantami.
Kobietom, które przychodzą do mnie z takim problemem, na początku rozmowy zadaję jedno pytanie: Nie obawiasz się, że kiedy będziesz siadać do stolika w kawiarni, ktoś cię rozpozna? Zwykle mówią, że nie, bo po to właśnie zakładają maski, peruki, robią sobie mocne makijaże. Pytam wtedy: Czy chciałabyś, aby na spotkaniu rodzinnym czy wśród znajomych ktoś powiedział: „Kasia tak fantastycznie tańczy, masturbuje się i udaje, że robi doskonale fellatio”? Dopiero kiedy to mówię, widzę na ich twarzach, że zdają sobie sprawę, że jednak robiły bądź robią coś, czym nie można się pochwalić wśród bliskich, co więcej, zasłaniając twarze, wiedziały, że to coś niewłaściwego, niezgodnego z ich systemem wartości i ze społecznymi normami.

Nawet jeśli nazwiemy to prostytucją, co w tym złego? Przecież one same tego chcą. Karalne jest tylko czerpanie korzyści z cudzego nierządu.
Kiedy przychodzą do mnie studentki, które w ten sposób dorabiają do stypendiów, to zazwyczaj dlatego, że życie im się nie układa tak, jakby chciały. Dobrze zarabiają, a wcale im nie jest fajnie, nie udało im się spotkać kogoś, kto by je interesował i z kim mogłyby stworzyć stałą relację. Kiedy zadaję im pytanie o ich dotychczasowe związki, o to, kiedy doświadczyły prawdziwej intymności, przyznają, że nie mają takich wspomnień.

Nic dziwnego, bo też kiedy ich koleżanki ze studiów chodziły do kina czy na dyskotekę, jechały na weekend na żagle, randkowały z kolegami z roku, czyli uczyły się tworzyć i budować relacje, one rozbierały się przed kamerkami. Żyły w szklanej bańce, którą same sobie stworzyły. Myślały, że będą jak Julia Roberts z „Pretty Woman”, że odnajdą w ten sposób swojego księcia z bajki. Tymczasem życie to nie bajka ani romantyczny film. Wśród kobiet, które rozbierają się przed kamerkami, mężczyźni nie szukają życiowej partnerki. Choć one im się podobają, podniecają ich i spełniają ich fantazje. Zdecydowana większość ludzi buduje jednak związek na intymności, czymś, co należy tylko do nich. Bez poczucia, że nikt inny w tym świecie bliskości psychicznej i fizycznej nie bywa, trudno zbudować głęboką i bliską relację.

Te kobiety tego nie wiedzą? Czy może to lekceważą?
Jeśli młoda kobieta miała dobre doświadczenia związane z bliskością, ciepłem, zaufaniem, szacunkiem wobec jej granic i ciała, czyli jeśli była i czuła się kochana, to nie pomyśli nawet o seksie za pieniądze przed kamerką. Pomyślą o nim te dziewczyny, które w życiu odgrywają jakiś teatr, bo też nie doświadczyły w dzieciństwie miłości i bliskości. Znają je tylko z filmów i ze swoich wyobrażeń. Jeśli do tego zostały wykorzystane, nadużyte psychicznie czy fizycznie, nie mają tego naturalnego poczucia granic, bo ono zostało im zabrane.
Z mojej praktyki terapeutycznej wynika, że te dziewczyny nie mają wielu dobrych doświadczeń związanych z ich ciałem i seksualnością. Kiedy zadaję im pytanie o ich doświadczenia seksualne w realnym życiu, zazwyczaj okazuje się, że takich nie mają. Seks, o którym opowiadają, jest techniczny, pozbawiony zaangażowania emocjonalnego. Mówią, że starają się wtedy wypaść dobrze, być dobrze ocenione, ale nie starają się otworzyć na przyjemność, na odczucia płynące z ciała, ze zmysłów, z emocji. Pytam je, przed kim chcą wypaść dobrze. Odpowiedź: przed tą drugą osobą. I to jest przyczyna ich samotności i bycia niekochanymi – zaczynają relacje od kłamstwa. Jeśli udajemy w łóżku, udajemy też w realnym życiu, bo tam też chcemy lepiej wypaść.

Boginie seksu przed kamerkami nie mają udanego seksu?
Nie wiedzą, co odczuwa kobieta, kiedy uprawia seks z kimś, kogo kocha i kto kocha ją, a nie tylko jej pożąda. Nie wiedzą, czym jest prawdziwa, głęboka, ogarniająca całe ciało i umysł rozkosz. Wiedzą, jak ma wyglądać striptiz czy masturbacja, bo widziały to na pornosie. Odcięcie od uczuć, o którym wspomniałam, sprawia, że one nie potrafią powiedzieć, co odczuwają, kiedy wkładają sobie przed kamerką do pochwy różne przedmioty na oczach kogoś, kogo nie znają, a nawet często nie wiedzą, kim ten ktoś jest.

Mówimy o kobietach, które to robią; używamy zaimku „one”, tak jakby ten problem dotyczył osób, które nie mają z nami nic wspólnego. Ale przecież wiele nastolatek wysyła nagie zdjęcia swoim chłopakom albo „dla zabawy” nagrywa półnagie filmiki. Jak się zachować, kiedy odkryjemy, że robi to nasza córka?
Zachować spokój. To najważniejsze. Powiedzieć córce, że nie potępia się jej samej, ale potępia się takie zachowanie. Uświadomić, że to, co trafi do Internetu, zostaje tam na zawsze, że żadne pieniądze nie są w stanie wyrównać szkody, jaką poniesie, jeśli kiedyś filmik z nią puści sobie kolega czy koleżanka, do których nie był on skierowany. Porozmawiajmy też o tym, że jej ciało to także ona sama, że ma ono ogromną wartość, że są w nim przestrzenie intymne i przez to piękne. Są miejscem spotkania z kimś wyjątkowym, kogo pokocha, ale są także miejscem doświadczania rozkoszy. Traktowanie swojego ciała jak przedmiotu, który można użyć do zarabiania pieniędzy, to strata, którą trudno naprawić. Tej młodej osobie potrzebna jest rozmowa, i to niejedna. Bliskość, ciepło.

Miała Pani takie pacjentki?
Przyprowadzają je rodzice. Na początku są zwykle wściekłe, zbuntowane. Ale kiedy zostajemy same, płaczą, mówiąc, że nie zdawały sobie sprawy, że ktoś to może zobaczyć, że zobaczą to rodzice. To miała być tylko zabawa. Przecież nic złego nie robiły. Słyszały od matek, żeby nie pozwalać się dotykać. Żeby uważały, bo mogą zajść w ciążę. Że seks z przypadkowymi osobami jest zły. A przecież tutaj seksu nie ma. To tylko rodzaj tańca. Tylko pokazanie ciała.
Neurobiologia mówi jasno, że obszary w mózgu odpowiedzialne za myślenie przyczynowo-skutkowe rozwijają się u człowieka między 11. a 21. rokiem życia. Nie wymagajmy więc od młodzieży rzeczy, do których nie jest zdolna.

Młode kobiety, które piją i biorą narkotyki, zarabiają na nie właśnie na filmikach z kamerek.
Alkohol i narkotyki to zagłuszacze. Kiedy czujemy, że przekraczamy granice, a nie chcemy czy nie umiemy się zatrzymać, sięgamy po nie. Kiedy mimo to do naszej świadomości dociera, że robimy coś wbrew normom i także wbrew sobie, zwykle się załamujemy. Pojawia się poczucie winy i wstyd, których nie możemy znieść, ale też nie umiemy sobie z nimi poradzić. Bo dziś nie mówimy o wstydzie. O tym, że są zachowania, które to uczucie w nas wzbudzają, i że jest to sygnał, że przekraczamy swoje granice albo że ktoś je przekracza. To naturalne, że wstyd budzi publiczne obnażanie się. Sprzedawanie obrazu swojej intymności. Ale skąd młodzi ludzie mają to wiedzieć, skoro nasza kultura nagradza pokazywanie na portalach swojego prywatnego życia?

Wstyd jest dobry?
O ile pokazuje granice – osobiste albo przyjęte w danym społeczeństwie. Naruszone granice w dzieciństwie skutkują tym, że młoda kobieta nie wie, na co chce się zgodzić, a na co już nie. Kiedyś ktoś ją zmusił do czegoś, czego nie chciała, a jeśli była to bliska osoba, tym gorzej. Jedna z moich pacjentek powiedziała, że kiedy dorastała, jej ukochany dziadziuś łapał ją za brodawki sutkowe i mówił: „O, moje cycuszki, jak one urosły, jaka ty jesteś cudowna”. Cała rodzina się śmiała. Nikt mu nie powiedział, żeby tego nie robił. Nikt jej nie uwolnił z tej sytuacji. A jej wtedy nogi drżały, całe ciało się napinało, miała rumieńce. Ale skoro inni reagowali śmiechem, myślała, że nic złego się nie dzieje. A jednak! Piersi to intymna część ciała, symbolizuje kobiecość. Szacunek wobec piersi pomaga kobiecie rosnąć w poczuciu wartości i zdrowych granic. Ta kobieta jako nastolatka zaczęła odcinać się od swojego ciała.

A czy to zdrowe, kiedy stałe pary kochają się przed kamerkami na własny użytek?
Rzeczywiście niektóre pary się tak bawią, kiedy sobie ufają. Ma to jednak inny wymiar, bo jest zbudowane na bliskości, zaufaniu i prawdzie: kobieta wtedy podnieca partnera, a on podnieca ją. Chcą się ze sobą kochać i dawać sobie nawzajem ekscytację wynikającą z przekroczenia zasad.

Bianca-Beata Kotoro, psycholożka, psychoseksuolożka, terapeutka, psychoonkolożka w Instytucie Psychologiczno-Psychoseksuologicznym Terapii i Szkoleń „BEATA VITA”

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze