1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks

„Puszczalska” albo „szmata”. Na czym polega slut-shaming i dlaczego to może być dobry znak, że cię spotyka?

Slut-shaming oznacza, że nigdy nie zrealizujesz swojej seksualności w akceptowalny dla atakującej cię osoby sposób, bo problem stanowi tak naprawdę fakt, że w ogóle jesteś istotą seksualną i rościsz sobie prawo do podmiotowego istnienia w przestrzeni. (Fot. iStock)
Slut-shaming oznacza, że nigdy nie zrealizujesz swojej seksualności w akceptowalny dla atakującej cię osoby sposób, bo problem stanowi tak naprawdę fakt, że w ogóle jesteś istotą seksualną i rościsz sobie prawo do podmiotowego istnienia w przestrzeni. (Fot. iStock)
Slut-shaming (od angielskich słów „slut” – „dziwka” i „shaming” – „zawstydzanie”) to wszelkie działania i etykietki, które mają sprawić, że poczujesz się winna w kontekście swojej seksualności. To też jeden z podstawowych mechanizmów dyscyplinowania kobiet przez system patriarchalny. Jak sobie radzić ze slut shamingiem i dlaczego to może być dobry znak, że ktoś zaatakował cię właśnie w ten sposób? Wyjaśnia coachka intymności Agnieszka Szeżyńska.

Spotykasz się ze slut-shamingiem w związku ze swoją pracą?
Oczywiście, regularnie. Myślę wręcz już o tym jako o jej stałym elemencie. Przestałam fantazjować, że jestem w stanie zrobić coś, żeby tego uniknąć. Zaczęłam to za to traktować jako sygnał, że robię coś dobrego. Ale nie zawsze tak było. Na początku mojej internetowej działalności związanej z seksualnością zdarzały się momenty, które były dla mnie trudne. Mierzyłam się z poczuciem niezrozumienia, że tak bardzo napracowałam się nad wytworzeniem jakiejś treści, a ona zupełnie nie została zrozumiana, nie dostrzeżono wartości, na jakich mi zależało: miłości, więzi, przyjemności, dobra. Było to dla mnie bardzo trudne.

Napisałam kiedyś post na temat nowych wytycznych WHO dotyczących edukacji seksualnej. Jeden z panów komentujących przejrzał mój prywatny profil. Traf chciał, że zamieściłam na nim zdjęcie z kotem, do tego kotem koleżanki, nawet nie moim. I ten pan w ramach slut-shamingu wysnuł wniosek, że jestem osobą wykorzystującą zwierzęta dla własnej przyjemności seksualnej…

Czym więc jest „slut-shaming”? Co to znaczy w praktyce?
To forma zawstydzania kobiet ze względu na ich ekspresję seksualną. Można jednak to pojęcie rozszerzyć do zawstydzania kobiet po prostu za bycie istotami seksualnymi. Naprawdę nie trzeba się specjalnie starać, żeby tę etykietkę otrzymać. W języku polskim jest mnóstwo słów, które służą temu zjawisku. To słowa typu „dziwka”, „puszczalska”, które niosą ze sobą zarówno nazwę jakiegoś zachowania, jak i jego negatywne wartościowanie. Taki bacik na kobiety.

Za jakie zachowania jest używany? Jakie są przyczyny slut shamingu?
Może mieć bardzo mało wspólnego z rzeczywistą seksualnością danej kobiety. To forma karania za wszelakie zachowania: ubiór, wygląd ciała, a także za samo istnienie w przestrzeni publicznej i wypowiadanie się na tematy, które nie mają nic wspólnego z seksualnością. Jest to po prostu bardzo uniwersalny sposób karania kobiety za to, że nie spełnia oczekiwań systemu.

Z czego to się wzięło?
Jest kilka powodów. Samo zawstydzanie to strategia stara jak świat, która nie musi być wcale związana z kobiecością. Mężczyznę również można zawstydzić. To mechanizm społeczny, którym regulujemy siebie nawzajem pod groźbą wykluczenia z grupy. Jednak współczesne czasy, przede wszystkim Internet, bardzo podkręciły tego typu procesy. W sieci dużo trudniej jest dopatrzyć się więzi pomiędzy nami a drugą, obcą osobą, więc łatwiej uruchomić mechanizmy zawstydzające. Natomiast z zasady mężczyźni są rzadziej karani etykietą seksualności.

Dlaczego?
Wynika to z bardzo starego patriarchalnego założenia, że mężczyzna ma prawo mieć ekspresję seksualną, ale kobieta nie. A już zwłaszcza, jeśli ta ekspresja nie jest zorientowana na męskie ciało, tylko np. na siebie.

To bardzo ciekawe, że mechanizm slut-shamingu uruchamia się również wobec wszelkich istot, które nie są uważane za prototyp heteroseksualnej, cispłciowej męskości. Mężczyźni, którzy nie wpisują się w ten model, będą w ramach karania trafiani dokładnie tym samym arsenałem zawstydzania co kobiety.

Jak sobie radzić ze slut shamingiem?
Wszystko zależy od kontekstu. Jednym z mechanizmów jest po prostu cenzura – niedawanie platformy tego typu zachowaniom czy wypowiedziom. Oczywiście jest to dużo łatwiejsze w Internecie. W życiu codziennym jest trudniej. Istnieje wolność słowa, możemy mówić, co chcemy, nikt nas nie cenzuruje. Z pomocą przychodzi wtedy świadomość, że slut-shaming jest częścią procesu społecznego. I ten proces ma mało wspólnego z osobą, która zostaje ukarana bacikiem. Świadomość, że bierzesz udział w interakcji i wymianie, które w gruncie rzeczy nie mają z tobą wiele wspólnego, może ułatwić przeżycie slut-shamingu. Pomaga wewnątrzsterowność. Gdy już zdasz sobie sprawę z zachodzącego procesu społecznego, możesz sobie powiedzieć: „Nie, to, co mówi o mnie tamta osoba, nie jest moje. Nie identyfikuję się z tym, zostanę przy swoim systemie wartości, swojej decyzji. Będę się nadal wypowiadać na ważne dla mnie tematy. Nikt mnie nie uciszy”.

Czy to wystarczy w walce ze slut shamingiem?
Samostanowienie i wewnętrzsterowność na pewno pomogą przeżyć slut-shaming, ale nie oznacza to, że go ułatwią. Nadal może ci być trudno. Możesz czuć złość, niezgodę, smutek, poczucie niezrozumienia, bycia niesprawiedliwie potraktowaną. Te wszystkie emocje mają prawo się pojawić. Są słuszne i zdrowe. Oznaczają, że twój system reagowania działa poprawnie.

Myślę, że nawet jeśli masz to w sobie ustanowione i przemyślane, to w wyniku slut-shamingu nadal może się w tobie pojawić poczucie bycia brudną i zbrukaną – zwłaszcza w katolickim kraju, w którym żyjemy, w kulturze, na którą duży wpływ miało, i nadal ma, pojęcie grzechu.
Myślę, że sam proces nakładania etykietek liczy na to, że to się wydarzy! Bo my dobrze wiemy, że za tymi etykietkami ciągnie się cały łańcuch skojarzeń. Kiedy zostaniesz nazwana dziwką, w twojej głowie nastąpi nawarstwienie myśli i emocji. Na to właśnie czyha osoba dokonująca slut-shamingu! To, co możesz zrobić, to uświadomić sobie, że ten łańcuch znaczeniowy uruchamiający się w twojej głowie jest czymś, co zostało ci przekazane, a co niekoniecznie powinnaś przekazywać dalej.

Jest taka świetna książka „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” Pauliny Klepacz, Aleksandry Nowak i Kamili Raczyńskiej-Chomyn (wyd. Czarna Owca). To kolekcja wywiadów, które patrzą na zjawisko slut-shamingu z bardzo wielu perspektyw. Można w niej przeczytać o doświadczeniach innych kobiet. Są w niej także wypowiedzi ekspertek, które pozwalają zrozumieć, dlaczego to się dzieje i jak sobie z tym radzić.

No właśnie, powiedziałaś mi kiedyś, że to dobrze, że kobiety robią rzeczy, za które dostają slut-shaming.
Chodzi o przetransformowanie tego całego doświadczenia. Warto zdać sobie sprawę, że zachowania neutralne wobec systemu będą przez ten system niezauważone. Jeśli zachowuję się grzecznie, a nie grzesznie, prawdopodobnie nie znajdę się na celowniku. Gdy jednak się znajdę, może to oznaczać, że jakieś moje zachowanie zostało uznane za zagrażające systemowi. Świetnie! Moje zachowanie jest na tyle trudne dla patriarchatu, że zaczyna wyciągać armaty i się bronić. Dla mnie jest to więc sygnał, że właśnie w systemie zachodzi jakaś ważna zmiana.

A co, jeśli to kobiety dokonują wobec innych kobiet slut-shamingu?
Oczywiście kobiety również funkcjonują w zastałym systemie i są nauczone, jak zawstydzać inne kobiety, sprowadzać je do pionu. Takie zachowanie sygnalizuje, że jestem grzeczna, posłuszna zasadom, zostaję w systemie. Tam jest mi bezpiecznie. To też komunikat dla drugiej kobiety, by wróciła do szeregu. Pamiętajmy jednak, że przede wszystkim chodzi o poczucie bezpieczeństwa. Nieposłuszeństwo wobec systemu zachwiewa nasze poczucie przynależności do grupy, do społeczeństwa. Przy całym moim sprzeciwie dla kobiet slut-shamingujących inne kobiety rozumiem, że jest to związane z poczuciem bezpieczeństwa, jakie daje przynależność do systemu patriarchalnego.

Czy masz wrażenie, że slut-shaming to współczesne palenie na stosach, polowanie na czarownice?
Myślę, że byłoby dużym przeoczeniem zakładać, że nie ma żadnej relacji pomiędzy historycznymi sposobami zduszania kobiecej ekspresji i samostanowienia a tym, co dzieje się teraz. To szeroki temat, który chadza sobie różnymi ścieżkami. W tej chwili nie chadza już co prawda ścieżką palenia na stosie, a ścieżką języka. Jednak wciąż służy temu samemu – ukaraniu za niewłaściwe zachowanie.

A jakie są przykłady slutshamingu oprócz „dziwka” czy „szmata”?
Bardzo często nie chodzi o konkretne słowo, a podtekst ukryty w komunikacie, np. plotkowaniu. „Koleżanka kolejnego chłopaka sobie znalazła, znów idzie na randkę z Tindera” – nie mówimy tego z miłością i dobrocią, nie cieszymy się, że się dobrze bawi i szuka fajnych, karmiących relacji albo przyjemności, tylko w samym tonie naszego głosu czy pod słowami jest ukryte coś oceniającego. Na plotki warto szczególnie uważać, bo to przestrzeń, w której podprogowo przenosimy sporo slut-shamingu.

A co, jeśli chodzi o ubiór?
Również – zwłaszcza jeśli coś jest za krótkie, za obcisłe, odsłania zbyt dużo ciała, zbyt dużo skóry. Pokazuje, że to kobiece ciało istnieje i się ze sobą dobrze czuje.

Co jeszcze?
Formą zinternalizowanego slut-shamingu, często istniejącą tylko w naszym wnętrzu, jest trudność do mówienia w relacji o naszych byłych partnerach czy partnerkach seksualnych. Jakby to było niewłaściwe. Nie mówimy „poinformować o liczbie partnerów seksualnych”, tylko „przyznać się do liczby partnerów seksualnych”.

Myśląc o definicji slut shamingu, przychodzi mi też do głowy rozróżnienie na madonnę i ladacznicę. Ta kobieta jest super, ale nie nadaje się na żonę.
Ta dychotomia sprawia, że bardzo trudno zbudować spójną seksualną tożsamość. Jeśli będziesz grzeszna, to mam na ciebie sposób, by cię naznaczyć. Ale jeśli będziesz grzeczna, to również mam taki sposób. Podczas warsztatów wiele kobiet przyznaje, że etykiety slut-shamingowe związane z nadmierną ekspresją seksualną, typu: „dziwka”, „puszczalska”, „szanuj się”, są na tyle oswojone, że nie stanowią już dla nich dużego zagrożenia. U wielu kobiet wywołują lżejsze emocje: smutek czy niezgodę. Jednak po drugiej stronie tego procesu istnieje jeszcze tzw. prude-shaming (od angielskiego słowa „prude” – „pruderyjny”), czyli zawstydzanie za to, że nie jest się wystarczająco otwartą seksualnie. To wszystkie hasła typu: „Co taka poblokowana jesteś”, „Jeśli seks mógłby dla ciebie nie istnieć, to znaczy, że coś z tobą nie tak”, „Otwórz się seksualnie”, „Uwolnij swój potencjał” itp. Mamy też w Polsce niesamowite wyrażenie „cnotka niewydymka”. Takiej zawstydzającej narracji jest wbrew pozorom całkiem sporo. Kobiety, z którymi pracuję, mówią o silnej złości na tego typu komunikaty. Pamiętasz historię komentarza z kotem w roli głównej? Tego dnia dostałam bacikiem slut-shamingu. Innego dnia pod zdjęciem z mojego gościnnego występu w audycji, w kierowanej głównie do mężczyzn stacji radiowej, odbył się festiwal wyśmiewania się z tego, że za mało seksownie się ubieram jak na kobietę, która zajmuje się seksualnością, i pewnie wszystkiego nauczyłam się z książek, bo kto by ze mną seks chciał uprawiać. Czyli klasyczny prude-shaming. W obu przypadkach treść tego, co mówiłam, nie była w ogóle punktem odniesienia w dyskusji.

Slut-shaming i prude-shaming to w gruncie rzeczy ten sam proces, dwa końce tego samego kija. Oznacza, że nigdy nie zrealizujesz swojej seksualności w akceptowalny sposób, bo problem stanowi tak naprawdę fakt, że w ogóle jesteś istotą seksualną i rościsz sobie prawo do podmiotowego istnienia w przestrzeni.

Mam wrażenie, że wystarczy użyć słowa „seks” czy „orgazm”, by odpalić ludzi w Internecie. Nieważne, że artykuł jest o miłości, więzi, przyjemności, czyli samych dobrych rzeczach, jest spora szansa, że w komentarzach pojawi się też złość, frustracja, nienawiść. Dlaczego cyber slut shaming staje się coraz częstszy?
Być może między innymi dlatego, że te trudne emocje wokół seksualności są na co dzień niewyrażone, zduszone przez tabu nałożone na mówienie o seksie. A Internet jawi się jako przestrzeń niższych ewentualnych konsekwencji łamania zasad społecznych. Zraniona slut-shamingującym komentarzem w Internecie osoba nie stoi przed nami, nie obserwujemy i nie doświadczamy cieleśnie jej zranienia – tego, jak ból, który czuje, wyraża się w ruchach jej ciała, jej tonie głosu, tym, jak na nas patrzy. Nie trzeba się konfrontować z tym bólem, który się zadało.

Szukając odpowiedzi szerzej, wychodząc poza kontekst samego slut- czy prude-shamingu, jeżeli temat nie jest w nas oswojony, to przywołanie go jest przez nasz układ nerwowy odczuwane jako konieczność wzmożenia poczucia zagrożenia. Moje osoby klienckie opowiadają mi o niepewności i zagubieniu poczucia bezpieczeństwa w momencie wczesnych rozmów o seksualności. Jeżeli w procesie dorastania i uczenia się świata nasze pytania o ciało, a potem nasze zainteresowanie seksualnością spotkały się z lekceważeniem, zbywaniem lub wręcz zawstydzaniem, to tym sposobem nauczyliśmy się, że temat seksualności jest zagrażający. Na tym etapie automatyzują się pierwsze skojarzenia. Później nasz układ nerwowy już wie, że musi wejść w stan wzmożonej gotowości radzenia sobie z czymś trudnym. Tym bardziej jest to superważne, by tworzyć przestrzenie, w których ludzie mogą się poczuć bezpiecznie i swobodnie rozmawiać o seksie, ciele, granicach, potrzebach, przyjemności.

Agnieszka Szeżyńska, coachka intymności, trenerka seksualności dla dorosłych, językoznawczyni, ekspertka od psycholingwistyki i komunikacji. Pomaga być sobą, ze sobą, w seksie i relacjach. Prowadzi warsztaty, szkolenia oraz procesy coachingowe stacjonarnie i online. Autorka książek „Warsztaty intymności” i „Warsztaty intymności dla par” oraz kart dla par „Intymne rozmowy”. Współtworzy Instytut Pozytywnej Seksualności w Warszawie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze