Dlaczego młodzi nie chcą uprawiać seksu tak często i chętnie jak poprzednie pokolenia? Pytamy seksuolożkę Patrycję Wonatowską.
Nasze mamy i babcie nie mogły kochać się fizycznie bez tabu i ograniczeń. Teraz, kiedy młodzi mogą, nie korzystają z wolności seksualnej. Co ich powstrzymuje? Chyba nie brak wiedzy?
Potencjalnie wiedzą więcej na temat seksu niż poprzednie pokolenia. Ale tę wiedzę czerpią głównie z Internetu. A to, czego się boją przede wszystkim, co ich powstrzymuje przed intymną bliskością, to wchodzenie w relacje. Kontakt fizyczny z drugim człowiekiem jest dla nich ryzykowny, bo grozi przywiązaniem, więzią, dlatego mają stosunkowo mniej kontaktów seksualnych, niż mogliby mieć. Skupiają się na masturbacji, na tym, żeby poznać własne ciało, swoje granice, poeksperymentować.
Dlaczego boją się relacji? Przecież w ich pokoleniu seks nie musi być poprzedzony związkiem, a już na pewno nie ślubem.
Pokolenie dzisiejszych 20-latków, czyli zetki, wychowywali milenialsi, a to jest pokolenie, które jeszcze miało wzorce kulturowe miłości do grobowej deski, romantycznych uniesień i motyli w brzuchu. Doświadczyło bolesnych zdrad i lawinowo rosnącej liczby rozstań i rozwodów. To też pokolenie, w którym jako trend pojawili się przyjaciele, z którymi uprawia się seks, ale nie buduje romantycznej relacji. Zetki jako dzieci były także świadkami trudów wchodzenia ich rodziców w ponowne związki, trudów relacji. Relacje kojarzą się im więc z czymś, co jest niebezpieczne, zagrażające. W rezultacie to pokolenie wchodzi w nie na chwilę, tworzy związki sytuacyjne: spędzamy razem czas, ale z założenia nie musi to być na zawsze, na całe życie.
W seksie przeszkadza lęk przed trwałą relacją i miłością?
Nawet stwierdzenie: „Jesteśmy razem” jest dla zetek trudne. Nie chcą definiować tego, co ich łączy z drugą osobą. Ale też nie wiedzą, na czym polega dobra i satysfakcjonująca relacja. Często więc związki, w których bywają, to ułuda. Potencjalnie ktoś jest w ich życiu, ale tak na co dzień go nie ma. Daje zabezpieczenie, bo nie czują się samotni na tym świecie, ale też nie mierzą się razem z nim z rzeczami, z którymi mierzą się pary prowadzące wspólne życie, pary razem mieszkające.
Na przykład: kto wyrzuci śmieci i rozładuje zmywarkę?
Właśnie. Z badań, które niedawno przeprowadziliśmy, wynika, że co trzecia osoba chciałaby wiedzieć więcej na temat związków i relacji. Na dobrą sprawę nie ma rzetelnych źródeł podpowiadających, jak budować związek i po czym poznać, że będzie satysfakcjonujący. Nie ma wskazówek, co jest zieloną flagą dla budowania stałej relacji z tą właśnie osobą. Jest za to wiele na temat tego, co jest czerwoną flagą.
Czy dyskusja o tożsamości seksualnej, obiektywnie dobra, nie jest jednak dla młodych ludzi utrudnieniem?
Może nim być. Młodzi ludzie często zadają nam, specjalistom, pytania: „Skąd mam wiedzieć, kim jestem? Skąd mam wiedzieć, czy podobają mi się chłopcy, czy dziewczyny? Czy mam się umawiać z jedną, czy z kilkoma osobami? Skąd mam wiedzieć, że to ta osoba, skoro nie doświadczam tego »Wow!« i nie czuję tych słynnych motyli w brzuchu? Jak sprawdzić, czy dalej iść w tę relację?”.
Co wtedy mówi specjalista?
Skupiam się na tym, żeby rozbroić mit wymagający motyli w brzuchu jako testu miłości. Wyjaśniam, że my też decydujemy o tym, z kim chcemy być w relacji. A więc do nas należy wybór: jeśli jest mi z tą osobą przyjemnie, to czy chcę z nią spędzać czas. Jeżeli tak, to mogę dalej tę relację budować. Wyjaśniam też, że wtedy nie ma powodu, aby szukać czegoś dalej i więcej. Dodaję, że nie warto skupiać się na tym, że na samym początku musi być trzęsienie ziemi. Nie musi to też być wybuch namiętności. Nie są potrzebne żadne inne magiczne znaki, które potwierdzą, że to jest ta osoba, z którą mogę budować związek. Wyjaśniam, że tworząc wizje, jak powinna wyglądać miłość, i wierząc w nie, zabieramy sobie sprawczość i pozbawiamy się wpływu na własne życie. Mówię, że warto docenić wagę relacji międzyludzkich samych w sobie. Tego, że one po prostu są i już dzięki temu są bardzo cenne.
Jaki jest kolejny powód niechęci do seksu?
Aktywność towarzyska toczy się w Internecie. Młodzi nie mają dużego doświadczenia w relacjach osobistych. Dodatkowo te wszystkie kryzysy klimatyczne, pandemia, wojna w Ukrainie... Młodzi silnie doświadczają tego, że trudno stworzyć intymny, bezpieczny świat do miłości. Co więcej, społeczno-polityczno-ekologiczne otoczenie kieruje ich uwagę ku temu, co powoduje, że źle się czują. No i to wszystko sprawia, że pojawia się kłopot z rozpoznawaniem, smakowaniem i wybieraniem dobrych emocji. Młodzi mają trudności z emocjami, bo przecież w ich domach o emocjach, zwłaszcza tych dobrych, też się nie mówiło, a więc często zetki nie wiedzą, po czym mogą poznać, że dobrze się mają. Nie potrafią rozpoznać i docenić tego, że właśnie brak napięcia w ciele, spokój myśli i ktoś, kto nie budzi pobudzenia emocjonalnego – dają szczęście. A więc młodym brak doświadczenia, że to właśnie zwykłe chwile życia mogą być bardzo miłe. Że to one stanowią o poczuciu zadowolenia. Obracamy się wciąż w perspektywie braku, a nie skupiamy się na tym, co jest wygodne, dobre. No i młodzi nie wiedzą nawet, jak zdefiniować dobrostan.
Media, influencerzy każą gonić za jednorożcami?
Trochę tak. Moim zdaniem znaczenie ma także fizjologia, od której Internet nas odzwyczaił. Ale też media, informując o zagrożeniu m.in. HPV, wywołały lęk przed chorobami, którymi można się zarazić podczas seksu – zwłaszcza że jednocześnie młodzi ludzie nie mają pojęcia, jak może dojść do zakażenia.
Z drugiej strony toczy się dyskusja wokół antykoncepcji, także tabletki „po”. W swoim gabinecie i w grupach studenckich słyszałam często, że młodzi ludzie się boją. Nawet wykształcone osoby, które są w stanie się zabezpieczyć przed ciążą, obawiają się, że w razie wpadki będą musiały zrobić coś „nielegalnego”, w ukryciu. Zwłaszcza przez ostatnie lata strach przed ciążą jest o wiele większy niż przedtem.
Dla mojego pokolenia pornografia to nie był pierwszy bilet do świata seksu.
Zetki mają swobodny dostęp do pornografii. A więc przed inicjacją, a nawet czasem dojrzewania zderzają się ze sferą wyobrażeń. Jeśli nie mają własnych doświadczeń seksualnych, to mogą myśleć, że to ma wyglądać tak jak w filmie. A więc mogą dojść do wniosku, że nie warto nawet zaczynać. A jeśli mają już jakieś doświadczenia, mogą uważać, że nigdy im się nie uda tak jak w filmie. Bo na przykład nie przeżywają orgazmu jak ta aktorka czy ten aktor. Pornografia może więc silnie wiązać seks z poczuciem porażki. Młodzi ludzie nie chcą doświadczać porażki, a więc siłą rzeczy, jeżeli kilka razy im się nie udaje doświadczyć tego, czego – jak widzą – inni doświadczają, to po co mają dalej w to brnąć?
Czyli seks jako sposób na bliskość – nie. Seks jako sposób na przyjemność – nie. Seks jako doświadczenie przeżycia orgazmu – też nie. No to po co? Żeby się zarazić albo zajść w ciążę?
Trochę tak. Ja bym jednak powiedziała inaczej – młodzi żyją w zawieszeniu pomiędzy strachem przed seksem a bardzo wysokimi oczekiwaniami związanymi z jego doświadczaniem. Wyzwaniem dla terapeuty, tak jak i dla mnie, jest pomoc w połączeniu tych dwóch perspektyw i poprowadzenie ich do centrum, w którym seks to po prostu seks, czyli przyjemność, bliskość, ale też ryzyko.
To możliwe, aby zetki znalazły się w realistycznym centrum – wychowane w takim świecie i poddane takim przekazom?
Tak, jako terapeutka staram się obniżyć ich wyobrażenia, dotyczące zarówno przeżywania seksu, jak i choćby samego wyglądu ciała, i dostosować je do realności.
Zastanawiam się także wspólnie z nimi, po co uprawiamy seks. Czy ma być on potwierdzeniem, że jestem świetną kochanką czy kochankiem? A może to sposób na sprawdzenie się? Jeśli takie mam motywacje, to będzie mi trudno czerpać przyjemność ze zbliżenia. Inaczej będzie mi w łóżku, jeżeli bardziej się zaangażuję i zobaczę, jakie są moje potrzeby. To jednak jest możliwe dopiero wtedy, kiedy odłożę na bok realizację cudzych scenariuszy. Wtedy pojawi się przestrzeń na doświadczanie prawdziwej przyjemności.
Niedawno przyszła do mojego gabinetu młoda kobieta, która była załamana, bo odczuwała ból przy penetracji dopochwowej. A jak powiedziała: powinna odczuwać przyjemność. Wyjaśniłam jej, że seks to nie tylko penetracja, że to, co zazwyczaj uważamy tylko za dodatki, czyli pieszczoty, pocałunki i sama bliskość z drugim człowiekiem, mogą dać o wiele więcej przyjemności niż coitus. To jednak wymaga otwarcia się na własne doświadczanie oraz intymność i bliskość w relacji.
Nie pomaga w tym chyba to, że wielu młodych bierze różne używki przed seksem?
Wielu młodych ludzi rzeczywiście eksperymentuje z różnymi substancjami psychoaktywnymi, łącznie z alkoholem. Początkowo wydaje się im, że seks po substancjach jest super ekstra i dlatego je zażywają. Ale potem okazuje się, że tak naprawdę bez tych wspomagaczy młodym ludziom brak odwagi, by zbliżyć się do drugiego człowieka. Pokonać barierę przed intymnością i bliskością. Nie skupiają się więc na samych doznaniach seksualnych, ale na tym, że w ogóle mogą je mieć. Następuje splecenie w jedno seksu i substancji. A to prowadzi albo do uzależnienia, albo do ryzykownych lub kompulsywnych zachowań seksualnych. Jeśli przy każdym kontakcie seksualnym muszę wypić choćby lampkę wina, to czas przyjrzeć się temu, bo coś jest nie tak.
Jak rozwijać wrażliwość ciała na pieszczoty, gdy się jest chemicznie nakręconym?
Jeśli młody człowiek całe życie spędza w Internecie, a tu nagle ma dotykać, całować, pieścić inne ludzkie ciało, a nawet pozwalać temu ciału siebie dotykać, pieścić, stymulować – to ta sytuacja jest odczytywana jako zagrażająca.
Pytania i obawy, z jakimi młodzi ludzie do mnie przychodzą to: Nie wiem, czego chcę i czego potrzebuję. Boję się więc, że moje granice będą przekraczane. Bo nie wiem, kiedy powiedzieć: „Stop!”. A czy kiedy słyszę: „Już”, to znaczy już?
Młodzi nie czują swoich ciał?
Mają kłopot z rozpoznaniem, co sprawia im przyjemność. Aby tego się dowiedzieć, potrzebna jest otwartość, a ta z kolei wymaga poczucia bezpieczeństwa. Ale jak mogą poczuć się bezpieczni, skoro nie wiedzą, kiedy powinni tak się poczuć?
Młodym potrzebne są zielone flagi miłości?
Za taką zieloną flagę uznałabym to, w jaki sposób drugi człowiek reaguje na odmowę. Czy pojawia się wtedy presja? Może obraza? Dezaprobata? Jeśli mówię: „Nie chcę dziś seksu” albo „Nie chcę dziś być tak dotykana”, a ta druga osoba odpowiada: „OK, nie ma problemu” – to mamy zieloną flagę.
Inna zielona flaga może pojawić się w relacji, jeśli nie za każdym razem, kiedy się spotykamy, musimy iść do łóżka. A jeśli jesteśmy razem nadzy w łóżku, to nie zawsze musi być między nami kontakt seksualny. Zieloną flagą jest sytuacja, kiedy potrafimy być nadzy razem i nie jest to dla nas ani krępujące, ani nie zawsze prowadzi do seksualnego zbliżenia. Zielona flaga to także sytuacja, kiedy okazujemy sobie czułość i bliskość, a niekoniecznie pożądanie.
Nasuwa się smutne pytanie, czy zetki w ogóle chcą się zakochiwać i czy się zakochują?
Tak, tylko że ich definicja zakochania może być inna od tej, jaką mieli milenialsi, dla których liczyła się romantyczna strzała amora. Dla zetek na pierwszym miejscu stoi już co innego. A więc to, czy czuję się z tą osobą bezpiecznie, czy mamy o czym ze sobą pogadać. Dużo mniej żywe są w ich pokoleniu mity, że ta druga osoba musi być jakaś. Zakochanie wygląda inaczej i seks także, bo nie jest już tak ważny.
Patrycja Wonatowska seksuolożka, edukatorka seksualna, terapeutka w nurcie terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach. Współpracuje z Sexed.pl.
Założona przez Anję Rubik Fundacja SEXEDPL jest multimedialną platformą, która zapewnia edukację w zakresie praw człowieka, seksualności, równości płci, związków i reprodukcji. Przekazuje rzetelną wiedzę, współpracując z czołowymi ekspertami i ekspertkami. Prowadzi dwa telefony zaufania: Antyprzemocową Linię Pomocy (720 720 020, działa od poniedziałku do soboty w godzinach 17–21) oraz Linię Pełnoseksualni (730 994 964, działa w każdy poniedziałek od 17 do 20).