1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks

Moje związki to jedna, wielka porażka

- Pracowałam z klientem, który przez lata wikłał się w związki z kobietami, które go wykorzystywały - nie tylko materialnie, lecz także emocjonalnie - mówi ekspertka. - Był nieszczęśliwy i mocno zagubiony, bo był postrzegany przez kobiety jako silny, odważny i przebojowy.

Dlaczego wciąż coraz później decydujemy się na stały związek? Jakie błędy popełniamy najczęściej i co zrobić, by poznać osobę, z którą stworzymy trwałą relację? Rozmowa z Grażyną Białopiotrowicz, coachem, trenerem biznesu, trenerem rozwoju osobistego oraz umiejętności interpersonalnych.

Sylwia Stodulska-Jurczyk: Od wielu lat pracuje Pani z osobami, które nie wiedzą, jak znaleźć partnera na stałe. W czym tkwi ich problem?

Grażyna Białopiotrowicz: W ostatnim czasie mam coraz więcej klientów, którzy zgłaszają się do mnie z konkretnym zadaniem: "proszę mi pomóc znaleźć partnera na stałe, moje dotychczasowe związki to jedna, wielka porażka, proszę powiedzieć, co robię nie tak, może ze mną jest coś nie w porządku."

Natomiast z wieloma innymi moimi klientami współpraca rozpoczynała się na polu biznesowym lub politycznym. Zatem trafia do mnie człowiek, który osiągnął w swojej karierze zawodowej określony pułap i ma pytanie o to, co dalej: jak się rozwijać, dokąd zmierzam, co tak naprawdę jest dla mnie ważne? Często są to osoby, które mają za sobą wiele sukcesów, są cenione, cieszą się uznaniem otoczenia.

Dlaczego do tej pory nie zdecydowały się na poważny związek?

W pracy nad rozwojem osobistym ważna jest weryfikacja życia osobistego klienta. Dość często okazuje się, że życie osobiste moich klientów bywa odłożone na bok, bywa gdzieś na drugim planie lub jest mało satysfakcjonujące. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, lecz można spośród nich wskazać dwie najczęściej spotykane.

Pierwsza przyczyna jest dość prozaiczna – brak umiejętności i doświadczenia w budowaniu bliskich relacji z innymi. Praca, którą lubimy, potrafi pochłonąć całą naszą energię, wypełnić nasz czas i wkrótce może wypełnić całe nasze życie. Wiele osób oddających się pracy, ma poczucie zadowolenia i szczęścia, bo realizują się, spełniają, rozwijają, i z czasem zapominają, że brak równowagi pomiędzy życiem zawodowym a życiem prywatnym wcześniej czy później da o sobie znać.

Wiele osób ma przekonanie, że na miłość, małżeństwo, rodzicielstwo przyjdzie jeszcze czas i że sobie z tym poradzą. Tymczasem wchodzą w luźne relacje oparte na wspólnej zabawie, wspólnym spędzaniu czasu i seksie bez zobowiązań. Takie relacje są wygodne, dają poczucie wolności, lecz prowadzą także do tego, że ludzie przestają budować bliższe relacje z innymi i z czasem jest im coraz trudniej zaangażować się w związek.

Dlaczego tego nie potrafią?

Gdyż nie tylko doświadczenie w tym zakresie jest skromne, lecz także potrzeba bliskości i budowania relacji intymnych zostały zagłuszone. Czasem też jest tak, że ludzie unikają bliskich relacji wskutek negatywnych doświadczeń z przeszłości. Obawa przed ponownym doświadczeniem porzucenia, rozstania, zawiedzionego zaufania sprawia, że niektórzy unikają wchodzenia w dłuższy związek.

Druga przyczyna, dla której życie osobiste moich klientów jest niezbyt udane, wynika z tego, że przestają postrzegać samych siebie i być postrzeganym przez innych jako osoba prywatna, czyli "ja - jako Ewa", "ja - jako Piotr". To obawa przed tym, kim będę, jeżeli przestanę być prezesem, aktorką, modelką, przewodniczącym komisji?

Wiele osób podejmuje starania, by ułożyć sobie życie i spędzając dużo czasu w pracy, tam właśnie poznają ludzi, zdobywają przyjaciół. Na co dzień bywają w kręgu osób, które znają je z racji wykonywanego zawodu, pełnionej funkcji. Oznacza to, że jeżeli nawet zależy komuś na zbudowaniu trwałego związku i szuka dla siebie partnera, to potencjalni kandydaci postrzegają go z perspektywy pełnionej roli, czyli Tomek – nie jest zwykłym Tomkiem, mężczyzną, a przede wszystkim prezesem, prawnikiem, dentystą itd.

To dlatego osobom publicznym tak trudno jest znaleźć partnera. Zawsze zadają sobie pytanie: Czy on/ona jest ze mną, bo mnie kocha, akceptuje, ceni, podziwia, czy dlatego, że jestem kimś znanym? Bycie postrzeganym z perspektywy zawodu, funkcji, stanowiska mocno zmienia obraz danej osoby i sprawia, że trudno jest być postrzeganym takim, jakim jest się naprawdę.

Z takim dylematem borykają się częściej kobiety czy mężczyźni?

Szczególną trudność w tym zakresie mają kobiety biznesu i polityki. Kobieta na wysokim stanowisku, znana, jest postrzegana przez mężczyzn, jako kobieta silna, niezależna, apodyktyczna, bezwzględna. Co oznacza, że mężczyźni postrzegają ją poprzez jej pryzmat stanowiska, funkcji zamiast widzieć w niej po prostu kobietę z jej radościami, smutkami, obawami.

Mężczyźni wobec kobiet, które postrzegają w świetle ich stanowiska, roli, czy funkcji, zachowują się w różnoraki sposób – albo rywalizują z wyimaginowanym obrazem kobiety silnej i niezależnej, albo się wycofują w obawie, że są zbyt mało atrakcyjni, zbyt słabi. Jeszcze inni chcą skorzystać na sile owych kobiet, ich niezależności, wchodząc w rolę nieporadnego dziecka, którym trzeba się zaopiekować.

Zatem kobiety o wysokiej pozycji społecznej i zawodowej bardzo często wikłają się w związki dla siebie zupełnie nieodpowiednie, czyli oparte na walce i rywalizacji, albo oparte na opiekowaniu się swoim nieporadnym partnerem. Wcześniej czy później taki związek nie wytrzymuje próby czasu i codzienności, co w efekcie prowadzi do rozstania.

Kobieta podejmuje trud ponownego poszukiwania partnera i sytuacja się powtarza, wszystko dzieje tak samo, lecz kobieta tak bardzo chce być postrzegana, jako kobieta, że zupełnie przestaje dostrzegać to, iż kolejny związek jest repliką poprzedniego. Uświadomienie sobie tego pozwala paniom rozpocząć proces zmiany i układania życia osobistego. W takiej sytuacji dobrze jest skorzystać ze współpracy z osobą z zewnątrz, by uniknąć powtórzenia poprzednich zachowań i decyzji.

Co następuje w życiu osób, że nagle "budzą się" i pytają siebie, jak to się stało, że przegapili moment na miłość? To impuls czy stopniowe dojrzewanie do tego, że nie chce się być dłużej samemu?

Przebudzenie pojawia się w różnych momentach życia i trudno tu wskazać konkretne sytuacje. Przede wszystkim chodzi o uświadomienie sobie tego, że z moim życiem coś jest nie tak… Niemal każdy z nas potrafi ocenić, czy jest zadowolony ze swojego życia, pracy, relacji z bliskimi.

Na ogół czujemy, gdy coś jest nie w porządku, jednak bardzo często samych siebie przekonujemy, że jest dobrze. Poczucie dyskomfortu i niepokój są tłumione przez racjonalne myślenie. Potrafimy trwać w takim stanie całymi latami, aż w końcu wydarzy się coś, co sprawia, że człowiek decyduje się na spotkanie z trenerem rozwoju osobistego, coachem, czy terapeutą.

Wydarzenie, będące przyczyną spotkania, może być ekscytujące – np. konkurs na wysokie stanowisko, wybory parlamentarne. Czasem są to wydarzenia smutne, takie jak porzucenie, rozstanie z bliską osobą, zwolnienie z pracy, choroba, rozwód, czyli wydarza się coś, co sprawia, że dokonujemy przewartościowania.

Zatem do decyzji o poszukiwaniu partnera dochodzimy czasem nagle, a czasem stopniowo do tego dojrzewamy, gdy uświadomimy sobie, że właściwie idziemy inną drogą niż chcemy.

Weźmy na przykład kobietę po czterdziestce, która ma dorosłą córkę powoli układającą własne życie. Ta kobieta zaczyna się zastanawiać, czy i ona – gdy ma wreszcie więcej czasu dla siebie – ma teraz szansę na nowy związek. Co zdecyduje o tym, że jej się to uda?

Czterdziestolatka, która ma dorosłą córkę, na ogół wcześniej próbowała ułożyć sobie życie i robiła to bezskutecznie. Prawdopodobnie popełniała wiele dość popularnych błędów w tym zakresie. Gdy córka wyjdzie z domu, owa czterdziestolatka będzie poszukiwała partnera bardziej intensywnie albo w ogóle zrezygnuje z tego na rzecz życia życiem córki.

Często zdarza się, że zarówno kobiety jak i mężczyźni na pewnym etapie życia dochodzą do wniosku, że miłość, randki i seks są już za nimi, mimo, że nadal pragną bliskości z drugim człowiekiem. A rezygnacja z własnego szczęśliwego związku często przekłada się na nadmierne zaangażowanie się w życie własnych dzieci, sąsiadów albo innych ludzi, np. poprzez działalność w różnego rodzaju organizacjach czy stowarzyszeniach. Tam znajdują poczucie bycia potrzebnym, ważnym i niezastąpionym, co rekompensuje im samotność w swoich czterech ścianach.

Wiek nie ma tu jednak żadnego znaczenia. Istotna jest przede wszystkim potrzeba bycia blisko z drugim człowiekiem i decyzja o tym, że chce tę osobę spotkać, a potem dobrze jest skorzystać z wiedzy, kontaktów i możliwości innych ludzi.

Gdy poznajemy kogoś, kto stwarza wrażenie naszego ideału, to jaką mamy pewność, że ten ktoś będzie także pasował do naszego idealnego związku, o którym marzymy? Na początku to chyba trudne, bo zafascynowani nową znajomością - idealizujemy drugą osobę i popełniamy błędy? A potem przeżywamy bolesne rozczarowania… Czy możemy kierować się jakimś kluczem?

Miłość to wciąż zmieniający się proces, który - jak każdy proces - ma swój początek, rozwinięcie i zakończenie. Miłość zawiera trzy składniki: namiętność/pożądanie, czyli tzw. chemię, otwartość/intymność oraz deklarację/zaangażowanie. Obecność poszczególnych składników pozwala określić, na jakim etapie rozwoju jest związek.

Najpierw jest Zakochanie, czyli pierwszy etap rozwoju związku, kiedy chemia/namiętność jest głównym składnikiem miłości. To na tym etapie mamy różowe okulary i postrzegamy drugą osobę, jako wyjątkową. Działa tutaj głównie chemia, która wpływa na poziom poszczególnych hormonów i ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Na tym etapie pojawia się także tzw. błąd aureoli, który polega na tym, że osobom, które nam się podobają, przypisujemy wiele cech pozytywnych, czyli jesteśmy przekonani, że na przykład nowopoznany przystojny chłopak na pewno jest inteligentny, taktowny, kulturalny, zaradny, odważny, pewny siebie i nawet, jeśli nic nie wskazuje na to, że tak jest, to my i tak jesteśmy przekonane o tym, że tak jest z pewnością.

Potem, gdy do tego stanu zauroczenia dołączymy rozmowy, wyznania, zwierzanie się sobie, bezgraniczną niemal szczerość, wówczas pojawia się drugi etap związku, nazwany Romantyczne początki. Kiedy para się poznaje bliżej i jest nadal sobą zauroczona (chemia nadal jest wyczuwalna) i decyduje się zostać parą, a nawet ze sobą zamieszkać. Wtedy przechodzimy do trzeciego etapu rozwoju związku i mamy Związek kompletny. Na tym etapie jest najprzyjemniej i etap ten osiągamy na przestrzeni ok. 2 lat. Wówczas sądzimy, że tak będzie zawsze, że nasza miłość jest jedyna, wyjątkowa i niepowtarzalne, że nie grozi jej żaden kryzys, że innym owszem dzieją się różne rzeczy, lecz nas to ominie.

A gdy problemy nas jednak nie omijają, następuje kryzys?

Po ok. 2 latach w naturalny sposób wygasa między partnerami pożądanie, czyli chemia. Jeżeli otwartość/intymność w związku była głęboka, gdy para zdążyła się oni ze sobą zaprzyjaźnić - wówczas przejdzie do czwartego etapu związku zwanego Związkiem przyjacielskim.

Brak spoiwa w postaci przyjaźni, opartej na otwartości, sprawia, że wiele par w tym czasie się rozstaje. Natomiast Związek przyjacielski jest tym etapem rozwoju związku, który pozwala partnerom przeżyć wiele lat razem, dając satysfakcję obu stronom.

Czasem bywa tak, że mimo braku chemii, otwartości i przyjaźni ludzie nadal pozostają ze sobą w związku, mieszkają razem, wyjeżdżają na wakacje, bo mają wspólny majątek, bo razem pracują, bo mają dzieci itd. Są razem, lecz jakby osobno, mało ze sobą rozmawiają, coraz mniej o sobie wiedzą, żyją oddzielnie. Mamy wówczas do czynienia z tzw. Związkiem pustym.  Rozpad związku (ostatni etap rozwoju związku) następuje wówczas, gdy między partnerami brakuje namiętności, brakuje otwartości, czyli coraz mniej o sobie wiedzą, coraz mniej sobie mówią i gdy jedna ze stron lub obie decydują się na rozstanie.

A co ze związkiem, w którym dominuje namiętność i pożądanie? To wystarczy, by związek przetrwał?

Czasem można spotkać Miłość fatalną, której specyfika polega na tym, że dwie osoby decydują się być parą (zaangażowanie), jest między nimi namiętność i pożądanie, lecz w żaden sposób nie potrafią się przed sobą otworzyć, poznać nawzajem i zaprzyjaźnić.

Dość często jest to związek burzliwy, pełen napięć, konfliktów i niedomówień, gdyż obie strony tak naprawdę mało o sobie wiedzą, nie rozumieją siebie nawzajem, nie akceptują wielu swoich zachowań, trudno jest im ujawnić swoje pragnienia, potrzeby, smutki w obawie przed krytyką, odrzuceniem, brakiem zrozumienia.

Czy istnieje coś takiego jak predyspozycja do utrzymywania lub niszczenia związków, w które wchodzimy? Każdy zna osoby, które przez kilkadziesiąt lat są w udanym związku z pierwszą czy drugą miłością życia, i takie, które wciąż wchodzą w krótkotrwałe i burzliwe związki. Są jakieś określone reguły?

Dość często posługujemy się zwrotem: "on nie jest w moim typie", "podobają mi się blondynki". Oznacza to, że poszukujemy drugiej połowy według własnego klucza, mamy swój określony  wzorzec, do którego przymierzamy poznaną osobę i jeżeli do niego pasuje - to ją wybieramy, a gdy nie pasuje – odrzucamy.

Ciekawe jest to, w jaki sposób ów klucz powstaje i dlaczego jest on taki, a nie inny? Jest wiele teorii na ten temat, dlatego dobrze jest najpierw poznać klucz, którym się kierujemy, a następnie określić jego pochodzenie. Chodzi o to, że bywa czasem tak, że klucz ów nam szkodzi, czyli wybieramy partnerów, którzy są dla nas osobami nieodpowiednimi, z którymi będziemy nieszczęśliwi. Uświadomienie sobie tego daje nam możliwość zmiany wzorca i bardziej świadomego podejścia do nowych znajomości i nowych związków.

Czego konkretnie dotyczy nasz osobisty wzorzec?

Wzorzec, którym się kierujemy dotyczy wyglądu zewnętrznego i określonych zachowań, które sprawiają, że dana osoba staje się dla nas atrakcyjna, pożądana, że chcemy dzielić z nią swoje życie.

Pracowałam z klientką, której kolejne związki były nieudane i mocno ją wyniszczały emocjonalnie. Okazało się, że niemal każdy związek zaczynał się tak samo – kobieta wiązała się tylko z tymi mężczyznami, którzy ją wybierali - a nie odwrotnie - i którzy okazywali swoją fascynację jej osobą. To wystarczyło, by angażowała się w związek, nawet, jeśli mężczyzna ów zupełnie nie podobał jej się fizycznie i wiele ich dzieliło. To nie miało dla tej kobiety znaczenia, bo najważniejsze było to, że mężczyzna był nią zauroczony.

Należy pamiętać także o tym, że żyjemy wśród ludzi i - chcemy tego, czy nie – każdy z nas wywołuje u innych określone wrażenia i reakcje. Zatem każdy z nas jest także obiektem obserwacji, zainteresowania, pożądania. Okazuje się, że poprzez swoje ubranie, sposób bycia, poruszania, się, prowadzenia rozmowy, wykonywaną pracę - zwracamy uwagę ludzi, dla których nasz sposób bycia i życia jest atrakcyjny, odpychający lub mało ciekawy.

Oznacza to, że możemy wzbudzać zainteresowanie u określonych osób. Ciekawe jest to, że w zależności od tego, jak jesteśmy postrzegani przez innych, takie osoby się nami interesują. Jest takie powiedzenie: jak cię widzą, tak cię piszą. Parafrazując to powiedzenie, można stwierdzić: jak cię widzą, tak cię podrywają.

A co, jeśli wysyłamy sprzeczne sygnały i przyciągamy do siebie osoby zupełnie nie dla nas?

Swego czasu pracowałam z klientem, który przez lata wikłał się w związki z kobietami, które go wykorzystywały - nie tylko materialnie, lecz także emocjonalnie. Był z tego powodu nieszczęśliwy i mocno zagubiony. Mężczyzna ów był postrzegany przez kobiety jako silny, odważny, przebojowy i interesowały się nim kobiety, które - podobnie jak on - były odważne, przebojowe, pewne siebie i dbające o własne potrzeby.

Natomiast mężczyzna ów w rzeczywistości był czuły, wrażliwy, delikatny, bardzo uczynny i pomocny. Od partnerki najbardziej potrzebował czułości, opieki, wsparcia, troski, akceptacji, oddania i zaufania. A przyciągał do siebie kobiety niezależne, z pasją, z tupetem, odważne i dbające przede wszystkim o własne potrzeby, a potrzeby partnera były na dalszym planie.

Zatem dobrze jest pod kierunkiem specjalisty zweryfikować odbiór naszej osoby w oczach potencjalnych partnerów. Jest to jeden z głównych celów warsztatów, które prowadzę (Szminka & Melonik). Mając świadomość wywoływanego wrażenia, świadomość tego, dla kogo jesteśmy atrakcyjni, a dla kogo nie – można dokonać zmian, by być bardziej spójnym z samym sobą oraz by robić dobre wrażenie na osobach, którymi my jesteśmy zainteresowani.

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze